ROZDZIAŁ XXV

— Tak więc jak tylko będziemy dysponowali danymi z sond, wyślemy załogową jednostkę Zwiadu Kartograficznego — zakończył Michael Reynaud.

— A ile czasu potrzeba na zebranie tych danych, panie admirale? — spytała ta sama dziennikarka, nim ktoś z zatłoczonego audytorium zdołał jej odebrać głos.

— Nie mogę tego określić — poinformował ją cierpliwie Reynaud. — Jak zapewne zdajecie sobie państwo sprawę, istnieje zbyt mało wormholi i są one zbyt słabo zbadane, byśmy dysponowali bazą danych o szerszym zakresie. Możemy ten fenomen opisać matematycznie, ale nasza znajomość teorii pozostaje daleko w tyle za wiadomościami praktycznymi. Teraz możemy jedynie określić dokładnie, jakich danych potrzebujemy, ale nim nie poślemy tam pierwszych sond, nie sposób nawet szacunkowo określić, jak długo potrwa odzyskanie ich.

— Ale… — drążyła uparcie dziennikarka i Reynaud zgrzytnął zębami.

Fakt, że obok stał Oglesby, absolutnie nie poprawiał mu humoru. Nigdy tego nadętego arystokraty nie lubił, a ostatnio zaczął go serdecznie nienawidzić, bo to właśnie jego radośnie nieodpowiedzialne i pełne nieuzasadnionego optymizmu komentarze dotyczące olbrzymich możliwości, jakie stworzy nowy terminal, winne były zaciętości dziennikarzy chcących uzyskać konkretne informacje, kiedy ten róg obfitości stanie się dostępny.

Reynaud nigdy nie miał cierpliwości do durniów i już gotów był powiedzieć rudej dziennikarce, co sądzi o kimś, kto nie rozumie prostego i wyraźnie wypowiadanego angielskiego, gdy usłyszał:

— Czy mogę, admirale?

Tak uprzejmego Jordina Kare’a dawno nie słyszał, ale zapanował nad zaskoczeniem i kiwnął grzecznie głową.

— Jak admirał Reynaud już powiedział, każdy wormhol i każda wormhole junction, które znamy, są odmienne — zaczął swym najlepszym wykładowym tonem Kare. — Żadna z dotąd zbadanych nie jest identyczna i choć całe dorosłe życie spędziłem na ich badaniu, mogę wypowiadać się autorytatywnie tylko o już poznanych, nie zaś dopiero odkrytych czy też o nowych terminalach znanych już fenomenów. Stan naszej wiedzy o grawitacji przypomina ten posiadany tuż przed Diasporą. Potrafimy zjawisko opisać, modelować i przewidzieć pod pewnymi względami, ale nie mamy pojęcia, jak je wygenerować i zmieniać dla własnych celów. Oznacza to, że choć możemy robić pewne założenia w oparciu o inne znane nam terminale, cały czas są to założenia czysto teoretyczne. Dopóki nie potwierdzimy ich słuszności lub też nie okażą się błędne, wysłanie jednostki załogowej po prostu nie wchodzi w grę.

I z uśmiechem poczekał, aż kobieta przytaknie ze stosownym szacunkiem, zupełnie jakby usłyszała coś, czego już wcześniej nie powiedział Reynaud. Tym razem wygłosił to jednak szacowny naukowiec, więc miało to zupełnie inną siłę oddziaływania.

Ruda usiadła, Reynaud odetchnął z ulgą, a wszyscy pozostali dziennikarze natychmiast nacisnęli przyciski informujące, że chcą zadać pytanie. Reynaud skinął głową czarnowłosemu mężczyźnie średniej budowy, nad którego głową pojawił się zielony hologram oznaczający, że wygrał wyścig.

— Ambrose Howell, „Yawata Crossing Dispatch” — przedstawił się, wstając.

— Słucham, panie Howell.

— Słyszeliśmy wiele o potencjalnej wadze tego odkrycia, a pan i doktor Kare wyjaśniliście nam jego skalę i problemy związane z jego zbadaniem. Mam dwa pytania. Pierwsze: skoro od tak dawna wiedzieliśmy na podstawie obliczeń i modeli matematycznych, że istnieje jeszcze jeden terminal, dlaczego tak długo trwało jego odnalezienie? I drugie: dlaczego właśnie teraz tak intensywnie go szukamy?

— Doskonale celne pytania — pochwalił Oglesby, nim Reynaud zdążył się odezwać. — Jeśli można, zacznę od odpowiedzi na to drugie.

