Nazidanije dla pisatielej fantastiki
Trudno ogarnąć całe bogactwo pomysłów współczesnej fantastyki. Możemy tam znaleźć i rozumne rośliny, i mówiące zwierzęta, i wiele jeszcze innych rzeczy, doskonale znanych psychiatrom leczącym ciężkie formy paranoi.
Liczba miłośników literatury fantastyczno — naukowej nieustannie rośnie. Wraz z kibicami piłkarskimi tworzą oni śmietankę intelektualną ludności naszego globu. Nic więc dziwnego, że fantastykę nazywa się „literaturą stulecia”.
Niestety brak jakiejkolwiek teorii fantastyki znacznie obniża produktywność autorów uprawiających ten gatunek i pozbawia krytyków możliwości obiektywnej oceny.
Zanim powstanie teoria uniwersalna, warto chociażby usystematyzować podstawowe trendy rozwojowe fantastyki i przynajmniej pobieżnie naszkicować naukowe kryteria oceny jakości utworów gotowych.
Imiona bohaterów winny odpowiadać ich charakterom. Jeżeli akcja toczy się w dalekiej przyszłości lub w innej galaktyce, to bohaterowie pozytywni winni nosić dobre imiona: Dar, Mir, Skarb, Miła itp. (dobrą inspiracją do wyboru imion żeńskich może stać się lektura katalogu środków piorących).
Bohaterom negatywnym nadaje się imiona w rodzaju: Mrok, Zły, Cuch, Ból. Nawet najbardziej obrzydliwym typom nie należy jednak nadawać imion brzmiących jak przekleństwa, bowiem takie wyrazy spotyka się w leksykonie naukowców, szczególnie młodych, co przy czytaniu sprawia pewne trudności semantyczne.
Przedstawicielom cywilizacji pogranicznych (przejściowych), które jeszcze mogą wstąpić na właściwą drogę, nadaje się imiona metodą gilotynowania. W słowniku wyszukuje się jakieś zwykłe wyrazy, powiedzmy „żwir” i „klamka”. Odcinamy pierwsze litery i otrzymujemy Wir Lamka. Prostota i elegancja!
Kosmos jest głównym chlebodawcą fantastów. Ale spożytkować go można jedynie w celach humanitarnych. Aby nie zatracić przy tym elementu sensacji, znakomicie uzbrojonych Ziemian obarcza się szlachetną misją nosicieli moralności ludzkiej, ustanawianej za pomocą broni promienistej, bomb jądrowych i anihilatorów przestrzeni. Wobec szczególnie podłych istot, pochłaniających plazmę gwiezdną niby galaretę z nóżek cielęcych, dopuszcza się stosowanie bardziej energicznych metod perswazji.
Fantasta ma prawo kreślić najbardziej nawet ponure obrazy, byle tylko bohater kręcił głową z dezaprobatą i wygłaszał długie tyrady na temat tego, że na ojczystej Ziemi podobne paskudztwa są już niemożliwe. Nazywa się ten zabieg wprowadzaniem elementu pozytywnego do tematyki negatywnej. Często bohater tego typu jest słabo uzbrojony i wynosi się po angielsku ze wstrętnej planety, nie odczuwając przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Wypełnił bowiem swą rolę, uświadomiwszy czytelnikowi, jak źle byłoby, gdyby… i tak dalej.
Aby nie narazić się na zarzut chwiejności pozycji, autor winien stosować oba tematy przemiennie w różnych utworach. Jeśli na przykład w poprzednim dziele opowiadał się za całkowitą nieingerencją w obce sprawy, to w następnych powinien rozprawiać się z obcoplanetnikami wszystkimi środkami, jakie mu się pod rękę nawiną, łącznie ze szpiegostwem, dywersją i bronią masowej zagłady.
