— Kurwa! — Dwunasty earl North Hollow wypowiedział to słowo cichutko, prawie spokojnie, ale wyraz jego oczu przeczył temu zdecydowanie.
Mógł sobie pozwolić na wściekłe spojrzenie, bo wszyscy obecni w przestronnym Queen Caitrin’s Hall przyglądali się albo drzwiom, albo szambelanowi, który właśnie oznajmił:
— Admirał lady Honor Harrington, księżna i patronka Harrington, oraz Nimitz!
Doskonały system nagłośnienia powodował, że jego głos był wszędzie wyraźnie słyszalny, bez potrzeby nadwerężania strun głosowych lub słuchu, i to pomimo iż sala mogła pomieścić tylu ludzi co spory stadion, choć bez trybun. Głos szambelana nie zagłuszał jednocześnie rozmów, choć te i tak przycichały stopniowo i od wejścia przetoczyła się fala ciszy. Dotarła do połowy sali, gdy weszła do niej wysoka kobieta.
Jak zwykle ubrana była w charakterystyczną dla niej odmianę tradycyjnego graysońskiego stroju kobiecego, ale tym razem suknię miała głęboko niebieską, a nie białą, a zielony stan miał znacznie głębszy odcień niż typowy kolor znany już w Królestwie Manticore jako „zieleń Harrington”. Obie barwy doskonale się uzupełniały, ale znacznie bardziej rzucały się w oczy niż dotychczasowa kombinacja i o wiele bardziej podkreślały złoty Klucz Patrona i Star of Grayson, jakie kobieta miała na szyi. Prosto opadające włosy związała na karku z lewej strony zieloną jedwabną wstążką, co tworzyło fryzurę pozornie prostą i naturalną, a równocześnie elegancką.
I nie przeszkadzającą treecatowi siedzącemu na jej prawym ramieniu.
Była najprawdopodobniej najwyższą kobietą wśród zebranych, a jeśli nie najwyższą, to z pewnością jedną z najwyższych. Poruszała się z naturalną gracją mistrzyni sztuk walki i całkowicie ignorowała ciszę, jaka ją powitała. Krok za nią i krok z boku szli Andrew LaFollet i Spencer Hawke w zielonkawo-zielonych uniformach Gwardii Harrington, wyglądających jakby właśnie zostały dostarczone od krawca. Szambelan nie anonsował ich obecności, ale nie znaczyło to, że nie została zauważona — wręcz przeciwnie: tu i ówdzie widać było pełne dezaprobaty miny, gdyż obaj mieli broń boczną. Był to wyjątek jedyny w swoim rodzaju, gdyż nikt inny nie miał prawa noszenia broni w obecności Królowej Gwiezdnego Królestwa Manticore.
Nikt jednakże nie był na tyle głupi, by to skomentować.
Nie tu i nie w obecności Elżbiety III.
Słysząc szambelana, Królowa przerwała rozmowę z lordem Alexandrem i planetarnym księciem Manticore Theodorem Harperem, a teraz na widok gościa zignorowała liczący ładnych parę wieków protokół i energicznie podeszła do niej z szerokim uśmiechem, wyciągając na powitanie ramiona. Honor uśmiechnęła się i wykonała pełen, głęboki ukłon w stylu graysońskim, a dopiero potem ujęła królewską dłoń i potrząsnęła nią.
Coś na kształt bezgłośnego westchnienia przetoczyło się przez salę, ale jeśli nowo przybyła czy jej treecat coś wyczuli, nie dali tego po sobie poznać. Wyraz twarzy Honor Pozostał spokojny, gdy pochyliła się, by wysłuchać czegoś, co mówi Królowa, a ledwie ta skończyła, roześmiała się zupełnie naturalnie. Elżbieta powiedziała coś jeszcze i dotknęła jej ramienia, a potem zaczęła się odwracać ku poprzednim rozmówcom, gdy znieruchomiała, słysząc głos szambelana:
— Admirał earl White Haven, lady White Haven, Samantha.
Cisza w sali wywołana przybyciem księżnej Harrington jeszcze trwała, a teraz miało się nieodparte wrażenie, że wszyscy obecni nabrali równocześnie dużo powietrza w płuca i wstrzymali oddechy.
Earl White Haven był może o dwa centymetry wyższy od lady Harrington, ale poruszał się równie bezgłośnie jak ona. I jak antygrawitacyjny fotel jego małżonki unoszący się pół metra nad podłogą obok niego. Żadne z nich najmniejszym gestem nie zareagowało na ciszę, namacalne wręcz napięcie czy to, że obecni wpatrują się w nich z niepodzielną uwagą i oczekiwaniem. Jedynie koniuszek ogona smukłego treecata siedzącego na ramieniu earla poruszał się, zataczając niewielki regularny łuk. Oboje uśmiechnęli się na widok Honor Harrington równie szeroko jak Królowa i natychmiast podeszli do niej.
— Honor! — Radość w głosie lady White Haven była wyraźnie słyszalna, choć ta nie podniosła specjalnie głosu. — Cudownie cię znów widzieć!
— Witaj, Emily — odparła równie radośnie Honor i uścisnęła jej dłoń, po czym skinęła głową earlowi. — Hamish… Witaj, Sam.
— Dobry wieczór — odparł White Haven.
Po czym skłonił się i ucałował dłoń Królowej, która podeszła, by ich powitać.
— Wasza Wysokość. — Głos White Havena także był wyraźny, choć w sali powoli dał się znów słyszeć szmer rozmów.
— Milordzie… bardzo się cieszę, że mimo wszystko zdecydowałaś się zjawić, Emily. — Głos Elżbiety podobnie jak głos lady White Haven był dobrze wyszkolony przez najlepszych aktorów Królestwa. — Zbyt rzadko pojawiasz się w stolicy.
— Bo jest ona odrobinę zbyt męcząca, Wasza Wysokość — odparła spokojnie Emily.
