22

Nadeszła chwila rozstania.

Faron chciał, by w wyprawie na Bliźniaczą Planetę towarzyszył mu Kiro, ten prawdziwy geniusz techniki, a także Sol ze swą znajomością czarów. Pragnął też zabrać samotnych Zinnabara i Algola; Marca, prawdę powiedziawszy, nie miał śmiałości pytać.

Najpierw jednak musieli wrócić do Królestwa Światła, by uzupełnić zapasy i zaopatrzyć się w duże porcje eliksiru Madragów. Mężczyźni pochodzący z tej drugiej planety wyliczyli również całe mnóstwo rzeczy, których tam brakowało, bo Talornin wykorzystał je do budowy swojego statku kosmicznego. Należało uzupełnić skradziony materiał.

Czy pewne już jest, że eliksir został rozpylony nad całą Ziemią? – spytał Móri.

– Nie – odparł Ram. – Na razie jeszcze tego nie wiemy, musimy zebrać informacje. Wszystkim tym zajmuje się Erion.

Na Erionie spoczywało naprawdę sporo obowiązków podczas nieobecności Farona i Rama. Był wszak również odpowiedzialny za całe Królestwo Światła.

Obcy jednak z wielkim spokojem podchodził do rzeczy.

Statek kosmiczny miał pozostać w tym samym miejscu aż do czasu, gdy Faron ze swymi towarzyszami powrócą z Królestwa Światła, Wystarczyła garstka ludzi, by skompletować załogę. Planowano zresztą częste zmiany w obsadzie, aby wszyscy mieli możliwość znów zobaczyć Ziemię.

Maszyna Śmierci przez kilka dni obracała niczym wahadłowiec. Do Królestwa Światła sprowadzono gondole z Guilin w Chinach i z Gór Kruszcowych na granicy między Niemcami a Czechami, niektóre z nich wykorzystywano do komunikacji na powierzchni Ziemi. Przydały się też rakiety.

Cała powierzchnia Ziemi została już spryskana eliksirem. Móri i Berengaria prędko odzyskiwali formę w blasku Świętego Słońca w Królestwie Światła, a także dzięki pomocy błękitnego szafiru.

Wreszcie Faron był gotów, by wyruszyć w długą podróż na Bliźniaczą Planetę.

Zdumiał się bardzo, gdy Marco przyszedł do niego z prośbą.

Czy możliwe, by i on się tam wybrał?

Nikt chyba nie mógł się z tego bardziej ucieszyć niż właśnie Faron. Szczerze pragnął, by pojechała z nim tak wybitna osoba jak Marco, uznał jednak, że nie może zawracać głowy księciu, który ostatnio wyglądał na bardzo zmęczonego i strapionego.

– Co ci dolega, przyjacielu? – spytał go wreszcie Obcy z wielką życzliwością.

– To… trudno na to odpowiedzieć akurat teraz. Odczuwam potrzebę, by się stąd wyrwać, i to na długi czas. Niedobrze by było dla mnie, gdybym musiał zostać w Królestwie Światła w takim stanie, w jakim teraz jestem.

Faron popatrzył na niego zamyślony, lecz o nic więcej już nie pytał.

Nadeszła chwila rozstania nie tylko z tymi, którzy wybierali się na Bliźniaczą Planetę.

Oto Ram i Indra postanowili, że zamieszkają na powierzchni Ziemi, taką samą decyzję podjęła siostra Indry, Miranda, i jej mąż Gondagil wraz z synkiem Haramem. A skoro cała rodzina postanowiła opuścić Królestwo Światła, zdecydował się na to również Gabriel.

Ziemia była teraz równie pięknym i przyjemnym miejscem jak Królestwo Światła. Gabriel i jego córki tam przecież się urodzili. Mieli teraz ochotę osiąść w Norwegii. W ich ślady poszli również Jori i Sassa.

Przyjaciół z Królestwa Światła zdumiał ten wybór, lecz wtedy Indra powiedziała:

– Mylicie się, my sami jesteśmy zbyt przywiązani do Królestwa Światła, chcemy jednak, aby nasze dzieci mogły dorastać w pięknym zewnętrznym świecie, zostaniemy więc tam, póki nie dorosną. Przecież to nie potrwa więcej niż półtora roku według rachuby czasu Królestwa Światła, potem wrócimy tutaj, do naszych krewnych i przyjaciół, a dzieci będą mogły wybrać same.