W żadnym z tych wariantów nie należy doprowadzać fabuły do szczęśliwego zakończenia, gdyż pozbawia to autora możliwości napisania dalszego ciągu. Najlepiej dać do zrozumienia, że happy end nastąpi, kiedy rak świśnie. Taka formuła urządza wszystkich. Optymistów dlatego, że najsilniejszy akcent pada na nieuniknioność szczęśliwego zakończenia, pesymistów zaś dlatego, że wiedzą co raki są warte, znają ich dość szczególny sposób poruszania się, a nawet domyślają się, gdzie raki zimują.
Fantaści z reguły unikają zagłębiania się w przeszłość, wymaga to bowiem znajomości historii, chociażby w zakresie szkoły średniej. Dlatego myśli pisarza wędrują zwykle ku przyszłości.
Tam, prawie zawsze, ziemskie problemy ograniczają się do dekoracji, natomiast zasadnicza akcja toczy się gdzieś tam w innych galaktykach.
Ale nawet co do sztafażu nie ma jednomyślności.
Jak i przez kogo będzie rządzona nasza planeta? Niektórzy uważają, że znajomość wyższej matematyki sama przez się gwarantuje mądrość godną męża stanu. Nie wiem, czy można w pełni przychylić się do tego poglądu. Proszę zapytać, co myśli żona dowolnego uczonego o zmyśle praktycznym swego małżonka, a wtedy zrozumiecie, ile wart jest rząd światowy, składający się z samych profesorów i akademików. Dlatego też fantaści skłonni są zwalać sprawy państwowe na barki maszyn matematycznych. Wtedy ludzkość nie musi już podejmować jakichkolwiek decyzji i może się całkowicie oddać lotom kosmicznym, tańcom i swawolom.
Ogromne znaczenie przypisuje się uszlachetniającemu oddziaływaniu sztuki, szczególnie muzyki.
Inna rzecz, że przeprowadzone przez nas wyrywkowe badania wśród znajomych nie pozwoliły na razie wykryć różnic w obliczu moralnym między bywalcami sal koncertowych, a ludźmi, którym słoń nastąpił na ucho.
Wyliczone tu problemy wyczerpują w zasadzie futurologiczne wizje fantastów, jeśli nie liczyć tego, że samochód zostanie zastąpiony „mobilem”, teatr „tcheatrem”, do wszystkich środków lokomocji zastosuje się napęd antygrawitacyjny, a prace domowe poruczy robotom — androidom.
Literatura fantastyczno — naukowa różni się od literatury popularnonaukowej tym, że ma uświęcone prawo do obalania podstawowych praw natury.
Konieczne i bezdyskusyjne jest obalanie pierwszej i drugiej zasady termodynamiki. (O istnieniu trzeciej zasady autor może nie wiedzieć).
Fantasta ma prawo dowodzić lub po prostu deklarować możliwość poruszania się z prędkością przewyższającą szybkość światła, pozyskiwania energii z materii w ilościach przewyższających te, które wynikają z równania Einsteina, zwijania przestrzeni siłą woli i tworzenia pól, których nazwy nie można rozszyfrować nawet przy pomocy słownika wyrazów obcych.
Fakt, że konieczną tego przesłanką musi być całkowity krach współczesnej nauki nikogo nie peszy, gdyż mamy do czynienia z fantastyką naukową, dziecięciem postępu naukowego.
Czyniono próby, aby pomniejszyć triumf wyobraźni nad prawami natury przez wprowadzenie do narracji różniczkowych równań cząstkowych — chwyt wyraźnie nie fair zarówno w stosunku do kolegów po piórze, jak i do czytelników. Tego rodzaju tendencje do chwalenia się wykształceniem należy w fantastyce zdecydowanie tępić.
Przeciwnicy literatury fantastyczno — naukowej utrzymują, że ten rodzaj tematyki dawno już wyczerpał wszystkie możliwe wątki fabularne i istnieje jedynie dzięki wielokrotnemu przeżuwaniu jednego i tego samego. O tym, że opinia ta jest całkowicie pozbawiona podstaw, świadczy inwazja delfinów na utwory fantastyczne.