Dopiero gdy znalazły się obok siebie, widać było w ich rysach pewne subtelne podobieństwo. Nie było w tym nic dziwnego, jako że były kuzynkami — dalekimi, ale zawsze. Zresztą członków rodziny Emily było więcej na sali.
— Witaj, Teddy — powiedziała z uśmiechem, gdy zbliżył się książę Manticore.
— Szczęśliwych urodzin, ciociu Emily — pochylił się i pocałował ją w policzek. — To miło ze strony Jej Wysokości, że oszczędziła mi kosztów zorganizowania twojego przyjęcia urodzinowego, nie sądzisz?
— Wyłgałeś się tanim kosztem, ale spodziewam się, że nadrobisz to przy prezencie! — ostrzegła go Emily.
— Cóż, trzeba będzie się zastawić… — westchnął książę z błyskiem w oczach i uścisnął dłoń earla. — Miło cię widzieć, Hamish. Już się nie mogłem doczekać, żeby poznać twoją nową przyjaciółkę.
I skłonił się formalnie Samancie.
Ta odpowiedziała dostojnym skinieniem łba.
Książę zachichotał radośnie.
— Jak rozumiem, uczysz się języka migowego, Teddy? — spytała Emily.
Książę przytaknął ruchem głowy.
— Cóż, jeśli będziesz się właściwie zachowywał i przekupisz ją właściwą ilością selera, to może Sam ci pomoże, byś nabrał trochę wprawy w czasie kolacji.
— Tak, ciociu — obiecał posłusznie.
Emily prychnęła radośnie i poklepała go po ramieniu. A potem skupiła uwagę na Honor i na Królowej.
Organizacja w opinii Honor była idealna. Naturalnie istniała możliwość, choć było to wysoce nieprawdopodobne, że znalazł się wśród obecnych na sali ktoś aż tak naiwny, że uwierzył, iż przybycie Hamisha i Emily zaraz po niej, jak też natychmiastowe dołączenie do nich trojga tam, gdzie wszyscy musieli to widzieć, Elżbiety i siostrzeńca Emily było przypadkowe. Istniał nawet cień szansy, że ów naiwniak uznał za zbieg okoliczności to, że poza gospodynią i księciem Manticore Honor miała najwyższy tytuł ze wszystkich obecnych. Dlatego w czasie bankietu zasiadała po lewej stronie Królowej, podczas gdy on po prawej. Oraz że oficjalnie było to przyjęcie urodzinowe Emily należącej przecież do rodziny, co stanowiło dla Królowej pretekst do usadzenia jej i Hamisha przy tym samym stole, mimo że White Haven był tylko earlem. I że tenże dziki zbieg przypadków doprowadził do tego, że Honor i Emily siedziały obok siebie i to tak, że każdy gość, spoglądając na Królową, musiał je widzieć. I widzieć, jak naturalnie i radośnie ze sobą gawędzą.
Nawet jednak najbardziej naiwny z gości nie mógł nie pojąć, że wszystko to jest konkretną i bardzo wyraźną wiadomością od Królowej Manticore. Organizacja faktycznie była doskonała. Co prawda Honor nie była w stanie wyczuć emocji konkretnych ludzi — normalne przy tak dużym zgromadzeniu — ale ogólne wrażenie, jakie odbierała, było takie, iż wiadomość dotarła.
Westchnęła w duchu z ulgą — rzeczywiście mogło się udać.
I podała Nimitzowi następnego selera.
— To by było na tyle, jeśli chodzi o plan A — burknął Stefan Young, rzucając frak na oparcie krzesła gestem pełnym zniechęcenia.
— Ostrzegałam cię, że w każdej chwili sytuacja może się odwrócić — odparła spokojnie małżonka.
Pół godziny temu wrócili z balu, zdążyła się więc przebrać z wieczorowej kreacji w opalizującą szatę z wodnego jedwabiu. Stroje z tej materii stanowiły jeden z najdroższych towarów eksportowych planety Gryphon. Suknia kosztowała więcej niż średniej klasy wóz, ale była tego warta — idealnie uwydatniała wszystkie kształty ciała o czym jej właścicielka przekonywała się, spoglądając w lustro, przed którym siedziała.
— Cztery miesiące spokoju — dodała. — Wystarczyło i na budżet, i na redukcję floty.
— Wiem — Stefan nalał sobie brandy dla uspokojenia.
Nie pierwszą zresztą, bo czuć to było w jego oddechu, mimo iż dzieliły ich ze dwa metry. Rozpiął też mankiety koszuli i cisnął spinki do szkatułki z biżuterią. Brandy pomagała niewiele, bo na samo wspomnienie rozmieszczenia gości przy królewskim stole krzywił się i klął pod nosem.
— Miałem nadzieję, że potrwa to dłużej — przyznał — albo i zawsze. I nadal uważam, że powinniśmy spróbować do tego doprowadzić.
— Nie powinniśmy, bo się nie uda. Emily Alexander wytrąciła nam argumenty z rąk i ukręciła łeb całej sprawie. Razem z płucami.
— A to niby jakim cudem?! — Stefan spojrzał na nią bykiem. — Przecież to oczywiste, że go kryje, bo co jej zostało? Ona ze względów osobistych, a Elżbieta politycznych. Tylko idiota uwierzyłby, że cały ten cyrk został zorganizowany w innym celu. Wystarczy to głośno powiedzieć i grać na cynizmie, powodach politycznych krycia skandalu i tym, że aż tak długo trzeba było przekonywać Emily, by wystąpiła w obronie męża. I znów zwrócimy opinię publiczną przeciwko nim!
— Przeciwko Emily Alexander?! — Georgia Young parsknęła śmiechem. — Dwie trzecie wyborców traktuje ją prawie jak świętą. Dla pozostałej jednej trzeciej jest świętą. Zaatakowanie jej byłoby najgłupszą rzeczą od czasów, gdy Ludowa Marynarka spróbowała zdobyć Hancock.
