32

Okropnie podrapani i w podartych ubraniach wydostali się z zarośli. Jakie niezwykłe wydało się ciepło słońca! Cudowne!

– Tam jest jakieś wzgórze – stwierdził Antonio. – Spróbujmy ze szczytu zobaczyć, co stamtąd widać, a potem usiądziemy po drugiej stronie i odpoczniemy.

– O, tak, świetnie – szepnął Morten cicho.

– Musimy oszczędzać jedzenie – ostrzegł Jordi. – Nie wiadomo, ile jeszcze dni zajmie nam wędrówka.

– Phi! Przecież jesteśmy już prawie u celu – stwierdził Morten.

– Tak ci się wydaje?

Dotarli do szczytu wzniesienia i przyjrzeli się wszystkiemu z góry. Przed nimi rozciągała się dość długa równina, końca jej nie widzieli, ponieważ szczyt niewielkiego wzgórza zasłaniał widok.

– Nie widzę żadnego wąwozu – stwierdziła Sissi.

– Miał być widoczny z domostwa hycla, czyż nie tak?

– A gdzie ono jest?

– No właśnie. Raczej na pewno już nie istnieje – stwierdził Jordi.

Antonio bacznie przyglądał się Unni.

– Co ci się stało? Dlaczego tak dziwnie reagujesz?

– To ta równina!

– Jaka równina?

– Ta, którą widziałam podczas wizji. Ta, którą jechali rycerze z Urracą, wioząc martwe królewskie dzieci.

– Na miłość boską, przecież ty mówiłaś o jakiejś niekończącej się podróży przez równiny z Leon na północ, o jakiejś wiosce i klasztorze.

– Tak, tak, ale to miejsce również widziałam. Na koniec, zanim wjechali w… No właśnie, w wąwóz.

Tę wiadomość musieli przez chwilę przetrawiać.

– Widziałaś domostwo hycla? – spytała Juana. Unni zastanawiała się przez chwilę.

– Nie jestem pewna, lecz jeżeli tak, to musiało ono leżeć… – Pokazała palcem. – Tam! Gdzieś wśród wzgórz na wprost tego wzniesienia.

Jordi skierował tam wzrok.

– W takim razie był to doskonały punkt obserwacyjny na całą równinę, nie tylko na tę część.

Ku wielkiej uldze Mortena zeszli w dół i w końcu usiedli, żeby odpocząć i trochę się posilić. Morten wyciągnął się na kocu i jęknął żałośnie.

– Czy nie możemy tu dzisiaj zostać?

– Powinieneś był wrócić razem z Gudrun i Pedrem – powiedział poważnie Jordi. – Albo nawet z Flavią, to nie jest dla ciebie dobre.

– Dam sobie radę – odparł słabym głosem, ręką zasłaniając twarz.

Antonio dał mu tabletkę przeciwbólową i ukradkiem też jedną zażył.

– To cię nie wyleczy, ale może przynajmniej pomoże ci wytrzymać.

– Wszystko będzie dobrze – mruknął Morten niewyraźnie.

Jedzenie trochę mu pomogło, chociaż nie mogli najeść się do syta. Antonio wyciągnął z plecaka butelkę wina.

– Cudownie! – uradowała się Unni. Ale Jordi ją powstrzymał.

– To nie dla ciebie – powiedział ostrzegawczym tonem.

– Och, rzeczywiście, przepraszam – powiedziała Unni z żalem. – Kiedy się nie odczuwa żadnych symptomów, łatwo zapomnieć o tak zwanym błogosławionym stanie. Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy!

Zadowoliła się wodą, ale uważała, że i tak jest dostatecznie smaczna.

Długi odpoczynek nie był im dany. Musieli iść dalej, Emma deptała im po piętach, a najlepiej byłoby, gdyby w ogóle ich nie zobaczyła.

Загрузка...