Wiceadmirał Shannon Foraker stała na galerii głównego pokładu hangarowego, przyglądając się cumującej właśnie pinasie. Gdy manewr został zakończony, a korytarz wejściowy doprowadzony do śluzy, wyprostowała się odruchowo. Wachta trapowa przyjęła postawę zasadniczą, a kontrolka nad wylotem korytarza zmieniła barwę z czerwonej na żółtą, a zaraz potem na zieloną oznaczającą hermetyczne połączenie. Gdy w otworze pojawiła się postać, rozległ się świst trapowy, od którego Shannon nadal bolały uszy, ale jak zwykle nie dała tego po sobie poznać. Nowo przybyły zręcznie stanął na pokładzie i zasalutował kapitanowi Patrickowi M. Reumannowi, dowódcy Souereign of Space. Reumann odsalutował. Choć był o pół głowy wyższy i masywniejszy od przybysza, nie było wątpliwości, który jest ważniejszą postacią. Nie dlatego, że gość miał dystynkcje admiralskie. I nie dlatego, że Reumann był słabego charakteru — na dowódcę pierwszego okrętu nowej, najpotężniejszej klasy superdreadnoughtów w Marynarce Republiki nie wybiera się słabeusza czy mimozy emocjonalnej. Po prostu w oczach całej floty, a szczególnie wszystkich związanych z operacją Bolthole, Thomas Theisman był bohaterem, z którym nikt nie mógł się równać.
Jeszcze sześć-siedem standardowych lat temu nie zdałaby sobie z tego sprawy — była niesamowicie wręcz nieświadoma realiów służby w Ludowej Marynarce pełnej wścibskich komisarzy ludowych i nadzoru UB. Dopóki pewnego pięknego dnia nie zetknęła się z parszywą rzeczywistością. Upokorzenie i wstyd wywołane przymusowym uczestnictwem w poczynaniach Urzędu Bezpieczeństwa zmieniły ją i jej podejście do życia. Niezwykle zdolna technowiedźma chcąca uczciwie wykonywać swe obowiązki i mieć spokój stwierdziła, że jak długo istnieje UB, będzie to niemożliwe. Postanowiła więc coś z tym zrobić. Tym bardziej że jej były kapitan, którego szanowała, nie chcąc bezsensownie ginąć w imię honoru, zmuszony był zdradzić.
Wykorzystała swoje nadzwyczajne umiejętności i osiągnęła naprawdę imponujący skutek. Tylko dlatego Tourville, Giscard, Pritchart i ona sama byli jeszcze wśród żywych. Ale na dłuższą metę to by nie wystarczyło. Uratował ich Theisman.
Poznała go dopiero później, już po śmierci Saint-Justa, i jakoś tak się złożyło, że im dłużej go znała, tym większe wywierał na niej wrażenie. Dołączył do tych nielicznych oficerów, którzy w jej ocenie wiedzieli, co to honor i obowiązek, i kierowali się nimi, często wbrew woli polityków rządzących państwem. Theisman zaś na dodatek był tym, który przywrócił honor flocie. To dzięki niemu Lester i Javier mogli dowodzić flotami nowej Marynarki Republiki. To dzięki niemu oficerowie i członkowie załóg zaczęli nabierać ponownie szacunku do samych siebie i pamiętać, że włożyli mundury, bo w coś wierzyli, a nie dlatego że zmusił ich wszechobecny terror.
Theisman odtworzył morale floty i uczynił z niej swego sprzymierzeńca w obronie odrestaurowanej konstytucji. Stało się tak dzięki temu, że rozbudził we flocie te dawno stłamszone idee, jak i dlatego, że dał jej w ten sposób szansę do odzyskania dobrego imienia. Do oczyszczenia się z gówna, w jakim wytarzał ją Urząd Bezpieczeństwa. I dlatego flota poszłaby za nim bez wahania w czeluście piekielne, gdyby zdecydował się ją tam poprowadzić. I nie pytałaby dlaczego.
Tak jak Shannon Foraker.
— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład, sir — rozległ się formalny głos sekretarza wojny, ledwie umilkł świst trapowy.
Kapitan Reumann skinął energicznie głową.
— Pozwolenia udzielam i witam na pokładzie Sovereign of Space, sir! — odparł równie formalnie i dodał już normalniejszym głosem: — Miło pana znów widzieć.
Po czym wyciągnął rękę do gościa.