— Hm… — burknął North Hollow z miną paskudniej-szą niż zwykle, bo to właśnie ta bitwa zakończyła karierę oficerską brata. — Po prostu cholera mnie bierze, że mogą się wyśliznąć, kiedy już ich tak ładnie pogoniliśmy.
— To dlatego, że znów myślisz, kierując się emocjami — Poinformowała go spokojnie żona, wstając i przesuwając zmysłowo dłońmi po materiale, co stanowiło ostry kontrast z tonem jej głosu. — Wiem, jak nienawidzisz Harrington i White Havena, ale jeśli pozwolisz, by ta nienawiść wybierała strategię, to zrobisz pierwszy krok do klęski.
— Wiem — przyznał ponuro. — Ale to nie był mój pomysł, jakbyś zapomniała.
— Nie, to był mój pomysł — przyznała rzeczowo. — Ale złapałeś się go oburącz, obunóż i zębami, ledwie ci go przedstawiłam, prawda?
— Bo wyglądało na to, że zadziała.
— I dlatego, że chciałeś im dopiec — dodała. — Może powiedz uczciwie, co było dla ciebie ważniejsze: dopiec im czy osiągnąć cel polityczny?
— Chciałem, żeby to zadziałało!
— Przede wszystkim chciałeś im dopiec — podsumowała i potrząsnęła głową.
— Nie twierdzę, że zemsta jest złą rzeczą, ale nie popełnij tego samego błędu co Pavel. Harrington w przeciwieństwie do White Havena nie jest cywilizowana — według twoich standardów. On będzie działał zgodnie z zasadami, a kiedy ona się mści, wokół robi się gęsto od trupów. Nie mam zamiaru być jednym z nich.
— Nie zamierzam zrobić niczego głupiego! — warknął.
— A ja nie zamierzam pozwolić ci zrobić czegoś głupiego! — odparła chłodno.
— Dlatego poprosiłam, żebyś przedstawił pomysł High Ridge’owi i pozwolił mu go realizować. Jeśli Harrington zacznie wyrównywać rachunki, na pierwszy ogień weźmie Hayesa i naszego ukochanego premiera. A nawet ona nie zdoła zabić całego rządu, nim więc dojdzie do ministra handlu, coś powinno ją powstrzymać.
— Nie boję się jej!
Oczy Georgii stały się nagle twarde i zimne.
— To jesteś większym durniem od brata — oceniła lodowato.
Spojrzał na nią wściekle, ale nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia.
— Rozmawialiśmy już o tym — przypomniała mu. — Pavel był idiotą. Ostrzegałam go, że ruszenie Harrington, zwłaszcza w sposób, w jaki to zrobił, jest równie bezpieczne co pójście z nożem za ranną hexapumą w krzaki. Uparł się, a ja byłam tylko jego pracownikiem, więc zrobiłam, co chciał. Jak skończył, wiesz… a ona żyje i rośnie w siłę. Gorzej, nauczyła się, jak wykorzystywać pieniądze i pozycję. Pavel jej nie docenił, a jeśli ty jej się nie obawiasz, popełniasz ten sam błąd. Od jego śmierci zyskała pieniądze, sojuszników i autorytet. Jeśli to w połączeniu z losem brata nie przemawia do ciebie, jesteś durniem.
— Nie odważy się mnie tknąć! — zaprotestował Stefan. — A już na pewno nie tak jak jego! Opinia publiczna by ją ukrzyżowała!
— Wtedy też jej to groziło i jakoś to jej nie powstrzymało, dlaczego więc sądzisz, że teraz miałoby znaczenie?! Jedyne, co ją dotąd hamuje, to sojusznicy polityczni tacy jak William Alexander, ale przede wszystkim to, że nie ma pewności, czyj to był pomysł. Do Hayesa nie mogła dotrzeć, a wątpię, by wiedziała, że to ty sprzedałeś ten pomysł premierowi. Gdyby wiedziała, Alexander by jej nie powstrzymał, a nie wiem, czy nawet Królowa by zdołała, biorąc pod uwagę, do jakiej rodziny należysz. Lepiej jej się bój, Stefan. Bardzo się jej bój, bo groźniejszej osoby w życiu nie spotkałeś. I wątpię, byś spotkał.
— Skoro jest tak groźna, dlaczego zachowuje się tak potulnie? Są sposoby wyrównywania rachunków bez użycia przemocy, więc dlaczego nie użyła tych pieniędzy i władzy, o których mówisz? Choćby próbując nas zrujnować, daleko nie szukając?
— Bo uderzyliśmy z zaskoczenia i celnie w najsłabszy punkt — wyjaśniła cierpliwie. — Nie ma doświadczenia w tego typu walce i nie jest uodporniona na podobne ataki. Albo to nie jej rodzaj wojny. Dlatego odruchowo przędła do obrony. Teraz zaczęła myśleć i zwerbowała na generała Emily, a ona doskonale zna zasady, więc należy uważać. Ale jeśli przegniesz, zdradzisz się, że to ty, albo zranisz kogoś, na kim naprawdę jej zależy, nie będzie traciła czasu na twój rodzaj wojny. Zabierze się za ciebie po swojemu, mając gdzieś konsekwencje. Kto jak kto, ale ty powinieneś zdawać sobie z tego sprawę.
— No to będziemy musieli wymyślić coś innego — zgodził się niechętnie Stefan. — Jaki mam zaproponować High Ridge’owi plan B? Wiesz, że teraz, gdy Emily i ona zakneblowały naszych pismaków i udają przyjaciółki od kołyski, White Haven i Harrington będą jeszcze gorsi niż dotąd, bo się prywatnie wściekli na rząd.
