ROZDZIAŁ LII

— I co o tym wszystkim sądzisz, Zhenting?

Herzog von Rabenstrange wraz z szefem sztabu stali na pomoście flagowym Campenhausena, obserwując na głównej holoprojekcji taktycznej symbol HMS Troubadour zbliżający się ku granicy przejścia w nadprzestrzeń.

— Sądzę… — Isenhoffer urwał, wzruszył lekko ramionami i dokończył: — Sądzę, że to brzmi bardzo… wygodnie dla księżnej Harrington, sir.

— Wygodnie? — powtórzył Rabenstrange i przyjrzał się podkomendnemu z namysłem, przekrzywiając jednocześnie głowę. — Interesujący dobór określenia, Zhenting. Może sam bym go nie użył, ale to nie znaczy, że nie pasuje… No dobrze, ale jak by to nie było wygodne dla niej w pewnych okolicznościach, generalnie jest dla niej zdecydowanie niewygodne. Sądzę, że do jej sytuacji idealnie pasuje stare określenie „między młotem a kowadłem”.

— Zgadza się, ale jeśli zdoła nas przekonać, byśmy nie byli kowadłem… albo młotem… — Isenhoffer nie zmienił zdania.

Jego upór stanowił jeden z powodów, dla których Chien-lu wybrał go na szefa swego sztabu. Nie znosił bowiem oficerów przytakujących przełożonym, wychodząc, ze słusznego wniosku, że nie ma z nich prawdziwego pożytku.

— Być może — przyznał Rabenstrange, nie kryjąc wątpliwości. — Mimo to sądzę, że Jego Wysokość będzie pod wrażeniem logiczności jej analizy sytuacji. Zakładając naturalnie, że dane, na których jest ona oparta, mają pokrycie w rzeczywistości.

— To jest najistotniejszy element całej tej informacji — zgodził się Isenhcffer i widać było, że chce jeszcze coś powiedzieć, ale znjenił zdanie.

— Tak? — zachęcił go Chien-lu.

— Chciałem tylko dodać, sir, że choć nadal mam wątpliwości co do motywów księżnej Harrington, nie wierzę by pana okłamała.

Widać było, że przyznanie tego nie przyszło mu łatwo i Chien-lu uśmiechnął się lekko. Isenhoffer wolałby tego nie mówić, bo jako szefowi sztabu znacznie bardziej pasowałoby mu argumentowanie, że Harrington wymyśliła całą sprawę lub ją wyolbrzymiła. Na nieszczęście dla siebie był na to zbyt uczciwy. Co równocześnie powodowało iz jego podejrzenia dotyczące motywów Harrington były znacznie istotniejsze.

— Sądzę, że w tej kwestii nie tylko jej motywy są podejrzane — powiedział powoli Rabenstrange. — A raczej że jej motywy są mniej podejrzane od motywów innych. Załóżmy że księżna powiedziała nam wyłącznie prawdę i że analizy jej oficerów wywiadu są prawidłowe. Wtedy należy zadać sobie pytanie, o co chodzi Republice.

— Przepraszam, sir, ale w mojej opinii odpowiedź jest raczej prosta i oczywista. Na miejscu prezydent Pritchart już dawno użyłbym siły, by wymusić na Królestwie za kończenie negocjacji pokojowych. Zakładając oczywiście, ze byłbym w stanie. Jeśli o to chodzi, uważam, że księżna Harrington zupełni szczerze przedstawiła zamiary Republiki tak względem okupowanych systemów, jak i stacji Sidemore.

— Możesz mieć rację, ale weź pod uwagę coś jeszcze, Zhenting. Republika zachęciła nas do działań w Konfederacji. Fakt, ze wyłącznie w prywatnych rozmowach, ale czytałeś raport ambasadora Kaiserfesta ze spotkań z sekretarzem stanu Republiki. Nawet biorąc pod uwagę, że nie było to nagranie i że opinia ambasadora mogła mieć wpływ na to, co napisał, Giancola był nader konkretny. I bardzo nas zachęcał do działania — Rabenstrange umilkł na chwilę, jakby porządkując myśli, po czym mówił dalej: — Ale ani słowem nie wspomniał o możliwości operowania na obszarze Konfederacji okrętów Republiki. Ba, wręcz poinformował Kaiserfesta, że nie będzie możliwe, by Republika poparła nas w jakikolwiek sposób, choćby werbalnie, z uwagi na reakcje opinii publicznej tejże Republiki.

