Shannon Foraker stała na galerii pokładu hangarowego i obserwowała cumowanie kutra z Lesterem Tourville’em na pokładzie. Tym razem jednak nie oczekiwała także na Thomasa Theismana i Javiera Giscarda. Theisman byl w Nouveau Paris, a Giscard stał obok za kapitanem Reumannem i konandorem Lampertem. Patrząc kątem oka na drugiego w hierarchii Marynarki Republiki oficera, czuła żal, że tak na dobrą sprawę już jest gościem zarówno na galerii, jak i w ogóle na okręcie.
Kuter zakończył cumowanie, zewnętrzne drzwi śluzy z korytarzem połączono rękawem i po kilkudziesięciu sekundach Lester Tourville zgrabnie stanął na pokładzie Souvereign of Space przy wtórze świstu trapowego. Zasalutował, dowodzący wachtą trapową porucznik odsalutował i świst umilkł.
— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład — wygłosił Tourville.
— Pozwolena udzielam — odparł równie formalnie porucznik.
I odsunął się, robiąc miejsce Reumannowi tradycyjnie witającemu admirała kapitańskim uściskiem dłoni. Wraz z nim do Tourville’a podszedł Giscard.
Foraker nie ruszyła się z miejsca, bo to już nie był jej okręt flagowy.
— Witamy na pokładzie, Lester — Giscard uśmiechnął się ciepło.
— Dzięki, Javier — Tourville odpowiedział takim samym uśmiechem i uścisnął jego dłoń. A potem zobaczył Foraker.
— Witaj, Shannon.
— Sir — odparła formalnie. Wiedziała, że to nie jego wina. Ani Giscarda. W sumie nie była to niczyja wina, ale patrząc na nich obu, czuła się jak ktoś obcy, wyłączony z zabawy. Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy Theisman powiedział jej, że Sovereign of Space przestaje być jej okrętem flagowym, a staje się flagowcem Giscarda.
Tourville miał przez moment zaskoczoną minę, słysząc zwięzłość odpowiedzi, po czym w jego oczach błysnęło zrozumienie, a później sympatia. Zrozumiał, co zaszło i co Shannon czuje — w końcu tyle czasu należała do jego sztabu, że zdążył poznać ją naprawdę dobrze.
Shannon otrząsnęła się, widząc jego reakcję — to, że była nieszczęśliwa, nie znaczyło, że ma odgrywać się na innych. Uśmiechnęła się do Lestera. Był to co prawda nieco krzywy uśmiech, ale także szczery. Wiedziała, że został zrozumiany właściwie — jako przeprosiny.
— Cóż, mamy sporo do omówienia — oznajmił Giscard tak radośnie, iż nie ulegało wątpliwości, że również był wszystkiego świadom. — Nie marnujmy więc czasu.
I zaprosił ich gestem do czekającej windy.
— Tak wyglądają podstawowe założenia obecnego planu dyslokacji — zakończył pierwszą część omówienia kapitan Gozzi po prawie dwóch i pół godzinie. — Za pańskim pozwoleniem, sir, wolałbym teraz odpowiedzieć na pytania, a potem przejść do szczegółów, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.
Ostatnie zdanie skierowane było do Giscarda, u którego był szefem sztabu.
— Oczywiście, Marius — zgodził się Giscard i spojrzał pytająco na dwoje pozostałych admirałów obecnych we flagowej sali odpraw Souvereign of Space. — Lester? Shannon?
— Z tego, co tu usłyszałem, wynika, że to już nie jest hipotetyczna sytuacja — odezwał się zza chmury tytoniowego dymu Tourville, wskazując cygarem holomapę rejonu otaczającego Trevor Star.
— Zgadza się, sir. Rano otrzymaliśmy z dowództwa rozkaz rozpoczęcia przygotowań do wyruszenia.
— Wygląda na to, że jest gorzej, niż sądziliśmy — kapitan DeLaney, szef sztabu Tourville’a, nie ukrywała, że nie jest szczęśliwa z tego powodu.
— Też mi się tak wydaje — przytaknął Tourville i zmarszczył brwi.
— Wiem, że nikogo z nas nie cieszy taki rozwój wydarzeń — ocenił Giscard, co było niezwykle łagodnym ujęciem sytuacji. — Ale przynajmniej dostajesz to, w czym jesteś najlepszy, Lester: samodzielne dowództwo z dala od głównego teatru działań.
— Że z dala, to się zgadza — prychnął Tourville. — Który geniusz sztabowy to wymyślił?
— Tego akurat mi nie powiedziano, ale nosi wszystkie cechy pomysłu Lindy Trenis — uśmiechnął się złośliwie Giscard.
