18

„Udało się” – uśmiechnął się don Galindo bardzo zadowolony. Wszyscy rycerze obserwowali pożegnanie na szczycie wzgórza.

„Znaleźli to! – wykrzyknął don Ramiro. – Znaleźli ten brakujący kawałek skóry!”

„Urraca miała wielką ochotę pomóc – uśmiechnął się don Sebastian. – Bardzo nas to cieszy”.

Ale trzeba przyznać, że dopisuje im wprost bajkowe szczęście – stwierdził don Garcia – skoro udało im się odnaleźć naraz trzy ostatnie kawałki”.

„Ta młoda jest bardzo bystra – przyznał don Federico. – Powtórzyła tekst na głos, tak żeby Antonio mógł go zapisać. Przyjaciele! Doprawdy, patrzę teraz na wszystko o wiele jaśniej”.

„Tak – odparł don Galindo z większą powagą. – Chociaż oni jeszcze nie dotarli do celu, a czyha na nich wielu wrogów”.

„Ten przeklęty skarb! – syknął don Sebastian przez zęby. – Gdyby nie on, nasi przyjaciele mogliby podróżować, nie zwracając na siebie uwagi, i o wiele łatwiej dotarliby na miejsce”.

„To prawda, my potrzebowaliśmy skarbu, by zapewnić samodzielność północnym krainom, ale ludzie są chciwi bogactw i złota. Zresztą na naszych przyjaciół czyha więcej niebezpieczeństw niż tylko chciwość” – powiedział don Ramiro.

„Więcej niebezpieczeństw i na dodatek znacznie poważniejszych, aniżeli się domyślają – skinął głową don Garcia. – Jak zdołamy ich ostrzec, nie naruszając przy tym naszej własnej gry?”

„Nie możemy nic zrobić, jedynie modlić się i mieć nadzieję” – zakończył don Federico.


Grupa Jordiego wyruszyła z Oviedo wcześnie rano.

Nie obyło się bez dramatyzmu.

W milczeniu zjedli szybkie śniadanie razem z Juana i Miguelem. Juana tego dnia miała bardzo czerwone oczy, Miguel zaś zamknął się w sobie jak ostryga.

Później Jordi wziął go na bok i oznajmił mu ostro:

– Nie wiem, kim jesteś, ani czym. Nie wiem, czy chcesz naszej krzywdy czy naszego dobra, czy też pragniesz jedynie zdobyć skarb. Ale Juana bardzo cię polubiła, wstawia się za tobą i ufa ci. W dodatku bardzo chciałbym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej i… mówiąc wprost, mieć cię na oku, bo dzięki temu będę się czuł bezpieczniej. Dlatego prosimy, żebyś towarzyszył nam jeszcze kawałek w drodze, jeśli nie jest to oczywiście dla ciebie niewygodne.

Miguel popatrzył mu prosto w oczy, a Jordiego ogarnęło dziwne uczucie nierzeczywistości, jak gdyby ujrzał coś, czego nie daje się objąć rozumem.

– Z tą dziewczyną, Juana, nie mam nic wspólnego – powiedział Miguel sztywno. – Ale poza tym przystaję na twoją propozycję. Mam swoje powody, by wam towarzyszyć, i z tego, co wiem, na razie nie wyrządziłem wam żadnej krzywdy?

– Nie, na razie nie. A tych swoich powodów nie możesz podać?

– Nie.

– Twoje imię?

Miguel milczał. Schylił głowę i wyraźnie się zastanawiał, a w końcu oświadczył:

– Tabris.

Jordi pokiwał głową.

– A więc ustalone.

Juana obserwowała ich z lękiem. Dotarło do niej jedno i drugie słowo, więc zrozumiała, czego dotyczy ta rozmowa. Gdy Jordi zobaczył jej olbrzymie błagające, pełne nadziei i żalu, zrozpaczone oczy, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

– Ciebie to również dotyczy, Juano. Wyprawa może być bardzo niebezpieczna. Chcesz mimo wszystko jechać?

