Ludzie, którym płacą pieniądze za to, aby wsadzali nos tam, gdzie ich nie proszą — reporterzy gazet amerykańskich — wywąchali sprawę „Flamingo” i zaczęli sypać sensacjami: o rejsie jachtu, o zakontraktowanych przez Ruffa statkach, o pracach na wyspie.
Wszystkie te gazetowe enuncjacje krążyły wokół najciekawszej zagadki — trzech długich skrzyń załadowanych na „Flamingo”.
„TAJEMNICA TRZECH SKRZYŃ”;
„TAJEMNICZE SKRZYNKI IGNACEGO RUFFA”;
„W NAJBLIŻSZY PIĄTEK NASZA GAZETA ODPOWIE NA NURTUJĄCE CAŁY ŚWIAT PYTANIE — CO BYŁO W SKRZYNIACH NA „FLAMINGO”.
Obdarzeni psim węchem dziennikarze wpadli na właściwy trop. Zawartość skrzyń stanowiła klucz do zagadki ogromnych i niepojętych robót podjętych na wyspie Ruffa.
Marynarze z załogi „Flamingo” opowiedzieli dziennikarzom, że w dzień przybycia jachtu na wyspę skrzynie zostały wyładowane i przewiezione na osłach w góry, dokąd udał się także Ignacy Ruff i jego goście. A co było najdziwniejsze, to to, że w górach dżentelmeni pozostali przez całą noc, za dnia wrócili na jacht, wyspali się, a na drugą noc i na trzecią znowu udali się na osłach w stronę wygasłego krateru.
Podupadła gazetka, która nic już nie miała do stracenia, wypuściła specjalny numer:
„Zagadka rozwiązana. W skrzyniach Ruffa zapakowane były trzy straszliwie oszpecone trupy tancerek z nowojorskiego Music-Hall-Haus”.
Huragan artykułów, telegramów, doniesień przewalił się przez amerykańską prasę. W redakcjach fotografowano miejscowe maszynistki i drukowano ich portrety jako zdjęcia rzekomych ofiar tajemniczej zbrodni.
Inna nie mająca nic do stracenia gazeta zdecydowanie wystąpiła przeciw wersji o tancerkach. Opublikowała ona zdjęcia trupów trzech agentów Kominternu zamęczonych i zamordowanych przez członków Ku— Klux-Klanu. Trzej Żydzi, rozbitkowie na życiowym oceanie, dali się w tym celu sfotografować w skrzyniach po kanadyjskich jajach.
Wytwórnia filmowa szybko odnowiła starą włoską taśmę z filmem z życia krwawej Camorry. Charlie Chaplin, ulegając naciskom mody, wystąpił w bardzo komicznym obrazie pt.: „Charlie boi się długich skrzynek”. Pod koniec „tygodnia Skrzyń Ruffa” miały miejsce ogromne manifestacje. W Filadelfii zlinczowano dwóch Murzynów.
Ale Ignacy Ruff powrócił bezpiecznie na kontynent i nie aresztowano go. We wszystkich gazetach ukazały się jego portrety i krótki życiorys. Bzdura o trupach została stanowczo zdementowana. W skrzyniach znajdowały się wyłącznie instrumenty astronomiczne. „Ignacy Ruff — informowano — bardzo interesuje się astronomią i buduje na wyspie obserwatorium.”
Tak to czyjaś doświadczona ręka przywiodła do porządku cały ten prasowy rozgardiasz i skierowała go we właściwe koryto. Podniecenia w kraju nie dało się jednak stłumić. Imię Ignacego Ruffa znowu zaczęło okrywać się aurą tajemniczości. Pisano o gigantycznym, studwudziestocalowym teleskopie zainstalowanym w górach na wyspie Ruffa. Donoszono o niezwykłej sile i czułości astronomicznych przyrządów jego obserwatorium.
Wszystko to poruszało i interesowało tylko zwykłych obywateli. Burżuazja i kręgi finansowe pozostawały niewzruszone. Przy całej podejrzliwości i ostrożności nie sposób było doszukać się związku pomiędzy astronomią i ekonomika. Chociaż ludzie bliżej znający Ruffa nie dowierzali: jakim to sposobem człowiek, interesujący się tylko naftą i przemysłem chemicznym, zaczął nagle błądzić wzrokiem po niebie, gdzie już na pewno nie znajdzie się ani centa?
Tak minęło około pół roku. Wreszcie Ignacy Ruff zadał przygotowanej opinii publicznej pierwszy cios.