Nawet pomniejszy wampir jest wystarczająco silny, by złamać człowiekowi kark. Zostało to dowiedzione trzykrotnie w przeciągu jednej minuty, gdy dwaj słudzy Bodhi chronili ją przed pospiesznym atakiem strażników.
Bodhi spojrzała przez wypełnioną dymem komnatę i westchnęła w głębokim rozczarowaniu. Pojawili się Złodzieje Cienia, najwyraźniej rozwścieczeni załatwianiem sprawy tego Abdela i dziewczyny. Nigdy nawet nie widziała tego człowieka. Złodzieje Cienia poprosili Bodhi i Irenicusa o złapanie go, jednak Irenicus wydawał się równie zainteresowany nim oraz dziewczyną którą opisywał jako siostrę przyrodnią Abdela, jak Złodzieje Cienia. To właśnie dlatego trzymali więźniów dłużej, niż chcieli tego od nich Złodzieje.
Odpowiedź ze strony skrytobójców była przejawem zarówno ich zniecierpliwienia, jak i stopnia w jakim pragnęli przynajmniej dwojga z tych więźniów. Bodhi miała nadzieję, że gildia skrytobójców, którą sama zebrała – na rozkaz Irenicusa – będzie równie oddana.
Teraz pojawiła się milicja, choć Bodhi nie była pewna, co ją przyciągnęło. Może hałas i trzęsienie ziemi były czymś, co można było usłyszeć lub wyczuć na powierzchni. Może, Bodhi pomyślała z paskudnym uśmiechem, sąsiedzi się skarżyli.
Zacisnęła uchwyt na długich, delikatnych włosach dziewczyny i kopnęła przebiegającego żołnierza w pachwinę, posyłając go pół metra w górę i śmiejąc się, gdy spadł na podłogę ze łzami lejącymi się z oczu i krwią nasączającą powoli skórzany woreczek przy spodniach.
– Imoen! – pewny, głęboki głos zawołał gdzieś ze środka zamieszania i Bodhi podniosła wzrok, by dostrzec jego źródło.
Nieomal pozwoliła sobie na westchnienie na widok wielkiego mężczyzny, nagiego i opierającego się o rudowłosego człowieka, który próbował wyciągnąć go z pomieszczenia. Ten nagi był piękny. Wydawał się niemal błyszczeć. Bodhi poczuła coś, czego nie czuła od dawna, odkąd osiągnęła stan nieumarłej. Uczucie to spowodowało, że się uśmiechnęła.
– Abdel! zaskamlała dziewczyna, którą trzymała za włosy. Teraz uśmiech Bodhi stał się jeszcze szerszy.
– To jest Abdel? – wyszeptała wampirzyca, nie dbając o to, że Imoen nie mogła jej usłyszeć przez odgłosy bitwy.
Żołnierz zatrzymał się gwałtownie przed nią, wycelował kuszę w jej twarz i wrzasnął przenikliwym głosem – Puść dziewczynę i odsuń…
Głos urwał się, gdy wystąpił jeden z jej sług.
Pomniejszy wampir obrócił kuszę w stronę gardła żołnierza. Stalowy czubek przebił skórę i żołnierz szarpnął się gwałtownie, naciskając spust i posyłając bełt we własne gardło z siłą wystarczającą niemal do tego, by pozbawić się głowy. Mężczyzna zakaszlał raz, a sługa otworzył usta, wyciągając je do szyi wyższego mężczyzny. Oczy żołnierza skierowały się na sługę z przerażeniem, po czym mrugnęły, gdy strumień krwi zalał mu twarz. Sługa Bodhi żywił się, a ona mu na to pozwalała. Spojrzała tam, gdzie mała grupa żołnierzy walczyła z parą lepiej wyszkolonych Złodziei Cienia. Bili się nad nieruchomą sylwetką młodej kobiety – tej, która została pojmana we Wrotach Baldura z Abdelem.
– Ta też? – Bodhi spytała na głos.
– Och, tak – głos Irenicusa odpowiedział jej w głowie – ta też.
– Gdzie jesteś? – spytała go.