I nie kryjąc zadowolenia, uśmiechnął się do Reynauda. Zignorował przy tym widoczną złość tamtego za nieproszone wtrącenie się w tak doskonały sposób.

— Jako oczywisty laik w kwestiach fizyki hiperprzestrzeni — zagaił, obdarzając Howella promiennym uśmiechem — nie potrafię odpowiedzieć na pierwsze pana pytanie. Natomiast dlaczego teraz. Dzięki połączeniu sprzyjających okoliczności i dalekowzroczności. Choć pozostają do przedyskutowania pewne kwestie sporne, z racji których nie podpisano jeszcze pokoju, to zgodne zdeterminowanie obu zainteresowanych stron, iż rozejm jest zdecydowanie lepszy od rozlewu krwi, umożliwiło rządowi zajęcie się innymi problemami niż kontynuowanie tegoż rozlewu krwi. Nikt nie obwinia poprzedniego rządu zaskupienie się na zapewnieniu międzynarodowego bezpieczeństwa i środków ku temu niezbędnych. Do czasu podpisania traktatu pokojowego obecny rząd także uznaje bezpieczeństwo Królestwa za cel priorytetowy, ale obecne realia polityczne pozwalają poświęcić nieco uwagi czemuś innemu niż skuteczniejsze sposoby eliminowania przedstawicieli rasy ludzkiej na skalę masową i zorganizowaną. Obecny rząd, zdając sobie sprawę, że absolutną koniecznością jest jak najszybsze doprowadzenie do formalnego zawarcia pokoju, wiele uwagi poświęcił inicjatywom znanym pod wspólnym hasłem „Budowa Pokoju”. Część z nich miała i ma ułatwić wojskowym przejście do życia cywilnego, inne mają naprawić szkody poniesione przez osoby indywidualne czy określone sektory ekonomii, na przykład w systemie Basilisk. Utworzenie Królewskiej Agencji Zwiadu Kartograficznego należy do takich właśnie inicjatyw rządu i fundamentalnych inwestycji w przyszłość Gwiezdnego Królestwa. Rząd uznał też, że takie pokojowe wyzwanie wyzwoli w obywatelach to co najlepsze po zmęczeniu wieloletnią wojną i przemocą. Jestem bardzo zadowolony, podobnie jak wszyscy mający związek z rządem w ogóle, a z Królewską Agencją Zwiadu Kartograficznego w szczególności, że przedsięwzięcie to tak szybko zaowocowało sukcesem.

Oglesby zakończył przemowę kolejnym promiennym uśmiechem.

A Reynaud kolejny raz przypomniał samemu sobie, że uduszenie go przy świadkach byłoby poważnym błędem. Przez moment miał ochotę zaproponować mu, by poinformował zebranych dziennikarzy, czym zaowocowała kontrola ksiąg finansowych, które podpisywała od lat Makris, a którą właśnie skończyli jego ludzie, ale zdecydował się tę niespodziankę zostawić na później.

Ledwie Oglesby cofnął się o krok, spojrzał na Howella i oznajmił:

— Skoro otrzymał pan tak… wyczerpującą odpowiedź na drugie pytanie, ograniczę się do pierwszego. Otóż w nasz model Manticore Junction wkradł się błąd. Doktor Kare i jego zespół z Uniwersytetu Valasakis odkryli go dopiero około sześciu lat standardowych temu. I to właśnie spowodowało wybór doktora Kare’a na szefa naukowego tego projektu. Błąd nie był wielki, ale wpłynął na określenie domniemanego obszaru lokalizacji poszukiwanego terminalu. Cała Manticore Junction to sfera o średnicy około jednej sekundy świetlnej, czyli czternastu kwadrylionów kilometrów sześciennych, terminal zaś to sfera o średnicy trzystu tysięcy kilometrów. Oznacza to, że terminal zajmuje mniej niż siedemset milionowych części procenta całości. Nawet więc niewielki błąd w obliczeniach modelu niezwykle utrudnia poszukiwania. Poza tym sygnatura tego terminalu jest niezwykle słaba w porównaniu ze znanymi, co dodatkowo utrudniało znalezienie go, gdyż potrzebny był czulszy sprzęt pomiarowy i komputery o większej mocy. W porównaniu z trudnościami, jakie mieliśmy przy jego znalezieniu, przysłowiowa igła w stogu siana nie stanowi żadnego wyzwania. Uczciwość też nakazuje przyznać, że tak szybki sukces w znacznej mierze zawdzięczamy szczęściu. Sądzę, że ta odpowiedź pana zadowala, panie Howell?

