Zemsta.
Myśl o zemście była ich siłą napędową, jedynym, co nadawało życiu sens. Odwet za zżerające ich upokorzenie. Odwet za wszystko. Rehabilitacja. Triumf, wiktoria, zwycięstwo. Podporządkowanie sobie tych najpodlejszych łajdaków, którzy niczego się nie domyślali. Te gady jeszcze zobaczą! Poznają smak tego samego poniżenia, którego oni doznali za ich sprawą!
Niestrudzenie, z największą starannością przygotowywali plan, który miał tylko jeden jedyny cel: zemstę.
Trawiła ich żądza zemsty, owa niepłodna siła, która zżera ludzką duszę od środka, nie pozostawiając po sobie nic, co miałoby jakąkolwiek wartość.
Oprócz może zadowolenia, jakie daje zaspokojenie tej żądzy. Cudzym kosztem. Lecz ileż jest wart ten rodzaj radości, nawet dla tego, kto się mści? Na ile trwałe jest zadowolenie i ile czasu musi upłynąć, by się zorientować, że w ten sposób niszczy się samego siebie?
Lecz oni aż tak głęboko nie myśleli. Wyznaczyli sobie tylko ten jeden jedyny cel: zemścić się. Aż do czasu, gdy…
– Dotarło do ciebie, co mówili?
– Tak. Teraz mamy przed sobą drugi cel, o który będziemy walczyć.
– No, no! To ja usłyszałem o tym pierwszy.
– Ach, tak? Masz zamiar wyciągnąć z tego jakieś korzyści wyłącznie dla siebie? Nie zapominaj przypadkiem, że jest nas dwoje!
Co do groźby kryjącej się w tym głosie nie mogło być żadnych wątpliwości. Przez moment trwała pełna napięcia próba sił. Nie padło ani jedno słowo więcej. Wreszcie napięcie ustąpiło.
– Wobec tego jest nas dwoje.
Chytre, nie dowierzające oczy. Czy to aby nie kłamstwo? Czy za tymi słowami nie kryje się zdrada? Czy czeka ich teraz wyścig do tego drugiego celu?
I znów odprężenie.
– Cóż, to właściwie obojętne. Pierwszy etap szczęśliwie dobiegł już końca.
– Jesteśmy niezwyciężeni.
– Tak, teraz dopiero im pokażemy!
Faron, który przez ostatnie pięć dni spał w sumie zaledwie kilka godzin, jak zwykle tkwił przy panelu sterowania i utrzymywał łączność ze swymi przyjaciółmi i współpracownikami, przebywającymi w świecie na powierzchni Ziemi.
Twarz poszarzała mu ze zmęczenia i troski. Czarne oczy zapadły się głęboko, a usta zmieniły w wąziutką kreskę. Nigdy jeszcze nie czuł się do tego stopnia bezradny, tak straszliwie słaby.
Powinienem był wybrać się razem z nimi, powtórzył w myślach co najmniej po raz tysięczny, a nie grzać stołek w Królestwie Światła. No i teraz jeszcze ta trójka, którą z taką uwagą obserwowałem, zniknęła. Tym razem już wyruszę!
Doskonale jednak wiedział, że nie może tego zrobić. Przy swym tak bardzo rzucającym się w oczy wyglądzie charakterystycznym dla Obcych, a przede wszystkim niezwykłym wzroście, natychmiast ściągnąłby na siebie niepotrzebną uwagę, być może zostałby wzięty do niewoli lub nawet od razu zastrzelony. Nie miałby nawet cienia szansy, by wszcząć poszukiwania ukochanych przyjaciół.
Ale tak tutaj tkwić…
Na ekranie pojawił się meldunek i Faron czym prędzej wyostrzył wszystkie zmysły.
To zgłosił się jeden ze Strażników:
– Wracamy teraz, wasza wysokość.
Faron twierdził, że nie lubi, gdy tak się go tytułuje, lecz rzadko protestował.
– Wracacie?
– Wracamy. Musieliśmy opuścić bazę na Grenlandii, tam się po prostu zrobiło zbyt niebezpiecznie. Zabraliśmy Gorama i Lilję, są bardzo zmęczeni, jest też z nami dowódca Elity Strażników. Ale straciliśmy Dolga.