– Odszedłem stąd – odparł – co sugerowałbym również tobie. Ci żołnierze są niezliczeni niczym krople deszczu i jeszcze bardziej irytujący. Całe dnie zajęłoby ci zabijanie ich jednego po drugim.
– Po jednym w każdej ręce – pomyślała z uśmiechem, po czym powiedziała na głos – Abdelu, kiedy znów się spotkamy…
Abdel wyszarpnął się z trzymających go rąk przyjaciela i odwrócił z powrotem w stronę spowitego chaosem pomieszczenia. Dostrzegł kolejny przebłysk twarzy Imoen. Ktoś, kogo nie mógł zobaczyć, ciągnął ją za włosy. Abdel obrócił głowę. Co ona tu robiła?
Warknął z wściekłością i frustracją, kiedy dwaj żołnierze naciągnęli strzały, wymierzyli je w niego i jeden z nich wrzasnął – Stój! Stój tam, gdzie jesteś!
Abdel rzucił się w przód, starając się zbliżyć, zanim łucznicy zdołają zareagować, jednak pełzający dym utrudniał określenie, gdzie był, a sama obecność Imoen uderzyła go tak mocno, że wylądował w śmiertelnej pułapce. Usłyszał wibrowanie cięciw i w mgnieniu oka poczuł jeden, a zaraz potem następny ból w piersi. Wciągnął głęboko powietrze i próba ta spowodowała, że wzdrygnął się i kaszlnął, co wywołało jeszcze większy ból. Jego stopa poślizgnęła się na kawałku połamanego kryształu. Usłyszał, jak jeden z żołnierzy śmieje się, po czym dołączył do niego drugi. Abdel przewrócił się, wykręcając sobie boleśnie kostkę.
Głowa Abdela uderzyła w bruk i odgłosy bitwy zostały zastąpione wstydliwie pustym łupnięciem. Wewnątrz głowy rozległ się ryk, a światło przygasło, po czym zmniejszyło się do małej, zamglonej plamki w środku pola widzenia. Abdel próbował zamrugać, ale bolały go powieki. Stracił przytomność.
Następną rzeczą, jakiej Abdel był świadomy, było słowo potrzeba, a drugą ból. W jego głowie wciąż rozbrzmiewał ryk, a w ciele pojawiały się kolejne punkty bólu, gdy jego nerwy wydawały się powracać do życia, centymetr po centymetrze. Owe punkty nabierały intensywności i słabły w ogólnym tępym pulsowaniu.
Z wciąż zamkniętymi oczyma Abdel starał się przyłożyć dłoń do skroni, jednak poruszenie łokcia spowodowało, że głowa w jakiś sposób zabolała jeszcze bardziej, tak więc pozwolił po prostu ręce opaść, czując pod sobą szorstkie kamienie.
– Wiem, Boo – powiedział obcy głos. – Wiem.
– Wstawaj, mój przyjacielu – zażądał inny głos. Rozkaz ten wydał się Abdelowi całkowicie śmieszny. Mężczyzna zdecydowanie zamierzał pozostać tam, gdzie był, do końca swojego życia.
– Boo! – Abdel przypomniał sobie rude włosy i silny dotyk, gdy ten mężczyzna wyciągał go skądś.
– Wstawaj, no już! – drugi głos należał do Yo-cośtam.
– Yo… sho… yo… – mruknął Abdel, a dźwięk ten przejechał mu po wnętrzu głowy niczym mały rydwan tępego bólu.
– Tak, proszę pana, tak, to Yoshimo – odezwał się głos.
To niemożliwe, pomyślał Abdel. Odciągali mnie od Jaheiry i…
– Imoen – Abdel powiedział na głos i otworzył oczy na przyjemny pomarańczowy blask oraz twarze mężczyzn, którzy powstrzymali go przed uratowaniem życia dwóch kobiet, o które bardzo mocno się troszczył. Abdel usiadł, choć było to nieprzyjemne, i zaczął pracowicie obmyślać śmierć dla tych dwóch mężczyzn.