— Miło być znów z powrotem, Pat. — Theisman uścisnął jego dłoń i potrząsnął nią zdecydowanie. — Szkoda, że Bolthole nie leży bliżej systemu Haven. Wtedy mógłbym się tu zjawiać częściej niż trzy do czterech razy w roku.
— My też tego żałujemy, sir — zapewnił go Reumann.
— Cóż… — Theisman rozejrzał się z aprobatą po idealnie uporządkowanym pokładzie hangarowym. — Może coś na to poradzimy…
— Przepraszam, sir? — Reumann przekrzywił głowę zaskoczony.
Theisman zaś uśmiechnął się. Ale w jego twarzy było coś oprócz wesołości… coś jakby niepokój.
— Nie martw się, Pat. Obiecuję wszystko wyjaśnić przed odlotem. Póki co natomiast mam do omówienia kilka kwestii z admirał Foraker.
— Oczywiście, sir. — Reumann cofnął się.
A Theisman odwrócił się i wyciągnął dłoń do Shannon.
— Pani admirał — powiedział ciepło.
Shannon uśmiechnęła się.
— Panie admirale — odparła, wiedząc, że Theisman nie przestał uważać się za oficera, a polityczne stanowisko cywilnego zwierzchnika sił zbrojnych traktuje jako przejściowe zło konieczne.
W jego oczach znów błysnęła wesołość.
Uścisnęła jego dłoń, przekrzywiła głowę i powiedziała:
— Wstępnie zaplanowałam spotkanie powitalne w mesie oficerskiej, ale plan jest płynny i można go zmienić — Z tego, co powiedział pan Patrickowi, wnoszę, że lepiej będzie to przesunąć, a najpierw dać panu okazję opowiedzenia mi o celu tej wizyty.
— Jeśli to nie będzie zbyt uciążliwe, wolałbym, by tak było.
Shannon wzruszyła ramionami.
— Jak powiedziałam, plan jest płynny, sir. Ponieważ nie wiedzieliśmy, co pana sprowadza i ile będzie pan miał czasu, jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. — Odwróciła się do masywnego kapitana stojącego krok z tyłu po jej prawej stronie. — Five, zdaje się, że znów gdzieś zadziałam komunikator. Połącz się z Paulette i poproś o dopilnowanie, by wszyscy wiedzieli, że obowiązuje plan Beta, dobrze?
— Oczywiście, ma’am. — Kapitan William Anders nawet nie próbował ukryć uśmiechu.
W czym nie było niczego dziwnego, jako że trzeba było niezłego roztrzepania lub rozkojarzenia, by nie rzec talentu, aby „zadziać” gdzieś naręczny komunikator. Shannon zdarzało się to co najmniej dwa razy w tygodniu. Anders wybrał na swoim odpowiednią kombinację zawiadamiającą porucznik Paulette Baker o zmianie planów i ponownie skupił uwagę na Theismanie.
— Możemy rozmawiać prywatnie, sir, czy powinnam ściągnąć swój sztab? — spytała Shannon.
— Poinformuję ich o wszystkim, ale najpierw chciałbym porozmawiać tylko z tobą.
— Oczywiście. W takim razie może zechce mi pan towarzyszyć do mojej kabiny?
— Myślę, że to doskonały pomysł.
Shannon spojrzała na Andersa i spytała: — Słyszałeś?
— Tak i zaraz przekażę Paulette.
— Dzięki — uśmiechnęła się Shannon i gestem zaprosiła Theismana do najbliższej windy. — Za panem, sir.
Dotarcie do kabiny Foraker trwało dobrą chwilę, mimo że projektanci umieścili ją celowo blisko głównego szybu windy. Tyle że „blisko” było pojęciem względnym na okręcie rozmiarów Sovereign of Space mającym prawie dziewięć milionów ton. Była to pierwsza jednostka z największej i najsilniej uzbrojonej klasy superdreadnoughtów, jakie kiedykolwiek zbudowano w Republice Haven. I już było wiadomo, że niedługo będzie cieszyć się tym prymatem, bo projekty kolejnej klasy — Temeraire — kończono właśnie zatwierdzać, a pierwszą jednostkę miano zacząć budować za cztery miesiące, także tutaj, w stoczni Bolthole. Za mniej więcej trzydzieści sześć miesięcy winna być gotowa, co jak na standardy Królestwa stanowiło długi okres, ale jak na Haven — znak imponującego postępu w budownictwie okrętowym. W znacznej części była to zasługa Foraker i jej sztabu.
