18

Scena, która ukazała się ich oczom, była doprawdy dramatyczna.

Na samym środku Armas zacięcie walczył z Lenore. Chociaż czy zacięcie? Przecież ledwie mieli siłę poruszać rękami, walczyli jak w zwolnionym tempie. Ale Marco i Strażnicy zdążyli zarejestrować, że mimo wszystko nie przybyli za późno, przynajmniej jeśli chodzi o większość. Zobaczyli też Dolga, on i Algol zajmowali się Mórim!

Ach, Móri, a więc znaleźli Móriego! I Berengarię, która leżała teraz w objęciach Farona. Ale jak ta para więźniów wygląda?

Marco szukał wzrokiem. Tam była Gia. I ona, i Indra wyglądały, jakby dotarły już do kresu. Przypadł do nich natychmiast i podniósł Gię, a jednocześnie Ram uklęknął przy Indrze. Pod inną ze ścian Marco dostrzegł Lisę, widać było, że dziewczyna potrzebuje pomocy, i to natychmiast. Lenore przestała walczyć w tej samej chwili, gdy się zorientowała, że ściany się podniosły. Wyglądało na to, że wygrał Armas, bo trzymając coś w ręku na chwiejnych nogach podszedł do Lisy. Marco postawił na ziemi Gię, która łapczywie niczym tonący chwytała świeże powietrze. Podobnie zresztą zachowywali się wszyscy, którzy zostali tu zamknięci.

Wszyscy oprócz Lisy.

Marco podszedł do dziewczyny.

– Co ty jej dajesz? – spytał Armasa.

Armas pokazał mu woreczek.

– To proszek elfów. On uratował Móriego i Berengarię. Gia go miała.

Marco odwrócił głowę i z uznaniem popatrzył na dorosłą Gwiazdeczkę. Nie był pewien, czy dostrzegła jego uśmiech, ale tak mu się przynajmniej wydawało.

– Pozwól, że ci pomogę – zaproponował Marco Armasowi.

Wspólnymi siłami zdołali jakoś wsypać proszek Lisie do ust. Świeże powietrze, które napłynęło po otwarciu ścian, i do niej chyba zaczęło docierać, bo zorientowali się, że oddycha. Armas westchnął z ulgą.

W tym czasie, gdy zajmowali się dziewczyną, podkradła się do nich po cichu Lenore i ściągnęła skórzaną sakiewkę, zostawioną na podłodze. Zobaczyła to Gia i zaraz zawołała:

– Och, nie, zostaw! To niebezpieczne! Rozchorujesz się, jeśli zażyjesz za dużo!

Ale było już za późno. Lenore zdążyła wsypać sobie większą część zawartości woreczka do ust i przełykała ją teraz, brzydko się krzywiąc i kaszląc.

– Nie mogłaś o tym wcześniej powiedzieć? – rzuciła agresywnie Gii.

– Nie wiń jej! – ostro zaprotestował Algol. – Przez cały czas zachowywałaś się skandalicznie i masz wreszcie to, na co zasłużyłaś! Wyjdź stąd natychmiast i wsadź sobie palec do gardła, ty żarłoczna egoistko!

Ale Lenore nie mogła już nigdzie iść. Nogi się pod nią ugięły i osunęła się na podłogę.

– Zajmiemy się nią później – zdecydował Marco. ■ Zadbajcie o to, by do wszystkich docierało powietrze. U tych, którzy czują się najgorzej, trzeba zastosować sztuczne oddychanie. I ocalcie też resztę zawartości tego woreczka, ona jest nadzwyczaj cenna!

Paru mężczyzn ze statku kosmicznego dostało należące do Sol i Sardora buteleczki z eliksirem i wyruszyli do swoich kolegów. Wkrótce się przekonają, którzy z nich są czegoś warci, a których należy unieszkodliwić. Każdemu wręczono pistolet obezwładniający. Oni najlepiej mogli wypełnić tę misję, bo nowo przybyli mieliby trudności ze zbliżeniem się do załogi.

Faron czym prędzej zabrał Berengarię do Maszyny Śmierci, której powinno się właściwie zmienić nazwę, wszak stała się pojazdem przynoszącym ocalenie. Dowodzenie pozostawił Ramowi.

Berengaria nie mogła iść o własnych siłach, ale była tak lekka, że ledwie czul jej ciężar. Wędrował korytarzami, starając się przypomnieć sobie, z której strony przyszli, gdy nieoczekiwanie za kolejnym rogiem natknęli się na dwóch członków załogi statku. Takich, którzy nie zostali potraktowani eliksirem.

