Jaheira wydawała się wyjątkowo rozmarzona, idąc przez las, który dowódca patrolu elfów nazywał Wealdath, a nie Tethir. Wydawała się jednocześnie szczęśliwa i smutna, jakby pobyt tam poruszał tę jej część, która mogłaby nazwać to miejsce domem.
Yoshimo szedł z dłonią na rękojeści miecza, a Abdel widział, że jest on gotów, by w każdej chwili zniknąć w ciemnym lesie. Dlaczego te elfy – lub ktokolwiek – miałyby zaufać skrytobójcy Złodziei Cienia.
Bezpośrednio od bramy zostali przeprowadzeni przez dowódcę patrolu do ogromnego drzewa. Choć wszyscy byli zmęczeni, pragnęli ostrzec królową o niebezpiecznych siłach wciąż spiskujących przeciwko niej. Byli prowadzeni przejściami pomiędzy drzewami, które mogłyby być naturalnymi żyłami w drewnie, jednak ich rozmiaru. Pokonawszy paciorkowatą zasłonę, wyłonili się w zaskakująco dużej, wysoko sklepionej komnacie, oświetlonej plamami chłodnego, wyraźnie magicznego światła.
Meble były spartańskie, lecz dobrze wykonane z drewna i splecionych pnączy. Zakrzywiona ściana półkolistego pomieszczenia była wycięta w delikatne kształty liści wyrastających z kręcących się winorośli. Za tą kurtyną stał szczupły elf w prostych podróżnych skórach. U jego pasa wisiał miecz, na którego widok najemnicza natura Abdela prawie zaczęła się ślinić. Jedynie o nich słyszał, był jednak pewien, że ta broń była księżycową klingą.
Elf uśmiechnął się i wskazał im siedzenia na środku pokoju. Jaheira ukłoniła się nisko i powiedziała coś w elfim. Nie spoglądała bezpośrednio na elfa, który odwzajemnił jej ukłon skinieniem głowy.
– Powinniśmy używać wspólnego – powiedział elf z silnym akcentem – aby nie obrażać naszych gości.
– Jak sobie życzysz, panie – rzekła Jaheira.
Cała piątka usiadła na głębokich fotelach ustawionych w stronę zwyczajnego, drewnianego stołu. Elf, pomny długiego ostrza u swego boku, przysiadł na stołku i uniósł brew.
– Królowa jest w niebezpieczeństwie – zaczęła po prostu Jaheira.
Elf uśmiechnął się i powiedział – Jestem Elhan. A wy…?
Podenerwowana Jaheira rzekła – Jaheira… druidka w służbie Mielikki.
– Oraz Harfiarzy, oczywiście – dodał za nią Elhan.
Jaheira zaczerwieniła się i powiedziała – Nie jestem tu w ich imieniu. – Nie pytała, skąd ten elf wiedział o jej powiązaniach z Harfiarzami. Elfi książęta najwyraźniej wiedzieli takie rzeczy.
– Jestem Yoshimo – rzekł Kozakurczyk, wypełniając w ten sposób niezręczną pustkę. – Jestem do twoich usług… panie.
– Jestem Imoen – powiedziała słabo dziewczyna.
Podróż przez Podmrok oraz las wydawała się zebrać na niej ogromne żniwo. Wyglądała na osłabioną i zmęczoną.
– Nazywam się Abdel – rzekł najemnik.
Elhan odwrócił się do niego i skinął głową.
– O tobie słyszałem. Co sprowadza syna Bhaala do Wealdath?
Abdel obrócił się do Elhana i powiedział – Suldanessellar jest w niebezpieczeństwie. Potężny nekromanta, człowiek o imieniu Jon Irenicus, dąży do przeprowadzenia pewnego rytuału…
– Istotnie – przerwał Elhan. – Irenicus jest nam znany. On… moja siostra, Ellesime, miała… związek z tym człowiekiem przez pewien czas. Są połączeni w sposób, którego szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem. Sama Ellesime wyczuwa od Irenicusa jedynie apatię, jeśli tylko jest w stanie poczuć go przez tę więź. Nie chce uwierzyć, że dąży on do wyrządzenia jej krzywdy ani nawet że jest odpowiedzialny za zapieczętowanie Suldanessellar.
– Co masz na myśli mówiąc „zapieczętowanie”? – spytała Jaheira.