W końcu jednak dotarli na miejsce i ledwie zamknęły się za nimi drzwi pilnowane przez wartowników z Marinę Corps, Shannon zdjęła czapkę i rzuciła ją matowi Callahanowi, który pojawił się w drzwiach prowadzących do kuchni.
Mat Sylvester Callahan złapał ją w locie z łatwością wskazującą na dużą praktykę i lekkim westchnieniem cierpiętnika. Shannon doskonale zdawała sobie sprawę, że tylko obecności Theismana zawdzięcza, iż westchnienie nie było głośniejsze i pełne wyrzutu. Uśmiechnęła się promiennie do stewarda i kolejny raz przyznała w duchu, że choć początki były trudne, dogadali się całkiem dobrze. Parę dobrych miesięcy zajęło jej przyzwyczajanie się do samego posiadania stewarda, a przywrócenie tej funkcji było jednym z pierwszych posunięć Theismana w ramach reformowania floty, czyli robienia z Ludowej Marynarki porządnej Marynarki Republiki. Pierre zlikwidował funkcję stewarda jako objaw zboczonej elitarności legislator-skiego korpusu oficerskiego. Shannon niezbyt ucieszyło przywracanie oficerskich przywilejów i była wdzięczna Theismanowi, że ograniczył się do części z nich, ale była też zmuszona przyznać, że przydzielanie oficerom dowodzącym i flagowym stewardów miało sens. Oficer taki bowiem znacznie produktywniej spędzał czas, nie tracąc go na ścielenie łóżka czy glancowanie butów. A co ważniejsze, starsi rangą oficerowie potrzebowali swoistych opiekunów, którzy zajmowali się codziennymi sprawami, bo oni i tak mieli na głowie wystarczająco wiele problemów poważniejszej natury.
A jeśli ktoś był odrobinę bardziej zapominalski niż większość, tym bardziej takiego opiekuna potrzebował.
— Musimy omówić kilka spraw z admirałem Theismanem, Sly — poinformowała Callahana. — Myślisz, że dałoby się wykombinować coś na ząb?
— Jestem pewien że tak, ma’am. Konkretnie ile i czego; porucznik Baker już mnie poinformował o zmianie planów, więc wiem, że obiad został przesunięty o godzinę. Dlatego zastanawiam się, czy podać tylko lekką przekąskę czy coś solidniejszego.
— Hmm… — Shannon spojrzała pytająco na Theismana. — Sir?
— Nadal funkcjonuję według czasu Nouveau Paris, co znaczy, że powinienem dwie godziny temu zjeść lunch, wolałbym więc coś solidniejszego.
— Słyszałeś, Sly?
— Oczywiście, ma’am.
— Więc bierz się do roboty — poleciła z uśmiechem. Callahan skinął głową i wycofał się do kuchni. Foraker zaś wskazała gościowi jeden z foteli:
— Proszę usiąść, sir.
— Dziękuję. — Theisman skorzystał z zaproszenia i rozejrzał się przy okazji.
Nigdy dotąd nie był w jej kabinie i został mile zaskoczony prostotą umeblowania, a równocześnie jego funkcjonalnością i wygodą. Zasilane fotele, barek i lodówka z napojami stanowiły obiecujący początek, ale reszta mebli wyglądała na standardowe wyposażenie kabin admiralskich, a kilka rzeźb i obrazów, choć przyjemnych dla oka, nie przykuwało uwagi. Wszystko to pasowało do osobowości pani oficer, którą wybrał do kierowania całą operacją, i był zadowolony, że mimo władzy, jaką dysponowała, Shannon Foraker nie zmieniła się przez te lata.
Kilkakrotnie sparzył się na takich jak ona — wybieranych na podstawie rekomendacji i teczek osobowych, bez osobistej znajomości. Uznawali się za nowych władców floty i ulegali pokusom. Część otrzeźwiała po jego delikatnych napomnieniach, a ci, którzy tego nie zrobili, zostali cicho i sprawnie przeniesieni na stanowiska, na których nadal można było wykorzystywać ich talenty, ale gdzie nie mogli już odcisnąć swego piętna na flocie.
— Dlaczego nazywasz kapitana Andersa „Five”? — spytał niespodziewanie.
— Bo tak sobie życzy. Zaczęłam mówić mu po imieniu, ale uprzejmie mnie poinformował, że woli, by zwracano się doń per „Five”. Pojęcia nie mam, skąd się wziął ten przydomek, ale sądzę, że sięga czasów, gdy nie był jeszcze oficerem. A poza tym mało mnie obchodzi, jak chce być nazywany, jak długo dobrze robi to, co do niego należy. A robi.