— By pasowało. Zawsze była za cwana dla własnego dobra — burknął Tourville.
— Myślisz, że się nie uda? — Giscard uniósł pytająco brew.
Tourville najpierw zajął się cygarem, a gdy ledwie było go widać zza dymu, wzruszył ramionami i przyznał:
— Myślę, że powinno się udać, ale nie podoba mi się, że ktoś poważnie chce otworzyć tę puszkę Pandory, a wysłanie Drugiej Floty do Konfederacji raczej jednoznacznie na to wskazuje. Sądzę, że nikomu z nas tak naprawdę się to nie podoba.
— Mnie też — przyznała Foraker. — I dlatego ten cały plan mnie niepokoi.
— Nie sądzę, by ktokolwiek w stolicy miał ochotę na wznowienie walk albo lekko do tego podchodził — powiedział z namysłem Giscard. — Tom Theisman na pewno nie i sądzę, że się ze mną zgodzicie?
Spojrzał na Tourville’a i Foraker i poczekał, aż oboje przytakną.
— Niemniej jego i naszym obowiązkiem jest być przygotowanym na najgorsze, na wypadek gdyby nastąpiło — dodał. — Biorąc to pod uwagę, masz jakieś zastrzeżenia, Lester?
— Poza tym, że żadne z nas nie cieszyłoby się z perspektywy spotkania z kimś tak dobrym jak Harrington, i to tak daleko od własnych baz zaopatrzeniowych, to nie — przyznał Toundlle. — Natomiast podoba mi się, że mam nic nie robić bez rozkazu. Przynajmniej nie będę się musiał martwić, że zacznę wojnę, bo nie dostałem na czas rozkazu, żeby tego nie robić.
— Shannon?
— Prawdę mówiąc, mam parę zastrzeżeń…
— Jakich? — zaciekawił się Giscard.
— Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ryzykujemy, że się tak wyrażę, przesadę strategiczną. Zgadzam się, że pod wieloma względami Plan Czerwony, jest, nazwijmy to, elegancki. Wymaga co prawda niepokojąco dużej koordynacji, ale pozwala uniknąć błędu popełnionego przez Legislatorów, czyli zbytniego rozdzielenia sił nie mających ze sobą łączności z powodu dużych odległości. Nie dotyczy to naturalnie Drugiej Floty, ale to wyjątek.
Giscard odruchowo kiwnął głową. Po zakończeniu tej odprawy jego Pierwsza Flota miała opuścić system Haven i udać się do SXR-136-23. Był to system, którego nigdy nie nazwano inaczej niż podczas katalogowania, ponieważ będący gwiazdą systemową czerwony karzeł nie miał żadnej planety, a w całym systemie nie było nic, co mogłoby kogokolwiek zainteresować. Stanowił jednak doskonałe miejsce do stacjonowania floty, która miała pozostać niezauważona przez dłuższy czas, i znajdował się mniej niż czterdzieści lat świetlnych od Trevor Star.
Jednostki zaopatrzeniowe i warsztatowe były już na miejscu, mając w ładowniach zapasy i części zamienne które powinny wystarczyć na sześć miesięcy standardowych dla całej Pierwszej Floty. Jeśli jej pobyt miałby się przedłużyć, dostarczano by to, co potrzeba, stopniowo, wysyłając opróżnione już transportowce pojedynczo lub parami. Gdyby natomiast przyszedł rozkaz rozpoczęcia działań, wszystkie zespoły i grupy wydzielone opuszczałyby system zgodnie ze starannie opracowanym harmonogramem, dzięki któremu wyznaczone cele osiągnęłyby równocześnie. Ponieważ punkt wyjścia był ten sam, rozkazy także, niemożliwe było powtórzenie błędu, w wyniku którego admirał Yuri Rollins za wcześnie znalazł się niegdyś w systemie Hancock. Pomocne w tym było, iż poza Grendelsbane wszystkie cele znajdowały się nie dalej niż sto dwadzieścia lat świetlnych od Trevor Star.
— Niesteiy zapewnienie lepszej koordynacji nie zmienia konieczności równoczesnego zaatakowania wielu miejsc — kontynuowała Shannon. — A to z kolei oznacza znacznie większe rozproszenie sił niżbym chciała.
— Masz rację, ale jest to ryzyko, które musimy podjąć — wtrącił Giscard. — Należy pamiętać, że siły Królewskiej Marynarki są w tym rejonie słabsze, a rozproszone tak samo jak nasze.
— Wiem — przyznała Foraker.