Dziennikarz przytaknął i usiadł.

A pozostali złapali za przyciski.


* * *

— Cóż, sądzę, że Clarence sprawił się całkiem dobrze — zauważył baron High Ridge, unosząc filiżankę, na co służący zareagował natychmiast i bezgłośnie ją napełnił.

High Ridge zabrał swojego doskonale wyszkolonego służącego, przenosząc się do rezydencji premiera, co nie znaczyło, że w jakikolwiek sposób zauważał jego istnienie. — Sądzę, że tak — zgodziła się Elaine Descroix, delikatnie dotykając ust staromodną lnianą serwetką, i skrzywiła się lekko. — Clarence w istocie zrobił, co mógł, by oddać sprawiedliwość temu, komu się ona należy. Zgrabnie też wmontował „Budowę Pokoju” w odpowiedź. Ale ten Kare, a zwłaszcza Reynaud… co za nudziarze!

— Trudno spodziewać się świadomości politycznej po naukowcu czy biurokracie — upomniał ją delikatnie High Ridge.

— Fakt, ale uważnie obserwowałam Reynauda. Był wściekły, że Clarence kradnie zasługi Agencji, przypisując je ciągle rządowi, i było to widać. Nie będzie z nim dalszych problemów?

— Jakich problemów?

— Daj spokój. Jest dyrektorem Agencji, i to niegłupim. Choć go nie lubię, nie wątpię, że umie liczyć, a nawet Melina nie może mu zabronić dostępu do księgowości firmy, którą kieruje.

High Ridge spojrzał na nią ostro i odstawił filiżankę. Descroix miała niemiły zwyczaj ignorowania obecności służących, jakby ci byli głusi. On sam musiał się pod tym względem ciągle pilnować, dlatego zwracał uwagę na podobne zachowania. Znał zbyt wiele przypadków, gdy niewdzięczna służba mściła się na nieostrożnych pracodawcach, wykorzystując informacje, których w ogóle nie powinna była usłyszeć. I dlatego choć jego służący pracował u niego już prawie trzydzieści lat standardowych, nie zamierzał ryzykować.

— To wszystko, Howardzie — oznajmił. — Zostaw dzbanek z kawą; gdy skończymy, zadzwonię, żebyś posprzątał.

— Oczywiście, milordzie — służący skłonił się i wyszedł.

— Skoro zostaliśmy sami, Elaine, co sugerujesz?

— Sugeruję, że ma dostęp do księgowości swojej agencji i choć przyznaję, że Melina spisuje się lepiej, niż się spodziewałam, nie może odmówić wglądu w rachunki komuś, kto oficjalnie jest jej przełożonym. Reynaud może sobie być admirałem, ale wywodzi się z astrokontroli, a oni umieją liczyć i mają doświadczenia z biurokracją. Nie jest księgowym, ale nie dam głowy, czy nie zorientuje się w… kreatywnej księgowości Meliny. A skoro nie cierpi Clarence’a, czyli nas, może uznać się za rycerza na białym koniu. I podniesie wrzask pod niebiosa.

— Uważam, że to mało prawdopodobne — ocenił po namyśle High Ridge. — Gdyby miał taki zamiar, już mógłby to zrobić, a z tego co wiem, nie zadał nawet jednego kłopotliwego pytania, a co dopiero mówić o publicznym ogłoszeniu jakichś swoich podejrzeń. A nawet gdyby to uczynił, byłoby to tylko jego słowo przeciw słowu rządu Jej Królewskiej Mości. Nie, nie widzę sposobu, by mógł nam zaszkodzić.

— Teraz pewnie nie — zgodziła się Descroix. — I nie chodzi mi o to, że dziś czy za parę miesięcy. A nawet za kilka lat. Ale nie ma się co oszukiwać, Michael: oboje wiemy, że w końcu nastąpi zmiana rządu.

— Cromarty trzymał się stołka przez prawie sześćdziesiąt standardowych lat jedynie z trzema krótkimi przerwami.

— Mając cały czas entuzjastyczne poparcie Korony. Czego nam raczej nie da się zarzucić.

— Gdyby poparcie Korony było decydujące dla przetrwania rządu, nie zdołalibyśmy go nawet utworzyć!

