Kiedy Al zamknął za sobą stalowe drzwi, CZAS 2020–071 Burt postanowił, że to stanie się dziś. Wiedział już, że to zrobi — nie miał już sił. Nie wierzył, że wrócą po nich. Zresztą, gdyby nawet wrócili, to szansę odnalezienia były minimalne. Kto dojrzy na pociemniałej Ziemi, skrytej za gęstymi chmurami i grubym płaszczem zjonizowanej atmosfery, kawał szmaty wywieszonej na pręcie anteny?
Tylko że Anna…
„Głupcze! Głupcze! Zrozum! Ona tego nie przeżyła, to byłby cud!” — perswadował sobie. To była ta jego szansa, to była ta przyszłość, dla której żył tu jeszcze zakuty w betonowy bunkier… Żył przeszłością. Ale pragnienie śmierci stawało się chwilami silniejsze od pragnienia życia…
Nagle Burt uśmiechnął się. „Chryste, przecież my już jesteśmy pomyleni!” — przemknęło mu przez głowę. Setki głowic anihilacyjnych zmiotły z powierzchni Ziemi wszystko, co żywe… Wszystko prawie, co stworzyła ludzka ręka. Gdzieś, rozrzucone po lądach i dnach oceanów, uchowały się nieliczne, skryte głęboko pod ziemią betonowo — ołowiane bunkry — ludzkie nory z przerażonymi szczuroludźmi, brudnymi, spodlałymi, balansującymi na skraju szaleństwa, wegetującymi tylko dzięki retrospektorom wstrzymującym zupełnie prawie akcję fizjologiczną. Dla przyszłości — w nadziei na ocalenie — żyli swymi najmilszymi, wybranymi ongiś wspomnieniami. Teraz nienawidzili ich, gardzili nimi. Ale to one dawały im życie. Kiedyś można było sobie nagrać w Centralnym Laboratorium PENTAC swoje wspomnienia CZAS 2020–072 na taśmie. Sprawa była wprawdzie droga — ale wspomnienia również.
Burt skrzywił się — przez dwanaście lat pracy w Służbie dorobił się domku, ogródka i siedmiu taśm… Było na nich kiedyś wszystko, co najdroższe… Teraz…
Wzdrygnął się.
Wojna, wbrew wszelkim przewidywaniom, nie zaczęła się od Strefy Zagrożenia. TAMCI byli również chytrzy jak CI. Załadowali się w rakiety ile tylko starczyło miejsca — a potem uruchomili wyrzutnie. Zapewne z ICH obliczeń wynikało, że nie ostanie się tu nawet mrówka… Burt dałby wiele za to, żeby zrozumieć, kto tu wygrał…
Nie, nikt tu po nich nie wróci. Rozproszyli się po Galaktyce, znów będą siać nienawiść, strach, terror. Zgodnie z chlubną historią ludzkości przetrwali najbezwzględniejsi, najokrutniejsi… A na Ziemi — jak po każdej wojnie — zostały jedynie szczury w bunkrach, podtrzymywane przy życiu retrospektorami… aż po sądny dzień, kiedy wyczerpie się paliwo termojądrowych stosów…
I dlatego Burt nie chce.
A jeśli Anna mimo wszystko?…
Starał się skierować myśl w inną stronę. Ale… O czym człowiek myśli przed samym końcem? To są ponoć ważne myśli — tak mu kiedyś o tym mówiono. Wszystko, o czym mógł myśleć, obracało się wokół nadziei — uciekało od śmierci, której pragnął. Rozpatrzył już wszystkie warianty ocalenia — jeden był bardziej nieprawdopodobny od drugiego. To coś, co tak często odzywało się w nim ostatnio, teraz na przemian zaśmiewało się z jego głupoty, to znów zanosiło się od płaczu, targając chudym ciałem i ociężałą głową. Kiedyś pożaliłby się Alowi… Kiedyś… Gdy nie wiedział, jaka to szmata…
Na myśl o Alu opadła go wściekłość. Męczyła go świadomość, że tamten tyle o nim wiedział, znał go tak dobrze. Przecież kiedy tu przybyli, byli jeszcze przyjaciółmi…
Spojrzał na kabiny. I tak miał większe szczęście. Al miał tylko trzy kasety.
CZAS 2020–073. Myśl przemknęła przez głowę błyskawicą.