Na twarzy dziewczyny ukazał się uśmiech, rozjaśniając jej twarz jak słońce. Rzuciła się Jordiemu na szyję, śmiejąc się i płacząc na zmianę, lecz gdy odwróciła się do Miguela, żeby i jego objąć, spostrzegła, jak instynktownie cofnął się przed nią. Opamiętała się wtedy i pobiegła do pozostałych…

– Doskonale! – powiedziała Gudrun z uśmiechem. – Serdecznie zapraszamy na dalszy etap podróży!

Zgromadzili się przy samochodach.

– Co teraz zrobimy? – spytał Pedro. – Mamy słowa klucze „CHLEBY ERMIDA NACZYNIA”. Co nam to mówi?

– W każdym razie musimy podążać dalej na wschód – stwierdziła Gudrun i rozłożyła swoją standardową mapę. Mapa Unni była spakowana. – Powiedzmy do Cangas de Onis, ta miejscowość to nasza stara znajoma. Zobaczymy, może wpadniemy na jakiś pomysł, albo natrą – firny na jakiś ślad.

– No tak, mamy tam Covadonga, dobrze znam ta miejsce po przygodach moich i Unni.

– Prędzej czy później spotkamy się z drugą grupą – powiedziała Gudrun.

– O, do tego jeszcze daleko – stwierdził Jordi z tęsknotą w głosie.

Gdy razem z Miguelem wsiadali do małego samochodu, spytał obojętnie:

– Współpracujesz z jakąś kobietą?

A Miguel jeszcze raz długo milczał, nim w końcu odpowiedział:

– Ja? Ja jestem bardzo samotny.

Jordi zrozumiał, że Miguel w taki czy inny dziwny sposób mówi prawdę.


Tabris był zły. Gdy się czegoś nie rozumie, można reagować gniewem.

Dlaczego ci ludzie muszą się dotykać, myślał ze złością. Dlaczego patrzą sobie w oczy, uśmiechają się i wyglądają na szczęśliwych? Przecież nikogo nie zabili, nie zrobili nikomu nic złego.

Dlaczego za sobą tęsknią?

Jordi tak często rozmawia z niemądrą Unni przez ten dziwaczny aparacik, który nazywają komórką, a jego głos robi się wtedy taki ciepły, mówi całe mnóstwo miłych słów. My w królestwie Ciemności owszem, znamy słowo „miłość”, ale to uczucie, którego doznają wyłącznie ludzie. My nie jesteśmy w stanie pojąć, co ono oznacza ani z czym się łączy.

No i mają też dzieci. Jordi mówił, że Unni spodziewa się jego dziecka.

Oczywiście, mieszkańcy Ciemności również kopulowali ze sobą. Demon męski mógł brać kobiecego od tyłu albo kobiecy usiąść na męskim, który leżał i odpoczywał, lecz odbywało się to tylko w ramach świadczenia sobie wzajemnych przysług, gdy kogoś ogarnęło zbyt duże napięcie. Dzieci płodzono na rozkaz Mistrza, na ogół po wojnach międzyplemiennych, które miały miejsce dość często, i zbyt wiele demonów uległo unicestwieniu. Ale demony z rodu Nuctemeron nigdy się nie rozmnażały. Mistrz nie chciał, żeby było ich więcej, a najchętniej w ogóle by się ich pozbył.

Dlatego Tabris znał jedynie agresję, zło i egoizm. Każdy myślał jedynie o własnym dobru i było to dość proste.

Nie pojmował sentymentalizmu ludzi. Oni się przejmowali sobą nawzajem!

Tabris odetchnął głęboko. Powinien okazać większą twardość, popełnił już co najmniej jeden duży błąd. Nie zgodził się na zmianę grupy.

Nie mógł jednak dopuścić do tego, żeby Zarena zobaczyła Juanę. Zarena być może zabiłaby tę kobietę ludzkiego rodu natychmiast, a nie takie było życzenie mistrza. Najpierw trzeba osiągnąć cel, a dopiero potem zabijać. Zarena pod tym względem wykazywała nieostrożność i bezmyślność.

Ale nad tym, dlaczego uważa, że Zarena uśmierciłaby akurat tę nic nie znaczącą dziewczynę, Tabris nie zastanawiał się nawet przez chwilę.

Загрузка...