— Co do tego ostatniego, masz całkowitą rację. A co się tyczy planu B, to jeszcze nie jestem pewna, bo zmiany są zbyt świeże. Poczekajmy, aż sytuacja się wyklaruje, to wybiorę coś z istniejących możliwości, ale uprzedzam cię: to nie będzie nic, co Harrington mogłaby połączyć ze mną albo z tobą. Możesz się nie przejmować perspektywą, że ci urwie łeb razem z płucami, ale ja wolę, żeby moje zostały tam, gdzie są.
— Zrozumiałem — prychnął z bardziej niż dotąd ponurą miną.
Ale za tą miną krył się strach, co Georgia przyjęła z dużą ulgą. Strach powstrzyma go przed zrobieniem czegoś głupiego, ale będzie zwiększał frustrację, co na dłuższą metę było u niego równie niebezpieczne…
Zdecydowała, że chwilowo wystarczy kija, czas na marchewkę, i dotknęła elektrostatycznej zapinki szaty. Jedwab wodny spłynął z niej, tworząc krąg wokół stóp.
I Stefan zupełnie zapomniał o Honor Harrington.
Honor stała na podwyższeniu w centrum amfiteatralnej sali wykładowej, obok pulpitu. Sala znajdowała się w Skrzydle D’Orville’a, siedzibie wydziału taktyki. Wyposażono je we wszystkie najnowsze pomoce naukowe znane człowiekowi. Jego symulatory mogły odtworzyć dowolne miejsce, od kabiny pinasy do pomostu flagowego superdreadnoughta, z którego dowodzono flotą, oraz stworzyć warunki najzaciętszej bitwy — tak wizualne, jak i dźwiękowe. Instruktor mógł znaleźć się twarzą w twarz z wybranym studentem, określoną grupą czy całą salą wykładową. Midszypmeni mieli natychmiastowy dostęp do archiwów, bibliotek, oficjalnych raportów, notatek i analiz. Instruktorzy zaś do wszystkich ich prac i ocen.
Akademia korzystała z tych możliwości w pełni i skutecznie, a ponieważ Royal Manticoran Navy wierzyła w tradycję, co najmniej raz na tydzień odbywały się w amfiteatralnej sali wykładowej spotkania fizyczne. Honor była gotowa przyznać, że nie jest to najskuteczniejszy sposób przekazywania wiedzy, ale jak sama odkryła, ucząc się używania wyłącznie metod elektronicznych, pozbawia ucznia społecznych interakcji będących również elementem procesu edukacyjnego. Tworzy tarczę, za którą można się ukryć, a w skrajnych przypadkach udawać kogoś innego… nawet przed samym sobą. W cywilnym kształceniu można to uznać za niewielką wadę, ale tak flota, jak i Marinę Corps nie mogły pozwolić sobie na posiadanie oficerów oszukujących samych siebie oraz nieobytych towarzysko chamów, bo ich obowiązki wymagały nie tylko współżycia z resztą załogi w hierarchicznym świecie, jakim był każdy okręt, ale również reprezentowania RMN, a więc i całego Królestwa, na rozmaitych oficjalnych okazjach poza jego granicami. Oficer musiał też wykazywać się spokojem i pewnością siebie, dowodząc w sytuacjach, w których umiejętności te mogły zdecydować o życiu lub śmierci. Albo, co czasami było ważniejsze, o zwycięstwie lub klęsce. Dlatego podczas nauki podkreślano znaczenie tradycji i używano wszelkich form zmuszających midszypmenów do osobistego kontaktowania się ze sobą, z instruktorami i z przełożonymi.
A poza tym Honor lubiła spotykać uczniów, bo choć nauczanie sprawiało jej przyjemność, wydawało się niepełne bez osobistego kontaktu. To oraz świadomość, że kształtuje przyszłość Royal Manticoran Navy, sprawiło, iż przez pięć lat standardowych pozostawała stałym rezydentem Manticore. Ba, zaczęła nawet dopuszczać możliwość, iż powolutku spłaca dług zaciągnięty u swoich instruktorów, zwłaszcza u Raoula Courvoisiera. Poczucie przynależności do czegoś, co ma ciągłość, a więc i przyszłość, stawało się szczególnie silne w takich jak ten momentach.
A teraz potrzebowała go bardziej niż zwykle. Nimitz bleeknął cicho, nie ukrywając, że nie jest szczęśliwy z uwagi na jej uczucia. Cóż, też była nieszczęśliwa z racji sytuacji, choć ta, obiektywnie rzecz biorąc, zmieniła się radykalnie. Emily zwinęła kampanię oszczerstw jak stary dywan jednym swoim wystąpieniem popartym przez zachowanie Królowej. Jeden czy dwaj pismacy jeszcze nie dawali za wygraną, ale reszta zamilkła, gdy tylko badanie opinii publicznej wykazało zmianę nastawienia odbiorców. Zgodność i szybkość, z jaką zaprzestali powtarzania kłamstw, powinna przekonać wszystkich, że kampania została starannie skoordynowana i że były to kłamstwa, bo jedynie odgórne polecenie mogło tak szybko uciszyć tylu różnych dziennikarzy. A tylko ci, którzy nie wierzą w to, co mówią, są w stanie tak błyskawicznie porzucić „fundamentalne kwestie natury moralnej i etycznej”.
To, że atak został odparty, nie znaczyło jednak, iż przeszedł bez śladu. Na Graysonie wściekłość przestała rosnąć, ale nie zmniejszyła się, a na dodatek opozycja w obu izbach zaczęła wykorzystywać ją jako broń przeciwko rosnącej władzy Benjamina K. Ich uporczywe ataki dotyczyły nie tyle samego Sojuszu, ile celowości dalszego pozostawania w nim Graysona, który Królestwo w sposób oczywisty lekceważyło. Pytania o sensowność pozostania w Sojuszu powtarzały się od dawna i przetrwały nawet śmierć autora, czyli patrona Muellera skazanego za zdradę. Natomiast dopiero głupota, chamstwo i arogancja rządu High Ridge’a w traktowaniu najważniejszego sprzymierzeńca spowodowały, że stały się one powszechne. Atak na Honor nasilił tę tendencję, a opozycja skrupulatnie ów argument wykorzystała, mimo iż większość jej przywódców serdecznie jej nienawidziła jako żywego symbolu reform, toteż prywatnie to, co ją spotkało, sprawiało im mściwą satysfakcję.