– Jestem Minsc – rzekł rudowłosy, uśmiechając się przez krew, która sączyła się z poszarpanej rany na jego prawym policzku. – To przyjemność walczyć u twojego boku. Boo mówi mi, że nazywasz się Abdel.
– Boo? – Abdel spytał, zanim tak naprawdę o tym pomyślał.
Minsc miał na sobie prostą znoszoną tunikę, którą ściskał lewą dłonią przy piersi. Uśmiechnął się i rozsunął fałdy brudnego materiału, by ukazać malutkiego, brązowo-białego gryzonia z oczyma niczym czarne guziczki. Spiczasty nosek i wąsy poruszyły się, węsząc powietrze przed Abdelem.
– To jest Boo – oznajmił Minsc z uśmiechem zadowolonego dzieciaka. – Chroni mnie swoją inteligencją.
Abdel przebiegł szybko przez kilka możliwych odpowiedzi, zanim zdecydował się na – To dobrze.
Wielki najemnik rozejrzał się, szukając Kozakurczyka, jednak on i Minsc byli teraz sami w pomieszczeniu.
– Yoshimo! – zawołał, lecz nie było odpowiedzi.
– Jeśli tak mówisz, Boo – wyszeptał Minsc, po czym powiedział do Abdela – Musiał już wyjść. To znaczy, Boo my… mówi, że już wyszedł.
Abdel wzruszył ramionami i starł żwir oraz pył z ciała. Nagle uświadomił sobie, że wciąż jest nagi, nie trudził się jednak czerwienieniem w obecności szaleńca.
– Boo mówi, że tędy – powiedział mu Minsc, po czym ruszył jednym z korytarzy.
– To droga z powrotem? – spytał Abdel, zdeterminowany, by odnaleźć Jaheirę i Imoen.
– Obawiam się, że nie, mój przyjacielu – z ciemności bocznego korytarza dobiegł głos Yoshimo.
– Yoshimo? – zawołał Abdel, szykując miecz. Kozakurczyk wyłonił się z mroku, uśmiechając się pewnie.
– Istotnie to ja, proszę pana – odparł Yoshimo. – Znalazłem drogę na zewnątrz.
– Nie chcę wychodzić na zewnątrz – stwierdził beznamiętnie Abdel. – Muszę wrócić tam, gdzie zostawiliśmy Jaheirę.
– Gdyby to było możliwe – rzekł Yoshimo – pochwaliłbym twoją odwagę i posłałbym cię w drogę. Niestety jednak, ten korytarz zawalił się, zaraz gdy przez niego przeszliśmy.
– Boo mówi, że tędy – powtórzył Minsc.
Yoshimo zignorował szaleńca i przyjrzał się Abdelowi od góry do dołu.
– Nie jesteś w stanie w tej chwili jej pomóc – rzekł do Abdela. – Powinniśmy chyba wyjść stąd, przegrupować się i wrócić po twoją przyjaciółkę. Znam ją dopiero od niedawna, twierdzę jednak, że będzie w stanie zadbać o siebie przez tę chwilkę, prawda?
Abdel zagryzł zęby, by powstrzymać gniewną odpowiedź. Niczego nienawidził bardziej, niż przyznać, że Kozakurczyk ma rację. Yoshimo skinął głową i skierował się z powrotem do bocznego korytarza. Abdel podniósł się i podążył za nim, nie mając lepszego pomysłu.
Było możliwe, że wykształceni ludzie, wśród których Abdel dorastał w ufortyfikowanej bibliotece w Candlekeep, znali określenie na ten szczególny rodzaj rozpoznania, ale jeśli tak było, Abdel o tym nie wiedział.
– Na balustradzie na końcu rampy wydrapany jest brudny rysunek – powiedział Abdel Minscowi i Yoshimo. Obydwaj spojrzeli na niego pytająco.
Z tuneli, wspinając się po zardzewiałych żelaznych drabinach, weszli do zakurzonego, pustego pomieszczenia, równie wielkiego jak stodoła. Na obydwu krótszych krańcach prostokątnego budynku znajdowały się szerokie wrota, a po jednej stronie zwyczajne drzwi. Małe drzwi były bliżej drewnianej zapadni, przez którą przeszli, tak więc przedostali się tą drogą w zamglone światło wczesnego wieczora.