Bardzo rozsądnie, pomyśleli ci, którzy słuchali jej słów.

Lecz jakże będzie bez nich pusto!

Statek kosmiczny pędził naprzód ze straszliwą prędkością. Mimo to wiele czasu zajęło im pokonanie polowy toru obiegu Ziemi wokół Słońca.

Marco wiele razy zdążył pożałować swojej decyzji. Dlaczego nie pozwolił, by poleciała z nimi Gwiazdeczka? Miał wyrzuty sumienia, bo nigdy jeszcze nie widział takiej rozpaczy w jej oczach jak wówczas, gdy odjeżdżał, i gorzko teraz za nią tęsknił. Właściwie nigdy chyba nie zaznał uczucia tęsknoty, obcego jego naturze, zwłaszcza że wcześniej pozbawiony był też zdolności do odczuwania ziemskiej miłości.

Teraz jednak tęsknota zalała go jak fala. Raz po raz przypominała mu się Gia, tkwiła we wszystkim, co widział, w każdej jego myśli, i wiedział, że słusznie postąpił, wyjeżdżając, lecz mimo to żałował, bliski rozpaczy.


Berengaria, która wcześniej skarżyła się, że przypadł jej w udziale gorzki los, i przerosła większość chłopców, teraz ogromnie się radowała swym niezwykłym wzrostem, bo choć wprawdzie mierzyła sto dziewięćdziesiąt osiem centymetrów, to Faron był mimo wszystko znacznie od niej wyższy. Mogła swobodnie przejść pod jego wyprostowanymi rękami i było to bardzo przyjemne uczucie dla zakompleksionej dziewczyny.

Właśnie o tym rozmawiała z Faronem i Markiem na pokładzie statku kosmicznego, który unosił się cicho przez przezroczyste jak szkło sfery.

– Czy wybrałeś mnie ze względu na mój wzrost, Faronie? – śmiała się. – Czy też może ja tak urosłam po to, by do ciebie pasować?

To ostatnie pytanie było w zamierzeniu żartem, lecz obaj mężczyźni pozostali poważni, choć się do niej uśmiechnęli.

– Jeśli chcesz usłyszeć prawdę, to powiem ci, że dostałaś specjalny hormon wzrostu.

Berengaria, zdumiona, szeroko otworzyła oczy.

– To prawda – przyznał Faron. – Zapragnąłem cię już wtedy, gdy byłaś nastolatką. Razem z Markiem więc zajęliśmy się twoim wzrostem.

– Co takiego? A co by było, gdybym się w tobie nie zakochała?

– Ja wiedziałem, że tak się stanie – spokojnie odrzekł Marco. – Potrzebowałaś tylko trochę czasu. No on wreszcie nadszedł.

– Skąd mogłeś o tym wiedzieć?

– Będąc tym, kim jestem, potrafię niekiedy, lecz zawsze spontanicznie, nigdy na rozkaz, spojrzeć w przyszłość. I zobaczyłem, że zostałaś przeznaczona Faronowi.

– To zabrzmiało trochę strasznie – powiedziała Berengaria drżącym głosem, ale prędko spytała: – Czy widzisz coś jeszcze?

– O, tak – roześmiał się Marco. – Ale o tym nie powiem.

Berengaria z nadzieją ujęła go za rękę.

– Uśmiechasz się, więc to chyba znaczy, że nie jest to nic przykrego.

– Nie – śmiał się Marco. – To nie jest absolutnie nic przykrego.

Również Faron wyglądał na bardzo zadowolonego z tej odpowiedzi. Dobrze było im razem z Berengarią na statku. Mieli mnóstwo czasu na to, by się lepiej poznać i powoli się do siebie zbliżać.

