To nie była typowa trasa przelotu do obszaru Konfederacji.
W normalnych okolicznościach zespół wydzielony należący do Royal Manticoran Navy a zmierzający na obszar Konfederacji skorzystałby z Manticore Wormhole Junction, by znaleźć się w systemie Gregor. Ale Gregor był systemem andermańskim, i to zlokalizowanym w samym centrum Imperium. Terminal wraz z umocnieniami należał do Gwiezdnego Królestwa Manticore, podobnie jak baza na orbicie drugiego komponentu systemu, ale cała jego reszta wchodziła w skład Imperium Andermańskiego. Dlatego Honor wybrała Trasę Trójkąta, tyle że w odwróconej kolejności. Zamiast lecieć Gregor-Konfederacja-Basilisk i do domu, Zespół Wydzielony 34 najpierw skierował się do systemu Basilisk, a dopiero stamtąd do Konfederacji. Nie była to najszybsza trasa, ponieważ wymagała przecięcia praktycznie całego obszaru Konfederacji, by dotrzeć do systemu Marsh, ale pozwalała na uniknięcie nieprzyjemności z Imperialną Marynarką po drodze. Owe dodatkowe trzydzieści cztery lata świetlne nawet przy wykorzystaniu pasma zeta przedłużały podróż o pięć dni, co dodatkowo zwiększało początkowe opóźnienie, ale uznała to za najsensowniejsze rozwiązanie.
Nie wszyscy jej podkomendni byli tego samego zdania.
— Nadal uważam, że bez sensu cackamy się z nimi jak ze śmierdzącym jajkiem — burknął McKeon.
Wraz z Alice Truman i szefami swych sztabów przybył na Werewolfa na zaproszenie Honor. Zaproszenie dotyczyło obiadu, a wydawane przez nią obiady były już legendą w Królewskiej Marynarce. Wszyscy wiedzieli, że goście powinni przygotować się na rzeczową dyskusję o problemach, z którymi się borykają. McKeon wiedział o tym lepiej od innych. Honor spodziewała się, że gdy tylko zakończą posiłek, wróci do swego ulubionego ostatnio tematu.
— Nikt się z nikim nie cacka — odparła spokojnie znad kubka kakao.
Pozostali dzierżyli kielichy z przednim burgundem pochodzącym ze Sphinksa. Choć jej osobiście średnio smakował, była pewna, że jest przedni, gdyż polecił go ojciec.
— Mówię, co widzę — Alistair uśmiechnął się krzywo. — A widzę, że się cackamy.
— Pod wieloma względami muszę się z nim zgodzić — dodała Truman. — Nie żebym narzekała na dodatkowy czas, jaki dzięki temu zyskaliśmy. Wraith potrafi znaleźć każdemu zajęcie na dowolnie długi czas.
Przydomek „Wraith” nosił jej szef sztabu, kapitan z listy Craig Goodrick. Zawdzięczał go pracy nad elektroniką pierwszych kutrów klasy Shrike. Z wyglądu niepozorny i niczym się nie wyróżniający, posiadał nieprzeciętny umysł i był zdolny do upiornej koncentracji. Naturalnie kiedy udało się go oderwać od pokera.
Teraz Goodrick wzruszył ramionami i wyjaśnił:
— Mnie dłuższy czas przelotu absolutnie nie przeszkadza, milady, ale nie jestem zachwycony tym, że taką troską darzymy wrażliwe natury przedstawicieli Imperium w czasie, w którym oni zachowują się jak wrzód na tyłku. Natomiast z punktu widzenia stanu gotowości bojowej skrzydeł z wdzięcznością przyjmę każdą minutę, którą będę mógł przeznaczyć na ćwiczenia.
— Zdrada i herezja czai się wokół! — oznajmił z oburzeniem McKeon.
Komandor Roslee Orndorff, jego szef sztabu, zachichotała. Był to donośny chichot, jako że wydany przez bynajmniej nie filigranową niewiastę, a dołączyło do niego radosne bleeknięcie siedzącego obok niej treecata. Honor nie znała Orndorff dobrze, choć ta należała do grona adoptowanych, ale choćby imię treecata świadczyło o tym, że pani komandor ma poczucie humoru. Banshee było bowiem imieniem mitycznej wysłanniczki śmierci. Treecat nie miał nic przeciwko temu, mimo iż był płci męskiej. Był też młodszy od Nimitza — w wieku Samanthy — natomiast nie ulegało wątpliwości, że ma podobne poczucie humoru.