— Sądzi pan, że próbował nas w coś wmanewrować?

— Sądzę, że to możliwe, a przynajmniej miał nadzieję, że odciągniemy uwagę Królestwa, dając Marynarce Republiki czas na przygotowanie ataku. Podejrzewam, że nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych wzięło to pod uwagę, ale według mnie znacznie wymowniejsze jest to, że ani razu nawet się nie zająknął, że przygotowują się do wznowienia działań. A przynajmniej niczego na ten temat nie ma w raporcie Kaiserfesta. Nawet nie wspomniał, że rozważana jest taka możliwość. Naturalnie po części mogło to być spowodowane koniecznością zachowania tajemnicy, ale wysłanie większych sił do Konfederacji bez informowania nas o tym, za to w czasie, gdy zachęcili nas do podjęcia działań na obszarze tejże Konfederacji, jest, łagodnie mówiąc, podejrzane.

— Co według pana mogło nimi kierować?

— Jeden motyw jest jasny — odparł posępnie Rabenstrange. — Załóżmy, że ich zamiarem lub choćby nadzieją jest otwarta wojna między nami a Królestwem. Gdyby do tego doszło, któraś ze stron ją wygra, ale obie będą poważnie osłabione. Gdyby wówczas okazało się, że przypadkiem w okolicy znajdują się poważne siły Marynarki Republiki, świeże i w pełni gotowe do akcji…

Umilkł wymownie.

A mars na czole Isenhoffera wyraźnie się pogłębił.

— Naprawdę wierzy pan, że Republika Haven chciałaby równocześnie wszcząć wojnę z nami i Królestwem Manticore? — spytał z powątpiewaniem.

— Na pierwszy rzut oka wydaje się to rzeczywiście niedorzeczne — przyznał Herzog. — Ale miałeś dostęp do tych samych raportów wywiadu co ja. Co prawda nie udało się przeniknąć do serca Bolthole, ale z uzyskanych od agentów pracujących na peryferyjnych stanowiskach informacji wynika jednoznacznie, że Theisman ma do dyspozycji znacznie więcej okrętów i to nowocześniejszych, niż się przyznał. Być może osiągnęli jeszcze więcej, niż sądzi wywiad, a nie zapominaj, że od dziesięcioleci polityka zagraniczna Haven opierała się na koncepcji: najpierw Królestwo, potem Konfederacja, a na końcu Imperium. Jeśli Pritchart i Theisman uważają, że mają wystarczające siły, to kto zagwarantuje, że nie kusi ich powrót do tej idei?

— Nic w analizach żadnego z wywiadów nie sugeruje, by prezydent Pritchart miała podobne skłonności, sir — zaprotestował Isenhoffer.

— Analitycy mogą się mylić, a to jest coś, na co bardzo trudno uzyskać konkretne dowody. A co ważniejsze, Pritchart nie jest dyktatorką i nie działa w próżni. Przyznam się, że nigdy do końca nie zdołałem pojąć mechanizmów działających w jej rządzie. Nie znamy i nigdy nie poznamy wszystkich frakcji, ścierających się interesów i grup nacisku, z którymi ma do czynienia. Podam ci jedną oczywistą sprzeczność, która doskonale to ilustruje: zarówno nasze analizy, jak treść jej publicznych wystąpień zupełnie jednoznacznie wskazują, że jest niechętna wznowieniu działań wojennych z Królestwem, a nie ulega już wątpliwości, że się na to zdecydowała. Skoro jest gotowa do wojny, dlaczego miałaby nie skorzystać z okazji, by wreszcie osiągnąć tradycyjny cel polityki zagranicznej swej ojczyzny?

— Taka możliwość bez wątpienia istnieje… — przyznał z namysłem Isenhoffer. — Tylko jest to znacznie bardziej przewrotne postępowanie, niżbym się po niej spodziewał.