Kiedy więc Berengaria, która kiedyś przy matce nazwała się „jedyną dziewicą w szkole”, pewnego wieczoru została zaproszona do prywatnego pokoju Farona na pokładzie, nie czuła lęku. Znała Farona, była pewna jego miłości i miała odwagę, by być sobą. W pierwszej chwili ogarnęło ją onieśmielenie, lecz ono akurat prędko minęło dzięki jego troskliwym dłoniom i owej szczególnej zdolności kochania, charakterystycznej dla Obcych. Właśnie dzięki niej poczuła się najcenniejszą istotą w całym wszechświecie.

Została kobietą Obcego. Była to niezwykła świadomość.


Sol rozmawiała ze Strażnikiem Algolem. Znajdowali się w manewrowni, tej nocy jemu przypadł dyżur, a dyżurującemu zawsze musiał towarzyszyć ktoś jeszcze, by ten nie zasnął. A ponieważ wieczorem wszyscy się bawili, i to bez jakiegokolwiek specjalnego powodu, ot, po prostu dlatego, że podróż przebiegała bez zakłóceń i uznali, że nadeszła pora na trochę zabawy, padło na Sol, by dotrzymać towarzystwa Algolowi. Ona, będąc po części duchem, nie potrzebowała tyle snu co inni.

Popatrzyła badawczo na Algola.

– Zauważyłam, że często wydajesz się zatroskany.

– Och, to prawda – przyznał, jak gdyby ulgę sprawiło mu to, że nareszcie może zacząć mówić. – Rzeczywiście trochę się martwię. Wiesz, mnie i Zinnabara skierowano na tę wyprawę, ponieważ nie mamy żadnej rodziny, lecz jeśli o mnie chodzi, to jest chyba raczej przeciwnie: ja mam rodzinę, rodziców i rodzeństwo, właśnie na Bliźniaczej Planecie.

– To bardzo miłe – powiedziała Sol. – Rozumiem, że chciałeś tam jechać.

– Owszem – przyznał, lecz z pięknej twarzy Lemuryjczyka nie znikał wyraz udręki. – Ale jadę tam z bardzo szczególnego powodu.

Sol popatrzyła na niego pytająco.

– Moja siostra ma dwoje małych dzieci, ale dowiedziałem się od jednego z mężczyzn tu, na pokładzie, że kiedy opuszczali Bliźniaczą Planetę, dzieci zniknęły.

– Ojej! Ale chyba już się odnalazły?

– To właśnie chciałbym sprawdzić. Bo widzisz, ono zniknęły po wejściu w czarci krąg.

– Nic z tego nie rozumiem. W krąg, składający się z dwunastu czarownic i jednego…

– Nie, nie – przerwał Algol. – To takie tajemnicze miejsce, polana w lesie, na której w trawie powstał krąg.

– Aha, coś takiego. Ale to przecież zupełnie naturalne zjawisko, po prostu kolonia małych grzybków rozrasta się w formie kręgu. Takie kolonie potrafią Kisnąć w tym samym miejscu przez kilkaset lat, nic więc dziwnego, że powstają takie przesądy.

Algol powiedział nieswoim głosem:

– To nie są tylko przesądy, Sol, nie zawsze. Ta planeta jest pełna tajemnic. Słyszałaś chyba o tajemniczym przejściu do Wielkiej Światłości? To tylko ułamek tego, co tam istnieje w ukryciu.

Sol poczuła się trochę nieswojo.

– A mnie się wydawało, że to w naszym świecie kryje się najwięcej zagadek.

– Uwierz mi, ten drugi jest znacznie bardziej niebezpieczny. Wiadomo, że dzieci, siedmio -, ośmioletnie, chłopiec i dziewczynka, postanowili wybrać się w to zaklęte miejsce, żeby czegoś sobie tam zażyczyć. Podobno można tak zrobić, wchodząc w obręb czarciego kręgu. Później nikt ich już więcej nie widział.

– Miejmy nadzieję, że się odnalazły.

– Tak – odparł Algol, trochę jakby nieobecny duchem. – Bo na pokładzie dowiedziałem się czegoś znacznie bardziej alarmującego.

– Co takiego? Obudź się, Algolu, co usłyszałeś?

– Właściwie to nie ja…

Okazało się, że to, co miał do opowiedzenia, było tak przerażające, że już o świcie następnego dnia zwołano zebranie.

Загрузка...