POMYŁKA

Minęło pół roku. Wiosenny wylew Tobola napełnił parów na lewym brzegu rzeki. Jezioro Ubijennoje na nowo napełniło się wodą. Promieniowanie radioaktywne w strefie wybuchu spadło do bezpiecznego stężenia i rozebrano ogrodzenie wokół miejsca eksplozji. W Nowodwińsku życie także biegło swoim zwykłym, codziennym torem. Młodszy sędzia Niestierienko prowadził pospolite sprawy: defraudacje i spekulacje w handlu, skradzione motocykle i samochody, pijackie bójki z uszkodzeniami ciała, włamania do drewutni i komórek — ten kryminalistyczny plankton, na którym nie sposób wyostrzyć sobie zębów, nie sposób błysnąć intelektem, genialną logiką, erudycją.

Intelektualne ciągoty Siergiej Jakowlewicz — człowiek, jak już zostało powiedziane, młody i pełen zapału — zaspokajał lekturą czasopism popularnonaukowych. I oto w lipcowym numerze szeroko znanego wydawnictwa Akademii Nauk znalazł całą rubrykę artykułów pod wspólnym, ciągnącym się przez dwie strony tytułem — „TOBOLSKI ANTYMETEORYT”.

Działo się to w ciepły sierpniowy wieczór, we wtorek. Niestierienko jeszcze przy obiedzie, po przyjściu z pracy, przekartkował świeżą gazetę… Nie zaczął jednak czytać w pośpiechu przy jedzeniu, a odłożył lekturę na później. Odczuwa się specjalne zadowolenie przy czytaniu tego, o czym się wie niezależnie od publikacji i Siergiej Jakowlewicz czuł przedsmak takiego zadowolenia.

Po obiedzie usadowił się wygodnie w fotelu na balkonie i rozłożył pismo.

Dwa największe artykuły referowały materiały z dwóch konferencji zwołanych w związku z tobolskim wybuchem — ogólnoradzieckiej i międzynarodowej. Szczególne zainteresowanie na jednej i na drugiej wzbudziły: referat członka-korespondenta Akademii Nauk P. P. Faiłowa, który był przewodniczącym komisji ekspertów, i dyskusja nad referatami. P. P. Faiłow drobiazgowo wykazywał, że wszystkie fakty zaobserwowane i zbadane na miejscu wybuchu znakomicie potwierdzają hipotezę akademika Nieckiego na temat meteorytów z antymaterii. Dyskutanci kwestionowali szczegóły, ale w całości byli zgodni z takim postawieniem sprawy.

Ale Niestierienkę, bardziej niż ta naukowa jednomyślność, interesowały fotografie i rysunki zeszklonej „bruzdy” w rozmaitych profilach i ujęciach: jej rozmieszczenie w terenie, widok z góry, widok wzdłuż osi horyzontalnej, nawet przekrój, w którym przypominała ona na wpół zawalony okop. Zagłębiwszy się w artykuły, zrozumiał, że „bruzda” figuruje wszędzie nie między innymi, ale jako decydujący argument na korzyść stwierdzenia, iż na brzegu Tobola upadł antymeteoryt. Faiłow w swoim referacie na temat położenia „bruzdy” wykazał, skąd przyleciał na Ziemię antymeteoryt — z Gwiazdozbioru Smoka. A wybitny angielski astrofizyk, członek Towarzystwa Królewskiego, Kent Tabb obliczył nawet według geometrii bruzdy masę tobolskiego antymeteorytu, prawdopodobną jego gęstość i prędkość w momencie zetknięcia z ziemią. Z wyliczeń Tabba wynikało, że meteoryt ważył około kilograma i składał się z tlenków antyżelaza i antykrzemu, a poruszał się z prędkością rzędu 40 kilometrów na sekundę.

— Rany boskie — powiedział Siergiej Jakowlewicz, czując, że robi mu się gorąco, a serce wali ciężko i donośnie. — No przecież to…

Jak już zostało powiedziane, sprawa kanału do połowu ryb pomiędzy jeziorem a Tobołem, która mignęła Niestierience w zeznaniach Alutina, nie zajęła jego uwagi — tak jak nie interesują nas rzeczy niewiele mające wspólnego z rzeczywistym celem poszukiwań. I dopiero teraz, patrząc na zdjęcia „bruzdy” anihilacyjnej, uświadomił „sobie, że jest ona tym samym wykopanym przez Ałutina i Kałużnikowa kanałem. znajdował się oczywiście w najwęższym miejscu między rzeką a jeziorem, prowadził ku rzece najkrótszą drogą… i w ogóle innych kanałów pomiędzy Tobołem a jeziorem na zdjęciach nie było!

„No tak… — Niestierienko potarł dłonią czoło. — A to ci dowcip! Okazuje się, że tuczeni nie połapali się… — Oparł łokcie o gazetę, zapatrzył ma szumiącą w dole ulicę. — No naturalnie: kowal krył się,zataił sprawę, żeby mu za puste jezioro nie przyszło odpowiadać. Kałużnikow zginął. Następnie eksperci sporządzili „Oświadczenie”, zebrali materiały, wrócili do swoich instytutów i zawrzało jak w garnku! Ale głupstwo zrobiłem, trzeba było od razu 4 przesłać im kopię zeznań Alutina. Nawet mi to do głowy nie przyszło. A prawdę mówiąc, to oni jeździli na miejsce wypadku, a nie ja. Jakże ja mam ich, z Nowodwińska, poprawiać? Sami powinni się byli zorientować. Ale gdzież im tam zajmować się takimi — głupstwami? To naukowcy, ludzie posługujący się doskonalszym sposobem myślenia… Skandal!”

Następnego ranka, po przyjściu do prokuratury, Niestierienko kazał sobie przynieść z archiwum sprawę Kałużnikowa. I teraz im bardziej ją zgłębiał, tym bardziej odkrywały się przed nim nie tyle nieścisłości, a wręcz nieprawdopodobieństwo tej całej historii z jego zniknięciem.

A więc zabrał się do notatników i przeczytał je. Wtedy, w styczniu, kierował się delikatnie ale zdecydowanie przez docenta Kuzina wyrażoną opinią, że to brednie. Jedyny sensowny wniosek, który wtedy z nich wyprowadził, to stwierdzenie, że Kałużnikow rzucił instytut i zmienił generalnie tryb życia, ponieważ przejął się;za bardzo swoimi ideami. W końcu była to jego osobista sprawa. „A jeśli to nie brednie? — pomyślał Siergiej Jakowlewicz, odcyfrowując teraz stawiane w pośpiechu fioletowe kulfony i zakreślając interesujące miejsca. — Jeśli idea Kałużnikowa była prawdziwa?”

Pod koniec przerwy obiadowej, której Niestieirienko nawet nie zauważył, w jego głowie zaczął świtać domysł. Domysł logiczny, a równocześnie na tyle niesamowity, na tyle — podobnie jak idea Kałużnikowa — szalony, że Siergiej Jakowlewicz bał się go wyrazić słowami nawet w myśli. Przeczuwał, że to prawdopodobne — ale co tam prawdopodobne! Że fakty sprawy właśnie w tej wersji wiążą się w niesprzeczną całość. Ale jego rozum, wykształcony na potocznej wiedzy i wyobrażeniach, wypychał z siebie taki domysł jak woda kroplę oliwy.

Загрузка...