— Jasne — uśmiechnął się Theisman. — Choć nienawidziłem Pierre’a i jego bandy, muszę przyznać, że kilka drobnych rzeczy osiągnęli. Od zmian w ekonomii zaczynając, a na likwidacji monopolu Legislatorów na obsadzanie stanowisk oficerskich kończąc. Za ich czasów ktoś taki jak Anders nie miałby szans na patent oficerski. A to byłaby prawdziwa strata, jak słyszę.
Foraker przyznała mu rację zdecydowanym ruchem głowy. Anders od ponad trzydziestu pięciu lat standardowych był podoficerem, gdy Rob S. Pierre dokonał zamachu stanu i przejął władzę. Doszedł do szczytu, na jaki pozwalał mu stary system, i rzeczywiście stratą dla całej floty byłoby, gdyby na tym poziomie skończyła się jego kariera. Podobnie bowiem jak ona, Anders w dzieciństwie stwierdził, że jeśli przy istniejącym systemie edukacyjnym chce coś umieć, musi się tego sam nauczyć — i tak też zrobił. Niestety, pochodził z rodziny Dolistów, więc ranga podoficera była wszystkim, co mógł osiągnąć.
Shannon była młodsza, dlatego mogła zacząć karierę od szkoły oficerskiej, bo to było już po objęciu władzy przez Komitet Bezpieczeństwa Publicznego. To wraz z dramatycznym brakiem kompetentnych oficerów, jaki odczuwała Ludowa Marynarka, dało okazję awansu takim jak Anders. W chwili śmierci Saint-Justa był komandorem porucznikiem. Być może na tym skończyłaby się jego kariera, gdyby Theisman nie zastrzelił Saint-Justa (Foraker była pewna, że tak właśnie było), a być może zostałby rozstrzelany, bo za nic nie potrafił wykrzesać z siebie odrobiny entuzjazmu dla „Ludu”, a to stanowiło magiczny klucz do awansów i warunek przeżycia w nowym, wspaniałym świecie rewolucji. Shannon podejrzewała, że powód był prozaiczny — skoro sam doszedł do tego, do czego doszedł, zaczynając od samego dna, trudno, by czuł cokolwiek innego niż pogardę dla tych, którzy nawet nie spróbowali. A to właśnie oni byli ukochanym „Ludem” Cordelii Ransom i Roba S. Pierre’a.
Jako szef sztabu był doskonały, a awans w pełni mu się należał. Shannon co prawda miała pewne opory przed zabraniem go z działu rozwoju uzbrojenia, bo był najlepszym inżynierem praktykiem w Marynarce Republiki, jeśli nie w całej Republice, ale stwierdziła, że bardziej przyda się jako tłumacz i pośrednik między inżynierami a mniej utalentowanymi osobnikami, którzy w tym niedoskonałym wszechświecie są z zasady wyżsi rangą. Głównie zaś jako pośrednik między tymi właśnie wyższymi rangą a nią.
Bo z inżynierami jakoś mogła się dogadać i zrozumieć bez specjalnych problemów.
— Nie wiem, co na to reszta floty, sir — powiedziała po chwili. — Ale ja jestem zachwycona, że go tu mam.
— A ja, że mam tu was oboje — oznajmił uczciwie Theisman. — Lester od początku twierdził, że jesteś idealną kandydatką do kierowania operacją, a to, co osiągnęłaś, potwierdziło w pełni jego opinię.
Shannon zarumieniła się, lecz nie spuściła oczu, niemniej z prawdziwą ulgą przyjęła pojawienie się Callahana z tacą kanapek i warzyw. Ustawił je na stoliczku, przy którym siedzieli, nalał obojgu kawy do filiżanek i ponownie wycofał się do kuchni.
— Jego obecność też mnie zachwyca — dodała, przyglądając się z pewnym zdziwieniem jedzeniu, które pojawiło się prawie magicznie.
— Pojąć nie mogę dlaczego — skomentował Theisman, sięgając po kanapkę.
Ugryzł, przełknął i dodał:
— Teraz rozumiem.
— Ma talent kulinarny — przyznała, biorąc marchewkę i pogryzając ją dla towarzystwa.
Theisman musiał być naprawdę głodny — sprzątnął pół talerza w kilka minut, zasiał spustoszenie w warzywach i serach, po czym odsapnął i usiadł wygodniej z filiżanką kawy w dłoni.