– Mam na myśli to, co mówię – odparł wzruszając ramionami Elhan. – Nie jesteśmy już w stanie dotrzeć do Łabędziej Doliny. Irenicus w jakiś sposób odgrodził nas od naszego domu.
– Co tu jest do zrobienia? – spytał Yoshimo. – Wyobrażam sobie, że musimy pomóc wam wrócić do waszego miasta, abyście mogli uratować życie swojej królowej.
– Zrobimy to – rzekła Jaheira, krzywiąc się na Kozakurczyka.
– Ellesime nie można zabić – powiedział po prostu Elhan. – Wybaczcie, że nie wyjaśnię wam, dlaczego tak jest. Nie obawiam się o jej śmierć, jednak jeśli Irenicus również jest nieśmiertelny, może dręczyć moją siostrę przez długi czas – stulecia lub więcej – i spowodować jedynie bogowie wiedzą jakie szkody dla miasta oraz całego Wealdath.
– Nie jesteśmy do końca pewni, dlaczego tu jesteśmy, panie – przyznał Abdel. – Wszystkim co wiemy, jest to, że wasz i nasz los – skinął na Imoen – są ze sobą połączone w jakiś sposób, który powiązany jest z Irenicusem.
Elhan uniósł z zaciekawieniem brew, a Abdel rzekł – Pochodzę od boga mordu i nie jestem jedyny. Mam siostrę, siostrę przyrodnią, która dzieli tę samą krew. Irenicus zamierza wykorzystać ową krew, by powołać do istnienia jakąś potęgę – jeśli nie samego Bhaala, to jakąś esencję, jakiegoś jego awatara. To właśnie tej boskiej siły Irenicus wydaje się z jakiegoś nieznanego powodu pożądać.
Elhan uśmiechnął się i przytaknął.
– Sądzę, że możemy rzucić dla ciebie na to wszystko trochę światła, Abdelu Adrianie. Uważam, że w końcu nasze losy są ze sobą powiązane. Cieszę się, że tu dotarliście. Tak bardzo się cieszę.
Bodhi obudziła się wcześnie, jak często robiła, i pozostała w swojej trumnie, wiedząc, że słońce jeszcze całkowicie nie zaszło. Jak zawsze w przeciągu ostatniego tuzina lub może więcej dni, obudziła się, myśląc o Abdelu. Dotyk jego dłoni na jej ciele, jego języka w jej ustach, ich jakże intymnego uścisku, pozostawał w niej w jak najwspanialszy sposób. Nigdy nie użyłaby słowa miłość, a nawet pragnienie, jednak być może, w tym co zostało z jej ludzkiej części, odczuwała te obydwie emocje.
Było tak wiele rzeczy, o których Abdel nie wiedział, jednak z drugiej strony było w nim tak wiele rzeczy, które musiała dopiero odkryć. Miała nadzieję, że będzie na to okazja.
Przeciągnęła się i jej łokieć otarł się o kilka luźnych kawałków zimnego metalu. Irenicus powiedział jej, żeby trzymała te połamane części jakiegoś antyku blisko siebie. Mogła wyczuć w nich magię i wiedziała, że mają coś wspólnego z rytuałem. Irenicus przekazał jej, że istniała spora szansa na to, aby Abdel przyszedł do niej, szukając tego. Była szczęśliwa, trzymając to na taką ewentualność.
Wyszeptała jego imię tylko po to, by je usłyszeć. Ów syk nie odbił się echem w zamkniętej przestrzeni. Powietrze, pachnące ziemią z jej dawno zapomnianego domu, było zbyt martwe, żeby pozwolić na coś tak wdzięcznego jak echo.
– Miłość – powiedziała na głos do martwego powietrza swojej trumny. Dźwięk tego słowa spowodował, że się uśmiechnęła.
Dotknęła się i zamknęła oczy, wiedząc, że tej nocy zabije wszystkich skrytobójców w mieniu Irenicusa. Nie dbała już o to, że raczkująca gildia już nigdy jej nie posłuży – w ten czy inny sposób zamiast nich rolę tę spełni syn Bhaala.
– Irenicus był odpowiedzialny – Irenicus i Bodhi razem – za największą katastrofę, jaka spadła kiedykolwiek na miasto Suldanessellar – wyjaśnił Elhan.
Abdel rozsiadł się w swoim fotelu, zadowolony, że uzyskał w końcu jakieś fakty, które może wykorzystać, by cały ten bałagan zaczął mieć sens, zadowolony, że czuje się spokojniejszy. Drzewna komnata była przez elfy opisywana jako „obóz”, na dodatek „tymczasowy”, jednak dla Abdela wyglądała na wystarczająco trwałą. Te elfy niosły swoją tradycję wszędzie ze sobą.