W trakcie całej swej historii ludzkość współistniała z delfinami, ale dopiero niedawno, kiedy ssaki te zostały niemal całkowicie wytępione, naukowcy odkryli, że stosunek masy mózgu do ciężaru ciała jest u tych zwierząt wyższy niż u człowieka. Wywołało to całą powódź spekulacji na temat życia wewnętrznego waleni uzębionych, a zwłaszcza delfinów śródziemno — i czarnomorskich.
Jeśli usystematyzować wszystko, co prasa pisze o delfinach, to ponad wszelką wątpliwość okaże się, że:
Po pierwsze, delfiny lubią ludzi. Chociaż miłości nie da się mierzyć wedle jakiejkolwiek skali absolutnej lub względnej, to jednak istnieją pewne podstawy do przypuszczenia, iż delfin czuje nieco mniejszą sympatię do człowieka niż pies i nieco większą niż świnia.
Po drugie, delfiny łatwo wytresować. Zdaje się niewiele trudniej niż lwy morskie (te ostatnie mają stosunkowo o wiele mniej mózgu niż delfiny i wobec tego nie interesują ani naukowców, ani fantastów).
Po trzecie, delfiny rozmawiają ze sobą gwiżdżąc. Wszystko wskazuje na to, że język delfinów pod względem bogactwa znaczeniowego i celności skojarzeń nie ustępuje językowi ptaków śpiewających. Jednak problem ten wymaga uściślenia, jako że nikt jeszcze nie sporządził słownika delfiniego ani ptasiego.
Niestety to już prawie wszystko, co przemawia za delfinami. Oczywiście w porównaniu z niedźwiedziami, rozbijającymi się w modnych spodniach na motocyklach, osiągnięcia delfinów wydają się być mniej niż skromne, ale fantaści powinni rozwijać waleniową tematykę, bo w przeciwnym razie mógłby ktoś zapytać, po co im taki potężny mózg, w który wyposażyła je natura? (Chodzi tu, rzecz jasna, nadal o delfiny).
Czytelnik lubi rzeczy niezwykłe. Im więcej potworów w tekście, tym lepiej.
Obecnie zostały już spożytkowane wszystkie postacie mitologiczne:
centaury, smoki, pegazy, cyklopy, a nawet anioły, zwykłe i sześcioskrzydłe.
Produkcję potworów na potrzeby utworów fantastycznych można zrealizować metodami potokowymi. Istnieją dwie takie metody:
Hybrydyzacja. W tym wypadku sporządza się krzyżówkę najbardziej odległych przedstawicieli fauny i flory. Krzew róży z tygrysimi łbami zamiast kwiatów, dziewczyna z ciałem węża, latające meduzy, mieszaniec pająka z jastrzębiem. Im śmielszy zestaw cech takiej hybrydy, tym lepszy efekt artystyczny i silniejsze oddziaływanie emocjonalne na czytelnika.
Zmiana skali. Jeden z najprostszych i najskuteczniejszych sposobów, nie wymagający szczególnych wyjaśnień. Pluskwa wielkości konia lub dinozaur mieszczący się w pudełku po zapałkach otwiera niewyczerpane wprost możliwości konstruowania dynamicznej, pasjonującej fabuły.
To właściwie już wszystkie prawidła kompozycji utworów fantastyczno — naukowych. Należy jedynie dodać, że tytaniczna praca, której wynikiem jest systematyzacja pomysłów fantastycznych, znacznie ułatwi pisarzom wybór tematów. Wystarczy wziąć na chybił trafił kilka pomysłów i zręcznie je połączyć. Liczba kombinacji jest przy tym tak wielka, że wystarczy jeszcze kilku pokoleniom fantastów.
Przełożył Tadeusz Gosk