— Skoro śmierć głodowa przestała mi grozić, to chyba powinienem przejść do tego, co mnie tu sprowadza — powiedział z błyskiem w oczach. — Uczciwie przyznaję, że jednym z powodów jest chęć zobaczenia wszystkiego na własne oczy. Nie żebym nie wierzył twoim raportom, ale co innego czytać, a co innego zobaczyć… Czasami zastanawiam się, czy do końca zdajesz sobie sprawę, co ci się udało, Shannon.
— Sądzę, że spokojnie może pan założyć, że zdaję sobie, sir. Jak wszyscy. Jak by nie patrzeć, większość spędziła ponad cztery standardowe lata, a niektórzy nawet pięć, na tym, praktycznie rzecz biorąc, wygnaniu.
— Wiem, ile to trwa, i spodziewam się, że cała Marynarka Republiki doceni to tak jak ja, gdy w końcu powiemy głośno, co zdziałaliście przez te cztery lata. I choć mam mieszane uczucia co do terminu, prawdopodobne jest, że nastąpi to nieco wcześniej, niż zakładaliśmy.
— Tak? — spytała, mrużąc oczy.
Theisman kiwnął głową i dodał:
— Wiem, że trzymasz się pierwotnego harmonogramu, i prawdę mówiąc, wolałbym do końca go przestrzegać, niestety może się to okazać niemożliwe. Dlatego dobrze się składa, że zrobiliście w krótszym czasie więcej, niż zakładałem, wysyłając was tu.
— Miło mi to słyszeć… to jest większość z tego, co usłyszałam, jest miłe, sir — powiedziała ostrożnie. — Natomiast mimo że moi ludzie zasługują na uznanie, nadal jeszcze nie osiągnęliśmy stanu, który wyznaczył pan, wysyłając mnie tutaj. Dopiero od pół roku stocznia pracuje pełną parą, bo uruchomiliśmy ostatnie stanowiska.
— Możesz mi wierzyć, że jestem tego świadom, ale w stolicy sytuacja stała się taka, że prawdopodobnie zdążysz zbudować wszystkich zaplanowanych okrętów przed publicznym ogłoszeniem całej sprawy.
— Mogę się dowiedzieć, o jaką sytuację chodzi, sir? — spytała jeszcze ostrożniej.
— To nic katastrofalnego — zapewnił ją. — I jeszcze niegroźnego. Do twojej prywatnej wiadomości: chodzi o to, że oboje z Eloise Pritchart mamy coraz większe problemy z Giancolą. Ale ta informacja nie ma prawa trafić do kogokolwiek, Shannon.
— Rozumiem, sir — odparła poważnie, czując wewnętrzne zadowolenie, iż okazała się godna aż takiego zaufania.
— Nie wiem, co z tego wyjdzie, o ile w ogóle coś wyjdzie, bo możliwe jest, że martwimy się na zapas — dodał Theisman po chwili. — Ale sekretarz stanu coraz bardziej się niecierpliwi z powodu przeciągających się negocjacji pokojowych i wygląda na to, że jest w trakcie tworzenia sobie bloku wspierającego w Kongresie. Jesteśmy przekonani, że przy okazji rozsiewa tu i ówdzie informacje o Bolthole. Wiem, nie powinien tego robić, a jeżeli robi, narusza ustawę o tajemnicy państwowej, tylko że nie możemy mu za to dać po łapach, jak na to zasługuje. A raczej możemy, ale Eloise uważa, że polityczny koszt byłby nader wysoki, tak z uwagi na poparcie, które ma w Kongresie, jak i dlatego że przynajmniej część ludzi uzna wykorzystanie przez nas tej ustawy za pretekst do pozbycia się politycznego przeciwnika. Mamy pełne prawo wystąpić przeciwko niemu, ale praktyczne tego konsekwencje mogą w oczach opinii publicznej i polityków podważyć to, nad czym tak ciężko pracujemy, czyli przekonanie, że władza też musi przestrzegać prawa.
— Myślę, że rozumiem, sir… Nie podoba mi się to, ale rozumiem, o co panu chodzi, sir.
— Mnie się to jeszcze mniej podoba, ale niewiele mogę zrobić, a musimy się jeszcze zastanowić, jak najlepiej na to zareagować. Nadal realne jest to, co ci wtedy powiedziałem, jeśli za szybko ogłosimy, co mamy, możemy sprowokować Królestwo do nieprzemyślanych działań spowodowanych paniką. Jest lepiej, niż sądziłem, bo przyspieszyłaś tempo budowy, więc szybciej będziemy dysponowali wystarczającą liczbą okrętów, by nie musieć obawiać się ataku prewencyjnego. Ile okrętów tej klasy co ten będzie gotowych na koniec kwartału?
