Rozdział 5

Will biegł wzdłuż wybrzeża nagiej, chłostanej wiatrem wysepki Skorghijl. Przemierzył już pięciokrotnie kamienistą plażę, a teraz ruszył po stromym zboczu wznoszącym się na tyłach chat. Mięśnie nóg paliły go, gdy zmuszał się do pospiesznej wspinaczki. Tygodnie bezczynności na wilczym okręcie osłabiły jego sprawność, toteż postanowił odzyskać ją jak najprędzej i przywrócić mięśniom krzepę. Tego właśnie oczekiwałby od niego Halt.

Nie mógł, co prawda, ćwiczyć strzelania z łuku ani rzucania nożem, ale postanowił zrobić wszystko, by jego ciało było gotowe, jeśli tylko nadarzy się okazja do ucieczki.

Co więcej, Will nie zamierzał dopuścić do siebie myśli, że takowa może się nie nadarzyć.

Wdrapywał się więc po stromym stoku, a spod jego stóp osypywały się drobne kamyki. Im wyżej się znajdował, tym silniej wicher targał jego ubraniem. Wreszcie dotarł na szczyt, gdzie wichura uderzyła w niego z całą mocą. To właśnie był ów wiejący z północy letni sztormowy wiatr. Po północnej stronie wysepki wiatr gnał fale na czarne skały, wyrzucając wysoko w powietrze rozbryzgi piany. W zatoce, z której tu przybył, wody były względnie spokojne dzięki naturalnej osłonie wysokiego cypla, tworzącego coś w rodzaju obszernej podkowy.

Jak zawsze, gdy znajdował się w tym miejscu, przemierzył wzrokiem połać oceanu, rozglądając się za jakimś statkiem. Jednak i teraz, tak jak zwykle, nie widać było nic oprócz niestrudzenie napływających fal.

Popatrzył znów w kierunku zatoki. Obie chaty, które w rzeczywistości były całkiem spore, wydawały się stąd śmiesznie małe. W jednej z nich Skandianie spali, druga przeznaczona była na jadalnię, gdzie spędzali większość czasu, kłócąc się, grając na pieniądze i pijąc. Przy jednej ze ścian chaty sypialnej znajdowała się mała przybudówka, którą Erak wyznaczył na tymczasowe miejsce zamieszkania Willa i Evanlyn. Była ciasna, ale przynajmniej nie musieli mieszkać razem ze Skandianami. Pośrodku Will zawiesił stary koc, by Evanlyn miała przynajmniej odrobinę prywatności.

Siedziała teraz obok tej przybudówki. Nawet z oddali Will dostrzegał jej zrezygnowaną, przygnębioną postawę. Zmarszczył brwi. Kilka dni wcześniej zaproponował, żeby ćwiczyła razem z nim. Evanlyn jednak z miejsca odmówiła. Wyglądało na to, że po prostu pogodziła się z losem. Poddała się. Przez następne dni prawie nie odzywali się do siebie. Will usiłował podnieść ją na duchu i wciąż mówił o możliwości ucieczki — zaczął mu się już bowiem wykluwać w głowie pewien plan. Jednak jej zachowanie dziwiło go i rozczarowywało. Dziewczyna nie była już tą dzielną Evanlyn, która razem z nim podpaliła most, która przebiegła po wąskiej kładce nad bezdenną przepaścią, by mu pomóc i nawet przez chwilę nie pomyślała o własnym bezpieczeństwie, a potem jeszcze próbowała walczyć ze Skandianami, gdy ci ich dopadli.

Ta nowa Evanlyn była dziwnie zrezygnowana. Zdumiewało go to, bo nigdy by nie przypuszczał, że właśnie ona się podda w niesprzyjających okolicznościach.

Może po prostu takie są dziewczyny — mruknął do siebie. Ale jakoś nie chciało mu się w to wierzyć. Wyczuwał, że chodzi tu o coś innego, o coś, czego mu nie powiedziała. Wzruszył ramionami, nie zamierzając pogrążać się w jałowych rozmyślaniach i zaczął schodzić na dół.

Było to łatwiejsze niż wspinaczka, ale też wcale nie takie proste. Osuwające się, zdradliwe podłoże sprawiało, że musiał biec coraz prędzej i prędzej, by utrzymać równowagę, zrzucając po drodze miniaturowe lawiny. Bieg pod górę najbardziej obciążał mięśnie ud, teraz przede wszystkim dawały się Willowi we znaki łydki. Znalazł się w końcu u stóp zbocza. Zdyszany, opadł na ręce, by wykonać serię szybkich pompek.

Po kilku minutach rozbolały go ramiona, ale nie przestawał, zmuszając się, by przekroczyć barierę bólu. Ściekający po twarzy pot oślepiał go… aż nie był w stanie wykonać ani jednego ćwiczenia więcej. Opadł na ziemię, ręce odmówiły już współpracy. Przez dobrych kilka minut leżał bez ruchu, usiłując złapać oddech.