Z wiadomości od Benjamina wynikało co prawda, że z czasem powinno się uspokoić, ale Honor zbyt dobrze go znała, by dać się nabrać. Protektor mógł rzeczywiście tak uważać, ale nie był wcale tak pewien siebie i przyszłości, jak starał się udawać. A ona nie podzielała jego wiary. Powtarzała sobie, że analizy polityczne i społeczne Benjamina z zasady okazywały się prawdziwe, w przeciwieństwie do jej własnych, i spędziła sporo czasu na zaznajamianiu się z danymi o rozmaitych skandalach i kryzysach politycznych w dziejach, próbując wykryć ich długo terminowe konsekwencje i znaleźć podobieństwa do obecnej sytuacji. Nic nie pomogło. Czy Benjamin miał rację czy nie i niezależnie od długotrwałych skutków, na dzień dzisiejszy opozycja bardzo poważnie nadwątliła jego zdolność do zachowania Sojuszu, a w nim Graysona. I to właśnie było najważniejsze, a nie to, jak za piętnaście lat standardowych ocenią całą sprawę mieszkańcy planety i politycy. Bo jeśli jej przewidywania się sprawdzą, Grayson wystąpi z Sojuszu i zmieni stosunki łączące go z Królestwem Manticore nie za piętnaście lat, lecz w tym lub w przyszłym roku.
Była to upiorna perspektywa, a równie miła rysowała się w jej życiu prywatnym. Bo Emily miała rację — kolejną ofiarą ataku były wzajemne stosunki z Hamishem. Ostrożność czy tchórzostwo, które powstrzymywały ich dotąd przed przyznaniem się drugiej osobie do własnych uczuć, przestały mieć znaczenie. Teraz oboje dokładnie wiedzieli, co czuje drugie, i zachowywanie pozorów stawało się z dnia na dzień trudniejsze.
Było to głupie, choć bardzo ludzkie. Oboje byli dorośli i inteligentni, mieli poczucie obowiązku i osobisty kodeks honorowy, który traktowali poważniej niż większość ludzi, toteż powinni byli pogodzić się z nieuchronnym, czyli ze smutną prawdą, że z tej mąki nie będzie chleba. Nie oznaczało to, że zdołają o wszystkim zapomnieć i się odkochać, ale powinno im to choć uniemożliwić zniszczenie sobie nawzajem życia.
Tak niestety wyglądała jedynie teoria.
Usiłowała wierzyć, że jej słabość wynika ze zdolności do odbierania jego emocji, i być może była w tym jakaś część prawdy, bo zrozumiała, co tak naprawdę przyciąga ćmę do płomienia świecy albo treecaty do adoptowania ludzi przed prolongiem. Może potrafiłaby stłamsić to, co do niego czuje i odejść, ale nie potrafiła odejść od tego, co on czuje do niej.
No i pozostała jeszcze Samantha.
Na prośbę Honor Służba Leśna Sphinksa sprawdziła w archiwach i wynik potwierdził jej oczekiwania. Nie było żadnej wzmianki, by oba treecaty tworzące parę adoptowały ludzi — przed Nimitzem i Samantha. Zdarzało się, że jedno z pary to robiło, choć także niezwykle rzadko, ale wtedy nie istniał problem dwojga ludzi nie chcących lub nie mogących być razem, toteż treecaty nie stawały wobec perspektywy stałego rozdzielenia. To, że była to unikalna sytuacja, dodatkowo wszystko utrudniało, choć Nimitz i Samantha nie pierwszy raz ignorowały tradycję, tworząc precedensy.
Na pewno sprawy miałyby się inaczej, gdyby Harold Tschu nie został zabity, ale były to czysto teoretyczne rozważania, tym bardziej że łączył ich stosunek służbowy i przyjaźń, i nic więcej — tego Honor była pewna. Wniosek był prosty: stosunki między treecatami nie miały wpływu na stosunki między ich ludźmi.
Co oczywiście jaie miało obecnie żadnego znaczenia. Bo tak jak powiedziała Emily: nie mieli wyjścia, musieli nadal współpracować tak ściśle jak przed atakiem. A to oznaczało, że nie mogła zacząć unikać Hamisha, a ponieważ Samanthę połączyła z nim więź adopcyjna, przez połączenie partnerskie z Nimitzem ten znacznie dokładniej i silniej odczuwał emocje Hamisha. A dzięki więzi łączącej go z Honor ona także. Co graniczyło z obłędem…
Spojrzała na wiszący na ścianie chronometr — do rozpoczęcia wykładu zostało dziewięćdziesiąt sekund. Sala od dobrej chwili była właściwie pełna.
Pozwoliła sobie na jeszcze jedną autoanalizę — dzięki Emily mogła odetchnąć i zyskała na czasie, ale nie było to ostateczne zamknięcie problemu. Wszyscy bowiem mogli próbować ją chronić przed fałszywym, zewnętrznym atakiem. Przed nią samą i jej uczuciami — nie. A jedynym sposobem uniknięcia katastrofy było znalezienie jakiegoś sposobu odseparowania się od Hamisha. Może nie na stałe, bo nie była pewna, czy jest do tego zdolna, ale na wystarczająco długo, by się pozbierać i nauczyć żyć z nowymi doznaniami. A nawet jeśli nie, to choćby by odpocząć, bo tego potrzebowała wręcz desperacko.
Tyle tylko, że zdanie sobie z tego sprawy nie rozwiązywało problemu, bo nie widziała sposobu, w jaki mogłaby to zrobić, nie przekonując wszystkich, tak przyjaciół, jak i wrogów, że ucieka. Może nie zdaliby sobie sprawy z powodów, ale z faktu na pewno. A to by wystarczyło. Zwłaszcza na Graysonie. Chronometr osobisty pisnął cicho, więc przerwała rozmyślania, oparła dłonie na lakierowanym drewnie pulpitu i rozejrzała się po sali.