— Mają przewagę liczebną, sir — poinformowała radośnie McKeona. — A poza tym nie tylko załogi kutrów potrzebują czasu, by osiągnąć pełną sprawność, prawda?
— W tej chwili moglibyśmy sobie poradzić z każdym zestawem Imperialnej Marynarki — odpalił buńczucznie McKeon.
— Ty to masz marzenia! — przyznała Truman. — Nie patrz tak na mnie, bo wiesz, że to prawda. Patriotyzm i esprit de corps są godne pochwały, ale bufonada nie. Przestań błaznować i mów poważnie.
— Cóż, idealnie nie jest, ale Imperialna Marynarka to nie czterometrowe olbrzymy porośnięte futrem i władające magią. — McKeon nie do końca ustąpił. — Przyznaję, że mamy więcej niż zwykle niedociągnięć w wyszkoleniu załóg, ale jest też wśród nas sporo weteranów, a w Imperialnej Marynarce nie.
— To się zgadza, ale weź pod uwagę, że nim zaczęła się wojna, to Ludowa Marynarka miała i weteranów, i doświadczenia z wygranych wojen. Wojen na niewielką skalę, ale zawsze — zauważyła Honor. — My mieliśmy jedynie doświadczenia w zwalczaniu piractwa i od czasu do czasu jakiejś eskadry korsarskiej. Takie też doświadczenia ma w tej chwili Imperialna Marynarka.
— Może, ale my nie jesteśmy Ludową Marynarką, której zwycięstwa ograniczały się do podbojów pojedynczych systemów przeważnie dysponujących flotami niewiele lepszymi od takich właśnie eskadr korsarskich — McKeon mówił już zupełnie poważnie.
— Jakoś wątpię, żeby prezydent Ramirez zgodził się z tą oceną Marynarki San Martin — przycięła mu Truman ze śmiertelną powagą.
— Powiedziałem „przeważnie”. Co wy tak kupą na jednego — to nieuczciwe.
— Ale skuteczne. I pedagogiczne — poinformowała go Honor. — Poza tym analogia między przedwojenną Ludową Marynarką a tą, z którą walczyliśmy, jest raczej niebezpieczna i nietrafiona. Oficerowie, którzy w tych lokalnych wojenkach zyskali doświadczenie, w przytłaczającej większości byli legislatorami i zginęli podczas czystki, nim mieli okazję stawić nam czoło w walce. A ci, z którymi się spotkaliśmy, jak Parnell czy Alfredo Yu, wcale nie byli łatwymi przeciwnikami, mimo naszej przewagi uzbrojenia.
— Zaczynasz sama sobie przeczyć — sprzeciwił się McKeon. — Skoro mamy być zbyt pewną siebie Ludową Marynarką, a Imperium niedocenianym czarnym koniem, używanie jako argumentu faktu istnienia wyjątków takich jak Parnell wykazuje raczej fałszywość tego dowodzenia.
— Niezupełnie. Nawet Parnell nas nie doceniał, mimo że był dobry. To tylko podkreśla niebezpieczeństwo, z jaką łatwością nawet kompetentny oficer może stać się zbyt pewny siebie, zakładając, że doświadczenie jest cudowną bronią. To właśnie dajemy ci delikatnie do zrozumienia, na wypadek gdybyś kiedyś zaczął zdradzać podobne objawy — wyjaśniła cierpliwie Honor.
I uśmiechnęła się niewinnie.
— Trafiony! — prychnęła z satysfakcją Truman, widząc jego minę.
— No dobra — skapitulował McKeon. — Przyznaję, że przyda nam się dodatkowy czas na ćwiczenia, ale tak na serio to faktycznie irytuje mnie, że lecimy naokoło i używamy kuchennego wejścia.
— Wiem — przyznała Honor. — I wiem, że nie tylko ciebie. Ale pamiętaj, że nasze informacje o sytuacji pochodziły sprzed trzech tygodni w dniu, w którym opuściliśmy system Manticore. Nie chcę nieświadomie spowodować prowokacji ani stać się obiektem niespodzianek. Jeśli Imperium rzeczywiście planuje jakieś agresywne posunięcia w Konfederacji, po co dawać mu dodatkowy pretekst. A równocześnie jeśli istnieje realne zagrożenie starcia z Imperium, nie chcę zostać zaskoczona jego początkiem, znajdując się głęboko na obszarze tegoż Imperium.