— Jeśli nie zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności, to wszystkie sześćdziesiąt sześć — odparła z dumą. — Trzydzieści osiem jest w pełni sprawnych, szesnaście przechodzi próby odbiorcze lub w ich wyniku wróciło do stoczni, a dwanaście kolejnych powinno opuścić stocznię w przyszłym miesiącu.
— A te klasy Astra?
— Jak pan wie, miały niższy priorytet, a komandor Clapp wpadł na pomysł zmodyfikowania kutrów, który wydał nam się na tyle istotny, że postanowiliśmy wykorzystać go także w już gotowych jednostkach. Odbiło się to także na lotniskowcach i w efekcie mamy ich dopiero około trzydziestu albo w pełni sprawnych, albo w okresie prób. Natomiast nie dysponujemy kompletnymi skrzydłami na wszystkie. Brak kutrów powoduje też opóźnienia w ćwiczeniach i dlatego sądzę, że pod koniec kwartału do akcji nadawać się będzie nie więcej niż dwadzieścia, może dwadzieścia cztery lotniskowce, sir.
— Rozumiem. — Theisman opadł na oparcie fotela i wbił wzrok w sufit.
Znieruchomiał tak na długą chwilę, a Foraker nie przerywała ciszy.
W końcu wzruszył ramionami i spojrzał na nią przytomnie.
— Osiągnęłaś więcej, niż się spodziewałem — pochwalił. — Mam nadzieję, że istnienie Bolthole uda się utrzymać w tajemnicy jeszcze przez kwartał, może pół roku.
Ale nie dłużej. Natomiast jeśli będziemy mieli pecha, będziemy musieli ogłosić wasze istnienie prędzej.
Shannon nie bardzo wiedziała, o czym mówi, i nie starała się tego ukryć. Theisman uśmiechnął się, widząc jej minę, i wyjaśnił:
— Jeśli Giancola doprowadzi do otwartego sporu z panią prezydent, źle byłoby, gdyby to on poinformował oficjalnie, że mamy nową stocznię i nowe okręty. A podejrzewam, że całkiem poważnie rozważa taką możliwość.
Wówczas nie będę miał wyjścia i sam to zrobię, albo zrobi to Eloise. Problem w tym, że obecny rząd Królestwa Manticore nie jest zainteresowany wynegocjowaniem traktatu pokojowego w ogóle, a już na pewno nie w najbliższym czasie. Zwłaszcza zaś takiego, który gwarantowałby nam zwrot choćby części okupowanych systemów. Dlaczego tak jest, nie wiadomo, słyszałem różne wyjaśnienia i osobiście zgadzam się z opinią Kevina Ushera. Uważa on, że wcale nie chodzi o te systemy, tylko o wykorzystanie oficjalnego stanu wojny, która nadal przecież trwa, do politycznych manewrów i korzyści, jakie daje to High Ridge’owi i pozostałym tworzącym rząd w polityce wewnętrznej. Niestety nie wszyscy się z tym zgadzają. Odmienne zdanie mają zwłaszcza analitycy wywiadu… i wywiadu floty.
Foraker skinęła głową na znak, że rozumie. Kevin Usher, generał Kevin Usher, został wybrany osobiście przez prezydent Pritchart do kierowania nowo powstałą Federalną Agencją Śledczą (FIS). W skrócie można ją było określić mianem policji, a powstała po likwidacji Urzędu Bezpieczeństwa wraz z Federalną Służbą Wywiadowczą, czyli cywilnym wywiadem. Chodziło o wyraźne rozgraniczenie zadań obu i rozdzielenie ich od siebie — w ten sposób stwarzały znacznie mniejsze zagrożenie dla państwa i rządu. By podkreślić tę odmienność od starych instytucji, nowym agencjom nadano starannie wybrane nazwy — w żadnej nie było słowa „bezpieczeństwo” w jakiejkolwiek wersji czy odmianie. Równie starannie wybrano szefów. Usher dawał gwarancję, że nie wrócą stare metody policji politycznej i że podległa mu agencja nie będzie przygotowywała przewrotu. Ostatnio dotarły do Bolthole wieści, że Pritchart chciała, by Usher kierował obu połączonymi agencjami, ale napotkała ostry sprzeciw w Kongresie. Jeśli tak było rzeczywiście, Shannon wyjątkowo zgadzała się z Kongresem, nie dlatego że bała się braku lojalności Ushera i powstania nowego UB, ale dlatego że Usher wiecznie nie kierowałby tą połączoną agencją, a co zrobiłby jego następca, tego nikt nie byłby w stanie przewidzieć. Tym bardziej że nie wiadomo było, kto miałby objąć to stanowisko. Był też drugi powód — bardzo ją cieszyło ponowne wyodrębnienie wywiadu floty z cywilnych struktur jako niezależnej od nich agencji wywiadowczej wchodzącej w skład Marynarki Republiki. Było to potrzebne choćby z tego prostego powodu, że wielu kluczowych dla floty pytań cywilni analitycy nawet by nie zadali, a co dopiero znaleźli na nie odpowiedzi.