— A plan przewiduje atakowanie celów w określonej kolejności, ma’am — dodał kapitan Gozzi. — Do każdego ataku skoncentrowane zostaną siły większe od sił broniących systemu, a ponieważ zaczniemy od systemów kluczowych, w pierwszej kolejności wyeliminujemy te przeznaczone do szybkiego reagowania na wypadek ataku na któryś ze słabo obsadzonych systemów peryferyjnych.
— To też wiem i przyznaję, że to najskuteczniejszy sposób wykorzystania własnych sił. Prawdę mówiąc, spora część moich zastrzeżei wynika stąd, że zdaję sobie sprawę, jak bardzo cały plan opiera się na symulacjach i doktrynie dopracowanej, ale nigdy nie przetestowanej w praktyce — odparła, spoglądając na szefa swego sztabu. — Five i wszyscy moi ludzie spróbowali podejść do tego tak krytycznie, jak to tylko możliwe, ale w przypadku własnej pracy nie jest to łatwe, a żaden z naszych wniosków nie został sprawdzony bojowo. Nasze symulacje są dobre… jeśli dane wywiadowcze o sprzęcie RMN, na których się opierają, także są dobre. Tego jednak będziemy pewni dopiero po pierwszej bitwie. Poza tym nawet jeśli to wszystko się zgadza, to i tak masa okrętów i jeszcze większa masa ludzi będzie walczyła, używając nowych systemów broni i zupełnie nowej doktryny. Ani jedno, ani drugie nie zostało sprawdzone w praktyce, a sądzę, że wszyscy wystarczająco często stykaliśmy się z prawami Murphy’ego, by wiedzieć, ile rzeczy może pójść nie tak mimo starannych przygotowań. Dlatego w tych warunkach wolałabym mieć większą przewagę liczebną w krytycznych miejscach, niż będzie to możliwe, biorąc pod uwagę, jak są od siebie oddalone.
— Doceniam twoją troskę — przyznał po chwili Giscard. — Choć podejrzewam, że częściowo przynajmniej jest ona całkowicie nieuzasadniona, bo nie doceniasz wartości własnej roboty. Co prawda ani przez moment nie wątpiłem, że natkniemy się na luki w doktrynie i będziemy musieli improwizować ani też, że założenia dotyczące możliwości broni i wyposażenia Królewskiej Marynarki nie były wystarczająco pesymistyczne, ale obaj z Lesterem rozegraliśmy ponad dziesięć symulowanych bitew z użyciem nowego sprzętu i nowej doktryny i mogę ci powiedzieć, że zwiększyłaś naszą skuteczność w walce co najmniej dziesięciokrotnie. To więcej niż kiedykolwiek. Jeśli złapiemy ich tak rozproszonych, jak są w tej chwili, oberwą naprawdę solidnie.
— Oby tak było, ale nadal sądzę, że powinniśmy większymi siłami zaatakować Trevor Star… to ich najsilniejsza baza i na dodatek skoncentrowali tam prawie wszystkie okręty nowej generacji poza przydzielonymi do Home Fleet. Jeśli zniszczymy Trzecią Flotę, bez problemu zdobędziemy wszystkie pozostałe cele, bo nie będą mieli w tym obszarze niczego, co mogłoby nas powstrzymać.
— Ale gdy uderzymy na Trevor Star, zdołają wysłać jednostki kurierskie z ostrzeżeniem o ataku, Shannon — wtrącił Tourville. — A zdołają, bo do Manticore prowadzi terminal. A wtedy mogą zmienić rozmieszczenie pozostałych sił. Fakt, że nie zdołają nas powstrzymać, ale jeśli zdążą skoncentrować okręty w paru krytycznych systemach, poniesiemy znacznie większe straty, zdobywając je.
— Wiem o tym, ale te jednostki kurierskie przy użyciu terminala dotrą tylko do Manticore. Do innych systemów będą musiały lecieć przez nadprzestrzeń, a to oznacza, że nie znajdą się na miejscu na tyle wcześnie, by miało to większe znaczenie. Przynajmniej jeśli chodzi o nasze okupowane systemy. Tak naprawdę niebezpieczne będą te kuriery, które nie skorzystają z terminalu, bo do baz Sojuszu mogą dotrzeć przed nami.
— Na to już nic nie poradzimy. Jak długo ktoś nie znajdzie poważnego błędu w planie operacyjnym, nie bardzo widzę możliwość jego zmiany — odparł Giscard.
— A ja mam tylko zastrzeżenie generalnej natury mogące wynikać wyłącznie z obawy, że czegoś nie dopilnowałam — przyznała Foraker i dodała z krzywym uśmiechem: — Ale musiałam to powiedzieć mimo wszystko.