— Rozumiem to i generalnie zgadzam się z tobą, i to właśnie jest główny powód mojej irytacji — powiedział już całkowicie poważnie McKeon. — Nie powinniśmy aż tak obawiać się prowokacji, żeby w celu uniknięcia jej nadkładać taki kawał drogi. Rozumiem, dlaczego jako odpowiedzialny dowódca stacji tak postąpiłaś, ale to nie znaczy, że podobają mi się okoliczności, w których takie postępowanie jest rozsądne.
— Mnie też nie — przyznała Honor. — Ale Alice i Wraith mają rację co do tego, jak bardzo jest nam potrzebny dodatkowy czas na ćwiczenia.
McKeon przytaknął i widać było, że to szczera zgoda. Niechętna, ale szczera. Niechęć zaś nie wynikała z tego, że się z nią nie zgadzał, ale z powodów, dla których, jak wiedział, Honor chwilowo wolała uniknąć czegokolwiek, co mogłoby doprowadzić do starcia.
Przez zaledwie cztery lata standardowe załogi Królewskiej Marynarki straciły formę w stopniu przerażającym. Dopiero teraz Honor zrozumiała, co Hamish miał na myśli, mówiąc o „zarazie zwycięstwa”, natomiast była pewna, że gdyby w Admiralicji i w linii pozostali ludzie, którzy do tego zwycięstwa doprowadzili, owa zaraza byłaby niewspółmiernie mniejsza.
Według niej zresztą głównym powodem rozprzężenia było nie tyle zwycięstwo, ile przykład idący z góry. Każda struktura militarna ma skłonność do przejmowania nastawień dowódców, od naczelnego zaczynając. Arogancja, lenistwo i brak kompetencji biurowych admirałów z politycznego nadania obecnie kierujących Admiralicją znalazły odzwierciedlenie u zbyt dużej i stale rosnącej części korpusu oficerskiego, a ich przykład z kolei demoralizował załogi. Na te ostatnie dodatkowy efekt wywarły redukcje personelu związane z redukcją floty, dziwnym trafem obejmujące nieproporcjonalnie dużą część starszych stopniem, a więc najbardziej doświadczonych podoficerów. W korpusie oficerskim sytuacja wyglądała inaczej, gdyż w pierwszej kolejności zwalniano rezerwistów, by mogli wrócić do floty handlowej i gospodarki. Zwiększyło to procentowy udział oficerów zawodowych w obecnej RMN, ale na jej wartość bojową wpłynęło wręcz odwrotnie, gdyż większość dobrych i doświadczonych ludzi odeszła dobrowolnie na połowę pensji, nie chcąc przykładać ręki do wyczynów Janaceka. Pozostali głównie ci, którym nowe podejście odpowiadało, wzmocnieni odwołanymi z nieaktywnego statusu nieudacznikami wyplenionymi przez Caparellego. Efektem było coś trudnego do szybkiego zauważenia dla oficerów nie mających dużych doświadczeń bojowych. Było to połączenie niechlujstwa, ślamazarności, przekonania o wyższości nad każdym, kto byłby na tyle głupi, by zaryzykować konfrontację z RMN, wiara, że ta pewność siebie gwarantuje zwycięstwo… Alarmy, ćwiczenia i manewry, od zawsze stanowiące nieodłączny element życia i służby w Royal Manticoran Navy, stały się więc zbędnym wysiłkiem.
Inną kwestią były niedoświadczone załogi, jako że olbrzymi wzrost liczby kutrów — tanie lekarstwo na braki w obronie systemowej wybrane przez Admiralicję — musiał dać taki skutek. Doświadczonych ludzi zostało zbyt mało i rozpłynęli się w morzu nowicjuszy, rozdzieleni do wszystkich systemów i na wszystkie okręty. Większość członków załóg kutrów została do nich przydzielona dopiero po ustaniu walk, co wyjaśniało ich braki, choć oczywiście ich nie usprawiedliwiało. Ci, którzy ich szkolili, mieli bowiem dostęp do wszystkich raportów dowódców skrzydeł, danych z sensorów i analiz bitew. Mieli też oryginalny podręcznik opracowany i uaktualniany na bieżąco przez Alice Truman. Ale nikt by się tego nie domyślił, znając stan wyszkolenia załóg w chwili, w której znalazły się w składzie Zespołu Wydzielonego 34.