— Ja też, i prawdę mówiąc, trudno mi w to uwierzyć, nawet teraz, ale nie da się wykluczyć, że jej skoncentrowanie na problemach wewnętrznych było od samego początku maską. Wtedy wszystkie analizy i treść jej wystąpień byłyby nic niewarte. Natomiast wracając do tematu: jej sekretarz stanu zwrócił się do nas z propozycją nieformalnego i utrzymanego w tajemnicy porozumienia będącego w praktyce przymierzem przeciwko Królestwu. To on wykazał inicjatywę w tej kwestii, nie Kaiserfest. I przez cały czas trwania tych rozmów, a z zasady byli wtedy sami, nie wspomniał naszemu ambasadorowi choćby o ewentualności pojawienia się w Konfederacji okrętów Marynarki Republiki. Ani razu, Zhenting. Nie ulega wątpliwości, że Pritchart realizuje jakiś starannie opracowany plan. Podobnie oczywiste jest, że Imperium musi w końcu dowiedzieć się o obecności tych okrętów w Konfederacji i Pritchart doskonale o tym wie. Ona nie jest głupia, bo dureń nie osiągnąłby tego, co ona osiągnęła. Dlaczego więc z jednej strony proponuje nam nieformalne przymierze, a z drugiej potajemnie wysyła silny związek taktyczny do obszaru, do którego zajęcia zachęca nas jej sekretarz stanu? Jedyna sensowna odpowiedź jest taka, że pragnie utrzymać obecność tego związku taktycznego w tajemnicy przed nami tak długo, jak tylko zdoła, czyli dopóki nie będzie za późno, byśmy mogli w jakikolwiek sposób zareagować.

— To brzmi… sensownie — przyznał Isenhoffer po namyśle. — Obłędnie ryzykowne, ale możliwe. Chyba że rozbudowała flotę znacznie bardziej, niż sądzi nasz wywiad. Ale mimo wszystko, sir, to jedna wielka spekulacja. W tej chwili nie mamy żadnego dowodu nawet na to, że Republika rozważa w ogóle zaatakowanie Królestwa. Hipoteza księżnej Harrington jest jedyną wskazówką, że tak być może, a niezależnie od pańskich podejrzeń rozkazy Jego Wysokości są jednoznaczne.

— Wiem o tym, Zhenting. Ale ostateczna odpowiedzialność spoczywa na mnie jako na dowódcy stacji Sachsen, a dla realizacji naszego planu czas nie jest aż tak istotny. Nawet jeśli moje podejrzenia okazałyby się całkowicie nieuzasadnione, niewiele stracimy, czekając kilka tygodni czy nawet miesięcy. Jeśli natomiast są uzasadnione, to działając już, doprowadzimy do poważnych problemów.

Symbol oznaczający Troubadoura dotarł do granicy przejścia w nadprzestrseń i zniknął z głównej holoprojekcji taktycznej.

Chien-lu von Rabenstrange odetchnął głęboko i polecił cicho:

— Poinformuj sekcję łączności, że będę potrzebował jednostki kurierskiej.


* * *

— Sądzi pani, że to odniesie jakiś skutek, milady? — spytała Mercedes Brigham.

— Nie wiem — przyznała uczciwie Honor. — Mogę ci powiedzieć, że Herzog uwierzył, że mówię prawdę, albo raczej że nic, co mu powiedziałam, nie jest kłamstwem, ale jak zareaguje…

Zamiast kończyć, wzruszyła wymownie ramionami.

— Cóż, nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, przynajmniej znamy liczebność jego sił i wiemy co nieco więcej o możliwościach jego okrętów — oceniła Brigham. — Niestety.

— Tak? — spytała zachęcająco Honor.

Mercedes pokiwała głową.

— Nie sądzę, by się zorientowali, że użyliśmy sond, a to by znaczyło, że nie znają możliwości naszych środków wojny radioelektroniczaej nowej generacji.

— To miło — zgodziła się Honor. — Choć prawie żałuję, że dałam się namówić na ich użycie. Gdyby nas na tym nakryli, przekonałoby to Rabenstrange’a, że celem tej wizyty była wyłącznie misja szpiegowska.