– Nie mogliście na niego zaczekać?
– Nie chciał.
No tak, Faron wiedział o wszystkim. Słyszał już o tym, że Dolg niezłomnie postanowił rozstać się ze swym doczesnym życiem. Gorące serce Farona nie chciało jednak tego zaakceptować i na nic się nie zdało tłumaczenie Gorama, że Dolg znajduje się teraz wszędzie, we wszystkich żywiołach, we wszystkim, co żyje, i że nigdy ich nie opuści. Faron pragnął, by w Królestwie Światła mieszkał żywy Dolg. Kiedy otrzymał pierwszą wiadomość o jego odejściu, z oczu popłynęły mu łzy.
Doskonale wiedział, że podobnych reakcji można się spodziewać w całym Królestwie Światła. Dolg był duchowym samotnikiem, nikt nigdy dostatecznie mocno się do niego nie zbliżył. Zwykle zostawiano go w spokoju, lecz teraz nadszedł moment, kiedy wszyscy zrozumieją, jak wielką częścią ich codzienności był Dolg i jak bardzo wiele znaczył dla Królestwa Światła.
A nikomu nie wpadło do głowy powiedzieć mu, jak wysoko powszechnie jest ceniony. Jak bardzo kochany za swoją skromność, spokojny, łagodny uśmiech, wyrozumiałość i ów trudny do zdefiniowania smutek.
Źle zrobił, tak postępując! Nie dał im nawet sposobności zadośćuczynienia temu zaniedbaniu.
Nieuzasadniony gniew na zmarłego, który jakże często nachodzi tych, którzy pozostali, na moment ogarnął również Farona, lecz zaraz zniknął, rozpłynął się w poczuciu winy.
Teraz wszyscy tak bardzo, tak rozpaczliwie pragnęli, by Dolg powrócił!
Faron, przystojny, wysoko urodzony Obcy, główny odpowiedzialny za całą operację na powierzchni Ziemi, przetarł zmęczone oczy i próbował widzieć wyraźnie, nie tylko fizycznie, lecz również duchowo.
Jego myśli zwróciły się ku innej zagadce:
Cóż to za samolot mógł zaatakować bazę na Grenlandii? Nikt nie potrafił wytłumaczyć, skąd się wziął. Wszak przeważająca część powierzchni Ziemi została już skropiona eliksirem Madragów. No tak, wciąż jednak pozostawało sporo do zrobienia. Ale z którego skrawka Ziemi ktoś mógł wysłać tak bardzo zaawansowaną technicznie maszynę?
Faron już od pierwszego niespodziewanego ataku pilnie śledził raporty Strażników. Wszystko przebiegło tak błyskawicznie, że Strażnicy nie zdążyli nawet podnieść wzroku, a już coś uderzyło w nich z piekielną siłą. Czy było to działanie ciśnienia powietrza? Jakaś nieznana broń? Czy też może wypuszczono jakiś gaz?
Prześladowcy najwidoczniej uznali ich za martwych, gdy bowiem Strażnicy odzyskali przytomność, panowała cisza, lecz wokół rakiety dostrzegli ślady pozostawione przez pociski. Również wtedy, podczas pierwszego ataku, na ich wielkim pojeździe pojawiła się rysa. Napastnicy najwidoczniej jednak zrozumieli, że rakiety nie da się zniszczyć, gdyż nie podjęli dalszych prób jej uszkodzenia.
Niestety, ów nieznany samolot pojawił się znowu, a gdy jego załoga odkryła, że Strażnicy mimo wszystko przeżyli, nie było już dla nich łaski. Całą bazę ostrzelano z ciężkiej broni i zaraz potem tajemniczy najeźdźcy znów zniknęli. Wracali jednak raz po raz. Ale Strażnicy nie opuszczali już rakiety, w której bezpiecznie czekali na przyjaciół.
Szczęście, że wreszcie cała piątka zmierza do domu, pomyślał Faron.
Piątka. A powinno ich być sześcioro. Dolg już nie istniał.
Faron miał wrażenie, że zapada się coraz głębiej w czarną otchłań żałoby i smutku.