Poziom wyszkolenia załóg okrętów liniowych był niewiele lepszy, a wyjaśnienia częściowo tłumaczące załogi kutrów nie miały do nich żadnego zastosowania. Zaraza będąca połączeniem niedbalstwa i przekonania, że są niezwyciężeni, objęła ludzi na wszystkich okrętach, ale szczególnie widoczna była wśród załóg klasycznych okrętów liniowych. Uważano je za przestarzałe i pomocnicze, a ludziom przydzielonym na nie po prostu nie chciało się chcieć.
— Prawdę mówiąc, wybrałabym tę trasę, nawet gdyby nie było problemu z Imperium — powiedziała Honor. — Potrzebujemy czasu, żeby doprowadzić ludzi do jako takiej gotowości. Przyznaję, że straciłam zupełnie z oczu ten problem, walcząc wraz z earlem White Haven z obecnym rządem o sprzęt i pieniądze. Tak martwiły nas redukcje, że zupełnie zapomnieliśmy zainteresować się, jak ludzie są szkoleni do używania tego, co udało się uratować.
— Nawet gdyby pani o tym pamiętała, co mogłaby pani osiągnąć, milady? Tak zupełnie realistycznie? — spytała zdecydowanym tonem Mercedes Brigham. — Nie da się skutecznie walczyć równocześnie na wszystkich frontach, a poza tym nie ma zupełnie sensu obwiniać się o konsekwencje polityki, której jest pani przeciwniczką. Podobnie jak ludzi, których jest to wina, i całego ich nastawienia do służby, dzięki któremu stało się to wszystko możliwe.
— Wiem, ale najbardziej martwi mnie właśnie to, że nie zauważyłam oczywistego. Wydaje mi się, że jestem wystarczająco bystra, by zauważyć takie cichcem dziejące się nieszczęścia, toteż gdy któreś mnie zaskoczy, źle to znoszę.
— Cóż, każdy kiedyś daje się zaskoczyć — stwierdził filozoficznie McKeon. — Niektórzy częściej niż inni, jak na przykład wasz uniżony sługa.
I uśmiechnął się promiennie.
— Albo ci, którzy współpracują z Manpower — dodał znacznie poważniej, choć też z uśmiechem Goodrick.
Tyle że w uśmiechu tym nie było odrobiny wesołości. Był bardzo zimny i drapieżny, by nie rzec upiorny. Goodrick jako jedyny z obecnych miał osobiste porachunki z hodowcami i handlarzami niewolników, gdyż jego matka była właśnie genetyczną niewolnicą. Konkretnie modelem rozrywkowym przeznaczonym dla „resortów wypoczynkowych”, jak eufemistycznie określano w Manpower burdele. Na miejsce przeznaczenia nie dotarła, gdyż statek niewolniczy, którym ją przewożono, nadział się na lekki krążownik Royal Manticoran Navy, dzięki czemu wszyscy niewolnicy trafili do Gwiezdnego Królestwa Manticore, gdzie natychmiast zostali wyzwoleni. Goodrick nienawiść do Mesy i Manpower wyssał dosłownie z mlekiem matki.
Co z kolei tłumaczyło jego prawie religijną ekstazę, w którą wpadł, gdy Honor i Andrea Jaruwalski wytłumaczyły starszym oficerom Zespołu Wydzielonego 34, na czym ma polegać operacja Wilberforce.
— Tym postaramy się zrobić prawdziwą niespodziankę, przynajmniej części z nich — zapewniła go Honor. — Choć nie możemy być absolutnie pewni skutków: bądź co bądź będziemy operowali na obszarze Konfederacji, nie Królestwa.
— Biorąc pod uwagę, jak skutecznie wyciszono skandal Manpower w Królestwie, w przypadku grubych ryb może się to okazać zaletą, nie wadą — wtrąciła Orndorff.