Evanlyn zbliżyła się, kiedy robił pompki, więc jej nie słyszał. Teraz drgnął nerwowo na dźwięk jej głosu.

— Willu, tracisz tylko czas.

W jej głosie nie słychać było tego kłótliwego tonu, który tak dawał mu się we znaki przez ostatnie dni. Przeciwnie, słowa dziewczyny brzmiały raczej pojednawczo. Stęknął cicho i dźwignął się z kamieni, następnie przewrócił na bok i usiadł, otrzepując z rąk mokry piasek.

Uśmiechnął się do niej, na co odpowiedziała uśmiechem, a potem siadła obok niego na plaży.

— Dlaczego uważasz, że tracę czas? — spytał. Machnęła ręką, tak jakby tym jednym ruchem chciała pokazać mu plażę, na której dopiero co robił pompki i wzgórze, na które się wspinał.

— Po co ci całe to bieganie i ćwiczenia? I plany ucieczki? — spytała.

Zmarszczył lekko brwi. Nie chciał się z nią kłócić, toteż odpowiadając, starannie dobierał słowa. Odezwał się tonem rozsądnym i neutralnym:

— Przecież ćwiczenia, pozwalające utrzymać formę, nigdy nie są stratą czasu — zauważył.

Skinęła głową, jakby częściowo przyznając mu rację.

— Może i nie. Ale ucieczka? Stąd? Przecież to bez szans.

Wiedział, że teraz musi bardzo uważać. Jeśli dziewczyna uzna, że znów czeka ją kazanie, zamknie się w skorupie i nie sposób będzie się porozumieć. Wiedział jednak, że w takich sytuacjach jak ta najważniejsze jest, by nie tracić nadziei i pragnął, żeby także ona to zrozumiała.

— Przyznaję, że sprawy nie mają się najlepiej — stwierdził. — Jednak nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. Najważniejsze, żeby wierzyć, nie poddawać się. Tego nauczył mnie Hak. Nigdy się nie poddawaj, bowiem kiedy pojawi się sposobność, musisz być gotów, żeby z niej skorzystać. A więc proszę cię, Evanlyn, nie poddawaj się.

Potrząsnęła głową, choć wcale nie zamierzała się z nim spierać.

— Nie zrozumiałeś mnie. Wcale się nie poddałam. Mówię tylko, że snucie planów ucieczki jest niepotrzebną stratą czasu. Nie musimy wcale uciekać. Istnieje inne wyjście.

Will rozejrzał się ostentacyjnie dookoła, jakby szukając wyjścia, o którym mówiła.

— Czyżby? — spytał. — Obawiam się, że go nie widzę.

— Możemy zostać wykupieni — powiedziała, a on z miejsca wybuchnął głośnym śmiechem, w którym nie było wzgardy, za to szczere rozbawienie jej naiwnością.

— Szczerze wątpię. Któż zapłaci okup za ucznia zwiadowcy i pokojówkę? Prawdę mówiąc, wiem, że Halt by to zrobił, ale on z pewnością nie ma tylu pieniędzy. Kto zdecyduje się wyłożyć żywą gotówkę w zamian za nasze skromne osoby?

— Król — odpowiedziała po prostu.

Will popatrzył na nią, jakby postradała zmysły. Właściwie nawet poważnie zaniepokoił się, czy aby nie oszalała ze zgryzoty, bowiem z pewnością utraciła poczucie rzeczywistości.

— Król? — powtórzył. — A dlaczego król miałby nagle się nami zainteresować?

— Dlatego, że jestem jego córką.

Uśmiech znikł z twarzy Willa. Gapił się na nią, nie całkiem pewien, czy dobrze usłyszał. Przypomniał sobie jednak słowa Gilana wypowiedziane jeszcze w krainie Celtów, kiedy to młody zwiadowca ostrzegał go, że z Evanlyn coś jest nie tak.

— Jesteś jego… — zaczął i umilkł. Po prostu nie mieściło mu się to w głowie.

— Jestem jego córką. Strasznie mi przykro, Willu. Powinnam ci o tym powiedzieć dużo wcześniej. Ale sam zrozum, podróżowałam po Celtii incognito — tłumaczyła się. — Ukrywanie prawdziwego imienia weszło mi w nawyk. A potem, kiedy Gilan odjechał, zamierzałam ci powiedzieć. Zdałam sobie jednak sprawę, że jeśli tak uczynię, będziesz nalegał, żeby odwieźć mnie jak najprędzej do ojca.

Will pokręcił z niedowierzaniem głową, usiłując zrozumieć, ale przychodziło mu to z trudem.