— Witam panie i panów — powiedziała spokojnym i czystym sopranem. — To ostatni wykład kursu, toteż zanim zaczniemy podsumowanie, chciałabym skorzystać z okazji i powiedzieć wam, jaką przyjemność sprawiło mi uczenie tego rocznika. Był to przywilej i radość. Jestem dumna z waszej postawy i tego, jak sprostaliście wszystkim wyzwaniom, spełniając pokładane w was nadzieje. Od was zależeć będzie przyszłość floty. To wy jesteście tą przyszłością i olbrzymią satysfakcję sprawia mi świadomość, w jak dobrych rękach znajdzie się Królewska Marynarka i wszystkie floty sprzymierzone.
Jej słowa wywołały absolutną ciszę, a po chwili bezgłośną reakcję emocjonalną, która zalała ją niczym fala i rozgrzała ciepłem i radością. Tego jednak po jej zachowaniu czy wyrazie twarzy widać nie było.
— A teraz przejdźmy do rzeczy — oznajmiła energicznie. — Mamy masę materiału i dwie godziny, więc nie marnujmy czasu.
— Ona jest niczym jakiś cholerny wampir! — warknął baron High Ridge, odrzucając na biurko wyniki ostatnich sondaży.
— Kto? — spytała z niewinnym uśmiechem Elaine Descroix. — Emily Alexander czy Harrington?
— Obie! — warknął rozeźlony. — Cholerna baba! Już myślałem, że na długo będziemy mieli spokój z Harrington i White Havenem, kiedy ta cholerna kaleka, jego żona, wskrzesza ich oboje. Co mam zrobić, do kurwy nędzy?! Obciąć im głowy i przebić serca kołkiem?
— Koniecznie osikowym — mruknął Janacek.
Descroix zachichotała i nie był to przyjemny dźwięk.
— Nieźle też byłoby utopić ich w święconej wodzie i pochować przy świetle księżyca, tak na wszelki wypadek — dodała.
High Ridge zaklął pod nosem i spojrzał na pozostałe dwie osoby, które dotąd milczały.
— Pani plan poskutkował lepiej, niż się spodziewałem… na krótką metę — przyznał z lekkim ukłonem Georgii Young, przestając udawać, że jej mąż miał z tym cokolwiek wspólnego. — Usunął tych dwoje z walki o budżet, ale wygląda na to, że krótkoterminowe zwycięstwo może się zmienić w naszą długoterminową klęskę. Chyba że znalazła pani jakiś sposób na zmniejszenie ich błyskawicznie rosnącej popularności w pospólstwie.
Prawie wszyscy obecni spojrzeli na lady North Hollow, co nie zrobiło na niej najmniejszego wrażenia. Jedynym, który nie spoglądał na nią co najmniej nieżyczliwie, był Reginald Houseman, więc posłała mu uśmiech, nim odpowiedziała:
— Tak się składa, panie premierze, że wraz z Reginaldem wymyśliliśmy pewne rozwiązanie. Nie jest doskonałe, ale tę cechę posiada naprawdę niewiele rzeczy w tym wszechświecie.
— Jakie rozwiązanie? — spytał Janacek, wyprzedzając o włos pozostałych.
— Zebrałam dodatkowe informacje o obojgu — odparła spokojnie. — Choć nie było to łatwe. Nie udało mi się, prawdę mówiąc, umieszczenie człowieka czy podsłuchu u Harrington. Jej bezpieczeństwa strzegą gwardziści wsparci Królewską Strażą Pałacową i jest to ochrona prawie idealna. Dodatkowo cała służba jest jej nieprzyzwoicie oddana, a ten cholerny treecat jest empatą, ona zaś ma nieludzką intuicję. Czegoś tak hermetycznego nigdy w życiu nie widziałam! Na szczęście lepiej mi poszło w White Haven. Co prawda człowieka tam też nie zdołałam umieścić, bo ochrona bardzo szczegółowo prześwietla ewentualnych kandydatów i trudno o wakat bez wzbudzania podejrzeń, ale podrzuciłam pluskwę w jadalni służby. Swoją drogą to żałosne: uznać za sukces umieszczenie jednego podsłuchu w kwaterach służby, bo o dotarciu gdziekolwiek indziej nie było co marzyć. Na szczęście jego ochrona nie traktuje tych pomieszczeń jako równie istotnych co pozostałe, w przeciwieństwie do ochrony Harrington. I jak się należało spodziewać, służący we własnym gronie są znacznie bardziej gadatliwi, niż gdy ktoś obcy ciągnie ich za język, nawet jeśli jest to zawodowiec.
High Ridge i Janacek nie byli zachwyceni tymi szczegółami technicznymi, które celowo podała, by przypomnieć wszystkim, co dla nich zrobiła. Rzeczowy sposób omówienia szpiegowania przeciwników politycznych przypominał obu o konsekwencjach, jakie ponieśliby w przypadku wykrycia całej sprawy. I nie chodziło o kary więzienia czy grzywny nałożone przez sąd, ale o wizerunek w oczach wyborców. Każdy polityk złapany na szpiegowaniu i podsłuchiwaniu przeciwnika miałby olbrzymie kłopoty, natomiast gdyby wyszło na jaw, że robili to premier i członkowie gabinetu mający stać na straży praworządności, byłaby to dla nich jako polityków publiczna śmierć.
Na Housemanie natomiast nie zdawało się to wywierać żadnego wrażenia. Zupełnie jakby nie widział w tym nic niestosownego. High Ridge podejrzewał, że tak właśnie jest, jako że Houseman wychodził z założenia, że jeśli szlachetnie urodzony pragnie coś zrobić, jest to wystarczające uzasadnienie. Naturalnie powinien wziąć pod uwagę opinię innych urodzonych, ale nie motłochu, bo temu nic do tego. Descroix zaś miała taką minę, jakby traktowała całą sprawę jak nieco nieprzyzwoity, ale dobry dowcip.