— Może, ale nie jestem pewna, czy skandal, o którym mowa, należy uznać za ostatecznie wygaszony — uśmiechnęła się zimno Honor. — Okoliczności, które to umożliwiły, nie będą istnieć wiecznie, a Korona nie musiała otrzymać wszystkich istniejących informacji. Może się też zdarzyć, że odkryte zostaną inne…
— Jeśli chodzi o operację Wilberforce, to najwyraźniej zostały — skomentowała Alice Truman, nawet nie trudząc się, by pytać o źródło.
Wszystkich zżerała ciekawość, skąd Honor miała informacje o siatce czerpiącej zyski z handlu niewolnikami, do której należeli między innymi gubernatorzy sektorów i systemów oraz oficerowie Marynarki Konfederacji. Po gubernatorach i wyższych oficerach Konfederacji można się było spodziewać, że dla pieniędzy dogadają się z każdym, nie tylko z Manpower, ale Honor miała tak szczegółowe i tak kompletne dane, że choć nie sposób było wątpić w ich autentyczność, równocześnie trudno było wyobrazić sobie, jakim cudem zdołała wejść w ich posiadanie.
A Honor nie miała najmniejszego zamiaru tego wyjaśniać.
Była to winna Antonowi Zilwickiemu w zamian za zaufanie, jakim ją obdarzył, przekazując jej te informacje.
— To właśnie miałam na myśli — uśmiechnęła się Honor, informując tym samym Truman, że niczego od niej nie wyciągnie. — Biorąc pod uwagę, że wiemy, które systemy i firmy przewozowe należy wziąć pod lupę, sądzę, że możemy osiągnąć całkiem niezłe efekty. Ale nie ma to żadnego związku z faktem, że powinnam była zdać sobie sprawę ze stanu Królewskiej Marynarki, ani z moim samopoczuciem, gdy uświadomiłam sobie, jaki błąd popełniłam.
— To już wiemy, milady. — Goodrick przyjął bez protestów zmianę tematu. — A skoro już się orientujemy, co się stało, można to próbować naprawić w jak największym stopniu, nim zjawimy się na stacji Sidemore.
— Właśnie — potwierdził McKeon bez śladu wesołości. — A tak zupełnie na serio — wymyśliliśmy z Roslee serie wspólnych ćwiczeń na symulatorach.
— Jak rozumiem, chodzi o ćwiczenia, które nie byłyby ograniczone wyłącznie do okrętów liniowych — powiedziała Truman.
Choć było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, McKeon skinął głową twierdząco.
— Właśnie o to nam chodzi. Chcielibyśmy z tobą porozmawiać, jak to najlepiej zgrać czasowo z załogami kutrów. Chodzi zarówno o atak, jak i o obronę.
— Uważam, że to doskonały pomysł — oceniła Honor, jako że było to dokładnie to, co chciała osiągnąć w czasie tego spotkania, i spojrzała przez ramię na LaFolleta. — Andrew, bądź tak dobry i przekaż Andrei, by dołączyła do nas, gdy tylko będzie mogła.
LaFollet kiwnął głową i zajął się komunikatorami, Honor zaś spojrzała na resztę gości i pochyliła się nad stołem.
— Jestem pewna, że Andrea wpadnie na kilka sensownych pomysłów — stwierdziła. — Natomiast póki się nie zjawi, może byś powiedział Mercedes i mnie, co dokładnie chodzi ci po głowie?
— Tu Cockatrice Jeden Alfa do wszystkich, wykonujemy Alfa Delta P-6 — rozległo się w słuchawce kapitana Scotty’ego Tremaine’a. — Werewolf Cztery pierwszy krążownik liniowy jest twój. Werewolf Pięć i Sześć skupcie się na drugim. Skrzydła Centaur i Cockatrice, zmniejszyć prędkość zgodnie z Baker Osiem; do was należy sprzątanie. Wykonać!
Tremaine obserwował główny ekran taktyczny kontroli lotów Werewolfa, na którym wszystkie skrzydła Zespołu Wydzielonego 34 zaczęły rozwijać się, wykonując polecenia komandora Artura Bakera. Był to trzeci ćwiczebny atak tego dnia, a pierwsze dwa trudno było uznać za sukces nawet przy dużej dozie dobrej woli.
Fakt, że były lepsze od wcześniejszych, stanowił niewielką pociechę, jako że taki właśnie był cel ćwiczeń — poprawa dotychczasowych osiągnięć i znajdowanie rozwiązań problemów, które wyniknęły wcześniej.