— Oczywiście, ale nie o to chodzi. Królowa może miewać napady złości, ale jest doświadczonym i dobrym politykiem i miała rację: różnice w ideologii i pryncypiach między nami są zbyt fundamentalne, byśmy wiecznie zdołali osiągać porozumienie i kompromis. I to nie biorąc pod uwagę czynników zewnętrznych, jak choćby ta wariatka Montaigne! — Descrobc skrzywiła się z niesmakiem. — Nie myślałam, że ma cień szansy na sukces, a tu proszę; teatralny gest i siedzi w Izbie Gmin. Po tym numerze wolę własnej przyszłości politycznej nie opierać na założeniach, co też ona może, a czego nie może zrobić.

— Chodzi ci o to, że może odebrać Marisie kierowanie partią?

— Jeszcze nie może, ale czy nie będzie mogła… oboje mamy świadomość, że polityka to dynamiczny proces. Sytuacja ulega ciągłym zmianom i Montaigne może osłabić pozycję Marisy na tyle, że ktoś z góry partyjnej pozbawi ją kierownictwa. Albo też zmusi do powrotu na drogę wiary liberałów, czyli z dala od koalicji z nami. Prawdę mówiąc, to właśnie wydaje mi się najprawdopodobniejszą przyczyną przyszłego końca naszego rządu. Marisa nigdy nie była szczęśliwa, że musi z nami współpracować.

— A twoje dogryzanje jej przy każdej okazji na posiedzeniach rządu na pewno nie poprawia sytuacji — High Ridge dołożył starań, by powiedzieć to neutralnym tonem.

— Wiem, ale gdy widzę tę świętoszkowatą hipokrytkę, to mnie ponosi i nie mogę się powstrzymać. Nie oszukujmy się: jest gotowa tak samo jak my zrobić wszystko, byle utrzymać się przy władzy. O ile nie bardziej niż my. Tylko że ona robi to tylko i wyłącznie w imię jedynie słusznej, świętej, ratującej wszechświat i ludzkość od grzechu pierworodnego ideologii. Rzygać mi się chce, jak jej słucham i na nią patrzę!

— Dobrze się maskujesz. Nie mówię, że nie masz racji. — High Ridge upił kawy, tak długo zasłaniając twarz filiżanką, aż miał pewność, że znów panuje nad jej wyrazem.

Wiedział, że Descroix ma coraz mniej cierpliwości dla New Kiev, ale stopień wybuchu stanowił dlań poważne zaskoczenie. Zwłaszcza że był pierwszym objawem braku zgodności, przed którym sama ostrzegała.

— Nie bój się: nie cierpię jej, zresztą jak podejrzewam, z wzajemnością, ale obie wiemy, jak bardzo się teraz potrzebujemy, więc żadna raczej nie zrobi niczego głupiego — pocieszyła go Descroix, zupełnie jakby czytała w jego myślach. — W końcu jednak zajdzie któraś z dwóch możliwości: albo osiągniemy wszystkie cele, dla których stworzyliśmy tę koalicję, albo Alexander i Królowa zdołają się nas pozbyć. Jeśli zajdzie ta pierwsza możliwość, sądzę, że należy być przygotowanym na pewne tarcia przy ostatecznym rozwiązywaniu koalicji. Przy drugiej możemy się założyć o każdą kwotę, że Jej Wysokość będzie chciała krwi. Naszej krwi. W obu należy się spodziewać paru noży w plecy, a Reynaud może być jednym z nich.

— Myślę, że martwisz się na wyrost — ocenił po chwili High Ridge. — Zmiana rządu zawsze wiąże się z pewnymi… niesnaskami, ale żadna ze stron nie jest zainteresowana w rozgłaszaniu ich, bo obie wiedzą, że kiedyś sytuacja się odwróci. Jeśli nowy rząd będzie obsmarowywał poprzedni, obwiniając go o każdy drobiazg, zapewni sobie takie samo traktowanie, gdy przyjdzie jego kolej. Nikt rozsądny tego nie chce.

— Z całym szacunkiem, Michael, ale my nie mówimy o drobiazgach. I choć nadal twierdzę, że nasze decyzje były w pełni usprawiedliwione i słuszne, nie da się ich podciągać pod niezamierzone błędy czy pomyłki biurokratyczne. Alexander nie będzie musiał niczego szukać czy wyolbrzymiać, a trzeba pamiętać, że niezależnie od tego, jak pragmatycznym jest politykiem i czego by nie chciał zrobić, Królowa chce największego polowania na czarownice w politycznych dziejach Królestwa. Uświadom to sobie: ona chce nas jako osoby na zawsze usunąć z życia publicznego. I możesz mi wierzyć: nie cofnie się przed niczym.