Z tego co słyszała, niestety wnosiła, że znów zaczęły się walki o zakres kompetencji między poszczególnymi agencjami wywiadowczymi, co jak podejrzewała, było nieuniknione, bo częściowo się one pokrywały. Wywiad i kontrwywiad miały wiele wspólnego, a tymczasem kontrwywiadem miała zajmować się policja. Z kolei Usher nie powinien zajmować się wywiadem, a robił to, świadom że Wilhelm Trajan, szef FIS, nie radzi sobie z tym zadaniem. Kilka niezależnych analiz tego samego tematu pomagało wprawdzie dojść do prawdy, tyle że przeważnie towarzyszyło temu wiele złej krwi.
— Ci, którzy nie zgadzają się z opinią generała Ushera, w zasadzie należą do zwolenników dwóch interpretacji — kontynuował Theisman. — Pierwsi zgadzają się z Giancolą i tych jest, zdaje się, najwięcej. Uważają, że Królestwo chce zatrzymać podbite systemy na zawsze. Ignoruje nasze propozycje, bo przygotowuje społeczeństwo do zaanektowania przynajmniej części z nich. Idealnym przykładem dla Giancoli jest Trevor Star, choć część z jego zwolenników przyznaje, że istnienie terminalu sprawia, iż ten system należy traktować jako przypadek wyjątkowy. Znacznie mniejsza część przyznaje nawet, że na specjalne traktowanie zasłużył on stałym oporem mieszkańców San Martin, którzy nigdy nie chcieli należeć do Ludowej Republiki i nigdy nie złożyli broni, za co UB ich zdziesiątkowało. Osobiście uważam, że jest niemożliwe, by Królestwo zaanektowało nagle tak wiele systemów, ale mogę się mylić. Druga grupa wyznaje prostą teorię: dla nich Królestwo Manticore jest nadal naszym naturalnym wrogiem, z którym wojna jest nieunikniona. Nie wiem, na ile to efekt działania propagandy, a na ile wieloletniej wojny, ale ludzie ci nie chcą lub nie są w stanie w ogóle rozważyć możliwości zawarcia trwałego pokoju z Królestwem. Toteż uważają, że władze Gwiezdnego Królestwa wcale nie mają zamiaru zawrzeć z nami pokoju, bo chodzi im tylko o zyskanie na czasie i dozbrojenie się przed podjęciem dalszej walki.
— Przepraszam, sir, ale ci ostatni pieprzą bez sensu — oznajmiła Shannon, a widząc jego uniesione pytająco brwi, wyjaśniła: — Spotkałam sporo mieszkańców Królestwa i wtedy, gdy dostałam się do niewoli admirał Harrington, i wtedy, gdy Lester wziął do niewoli ją. Fakt, są wśród nich tacy, którzy nas nienawidzą, ale większość tych, z którymi miałam kontakt, ma dokładnie tyle samo ochoty na podbój Republiki i jej okupację, co ja na podbój i okupację Gwiezdnego Królestwa. Wiem, że oficerowie każdej floty powinni wykonywać rozkazy, a nie bawić się w politykę, i jeśli ich rząd zdecyduje się na wznowienie walk, zrobią to, ale nawet ten ich rząd nie może ignorować opinii publicznej w tak ważnej sprawie. A poza tym, a raczej przede wszystkim, gdyby rząd Królestwa faktycznie przygotowywał się do wznowienia działań wojennych, to nawet High Ridge nie jest aż takim idiotą, by w takim momencie redukować flotę do stanu, na jaki wskazują wszystkie dane wywiadowcze.