Wolałby co prawda osobiście poprowadzić atak, i to z paru powodów, ale nie prowadził, toteż mógł jedynie obserwować jego przebieg. Wysoko cenił sobie fakt, iż mimo że był naczelnym dowódcą kutrów zespołu, mógł od czasu do czasu wziąć udział w ćwiczeniach. Co prawda wydawało się to doskonałą okazją do postradania życia na polu chwały, ale dawało też świadomość, że nie będzie posyłać ludzi, by wykonali zadania, których on z nimi nie wykonywał.
Poza tym metoda była skuteczniejsza, ponieważ nawet przy użyciu łączności grawitacyjnej kutry znajdowały się zbyt daleko, by można je było skutecznie kontrolować z pokładu lotniskowca. Zasada, którą odkryła Jackie Harmon, nadal obowiązywała — dowódca skrzydła powinien znajdować się w pierwszej fali atakujących maszyn.
Chwilowo zastępował go komandor Baker, dowódca skrzydła HMS Cockatrice, okrętu flagowego admirał Truman. Był dzięki temu drugi w hierarchii dowodzenia kutrami i przejąłby dowodzenie, gdyby Tremaine został wyłączony z akcji lub zabity. Według Scotty’ego wysoki i ciemnowłosy Baker posiadał wszystkie pożądane cechy i umiejętności, za to brakowało mu doświadczenia. Czasami także myślał jeszcze jak dowódca niszczyciela, którym był przed przeniesieniem na lotniskowiec, ale stopniowo to przezwyciężał i wyrabiał w sobie właściwe odruchy pilota. Nadal jednak trzeba było nań uważać. Przydałoby mu się też trochę więcej wiary w siebie. Dlatego to właśnie on dowodził, a Scotty i sir Horace Harkness obserwowali przebieg ćwiczeń, które zresztą sami opracowali. W przeciwieństwie do porannych ćwiczeń te były żywe, czyli z użyciem kutrów, nie symulatorów. Było to możliwe, gdyż Zespół Wydzielony 34 znajdował się między dwiema falami grawitacyjnymi, a więc nie posiadające żagli Warshavskiej kutry mogły latać po nadprzestrzeni, nie ryzykując zniszczenia, a równocześnie nakładało ograniczenia czasowe, gdyż od fali będącej celem zespołu dzieliły, ich nieco więcej niż trzy godziny drogi.
Teraz na ekranie widać było, jak eskadra krążowników liniowych wydzielona przez admirała McKeona z osłony do odegrania roli napastników zmienia kurs, kierując się ku rozpoczynającym atak kutrom i równocześnie znikając za zasłoną zagłuszania i pozornych celów.
— Założę się, że komandorowi Bakerowi się to nie spodoba — ocenił Harkness z szerokim uśmiechem.
Tremaine zachichotał:
— Uprzedzałem go, że mogą być niespodzianki.
— Tylko pewnie do głowy mu nie przyszło, że admirał Atwater dostanie zgodę na użycie Ghost Ridera.
— Nie moja wina, że go nie było, kiedy dama Alice wykręciła nam ten sam numer. A to, że Marynarka Republiki nie dysponuje niczym podobnym do Ghost Ridera, nie znaczy, że Imperium nie ma czegoś podobnego.
— Co do tego ma pan absolutną rację, skipper — zgodził się zupełnie poważnie Harkness.
Mimo że miał stopień podoficerski, jako główny mechanik skrzydła zajmował stanowisko należne komandorowi porucznikowi. A ponieważ był to główny mechanik skrzydła Werewolfa, w praktyce oznaczało to, że był głównym mechanikiem wszystkich skrzydeł Zespołu Wydzielonego 34. Z tej racji miał dostęp do wszystkich danych wywiadu i nie ukrywał, że to, co zawierały, nie wywarło na nim specjalnie pozytywnego wrażenia. Łagodnie rzecz ujmując.
— Prawdę mówiąc, wczoraj znalazłem coś, na co chciałem zwrócić pańską uwagę, sir — dodał, obserwując, jak starannie zaplanowany manewr zmienia się w czyste zamieszanie, gdy oficerowie taktyczni kutrów utracili 85% możliwości sensorów pokładowych.
