ZEZNANIA ALUTINA

Jeszcze przed tą rozmową Niestierienko wystosował do Rejonowej Komendy Milicji w Ust'Jeleckoj pismo z następującymi prośbami: po pierwsze, aby przesłuchano kowala Alutina, po drugie, aby przysłano mu osobiste rzeczy zaginionego. Uczyniono to. Po dwóch tygodniach na adres Nowodwińskiej Prokuratury przyszedł urzędowy list i paczka. List zawierał arkusze szczegółowego przesłuchania obywatela Alutina T. N. Niestety, nie znalazł w nich sędzia niczego istotnego dla sprawy. Zarówno w ciągu ostatnich dni przed wypadkiem, jak i przez cały czas pobytu w Ust — Jeleckoj Kałużnikow zachowywał się normalnie: pozujący na „dzikusa”, odpoczywający od nerwowego zgiełku mieszczuch. Człowiekiem był niewymagającym, spał u kowala na sianie, nie dbał o wygląd zewnętrzny. („Chłopak był na schwał, nasze dziewczyny i tak się za nim oglądały” — uściślał Alutin). Na całe dni, a niekiedy i noce przepadał nad rzeką, lub w stepie. Nie zawierał żadnych znajomości i nie szukał ich. To wszystko.

Niezbyt rewelacyjne zeznania Alutina wniosły jednak dosyć poważną poprawkę do oświadczenia ekspertów, do tego konkretnie punktu „Oświadczenia”, który traktował o wyżłobieniu — „bruździe”, jakoby pozostawionym przez antymeteoryt na miejscu upadku i ostatecznej anihilacji. Z zeznań Alutina wynikało, że „bruzda” ta nie ma żadnego związku z niebieskimi sprawami: po prostu w czasie jednego ze wspólnych połowów Kałużnikow wpadł na pomysł, że nieźle byłoby, uwzględniając różnicę poziomów wody w jeziorze i w rzece, przekopać w najwęższym miejscu dzielącego je progu kanał do Tobola i ustawić w nim więcierz. W Ubijennom, po wiosennych wylewach, ryb jest bardzo dużo — zeznawał kowal — a na wędkę nie biorą — syte. Tośmy i kopali przez trzy dni jak katorżnicy. Tylko trochę za płytko wyszło, niczego tam nie złowiliśmy.

W protokole z przesłuchania ten tylko fakt mignął Niestierience i oczywiście w żaden sposób nie wiązał się z tobolskim antymeteorytem. Milicja wyjaśniała, co robił w czasie ostatnich dni zaginiony, i proszę — wyjaśniła: kopał z kowalem rów. Sprawa kanału, która wypłynęła w zeznaniach Alutina, nie wzbudziła większego zainteresowania u Siergieja Jakowlewicza: w jego dochodzeniach fakt ten niczego nie tłumaczył.

W przysłanej z Ust'Jeleckoj paczce najbardziej pomocne dla zrozumienia osobowości zaginionego okazały się nie jego rzeczy (płaszcz, trochę bielizny, elektryczna maszynka do golenia, mydelniczka, — szczoteczka do zębów itp.), a cztery notatniki. Trzy z nich, podniszczone, z gładkim kredowym papierem, były całe zapisane, czwarty (w brązowym płótnie, z papierem w kratkę) tylko rozpoczęty. Siergiej Jakowlewicz przestudiował je, posługując się trochę wiedzą, a bardziej sprytem i intuicją.

Notatki dotyczyły w większości problemów fizyki i własnych pomysłów Kałużnikowa zmierzających do ich rozwiązania. Niestierienko zrozumiał z nich niewiele — ale prawdę mówiąc, nie bardzo się starał. Uprzytomnił sobie jednak, że Kałużnikow im dalej, tym bardziej był opętany swoją szaloną ideą budowy materii, o której wspominał Kuzin. Wyglądało na to, że zwiał z Instytutu Fizyki Teoretycznej właśnie w związku z tą ideą. I w tym punkcie Witalij Siemionowicz nie miał racji. Ale dla Siergieja Jakowlewicza nie był to absolutnie najważniejszy wniosek. Głównym i ostatecznym dla niego wnioskiem było stwierdzenie, że Kałużnikow nie ukrywał się, nie kluczył i do Ust'Jeleckoj przybył bez żadnych specjalnych zamiarów. Ze wszystkich akt wynikało, że nie należał on do ludzi, którzy sprawiają kłopoty wymiarowi sprawiedliwości rozmaitymi krętactwami i wybiegami, nie tym miał wtedy zajętą głowę. Widocznie rzeczywiście nastąpił fatalny zbieg okoliczności, i Kałużnikow zginął tam, na brzegu Tobola, bez naciągania.

„Taki nie oszuka” — zdecydował Niestierienko i przekazał sprawę do sądu.

Загрузка...