Brigham ugryzła się w język, uznając, że powtarzanie tłumaczeń nie ma sensu. A cały czas była przekonana, że ani Herzog, ani którykolwiek z oficerów Imperialnej Marynarki jako zatwardziali pragmatycy nie zdziwiliby się, że goście skorzystali z okazji. Po prostu takie były reguły gry. Zresztą była pewna, że Honor też o tym wie, a cały problem był jakby lekarstwem na niepewność, która ją cały czas gryzła.

— W każdym razie mamy całkiem wyraźne nagrania kilku ich okrętów — podjęła Brigham. — Kapitan Bachfish miał rację co do ich krążowników liniowych. Przynajmniej jedna klasa ma zamontowane na kadłubach zasobniki, bo znaleźliśmy trzy takie okręty.

— Jakoś mnie to nie dziwi — skomentowała Honor. — A szkoda.

— Też chciałabym, żeby to była jedyna rzecz, jaką potwierdziły sondy — przyznała Brigham.

Honor spojrzała na nią pytająco.

— Mają przynajmniej jedną klasę superdreadnoughtów rakietowych w linii — wyjaśniła Mercedes. — Nie wiemy, ile ich było w Sachsen. Prawdę mówiąc, ani pokładowa sekcja taktyczna, ani George i ja nie potrafimy dokładnie powiedzieć, ile okrętów znajdowało się w systemie. Zanim dotarliśmy do centralnej części systemu, rozśrodkowali jednostki, a część z nich zamaskowali z włączonymi napędami. Wykryliśmy dwadzieścia superdreadnoughtów, z czego pięć to rakietowe. To jedyne potwierdzone liczby.

— Cholera! — Honor przyjęła to zadziwiająco spokojnie, ale nie oszukała ani siebie, ani Brigham.

— O zamaskowaniu świadczy choćby to, że nie znaleźliśmy ani jednego lotniskowca, za to masę sygnatur napędów kutrów rozsianych po całym systemie. Może to paranoja, ale uważam, że jeśli mają okręty rakietowe, to zbudowanie lotniskowca nie powinno być dla nich problemem. To okręt o znacznie prostszej konstrukcji.

— Zgadza się. A to znaczy, że są znacznie groźniejszym przeciwnikiem, niż sądziliśmy. Zresztą wcale nie jestem taka pewna, czy nie zauważyli naszych sond…

— Sądzi pani, że mogli chcieć pokazać nam nowe okręty? — spytała szef sztabu, nie kryjąc sceptycyzmu.

Tym razem to Honor wzruszyła ramionami:

— Uważam, że to możliwe, ale nie twierdzę, że tak być musiało. Pomyśl: jeśli nadal chcą nas przekonać, żebyśmy ustąpili bez walki, najprościej jest nam zademonstrować, jak groźnym są przeciwnikiem. Idealnie byłoby, gdybyśmy doszli do wniosku, że groźniejszym, niż dotąd sądziliśmy. A jeśli celowo zignorowali nasze sondy, to mogli próbować osiągnąć dwa cele równocześnie: przekonać nas o tym, pozwalając na sukces misji szpiegowskiej, oraz utwierdzić w przekonaniu, że mają znacznie słabsze wyposażenie elektroniczne, niż jest w rzeczywistości. Co może im się przydać później, jeśli nie wycofamy się z Konfederacji, bo będzie to dla nas stanowiło niemiłą niespodziankę.

— Naprawdę nie cierpię takich rozważań — przyznała Mercedes.

— A myślisz, że ja je lubię? — spytała uprzejmie Honor. — Ale rzeczywiście wiemy więcej, niż wiedzieliśmy, za ich zgodą czy nie. A oni dzięki nam wiedzą nieco więcej o tym, co się w okolicy dzieje. Jestem co prawda pewna, że ktoś w Admiralicji oskarży mnie o zadawanie się z nieprzyjacielem, ale to już jego zmartwienie, a ja nadal jestem przekonana, że taki otwarty kontakt wyjdzie obu stronom na dobre. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, do jakiego etapu doszła eskalacja napięcia.

— Z tym zgadzam się całkowicie, ale mimo to chciałabym znać odpowiedź na podstawowe pytanie: czy to coś dało?

Загрузка...