– Nie wiedzieliśmy, co próbują zrobić. Nikt z nas nigdy nie byłby sobie w stanie nawet wyobrazić, że mogliby być tak… nie wiem. Nie podejrzewaliśmy – ciągnął Elhan. – Wielu starszych, słabszych obywateli zginęło w początkowych falach potęgi, która przeszła przez miasto. Drzewo Życia… oni zaatakowali Drzewo Życia.
Jaheira wypuściła gwałtownie powietrze, a Elhan skinął w jej stronę.
– Ellesime – moja siostra, nasza królowa – kontynuował – również niemal zginęła. Wystawić ją na niebezpieczeństwo, wystawić na nie nas wszystkich, Drzewo. To było więcej niż my, ktokolwiek z nas, mógłby zrozumieć. Całe miasto zniknęło, elfy zbierające wiedzę tysiącleci zostały zdmuchnięte… dla jakichś błahych zysków… jakichś osobistych zysków.
– I uszło im to bezkarnie? – spytała Jaheira z otwartymi szeroko oczyma.
Elhan uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
– Nie sądziliśmy, że im się uda. Zostali ukarani zgodnie z życzeniami Ellesime. Otrzymali przeciwieństwo tego, czego pożądali. Wielka magia – wysoka magia – została użyta, by uczynić ich ludźmi. Zostali odarci ze swej elfiej natury i odesłani. Nie tylko otrzymali śmiertelność, lecz… wybaczcie mi – powiedział, skinąwszy po kolei głową trojgu ludzi – lecz również mieli mieć jeszcze zaledwie kilka lat, by zastanawiać się nad swoimi przewinieniami, zanim czas nie wykona egzekucji za nas.
– Czym było to, czego szukał? – zapytał Abdel.
– Nieśmiertelność – wyszeptała Jaheira.
Elhan pociągnął długi łyk z wysokiego kielicha słodkiego, elfiego wina i rzekł – Nieśmiertelność. Najprostszy, najgłupszy cel osób o ograniczonym umyśle. Żyć wiecznie w czystej arogancji wobec władcy, wobec czasu.
– Ale mu się nie udało – powiedział Abdel.
– Dotarł blisko – powiedział im Elhan. – Badał czary oraz rytuały, które zostały odrzucone przez mój lud dawniej niż przed jednym z naszych bardzo długich pokoleń.
– Ale Bodhi… – rzekła Jaheira – jej się udało, czyż nie?
Elhan znów wzruszył ramionami i powiedział – W pewnym sensie. Bodhi jest nieumarła. Nie jest nieśmiertelna. Są to dwie zupełnie odmienne rzeczy, które powierzchownie mogą wydawać się podobne. Będąc człowiekiem, Bodhi starała się usilnie odnaleźć szybszą, łatwiejszą odpowiedź. Jej natura zawsze była taka. Podczas gdy Irenicus dokonywał badań, ona działała. Bodhi stała się wampirzycą, lecz pozostała z mężczyzną, którego nazywała swym bratem, w nadziei, że ciągłe badania Irenicusa przysłużą się również jej.
– Nie jestem pewien, czy rozumiem – rzekł Abdel. – Irenicus chce z powrotem stać się elfem?
– Więcej – powiedział Elhan. – Był elfem, a my rzeczywiście żyjemy długo – wystarczająco długo, że rozumiem, iż niektórzy z waszego ludu sądzą, że naprawdę jesteśmy nieśmiertelni – jednak czas w końcu nas dopada. Irenicus był jednym z najlepszych spośród nas. Zanim zstąpił w szaloną nekromancję, był chyba najpotężniejszym magiem w całym Faerunie, a przynajmniej jednym z najpotężniejszych. Co więcej, był małżonkiem mojej siostry, był bliżej tronu, niż ktokolwiek mógłby dotrzeć. Kochała go i być może, dawno temu, on również ją kochał.
– Cóż więc go zmieniło? – spytała Jaheira. – Co mogło sprawić, że ją zdradził?