— A co konkretnie? — spytał Tremaine, także nie odrywając wzroku od ekranu.
Zamieszanie z zaskakującą szybkością i precyzją zmieniło się w nowy wzór ataku. Choć widać było, że Baker został całkowicie zaskoczony nagłym wzrostem możliwości obrony elektronicznej celów, tak jak to sobie zresztą Tremaine zaplanował, nie spanikował, zdał sobie sprawę że ma dość czasu przed wejściem w zasięg broni krążowników liniowych, i przeformował szyk na bardziej obronny. Ferrety uzbrojone w rakiety i silniejsze zagłuszacie wysunął do przodu, by osłaniały Shriki, stawiając pozorne cele. Zrobił to samo, co na jego miejscu zrobiłby on sam — mając cele tak dobrze chronione elektronicznie, nie należało polegać na rakietach, lecz zbliżyć się i wykorzystać grasery, których systemy celownicze obsługiwali ludzie. — Czytałem raporty, które dostaliśmy od graysońskiego wywiadu. — Harkness także z aprobatą obserwował poczynania Bakera. — Wiem, że wszyscy wiedzą, że w porównaniu z naszymi geniuszami z wywiadu floty ci biedacy mają mętne pojęcie o rzeczywistości, ale wcale a wcale nie podoba mi się to, co oni piszą o systemach elektronicznych Imperialnej Marynarki.
— Co proszę? — Tremaine odwrócił się ku niemu zaskoczony. — Nie przypominam sobie niczego takiego.
— Jest ich cała masa, a system katalogowy mają trochę dziwny. Ten na przykład był pod inżynieria, a nie taktyka, i pewnie dlatego ja zwróciłem na niego uwagę, a pan nie.
— Dzięki, ale przestań tłumaczyć moje gapiostwo i powiedz, co cię w nim zainteresowało — polecił Tremaine z lekkim uśmiechem.
— Jak zawsze chodzi o kwestię interpretacji zbyt małej ilości konkretnych danych. Tym razem dostali w swoje ręce raport Marynarki Konfederacji, czyli mówiąc po prostu, kupili go od którego z jej oficerów. Jest to meldunek kapitana krążownika, który był w pobliżu, gdy pewien korsarz, którego przez pół roku próbowała znaleźć cała Marynarka Konfederacji, wleciał prosto w imperialną zasadzkę. Według mnie autor tego meldunku jest znacznie lepszym oficerem niż większość w tej, pożal się Boże, flocie, bo nie dość, że korsarza zidentyfikował, to zbliżał się doń, używając maskowania elektronicznego, gdy „nagle pojawiły się” dwa imperialne niszczyciele i ciężki krążownik i rzeczonego korsarza rozstrzelały.
— Nagle pojawiły się? — powtórzył Tremaine. Harkness skinął głową.
— Tak napisał, sir. Wiadomo, że sensory pokładowe okrętów silesiańskich nie są wiele warte, a ich operatorzy jeszcze mniej. Są gorsi od speców z Ludowej Marynarki, ale z jego meldunku można wnosić, że okręt, którym dowodzi, ma nieźle wyszkoloną załogę, a specjalnie podkreślił, że nikt nawet nie podejrzewał obecności jednostek imperialnych, póki te nie wyłączyły systemów maskowania elektronicznego i nie zaczęły strzelać.
— A jaka była odległość?
— To mi się właśnie najmniej podoba. Bo to, że korsarze ich nie zauważyli, mnie nie dziwi: są z reguły gorsi od załóg Marynarki Konfederacji. Ale jego krążownik był o cztery minuty świetlne od najbliższego imperialnego okrętu i ten też go nie dostrzegł.
— Cztery minuty świetlne, powiadasz? — Tremaine przygryzł dolną wargę. — Rozumiem, dlaczego ci się to nie podoba. Prześlij mi ten raport, dobrze?
— Jasne, sir.
— I prawdopodobnie będzie trzeba to wysłać szefowej, Alistairowi i Truman. Jeśli ulepszyli systemy maskujące aż tak, jak twierdzi ten kapitan…
— Absolutnie — zgodził się Harkness i wskazał na ekran ukazujący ciąg dalszy przeorganizowanego ataku komandora Bakera. — Może się okazać, że pomysł zastosowania jako niespodzianki najlepszej obronnej elektroniki był lepszy, niż pan sądził.