Mogą zrobić nie więcej niż dziesięć metrów CZAS 2017–452 bez odpoczynku. Od czasu do czasu unosił głowę i spoglądał przed siebie, by sprawdzić, czy nie zgubił drogi. Szukał na zaoranej, przenicowanej, zdawało się, ziemi małego kopulastego wybrzuszenia ze sterczącym na nim prętem anteny. Powinien na nim powiewać kawał błękitnej szmaty — jedyny ślad bunkra.
Uważnie przeszukiwał wzrokiem horyzont, mrużąc odwykłe od dziennego światła oczy. Hen nad gładkim, jakby odlanym z ołowiu widnokręgiem zapalała się fioletowa, wieczorna poświata. Anihireola.
Ruszył znów przed siebie, odliczając w pamięci przebyte metry. „Trzydzieści dwa…” Z trudem wyciągnął lewą rękę, bacząc zarazem, by druga nie zapadła się zbyt głęboko w błotnistą ziemię. „Trzydzieści trzy… Niech to szlag jasny… CZAS 2017–453… Ale frajda… Trzydzieści cztery… tamta dopiero miała ołowiu, Chryste! Fakt, że… Trzydzieści pięć… że tamta musiała być starsza… Tej też wystarczyłoby na dwa dni… gdyby… Trzydzieści sześć… gdyby nie ten sukinsyn.”
Dostrzegł w końcu szmatę, powiewającą nad łagodnym wzgórkiem. Wystawał — chorobliwie jakoś jak opuchlizna — nad nieskończoną równiną. Burt podpełzł wreszcie do włazu i bezsilnie opadł na metalową klapę. Dyszał ciężko CZAS 2017–454 czas jakiś, a potem uniósł się nieco. Odpiął kieszeń w skafandrze i pieczołowicie schował w niej mysz. Potem zapiął kieszeń i przysadził się z całej siły do metalowej antaby na klapie. Mógł jej nie zamykać, ale chodziło mu o Ala… Bał się…
Uporał się wreszcie z wielką zardzewiałą sztabą i zabrał się z kolei do odkręcania potężnej, mocno nadżartej korozją obręczy. Klapa powoli zaczęła się unosić z głuchym pojękiwaniem. Po chwili szczelina zrobiła się na tyle szeroka, że mógł się w nią wcisnąć. Wszedł do wąskiego pionowego tunelu i opuścił się nieco w dół po stalowych klamrach, wmurowanych w jego ściankę. Z wyraźnym wysiłkiem uniósł ręce i zaczął na powrót opuszczać klapę. Jeszcze dwie CZAS 2017–455 antaby, i koniec.
Ciemny, niczym nie rozświetlony tunel prowadził w głąb ziemi. Potem była następna śluza, i jeszcze jedna… I drzwi — wielkie, stalowe, okute kilkucentymetrową warstwą ołowiu.
Był u siebie…