– Bodhi – rzekł beznamiętnie Elhan. – Choć niechętnie składam na nią całą odpowiedzialność. Mimo to podczas gdy moja siostra i ja wierzymy, że Irenicus miał niegdyś jakieś czyste intencje, wątpię, czy miała je kiedykolwiek Bodhi. Jest w niej coś, co czyni ją… nie wiem i być może nie chcę wiedzieć. Zadowolę się wiarą, że jest ona po prostu dewiantką.
Abdel poczuł nagle potrzebę, by wstać, i zrobił to. Zaskoczyło to Jaheirę, lecz nic nie powiedziała. Elhan obserwował w milczeniu, jak Abdel podchodzi do okna i wpatruje się w leśny baldachim.
Wyczuwając bezruch w pomieszczeniu, Abdel powiedział – Mów dalej.
Bodhi zawsze była najbardziej zaufaną doradczynią Irenicusa – rzekł Elhan. – Studiowała wraz z nim przez jakiś czas, pomagała mu, zajmowała się nim. Naprawdę byli jak brat i siostra. Ellesime robiła wszystko, by przygarnąć Bodhi, powiększyć przyjaźń, jednak Bodhi zawsze utrzymywała ją na odległość.
– Czasami sądzę, że to jedynie pobożne życzenia mojej siostry winią Bodhi bardziej niż Irenicusa… że to Bodhi kierowała jego dłonią i wciągnęła go w rytuał. Obydwoje chcieli tego samego, żyć wiecznie. Bodhi przekonała Irenicusa, albo on przekonał ją, albo też przekonali się nawzajem, by odprawić tak niegodziwy rytuał…
– Drzewo Życia? – spytała Jaheira, a jej głos ociekał niedowierzaniem. – Zarozumiałość…
– Słuchałem z wielkim zainteresowaniem – powiedział Yoshimo – i muszę zapytać: czym jest to Drzewo Życia?
– To duchowe serce Suldanessellar – rzekła Jaheira. – To siła starsza chyba niż sami bogowie. Cieszy się szacunkiem wszystkich bogów. Niektórzy mówią, że to źródło wszelkiego życia.
– Druidzi dobrze cię nauczyli, Jaheiro – powiedział z uśmiechem Elhan. – Irenicus chciał wysączyć energię życiową prosto z Drzewa, nie mógłbym wyobrazić sobie czegoś bardziej odrażającego, bardziej godnego potępienia.
Abdel westchnął i odwrócił się z powrotem do komnaty.
– A więc co z tym zrobimy? – zapytał. – Zamierzają znowu spróbować, czyż nie?
Elhan przytaknął.
– Obawiam się, że tym razem ty i twoja siostra macie z tym coś wspólnego, Abdelu Adrianie.
– Cóż – rzekł Abdel. – Byłem już wcześniej ośrodkiem jednego czy dwóch tajemnych rytuałów, panie. Nie zamierzam mieć nic wspólnego z tym.
– To dobrze – rzekł szczerze elfi książę. – Jest więc coś, co musisz zrobić dla nas wszystkich.
– Powiedz co.
– Wróć do Athkatli – polecił Elhan, wpatrując się w Abdela gorejącymi oczyma. – Znajdź Bodhi, zabij ją i przynieś z powrotem części Lampionu Rynn.
Serce Abdela zgubiło jedno uderzenie i na skraj jego pola widzenia zaczęła wpełzać żółta mgiełka. Przytrzymał oczy mocno zamknięte i uspokoił się.
– Lampion Rynn? – spytał Yoshimo. – Małe kawałki z brązu, które mogą razem stanowić całość?
Elhan przytaknął.
– Widziałem to w posiadaniu wampirzycy – powiedział Kozakurczyk. – Irenicus dał jej to ze względów bezpieczeństwa.
– Co robi ten przedmiot? – zapytała Jaheira.
– Mówiąc szczerze, doprowadzi wasze dusze z powrotem do porządku – rzekł Elhan. – Powstrzyma w tobie awatara, Abdelu, a Imoen uratuje życie.
Abdel spojrzał na Imoen i po raz pierwszy zauważył, że dziewczyna zasnęła albo straciła przytomność. Jej oddech był spokojny i regularny, lecz wydawała się blada, miała zapadnięte oczy i szare wargi.
– A więc wyruszam do Athkatli – powiedział cicho Abdel, nie spuszczając wzroku z Imoen.
– My wszyscy idziemy – rzekła Jaheira.
– Nie – powiedział szybko Abdel. – To muszę zrobić sam.
Abdel popatrzył na Jaheirę, a ona przytaknęła i po jej policzku spłynęła powoli łza.