„Nie! — aż się przestraszył — nie, nie, tak nie można…”
Mimo wszystko podpełzł na czworakach bliżej. Przecież to tylko na chwilę… Nawet taka chwila się liczy… „Ja też mógłbym jemu…” — Raptem, zdecydowany, przysunął ku sobie pojemnik z kasetami. Podniósł wieczko. Były tam nie trzy, lecz cztery kasety — czwarta leżała płasko na dnie. Nieważne. Wziął ją do ręki, potem z wysiłkiem wspiął się na fotel retrospektora Ala i wsunął głowę do hełmu. Nastawił zegar na 20 minut, ale potem przestraszył się jakby i cofnął wskazówkę na dziesiątkę. „Głupi! — pomyślał — i tak nie wróci wcześniej niż za cztery, pięć godzin!” Przycisnął guzik:
…CZAS 1916–704 patrzy przez okno, za którym migają drzewa i maleńkie klockowate domki jak z obrazków w książkach dla dzieci, potem zwraca twarz ku niemu i mówi: nie mogę, Al, brak mi odwagi, wiesz przecież, jaku to cios; dla ciebie to tez byłby cios; to już sześć lat, przez sześć lat człowiek się przywiązuje… nawet do psa się przy — wiązuje.. nie mogłabym, Al;.. nie, mówi Al, nie rozumiem, nie chcę rozumieć, nie masz prawa rezygnować za nas dwoje; dlaczego kiedy dwoje ludzi się kocha, oboje przystają na wspólne nienaruszalne prawa? a dlaczego, kiedy mowa o końcu miłości, pozbawiony praw pozostaje ten, kogo już pozbawiono szczęścia?! Wiem, że tak zawsze było, ale ktoś przecież to musi zrozumieć, przyznać, że to niesprawiedliwe; a zwłaszcza ty — ty nie masz prawa rezygnować za nas dwoje, jesteś mi potrzebna tak samo, jak ja tobie, tutaj nie ma miejsca na litość, i Burt z pewnością nie chce twojej litości; Anna znowu patrzy w okno; płacze po swojemu, bezgłośnie, łzy spływają po policzkach i kapią na ręce, na biały materiał bluzki, na ławkę… przeczysz sam sobie… twoje prawo do miłości jest wyrokiem dla Burta, mówi; …spada cisza; wiesz, mówi wreszcie drżącym głosem, czy ty wiesz, ile kosztowało mnie to kłamstwo? pierwszy raz to zrobiłam, nigdy go nie okłamywałam, on uważał, że musi mieć kogoś, komu będzie bezgranicznie ufać… każdy człowiek musi mieć kogoś takiego… i dopiero teraz, żeby z tobą pojechać… ale tak nie może być dalej, Al, to będzie ostatni raz; …Al czuje, jak rozszalałe jeszcze przed chwilą myśli ustają nagle w swym biegu, nicestwieją… jest teraz tylko ból, straszliwy, sięgający każdego nerwu, paraliżujący ciało, rozrywający mózg… liczył się z tym, wiedział, że taki musi być koniec; ale kiedy nadszedł, nie może weń uwierzyć; patrzy na zapłakaną twarz Anny i do bólu dochodzi jeszcze żal, rozpacz, nienawiść; w głowie rodzi się jakaś dziwaczna myśl: „czy człowiek może naprawdę tyle wytrzymać? tyle zła? tyle bólu; i nagle zaczyna szybko mówić, jakby w obawie, że mogłaby mu przerwać: wiesz — mówi, za miesiąc wyjeżdżam na patrol w strefę zagrożenia; to będzie cały rok, Burt na pewno ci mówił, możesz mu wtedy napisać, to łatwiej, niż powiedzieć, przekażą mu przez radio… ale nie pisz, że to ja… dla mnie… napisz tylko, że postanowiłaś… że nie kochasz, nie możesz dalej, a ja mu wyperswaduję, będę z nim, nic sobie nie zrobi; zobaczysz, że tak będzie łatwiej, przypilnuję go i przez rok wróci do siebie… tak będzie dobrze, prawda? wierzysz mi, powiedz, wierzysz? no powiedz?! …patrzy z nadzieją na Annę… znów dociera do niego niemy film za oknem… potem Anna mówi: tak, Al, chyba tak… masz rację… nie umiałabym już bez ciebie… CZAS 1916–705.
Wspomnienie ustało nagle, jakby przerażone własnym widokiem. Burt czuł tylko lód — lód wszechobecny, w sercu, w nogach, w mózgu. Machinalnie wysunął głowę z hełmu, wyjął kasetę z przewiniętym kawałkiem taśmy i zbliżył ją do oczu. Chwilę wpatrywał się bezmyślnie w szpulki z czarną taśmą! Parę metrów bólu, cierpienia zdolnego wypalić w człowieku wszystko, co ludzkie. Gdzieś w jakimś nerwie narodziła się myśl, lecz zaraz, spłoszona jakby, zniknęła na powrót. Lecz oto pojawiła się druga, po niej trzecia…
Decyzja zapadła, jeszcze zanim o niej pomyślał; była w nim już wtedy, kiedy przeżywał kasetę Ala. Już wtedy zadecydował.
Otworzył wieczko kasety i cofnął palcem kawałek taśmy; potem zaniknął wieczko i wsunął kasetę do aparatu. Nastawił zegar na jedną minutę:
…CZAS 1919–706 cały rok, Burt na pewno ci mówił, możesz mu wtedy napisać, to łatwiej niż powiedzieć, przekażą mu przez radio… ale nie pisz, że to ja… dla mnie… napisz tylko, że postanowiłaś… że mnie kochasz, nie możesz CZAS 2020–075.
Zaledwie otwarł oczy, wyjął kasetę i ponownie cofnął taśmę — ‘jeszcze dalej niż poprzednio. Potem zamknął wieczko i na powrót wsunął kasetę do otworu. Nacisnął guzik.
…CZAS 1919–705 bezgranicznie ufać… każdy człowiek musi mieć kogoś takiego… i dopiero teraz żeby z tobą pojechać… ale tak nie może być dalej, Al, to będzie ostatni raz; …Al czuje, jak rozszalałe jeszcze przed chwilą ‘myśli ustają nagle w swym biegu, nicestwieją… jest teraz tylko ból, straszliwy, sięgający każdego nerwu, paraliżujący ciało, rozrywający mózg… liczył się z tym, wiedział, że taki musi być koniec; ale kiedy nadszedł, nie CZAS 2020–076.
W porządku. Burt wyjął znów kasetę i odkrył wieczko. Potem przegryzł zębami taśmę w miejscu, w którym się zatrzymała, i odwinął kilkanaście centymetrów z dopiero co obejrzanego odcinka. Koniec pozostałej taśmy nawinął na drugą szpulkę i zamknął wieczko. Włożył kasetę do pojemnika i zwlókł się z fotela, trzymając w zębach urwany wycinek taśmy. Podszedł do swojego retrospektora i z wysiłkiem wdrapał się na fotel. Wyjął jedną ze swoich kaset. Ruchy palców były zdecydowane, mechaniczne prawie. Wytrząsnął na dłoń pełną szpulę…