Lady North Hollow milczała jeszcze przez chwilę, by do wszystkich dotarło, że dobrze wykonała za nich brudną robotę, po czym zaczęła mówić dalej:
— Szczytem ironii losu w całej tej sprawie jest to, jak blisko prawdy byliśmy w swoich oskarżeniach.
High Ridge i Janacek spojrzeli na siebie z osłupieniem. Na twarzy lady North Hollow pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. Dodała:
— Nie chodzi mi o to, że są kochankami, ale że chcieliby nimi być. Według części służby robią do siebie słodkie oczy niczym para zakochanych nastolatków. Dobrze to ukrywają, zwłaszcza publicznie, ale służba zawsze jest wyczulona na podobne rzeczy. Najprościej można to ująć tak, że cierpią ie szlachetnym poświęceniem. Oboje.
— Doprawdy? — spytała z błyskiem w oku Descroix. — Jesteś tego pewna? Bo wszyscy wiemy, że spędzają ze sobą masę czasu, to właśnie umożliwiło zadziałanie oryginalnego planu. Poważnie sugerujesz, że są zakochani?
— Tak przynajmniej uważa część służby i wcale im się to nie podoba. Są, łagodnie mówiąc, zirytowani tym, że Harrington robi coś przeciwko lady Emily, wobec której są niezwykle lojalni. Pojawiają się nawet głosy, że chce ją zastąpić. W znacznej części to wynik naszej kampanii propagandowej, bo niezadowolenie w ostatnich tygodniach znacznie osłabło, ale prawdopodobieństwa całej sprawie nadaje to, że o ciężkim zakochaniu White Havena służba wiedziała od miesięcy, jeśli nie od lat. Wiem, że to nie dowód, i wiem, że żaden ze służących nie potwierdzi tego, ale służba zawsze najlepiej się orientuje, co się dzieje w domu.
— No, no, no… — mruknęła Descroix. — I kto by pomyślał, że taki stary piernik po takim czasie tak wpadnie? Jego psie oddanie świętej Emily zawsze uważałam za zboczenie. Teraz znów zaczynam wierzyć, że mimo wszystko natura ludzka jest niezmienna, nieprawdaż?
— Na to wygląda — przyznał High Ridge, spoglądając na nią z niesmakiem.
Nie zrobiło to na niej wrażenia.
— No dobrze — High Ridge zwrócił się do Georgii. — To oczywiście interesujące, ale nie bardzo widzę, jak może nam pomóc w obecnej sytuacji.
— Bezpośrednio nie może — przyznała uczciwie. — Ale należy o tym pamiętać, rozpatrując inne możliwości. Na przykład to, że Harrington jest zaniepokojona reakcją mieszkańców Graysona na całą sprawę, czy to, że ten jej drugi treecat naprawdę zaadoptował White Havena, co do tego służba jest pewna. A z tego, co dowiedziałam się o tree-catach, wynika, że fakt, iż stanowią one parę, zmusza adoptowanych, czyli Harrington i White Havena, do częstszego przebywania razem. To im nie ułatwi życia, skoro sami przed sobą udają, że są tylko przyjaciółmi, dodatkowe napięcie tym spowodowane może wpłynąć na sytuację. Mówiąc krótko, oboje, a zwłaszcza Harrington, żyją w olbrzymim emocjonalnym stresie. Polityczna presja, pod jaką się znajdują, także jest duża, bo wyniki sondaży tylko chwilowo są dla nich korzystne. Zdają sobie sprawę, że przyczynili się do poważnego osłabienia pozycji swojej partii. Przeanalizowałam to, co wiadomo o obojgu, i jestem pewna, że nie da się stworzyć warunków, w których Harrington nie wykonałaby tego, co uważa za swój obowiązek, obojętnie jak by się nie zwiększyło tej presji. Można jej grozić, naisłać zabójców albo udowadniać do upadłego, że trzymanie się zasad oznacza polityczne samobójstwo, i będzie to walenie grochem o ścianę. Ale jeśli uda się ją przekonać,, że coś, czego naprawdę pragnie czy potrzebuje, zagrozi wypełnieniu tego, co uważa za swój obowiązek, sytuacja ulega drastycznej zmianie. Wycofa się albo i wręcz zrezygnuje z „samolubnego” osiągnięcia celu. A wtedy sprawa staje się osobista, górę biorą emocje i znika całe zdecydowanie i profesjonalizm Salamandry.
— Mogłabyś to ująć jakoś krócej i prościej? — zaproponowała Desicroix.
— Chodzi o to, że nie potrafi dbać przede wszystkim o swoje interesy. Wydaje mi się, że boi się sytuacji, w której to, czego by chciała, zdaje się zagrażać temu, w co wierzy.
— Boi się? — powtórzył High Ridge.
Lady North Hollow wzruszyła ramionami.
— To może nie najtrafniejsze określenie, ale nie znam innego, które by lepiej pasowało — przyznała. — To jedno znacznie wynika z przebiegu jej służby, od samego początku zaczynając. Wiadomo, że odmówiła oskarżenia o próbę gwałtu, mimo źe ją o to proszono, choć w tej sprawie są różne opinie. Osobiście uważam, że zrobiła tak po części dlatego, że była jeszcze zbyt młoda, by nabrać odpowiedniej pewności siebie — nie wiedziała, czy jej uwierzą. Ale równie prawdopodobne jest, że nie chciała wywołać skandalu, bo zaszkodziłoby to Królewskiej Marynarce, a to było dla niej ważniejsze od osobistych przeżyć. Taka postawa stała się u niej w późniejszym czasie regułą. Jeśli znajdzie sposób, by usunąć się z sytuacji, w której to, czego by chciała, wchodzi w konflikt z obowiązkami lub potrzebami kogoś innego, zrobi to. Pod warunkiem że nie będzie się to kłóciło z jej prywatnym kodeksem moralno-etycznym. Tak właśnie postąpiła przed pierwszą bitwą o Yeltsin, gdy opuściła z eskadrą system, uważając, że jej obecność utrudnia Courvoisierowi przekonanie władz i mieszkańców planety do przyłączenia się do Sojuszu.
