Ruffa i jego przyjaciół zadowoliły wyjaśnienia inżyniera. Tego samego dnia, 26 maja, przejrzane zostały i zatwierdzone spisy fabryk, spółek transportowych, kopalni, pól naftowych i fabryk chemicznych, którymi postanowiono zawładnąć w „tygodniu strachu”.
We wszystkie strony świata wysłani zostali agenci, którzy mieli prowadzić pertraktacje z wymienionymi w spisie przedsiębiorstwami. Pertraktacje były maską. „Związek pięciu”, przygotowując się do ograbienia całego świata, ostrożnie i starannie zbadał stan giełdy i rynku: otwierał kredyty, obsadzał właściwe stanowiska swoimi maklerami, przekupywał gazety i zakładał nowe, rozdawał monstrualne zaliczki uczonym — popularyzatorom i pisarzom obdarzonym choćby odrobiną fantazji.
Na rynek książkowy polały się potoki opowiadań astronomicznych, utopii, mrocznej mistyki, apokaliptycznych poematów. W Szwajcarii odrodziła się wspólnota teozoficzna. Jej członkowie rozjeżdżali się po miastach, opowiadali o nadchodzącym dniu strasznego sądu i zakładali loże do walki z antychrystem.
Pod koniec lipca nastąpiła niewielka przerwa: jak zwykle o tej porze roku z Bałkanów powiało trupim zapachem, rozeszły się trwożne pogłoski, i histeryczna strzałka giełdowego barometru skierowała się ku „Burzy”.
Wtedy Ignacy Ruff rzucił się w Europą jak dzika świnia w trzciny. Załatwił pożyczkę we Włoszech, obalił ministerstwo w Jugosławii. Z szatańską zręcznością, naciskając tajemne sprężyny, zwołał konferencję Małej Ententy. Narobił korzystnych obietnic Rzeszy Niemieckiej. Opublikował fałszywy dokument Moskiewskiej Rady Rewolucyjno— Wojennej, czym wywołał wściekły wybuch nienawiści w Polsce i odwrócił jej uwagę od spraw bałkańskich.
Po jakichś pięciu tygodniach zażegnał kolejną groźbę wojny i wrócił statkiem powietrznym do Nowego Jorku. Wtedy ukazał się we wszystkich gazetach drugi artykuł podpisany przez astronoma z obserwatorium w Lick:
POWRÓT KOMETY BIELI
„Jak wiadomo, co roku 30 listopada Ziemia przechodzi przez orbitę Komety Bieli. Świadczą o tym potoki spadających gwiazd — małych ciał niebieskich, rozrzuconych na całej drodze komety. Co dwadzieścia trzy lata Bielą przechodzi blisko Ziemi, prawie w punkcie przecięcia orbit. Wtedy gwiezdne potoki wychodzące z Gwiazdozbioru Lwa ognistą miotłą rozpryskują się po całym niebie, tworząc cudowne widowisko.
„Znany jest w historii przypadek, kiedy to w 1783 roku wskutek niedokładności obliczeń oczekiwano zderzenia Ziemi z Bielą. Ludzi ogarnęło przerażenie. W Paryżu były przypadki śmierci ze strachu. Nieuczciwi duchowni, oferując za grube pieniądze całkowite odpuszczenie grzechów, nieźle się obłowili. Wielki matematyk Łapiące pisał w tym czasie:
„… Przebieg takiego zderzenia nietrudno sobie wyobrazić: zmieniłoby się położenie osi i kierunek ruchu wirowego Ziemi, morza opuszczałyby swoje teraźniejsze łono i podporządkowałyby się nowemu równikowi, ludzie i zwierzęta zginęliby w tym wszechświatowym potopie, zagładzie uległyby wszystkie narody, zniszczone zostałyby wszystkie pomniki ludzkiego rozumu…” „Ale zderzenie nie nastąpiło i nie mogło nastąpić, ponieważ Ziemia opóźnia się kilka godzin w punkcie przecięcia orbit i dogania tylko ogon komety w postaci potoków spadających gwiazd.
„Zderzenie jednakże jest możliwe, ale tylko wtedy, kiedy przejście kornety przez perigeum, to jest najbliższy Słońca punkt jej orbity, przypadnie 28 listopada. Podobny przypadek zdarza się tylko raz na 2500 lat. Obecny rok 1933 jest właśnie tym rokiem.
„Ale do obawy, tak jak to było wcześniej, nie mamy podstaw. Masa głowicy jest zbyt znikoma i zbyt rozrzedzona, ażeby wyrządzić nam szkodę, powietrzna otoczka Ziemi jest wystarczająco bezpieczną ochroną. Być może, przejdą burze magnetyczne i będziemy świadkami najwspanialszych w świecie fajerwerków.
„Inaczej oczekiwane zderzenie może się odbyć na naszym satelicie. Księżyca nie chroni atmosfera. Jego glob pocięty jest pęknięciami. Bombardowanie Księżyca meteorytami Bieli rozpocznie się 29 listopada. Tym razem nie możemy z przekonaniem ręczyć za bezpieczny los naszego satelity”.
Artykuł wywołał potrzebne wrażenie… W Waszyngtonie wniesiona została interpelacja w parlamencie dotycząca „nieodpowiedzialnej księżycowej literatury”. Ignacy Ruff zrozumiał, że giełda tym razem połknęła haczyk. I rzeczywiście notowania na giełdzie doznały niczym nie uzasadnionych wahań w dół i w górę, po czym zawisły w stanie chwiejnej równowagi. Nastąpił czas zdecydowanego działania.