Ignacy Ruff, chociaż to dziwne, zasnął twardo w metalowej kapitańskiej kabinie. Obudziło go ostre uderzenie w kadłub, tuż nad głową. Zbliżył swą ogromną twarz do iluminatora i ujrzał szalupę tańczącą na dziwnie oświetlonych falach: stał w miej człowiek i wymachiwał wiosłem.
Ruff odkręcił luk. Człowiek wyskoczył z szalupy, wśliznął się przezeń do środka, siadł obok Ignacego Ruffa i samymi tylko wargami wyszeptał:
— Natychmiast!… Pełną parą i na otwarte morze!
Był to inżynier Korwin. Wziął z pudełka cygaro i potarł zapałkę. Ubranie miał przepalone, ręce, szyję, twarz, prócz białego krążka — śladów maski, czarne i zwęglone. Kiedy łódź, rycząc całą mocą motorów, pomknęła na północny wschód od wyspy, Ruff zapytał półgłosem:
— Zadanie wykonane?
— Jeszcze nie, jeszcze nie wszystko zrobione. — Inżynierowi tak błysnęły oczy, że Ruff odwrócił się.
— Co tam jeszcze zostało?
— Niech się pan uspokoi, pozostało to, czego nie będzie już za dziesięć minut.
— Nie rozumiem, Korwin.
— Kłamiesz, Ruff.
Drżąca szczęka Ruffa zaczęła opadać. W przyćmionym świetle komety jego twarz wydała się sino-blada. Korwin rzekł urywanie, z obrzydzeniem:
— Niech pan ma odwagę się przyznać, że chciał pan tego, nieustannie mi pan o tym napomykał i teraz oczekuje pan tego.
— Wyspa?
— Tak! Ze wszystkimi mieszkańcami. Ze wszystkimi śladami zbrodni…
Korwin szybko spojrzał na zegarek i rzucił się do kapitańskiej tuby.
— Halo! Pełną parą, jak najpełniejszą, do oporu! — Następnie upadł na skórzaną kanapę i zamknął oczy.
Ruff, garbiąc się, patrzył w iluminator. Ocean wydał się dziki i ponury, zryty burzą, rozświetlony poświatą komety rozpościerającej się kogucim ogonem na pół nieba.
— Pociski dosięgną Księżyca jutro o północy — powiedział Korwin — może pan sposobić portfel.
Nagle Ruff cofnął się i przysiadł na podłogę. Na południowym zachodzie, w tym miejscu gdzie leżała wyspa, z oceanu wzniósł się w niebo ogromny kosmaty słup pyłu. Zielonkawe błyskawice szybko przecinały go we wszystkich kierunkach. Błysnęło oślepiające światło.
Po minucie w łódkę uderzył podmuch eksplozji. Rozległ się potężny huk. Ogromna fala przewaliła się przez kapitański mostek.