— Oczywiście, że musiałaś — uśmiechnął się Giscard. — A co powiesz o zadaniu Drugiej Floty?
— To, że wolałabym większymi siłami zaatakować Trevor Star, niejako determinuje to, że chciałabym mieć je gdzieś pod ręką. Poza tym nie podoba mi się ryzyko odkrycia jej przez Imperium, które w tym wypadku miałoby pretensje, i to uzasadnione, bo jest za miedzą. Znając też informacje wywiadu, że księżna Harrington ma tak mało okrętów nowej generacji, darowałabym sobie całkowicie atak na stację Sidemore. Jeśli uda nam się zrealizować resztę planu, okręty, którymi dysponuje, nie poprawiłyby aż tak sytuacji Royal Manticoran Navy, by miało to istotne znaczenie. Poza tym nie dotarłby do niej rozkaz odwołujący wszystkie stacjonujące tam jednostki i nim ona sama pojawiłaby się w systemie Manticore, upłynęłoby dość czasu, byśmy zdążyli przegrupować i skoncentrować siły. Natomiast przyznaję, że chęć wykorzystania części Drugiej Floty może wynikać z tego, że podobnie jak Lester żywię… duży szacunek dla talentu taktycznego księżnej Harrington. Jeśli o nią chodzi, wyznaję zasadę: „Nie kopię leżącego, bo może wstać”. Poza tymi zastrzeżeniami plan wydaje mi się dobry… a przynajmniej nie widzę możliwości wymyślenia lepszego, który miałby osiągnąć te same cele.
— Jeśli można, admirale Giscard — odezwał się niespodziewanie kapitan Anders. — Jest jeszcze coś, co mnie niepokoi, a jak dotąd nikt o tym nie wspomniał.
— Co to takiego, kapitanie Anders?
— Grayson, sir — odparł zwięźle Anders, a widząc spojrzenia kilkorga z obecnych, dodał: — Sprawdziłem najnowsze informacje wywiadu i nie jestem pewien, czy osoby opracowujące ten plan wzięły odpowiednią poprawkę na liczbę nowych okrętów w Marynarce Graysona.
— W tej chwili znaczna część tych okrętów odbywa jakieś długie ćwiczenia, Five — kapitan Gozzi był szybszy od Giscarda. — A nawet gdyby nie zostały gdzieś wysłane, to tak władze planety jak i dowództwo floty będą potrzebowały czasu, by zorientować się, co się dzieje. A to powinno spowodować zwłokę wystarczającą, by reakcja Marynarki Graysona była spóźniona na tyle, abyśmy zdążyli zrealizować wyznaczone zadania. Zakładając naturalnie, że współpraca między nią a Royal Manticoran Navy nie uległa takiemu pogorszeniu, że będzie celowo zwlekać.
— Znam wnioski kończące analizy w tej sprawie i nie twierdzę, że są błędne, ale biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie Protektora i osiągnięcia Marynarki Graysona, wołałbym coś bardziej konkretnego od stwierdzenia, że mogą być słuszne — Anders uśmiechnął się lekko. — Zasada zacytowana przed chwilą przez admirał Foraker jeszcze bardziej pasuje do Graysona. Wolałbym mieć Drugą Flotę w odwodzie gdzieś pod ręką, na wypadek gdyby Grayson zareagował szybciej, niż sądzimy.
— To godna pochwały ostrożność — ocenił Giscard, dając znak Gozziemu, żeby milczał. — Ale czas i rodzaj reakcji graysońskiej to ryzyko, z którym musimy się pogodzić. Osobiście uważam, że analitycy wywiadu floty mają rację, jeśli chodzi o szybkość reakcji floty graysońskiej. Jestem też zupełnie pewien, że mają rację, jeśli chodzi o podejście Janaceka do Graysona i jego floty; gardzi nimi i nienawidzi ich, uważając za bandę bezczelnych dzikusów nie mających grama szacunku dla lepszych od siebie. W związku z tym ostatnią rzeczą, jaką zrobi, będzie poproszenie ich o pomoc. Założę się, że nawet nie zlecił opracowania planu wspólnych działań na wypadek naszego ataku. A należy jeszcze wziąć pod uwagę, że High Ridge zdołał doprowadzić do sytuacji, w której Mayhew zacznie się zastanawiać, czy w ogóle zareagować.
— Z całym szacunkiem dla wywiadu, sir, ale na to ostatnie za bardzo bym nie liczył — sprzeciwił się Anders. — Ograniczenia w czasie reakcji wynikające z przyczyn fizycznych czy astrofizycznych to jedno i one nie ulegają wątpliwości. Natomiast Grayson i Manticore zbyt wiele razem przeszły i nie wierzę, by Mayhew zostawił sojusznika na lodzie. Tym bardziej napadniętego przez nas.