— Trochę za późno na strach, nie sądzisz, Elaine? Jeśli uważałaś, że niepotrzebnie ryzykujemy, trzeba było to powiedzieć.

— Właśnie ci powiedziałam, że uważam, iż wszystkie decyzje, które podjęliśmy, są słuszne, ale to nie znaczy, że nie zdaję sobie sprawy z ich potencjalnie groźnych konsekwencji.

— A dlaczego akurat teraz postanowiłaś mi to uświadomić? — spytał, czując rosnącą irytację.

— Bo podejście Reynauda do Clarence’a skrystalizowało je raczej skutecznie. Od początku byłam ich świadoma, ale konieczność skupienia się na codziennych problemach odsuwała je na dalsze miejsca listy zmartwień.

Teraz pojęłam, że jeśli nie zaczniemy się nimi martwić natychmiast, to może się okazać, że zabraknie nam na to czasu później. Albo że spędzimy znacznie więcej czasu później, martwiąc się.

— A konkretniej?

— Konkretniej to proponowałabym zająć się nieco przyziemniejszą kwestią, czyli zapewnieniem sobie przetrwania, gdy nasz wspólny stateczek w końcu zatonie — powiedziała z uśmiechem, widząc jego minę. — Ktoś zacznie zadawać niewygodne pytania: Elżbieta tego dopilnuje. Więc przyszło mi do głowy, że najwyższy czas zacząć tworzyć dokumentację potwierdzającą odpowiedzi, których będziemy udzielać.

— Rozumiem,… — High Ridge rozsiadł się wygodniej i spojrzał na nią badawczo.

I z szacunkiem.

— Jak proponujesz się do tego zabrać? — spytał w końcu.

— Zaczynając od tego co oczywiste: żeby wina za wszelkie nieścisłości finansowe spadła wyłącznie na naszą drogą minister skarbu i ministra spraw wewnętrznych McIntosha — westchnęła. — Jakie to tragiczne, że tak świetlani i oddani dobru publicznemu ludzie okazali się w istocie skorumpowanymi, chciwymi władzy łajdakami przekazującymi rządowe pieniądze na łapówki osobom prywatnym i na fundusze organizacji mających kupować głosy wyborców. I jaka szkoda, że zaufanie pokładane w powszechnie znanych członkach Partii Liberalnej sprawiło, iż nie dostrzegliśmy, co wyprawiają.

— Rozumiem… — powtórzył jeszcze wolniej High Ridge.

Zawsze uważał Elaine Descroix za równie bezpieczną co wybitnie jadowite odmiany węży, ale mimo to był zaskoczony jej bezwzględnością.

— Oczywiście trzeba to zrobić ostrożnie i delikatnie. Jeszcze nie do końca wiem jak — dodała radośnie. — Spartaczona robota zostanie od razu przypisana nam.

— Co do tego nie ma wątpliwości.

— Bardzo się cieszę, że to powiedziałaś. Bo to znaczy, że możemy zlecić to Georgii.

— Jesteś pewna, że chcesz ją akurat w to mieszać?

Descroix uśmiechnęła się wyrozumiale:

— Przecież ona ma już dostęp do akt North Hollowa, a tam jest więcej groźnych dla nas informacji, niż potrzeba, by nas zniszczyć. Poza tym już użyliśmy ich do kilku paskudnych i nielegalnych akcji, jak choćby podsłuchu w White Haven. Na szczęście Georgia nie może zbytnio nam zaszkodzić, nie wystawiając przy tym siebie na strzał. To samo dotyczy Meliny. Jest potencjalnym źródłem przecieku, ale tak dobrze robiła to, co jej kazaliśmy, i chroniła Marisę przed brutalną rzeczywistością, że jeśli sprawa wyjdzie na jaw, zatonie wraz z Agencją. Obie, Georgia i Melina, mają naprawdę dobre powody, żeby dopilnować, by podejrzanym o wszystko został ktoś inny. Gdybym sądziła że Melina da sobie radę, zleciłabym wszystko jej, ale wtpię, by była aż tak zdolna. A Georgia udowodniła, że jest. Bez sensu byłoby wciągać w to kogoś jeszcze. Im więcej osób zna prawdę, tym łatwiej o przypadkowy przeciek. Więc zlećmy to jednej osobie mającej bardzo silną motywację, by dopilnować starannego ukrycia naszych śladów, bo w ten sposób zamaskuje własne.

— Rozumm… — powtórzył High Ridge po raz trzeci.

I powoli śmiechnął się.

Загрузка...