Tym razem Theisman skinął głową ze zrozumieniem. Jako dowodząca operacją i stocznią o tej samej nazwie, Foraker miała automatyczny dostęp do wszystkich zdobytych informacji dotyczących stanu liczebnego, technicznego i zamierzeń pod tym względem Królewskiej Marynarki. — Gdyby rząd Królestwa chciał wznowić walki, nie wstrzymywałby budowy już rozpoczętych okrętów, bo byłyby one niezbędne — dodała Shannon. — Mogą nie wiedzieć, że dali nam czas na wyrównanie sił, ale nawet Janacek nie jest na tyle głupi, by nie chcieć dysponować maksymalną możliwą przewagą, wiedząc, że będzie atakował. Proszę pamiętać, sir, że w pełni wyposażona w nowe typy okrętów była tylko Ósma Flota, która została rozwiązana, a jej okręty przekazano Trzeciej Flocie. Nowe, bo stare albo złomowano, albo odstawiono do rezerwy. W mojej ocenie systematycznie redukują swoją przewagę nawet nad naszymi starymi typami okrętów, o których wiedzą. A to chyba jest najlepszy dowód, że uważają tę wojnę za zakończoną.
— Przyznaję, że podzielam twój pogląd, ale powiedz mi, Shannon: gdyby okazało się, że Królestwo zamierza jednak zatrzymać wszystkie zdobyte na nas systemy, to jak zapatrywałabyś się na podjęcie walki przy założeniu, że to, co zbudowałaś, wyrównuje nasze siły i sytuację taktyczną?
— Chodzi panu o moje prywatne zdanie, sir? Czy pyta pan, jaka według mnie powinna być polityka rządu?
— O to i o to.
Foraker zamyśliła się i tym razem nawet nie próbowała się spieszyć. Natomiast gdy zaczęła mówić, na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
— Wie pan, sir, że nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałam, ale gdy teraz to zrobiłam, myślę, że opowiadałabym się za podjęciem walki. Nigdy nie sądziłam, że tak będzie, ale to prawda. Może to patriotyzm… może chęć zemsty za skopanie nam tyłków… a może chęć przekonania się, jak dobrze spisze się sprzęt, który zaprojektowaliśmy i zbudowaliśmy… a może wszystko razem, nie wiem.
— Obawiam się, że nie jesteś w swym myśleniu osamotniona, niezależnie od pobudek — powiedział posępnie Theisman. — Prywatnie uważam, że szaleństwem byłoby wznawianie walki, wszystko jedno w jakich okolicznościach. Nawet jeśli dzięki Bolthole dorównaliśmy technicznie Królewskiej Marynarce, doświadczenia ostatnich piętnastu lat powinny każdemu, kto ma choć szczyptę wyobraźni i mózg większy od ameby, uzmysłowić, że koszty dla obu stron będą olbrzymie, by nie użyć słowa „potworne”. Natomiast tak Eloise, jak i ja zdajemy sobie sprawę, że tak we flocie, jak i w społeczeństwie żyje stary gniew do wroga, z którym od tylu lat walczymy. Dlatego niepokoi nas Giancola. Obawiamy się, że jego nawoływania do konfrontacji w polityce zagranicznej zgrają się z tym gniewem i nienawiścią. A to by oznaczało stworzenie świeżego społecznego poparcia dla podjęcia działań zbrojnych. A jeśli nie potrafimy zmusić tych nadętych durniów z Królestwa do przedstawienia jakichś sensownych propozycji pokojowych, będzie to woda na młyn naszych własnych kretynów chcących wznowienia wojny. Dlatego chciałem, byś w pełni zdawała sobie sprawę z okoliczności, w jakich ujawnimy istnienie stoczni i okrętów, które budujesz. Moment, w którym to zrobimy, musi zostać starannie wybrany, bo tak prezydent z jednej strony, jak Giancola z drugiej będą chcieli uczynić to wtedy, gdy każdy z nich uzna, że przyniesie mu to najwięcej korzyści. Eloise i ja natomiast planujemy to na moment, gdy będziemy pewni, że nie skłoni to Królestwa do prewencyjnego ataku, a więc gdy będziemy dysponować stosowną liczbą gotowych do walki nowych okrętów. Giancola będzie chciał to ujawnić w chwili, kiedy uzna, że zwiększy to szeregi zwolenników jego polityki. Ty naturalnie nie będziesz miała wpływu na podjęcie tej decyzji, ale istotne jest, byś była przygotowana i zdawała sobie sprawę, w centrum jakiej uwagi się znajdziesz, gdy to się wreszcie stanie. A najistotniejsze jest, byś nadal czyniła cuda i przekraczała nasze oczekiwania, bo kiedy reszta galaktyki dowie się o istnieniu Bolthole, będziemy potrzebowali każdego okrętu.