Mówiła to tak, jakby opowiadała o pogodzie, i nagły grymas na twarzy Housemana nie wpłynął na jej ton, choć był wyjątkowo wredny i pełen nienawiści. Obserwujący tego ostatniego spod oka High Ridge był prawie pewien, że zadziałał instynkt — sam Houseman nie zdawał sobie sprawy ze swej miny.
— Gdyby w ten sposób obrażono kogokolwiek z ludzi będących pod jej dowództwem, nastałby sądny dzień, bo tego by nie darowała, a do specjalnie wyrozumiałych nie należy — ciągnęła Georgia Young. — Ale ponieważ obiektem niechęci i upokorzeń bigotów stała się ona sama, zdecydowała, że lepiej będzie nie narażać sukcesu misji i wymagać, by traktowano ją z takim samym szacunkiem, jaki wymusiłaby dla kogoś innego. Więc wycofała się, upraszczając tym samym równanie.
— Mówisz to tak, jakbyś ją podziwiała — skomentowała Descroix.
Lady North Hollow wzruszyła ramionami.
— Podziw nie ma tu nic do rzeczy, podobnie jak pogarda czy lekceważenie. Jeśli próbuje się opracować skuteczną strategię przeciwko komuś, głupotą jest kierowanie się uczuciami. — Tym razem Reginald Houseman drgnął i wyglądało na to, że chce zaprotestować, ale to również zignorowała i mówiła dalej, patrząc na Descroix: — Poza tym, obiektywnie rzecz oceniając, wtedy bardziej uciekła od problemu, niż zabrała się do jego rozwiązania, co jest oznaką raczej słabości niż siły. Podobnie postąpiła, gdy zdała sobie sprawę, że oboje z White Havenem wkraczają na zakazany teren. Uciekła od problemu i od niego, obejmując wcześniej niż powinna dowództwo, dzięki czemu trafiła do niewoli. I postąpiła tak samo na planecie Hades, nie wysyłając kuriera do Sojuszu, gdy tylko taka jednostka wpadła w jej ręce.
— Przepraszam, że co? — zdumiał się Janacek. — Masz jej za złe, że uciekła z Hadesu?
— Nie z Hadesu, ale od bolesnej decyzji, której nie była gotowa podjąć — wyjaśniła cierpliwie. — Jako patronka Harrington miała obowiązek najszybciej, jak to tylko możliwe, powrócić na Grayson i podjąć obowiązki feudalnego lorda. To jest zupełnie jasne i nie budzące wątpliwości. Co więcej, musiała sobie zdawać sprawę, że choć Sojusz prawdopodobnie nie byłby w stanie wysłać konwoju mogącego zabrać wszystkich jeńców z planety, Marynarka Graysona na pewno wysłałaby choć jeden okręt po nią. A jego kapitan dostałby rozkaz, by zabrać ją pod groźbą użycia broni, gdyby nie było innego wyjścia. Gdyby tak się stało, jej publiczne obowiązki jako patrona uniemożliwiłyby jej wykonanie osobistych zobowiązań względem pozostałych jeńców. Była nie tylko nieprzygotowana na to, ale nie potrafiła zmusić się, by ich opuścić, choć doskonale wiedziała, że powinna. Zdecydowała więc nie informować o tym nikogo, tylko zdobyć wystarczającą liczbę jednostek, by zabrać wszystkich, którzy tego chcieli. Było to celowe uniknięcie podejmowania zbyt bolesnej decyzji.
— Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób — powiedział powoli Janacek.
Georgia Young wzruszyła ramionami.
— Wcale mnie to nie dziwi. Wątpię zresztą, czy Harrington kiedykolwiek coś podobnego przyszło do głowy.
Sądzę, że nie, bo gdyby to sobie uświadomiła, nie byłaby zdolna do podjęcia takiej decyzji. Podejrzewam, że coś jej świtało, ale wolała o tym nie myśleć. Ale to dowodzi istnienia konkretnej skazy charakterologicznej, która daje nam możliwość wmanewrowania jej w sytuację, jaka będzie nam odpowiadała.
— Jak? — spytał High Ridge. — I w jaką?
— Kluczem jest to, że jeśli nie znajdzie „honorowego” sposobu, nie spróbuje niczego uniknąć i nie wybierze najrozsądniejszego wyjścia tylko dlatego, że może się w ten sposób uratować. To nie jest wystarczający powód. Takim powodem byłoby przekonanie jej, albo też sama musi przekonać siebie, że trzeba coś zrobić i że jest to jej obowiązek. Jeśli da się jej zaszczytne zadanie, zadanie odpowiedzialne i wymagające poświęcenia z jej strony, jest prawie pewne, że je przyjmie.
— A konkretnie? — Descroix nie ukrywała powątpiewania. — Osobiście nie bardzo mogę sobie wyobrazić jakiekolwiek zadania, które Harrington uznałaby za warte wykonania dla nas. Może poza dowodzeniem plutonem egzekucyjnym po zmianie rządu.
— Sądzę, że jest takie zadanie — Reginałd Houseman odezwał się pierwszy raz. — Podobne już kiedyś jej zaproonowano — i przyjęła. I omal przy tym nie zginęła.
I uśmiechnął się nienawistnie. Tego uśmiechu nie pokazałby innym słuchaczom, a już na pewno żadnemu ze wych kolegów z Partii Liberalnej.
— Miejmy nadzieję, że tym razem będziemy mieli więcej szczęścia — dodał z nadzieją.