Epilog

Halt i Horace jechali w dół krętą drogą, pozostawiwszy za sobą Chateau Montsombre. Jechali w milczeniu, lecz łączyło ich to samo uczucie zadowolenia. Znów wyruszyli w drogę. Zima minęła; nim dotrą do granicy, przełęcze, przez które wiedzie droga do Skandii, będą już przejezdne.

Horace odwrócił się, by raz jeszcze spojrzeć na ponure zamczysko, w którym spędzili tyle czasu. — Halt — odezwał się — spójrz. Halt zatrzymał Abelarda i odwrócił się niedbale. Ze szczytu donżonu wznosiła się smuga szarego dymu, najpierw cienka, potem coraz grubsza i wyraźniejsza. Gdy spoglądali, dym gęstniał z każdą chwilą i stawał się coraz czarniejszy. Z oddali doszły ich okrzyki ludzi Filemona usiłujących gasić pożar.

— Wygląda mi na to — rzekł z namysłem Halt — że ktoś przez nieuwagę rzucił płonącą pochodnię na stos naoliwionych szmat. Chyba gdzieś w dolnej części głównej wieży.

Horace pojął w lot i uśmiechnął się.

— Potrafisz to stwierdzić, widząc tylko dym? Halt poważnie skinął głową.

— O tak. My, zwiadowcy, obdarzeni jesteśmy niezwykłą przenikliwością oraz zmysłem obserwacyjnym — odparł z kamienną twarzą. Po czym dodał rzeczowo:

— Uważam, że Gallia będzie piękniejszym krajem, gdy akurat ten zamek zniknie z jej krajobrazu. Co innego malownicze ruiny na szczycie. To zawsze ładnie wygląda. Nie uważasz?

W donżonie mieszkał tak naprawdę tylko Deparnieux. Żołnierze i służba zajmowali inne części budowli, toteż z pewnością będą mieli dość czasu, by umknąć. Nawet jeśli zdołają z czasem ugasić szalejący ogień, przynajmniej potężna wieża, ongiś siedziba okrutnego możnowładcy, przepadnie. I tak być powinno. Zamek Montsombre przez wiele lat stanowił scenerię grozy i zbrodni, toteż Halt nie miał zamiaru pozostawić go w nienaruszonym stanie. Poza tym, pozbawiony bezpiecznego schronienia w tej twierdzy, Filemon nie będzie już mógł tak łatwo pójść w ślady swego dawnego pana.

— Na szczęście kamiennych ścian płomień się nie ima — zauważył Horace, a w jego głosie słychać było coś na kształt ubolewania.

— Rzeczywiście, nie — przyznał Halt. — Ale z pewnością spłoną drewniane stropy i belki podtrzymujące konstrukcję. Niewątpliwie więc runą schody, sufity i temu podobne, a żar uszkodzi też i ściany.

— Świetnie — stwierdził Horace, a teraz w jego słowach słychać było wyraźne zadowolenie.

Obaj odwrócili się plecami do ulatującego z dymem wspomnienia o Deparnieux. Spięli wierzchowce i ruszyli przed siebie: dwaj jeźdźcy, a za nimi kudłaty Wyrwij.

— Pora odnaleźć Willa — rzekł Halt.

Загрузка...