Za drzwiami znajdowała się prosta, drewniana platforma. Otaczała ją niska drewniana balustrada, schodząca wzdłuż pomostu z wypaczonych desek na twardy, suchy piach, na którym stał magazyn. Wokół nich słychać było przytłumiony rozgardiasz miasta będącego już zdecydowanie w trakcie uspokajania się pod koniec dnia.
Minsc, wzdychając ze zmęczenia, zszedł w dół rampy i spojrzał na miejsce, które pokazał opierający się o balustradę Abdel.
Rudowłosy mężczyzna uśmiechnął się, pokazując przechodzące w szarość żółte zęby i powiedział – Skąd wiedziałeś?
– Byłem tu wcześniej – rzekł Abdel, rozglądając się i będąc zmuszony do mrużenia oczu nawet w przyćmionym świetle. – Strzegłem kiedyś tego miejsca z mężczyzną o imieniu Kamon, którego później musiałem zabić.
– Wiesz więc, gdzie jesteśmy? – spytał go Yoshimo.
– Gdzie jesteśmy? – Minsc zapytał małego gryzonia, którego niósł.
– W Athkatli – odpowiedział Abdel za zwierzę. – Jesteśmy w mieście Athkatla, w krainie Amn.
Minsc podniósł wzrok, zachichotał i rzekł – Jesteś nagi.
Spojrzał z powrotem na zwierzątko i powiedział ze śmiechem – On jest nagi, Boo.
Abdel westchnął i spojrzał na swoje brudne, posiniaczone ciało. Rany po strzałach nie tylko przestały krwawić, lecz zaczęły już się zamykać i nie bolały. Popatrzył na dwa oderwane paznokcie i ujrzał, z niemałym zdumieniem, że obydwa zaczynały odrastać. Dopiero teraz Abdel czuł, że ma chwilę czasu, by pomyśleć, i zdumiewała go nagła prędkość, z jaką wydawał się być zdolny zaleczać.
– Musimy znaleźć dla ciebie jakieś ubrania, mój przyjacielu, a może też jakąś pomoc – zaproponował Yoshimo.
– Pomoc? – spytał z roztargnieniem Abdel, po czym skierował wzrok na miasto, które zapamiętał jako szorstkie i nie przebaczające, lecz wciąż rządzone przez prawo. – Dobry pomysł.
Abdel wypróbował wielu różnych ustawień dłoni, różnych sposobów chodu albo też kombinacji obydwu, by postarać się ukryć fakt, że idzie ulicą zupełnie nagi, w końcu musiał się jednak pogodzić z tym, że niezależnie od tego, gdzie kładł ręce, szedł ulicą zupełnie nagi.
Ulice były dość puste i gdy posuwali się dalej, Abdel zaczął orientować się w terenie. Odwiedzał to miasto nie raz. Byli na północ od rzeki Alandor, która przecinała środek miasta, płynąc do Morza Mieczy z jakichś gór na wschodzie. Magazyn ustawiony był na szerokim obszarze, który miejscowi nazywali – z typową dla Amnu wyobraźnią – Dzielnicą Rzeczną. Większość miejskiej aktywności, nawet o tej porze dnia, koncentrowała się wokół spiętrzonego targowiska nazywanego Promenadą Waukeen. Było to za rzeką. Abdel chciał znaleźć jakieś ubranie, zanim będzie próbował tam dotrzeć. Gdy pomyślał o czasach, kiedy strzegł magazynu, przypomniał sobie miejscowy szynk niedaleko stąd na wschód, po drodze do mostu spinającego rzekę pomiędzy Dzielnicą Rzeczną na północnym brzegu i odpowiednio nazwaną Dzielnicą Mostową na południu.
– Niedaleko stąd jest tawerna – powiedział Yoshimo.
– Miedziane coś? – spytał Abdel.
– Miedziana Mitra – odparł Kozakurczyk. – Znasz ją?
– Znam tawerny – przyznał Abdel.