— A czy tak nie byłoby lepiej? — spytał z nutką goryczy w głosie. Odpowiedziała mu smutnym uśmiechem.

— Pomyśl tylko, Willu. Gdybyś wiedział, kim jestem, nie poszlibyśmy za wargalami. I nie odkrylibyśmy mostu.

— I nie dostalibyśmy się do niewoli — wtrącił Will, jednak Evanlyn nie dała się przekonać.

— Wtedy Morgarath by zwyciężył — stwierdziła stanowczo.

Popatrzył w jej oczy i zdał sobie sprawę, że dziewczyna ma rację. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli.

— A więc naprawdę nazywasz się… — zawahał się, a ona dokończyła za niego zdanie:

— Cassandra. Księżniczka Cassandra — a potem dodała z figlarnym uśmiechem: — I przykro mi, jeśli czasem zachowywałam się jak księżniczka, zwłaszcza ostatnio. Miałam wyrzuty sumienia, właśnie dlatego, że ci o tym nie powiedziałam. Nie chciałam być opryskliwa.

— Nie, nic się nie stało — odparł machinalnie. Wciąż nie posiadał się ze zdumienia. Potem nagle coś przyszło mu do głowy: — Kiedy powiesz Erakowi?

— Myślę, że wcale mu nie powiem — odparła. — Takie sprawy najlepiej załatwiać na najwyższym szczeblu. Erak i jego ludzie to w końcu tylko zwykli piraci. Nie wiem, jak by zareagowali. Moim zdaniem, najlepiej będzie, jeśli pozostanę Evanlyn aż do czasu, gdy dotrzemy do Skandii. Potem znajdę jakiś sposób, żeby porozumieć się z ich władcą — jak on się nazywa?

— Ragnak — podpowiedział Will. — Oberjarl Ragnak.

Rozmyślał gorączkowo. Jasne, że miała rację. Księżniczka Cassandra z Araluenu przedstawiałaby swoją osobą niemałą wartość dla oberjarla. A ponieważ Skandianie walczyli przede wszystkim dla zysku, bez wątpienia zgodziłby się uwolnić ją w zamian za pokaźny okup.

Jego własna sytuacja przedstawiała się jednak nieco inaczej. Evanlyn tymczasem mówiła dalej:

— Kiedy już powiem im, kim jestem, postaram się, by wpłacono okup za nas oboje. Jestem pewna, że ojciec się zgodzi.

No tak, na tym właśnie polegał kłopot. Być może zresztą, gdyby osobiście poprosiła o to ojca, władca by się zgodził. Jednak przecież rozmowy prowadzić będą Skandianie. Najpierw powiadomią króla Duncana, że jego córka znalazła się w ich rękach i wyznaczą okup. Takie historie często zdarzały się podczas wojny, ale dotyczyło to tylko przedstawicieli szlachty. Ze zwykłymi wojownikami i zwiadowcami sprawy przedstawiały się zgoła inaczej. Skandianie niechętnie wypuszczą na wolność zwiadowcę, nawet jeśli jest tylko uczniem, bowiem w przyszłości może im sprawić niemało kłopotów.

Należało też wziąć pod uwagę inny aspekt zagadnienia. Nim wieść dotrze do Araluenu, miną długie miesiące, może nawet pół roku. Odpowiedź Duncana wędrować będzie równie długo. A potem rozpoczną się negocjacje. Przez cały ten czas Evanlyn żyć sobie będzie bezpiecznie i wygodnie. Bądź co bądź przedstawia sobą, jako się rzekło, niemałą wartość. Tylko co w tym czasie stanie się z Willem? Gdy zostanie wpłacony okup, może po prostu już go nie być wśród żywych.

Evanlyn najwyraźniej o tym wszystkim nie pomyślała. Ciągnęła dalej swój wywód:

— Więc sam widzisz, Willu, że ta bieganina w górę i w dół, i to wymyślanie sposobów ucieczki nie ma sensu. Nie musisz tego robić. W dodatku budzisz podejrzenia Eraka. On nie jest głupcem i zauważyłam, że cię obserwuje. Po prostu odpuść sobie i zaufaj mi. Moja w tym głowa, żebyśmy wrócili bezpiecznie do domu.

Już miał podzielić się z nią swoimi przemyśleniami, otworzył nawet usta, ale natychmiast je zamknął. Zdał sobie sprawę, że nawykła do rozkazywania i przeprowadzania wszystkiego po swej myśli księżniczka nigdy nie zdoła go zrozumieć. Była przekonana, że zdoła doprowadzić do ich powrotu, toteż nic, co by powiedział, i tak nie zmusiłoby jej do zmiany zdania. Uśmiechnął się więc tylko i skinął głową. Był to jednak uśmiech wymuszony.

Pojął, że będzie musiał samotnie odnaleźć drogę do domu.

Загрузка...