Giscard przyglądał mu się z namysłem długą chwilę, po czym wzruszył ramionami i oznajmił:
— W porządku. Kapitan Anders może mieć całkowitą rację w ocenie stosunków łączących Grayson i Królestwo Manticore. Prawdę mówiąc, od sekretarza wojny wiem, że analitycy wywiadu floty i wywiadu cywilnego nie mogą dojść do porozumienia w ocenie szkód, jakie wyrządził w tych stosunkach rząd High Ridge’a. Istnieją jednakże pewne wskazówki dość jednoznacznie świadczące, że Sojusz nie jest już takim monolitem, jakim był w trakcie walk. Konkretnie jesteśmy w kontakcie z władzami Republiki Erewhon i choć naturalnie nikt im nie powiedział o naszych planach, ostatnio ambasador Erewhonu zaczął sondować możliwość podpisania z nami paktu o nieagresji i wzajemnej pomocy militarnej na wypadek zagrożenia.
— Erewhon chce przejść na naszą stronę? — spytał ostrożnie Tourville, najwyraźniej nie wierząc własnym uszom.
— Prawdopodobnie tak — potwierdził Giscard. — Oczywiście nie można na tej podstawie przewidywać, jak postąpi Grayson, zresztą nie słyszałem choćby sugestii, abyśmy nawiązali z nim bezpośredni kontakt dyplomatyczny, ale przykład Erewhonu może być zaraźliwy. A jednoznacznie dowodzi, że High Ridge zdołał zaszkodzić Sojuszowi znacznie bardziej, niż podejrzewa.
— Wychodzi na to, że nawet bardziej niż my podejrzewaliśmy — zgodził się Anders. — Dobrze, sir, co prawda nadal niepokoi mnie Grayson, ale wygląda na to, że Sojusz ma się znacznie gorzej, niż sądziłem, może więc jestem przewrażliwiony.
— Miejmy nadzieję — uśmiechnął się Giscard. — Choć to nie jest wada, gdy ma się do czynienia z kilkoma niewiadomymi. Natomiast osobiście uważam, że jeśli będziemy musieli wznowić działania wojenne, ten plan daje nam największe szanse zwycięstwa.
Kilka godzin później Shannon Foraker obserwowała przez okno pinasy, jak Sovereign of Space schodzi z orbity i oddala się od Haven, kierując się ku punktowi zbornemu Pierwszej Floty Marynarki Republiki.
Ciężko było przyglądać się malejącemu okrętowi.
Ciężej niż się spodziewała.
— Żal patrzeć, jak odlatuje, prawda ma’am? — spytał cicho kapitan Anders.
— Tak — przyznała równie cicho.
— Admirał Giscard dobrze się nim zajmie — zapewnił ją Anders.
Shannon kiwnęła głową.
— Wiem. A Pat jeszcze lepiej, ale po tak długim czasie trudno mi się pogodzić z tym, że jest okrętem flagowym kogoś innego.
— Nie wątpię, ale nie tylko o to chodzi. Prawda, ma’am? — spytał nieomalże łagodnie.
— Co chcesz powiedzieć?
— Ma’am, ja jestem przede wszystkim mechanikiem, a dopiero potem oficerem taktycznym, pani dokładnie na odwrót. Chciałaby pani być tam i sprawdzić w praktyce doktryny taktyczne opracowane pod pani kierownictwem. To prawdziwy powód, dla którego jest pani tak smutno i przykro, gdy patrzy pani, jak on odlatuje.
— Nie jesteś przypadkiem za bystry, Five? — Shannon potrząsnęła głową. — Nie rozważałam tego z tej perspektywy, ale masz rację. Może nie myślałam o tym w ten sposób właśnie dlatego, że nie chciałam przyznać, jak bardzo masz rację.
— Nie mogłaby pani być sobą, czując inaczej, ma’am. Ale brutalna prawda jest taka, że obojętne jak dobrym oficerem taktycznym by pani nie była, tak flota jak i Republika potrzebują pani bardziej w stoczni niż w Pierwszej czy Drugiej Flocie. Nie jest ważne, gdzie chciałaby pani być, a gdzie musi pani być, bo jest pani niezastąpiona.
— Pewnie masz rację — westchnęła, nie odrywając wzroku od malejącego superdreadnoughta. — Pewnikiem masz.
Ale patrząc w ślad za znikającym w oddali Sovereign of Space, nie chciała, by ją miał.