Faron zareagował błyskawicznie. Właśnie minął jakieś drzwi, teraz skoczył za nie i zamknął za sobą akurat w momencie, gdy świsnęła kula.

Znalazł się w sypialni z piętrowymi kojami, do której prowadziły te właśnie jedyne drzwi. Ułożył Berengarię na pojedynczym łóżku i sam siadł przy niej.

– Powinienem przynieść ci coś do jedzenia – szepnął z żalem. – Powinienem cię umyć i przebrać w czyste ubranie. Tymczasem nie możemy nawet stąd wyjść.

– Nic nie szkodzi – szepnęła dziewczyna. – Jesteśmy razem i to jest najważniejsze.

Wtedy Faron się uśmiechnął i pogłaskał ją po wychudzonym policzku.

– Nie byłem dla ciebie dobry – rzekł z westchnieniem. – Wybacz mi. Bałem się okazać ci swoje uczucia. Nawet mi się nie śniło, że tobie może na mnie zależeć. Ale teraz, kiedy was znaleźliśmy, zorientowałem się, że tak właśnie jest.

– Faronie, tyle miałam czasu na myślenie. Nie wiemy, jak to się skończy. Oboje możemy zginąć. Jeśli to ja zostanę sama… Czy możesz zamrozić swoje nasienie, abym później mogła je dostać?

Słowa Berengarii przyprawiły Farona o prawdziwy szok. Widać dziewczyna nie odzyskała jeszcze w pełni przytomności.

Faron popatrzył na nią, potem wstał.

– Tutaj to będzie chyba dość trudne – powiedział nieswoim głosem.

– Ach, nie, nie chodzi mi o… Och, zapomnij o tym!

– Nie mam zamiaru o tym zapominać, bo te słowa bardzo mnie uradowały.

Znów usiadł przy niej.

– Berengario, kiedy się zorientowałaś, że… że mnie lubisz? Teraz, kiedy byłaś zamknięta?

– Nie, to już dawno temu. Pamiętasz, jak ocaliłeś mnie kiedyś w Górach Czarnych? Uratowałeś od czarnych ptaków.

– Kiedy Jaskari cię pocałował, a ty tak się na niego rozgniewałaś?

– Och, to znaczy, że to widziałeś?

– Oczywiście, lepiej zauważyłem to niż same ptaki.

– Ale strzelałeś do nich, a nie do Jaskariego. To dobrze – uśmiechnęła się Berengaria wyschniętymi wargami. – I właśnie wtedy, po tym, jak odszedłeś, ku swemu wielkiemu przerażeniu zorientowałam się, że się w tobie zakochałam.

– Dlaczego się przeraziłaś?

– Przecież wiedziałam, że jesteś niedostępny. Poza tym… to, co powiedziałam o zamrażaniu nasienia, jest niemądre, bo przecież my dwoje nie możemy mieć razem dzieci. Chyba widzisz, że dziewczęta, które poślubiły Lemuryjczyków, nie mają potomstwa.

– Ach, to ty nie wiesz, że Indra spodziewa się dziecka? No tak, skąd miałabyś wiedzieć, tak długo cię nie było.

– Naprawdę? Jak wspaniale!

– Ja też tak uważam. I przypomnij sobie jeszcze Strażnika Góry i Fionellę. On jest pół – Obcym, a ona człowiekiem. A mimo to urodził im się Armas, uważam, że to nie najgorszy wynik.

Berengaria spróbowała się roześmiać, lecz nie najlepiej jej to wyszło. Spoważnieli więc oboje. Dziewczyna spytała:

– A… twoje uczucia do mnie? Czy one się też wtedy zaczęły?

– Nie, są o wiele starsze. Nie chciałem, żebyś brała udział w pierwszej ekspedycji w Góry Czarne, bo uznałem, że to będzie dla mnie zbyt kłopotliwe.

– Ale przecież ty mnie nie znałeś przed tą wyprawą?

– Ależ tak! Przypomnij sobie, że w należącej do Obcych części Królestwa Światła znajdowały się wielkie ekrany, mogliśmy bez trudu śledzić wszystko, co robicie.

– Och, to straszne!

– Oczywiście nie mam na myśli waszego prywatnego życia, jedynie długie podróże i wykonywanie różnorodnych zadań w obrębie Królestwa.

Berengaria westchnęła. Oboje jednak myśleli o tym samym: teraz mogło już być za późno.

Nie miała sił nawet go pocałować, nawet na to jej skóra była zbyt wrażliwa. Ale on mógł przynajmniej gładzić ją po włosach i mówić, jak bardzo ją kocha. Ona ze swej strony była gorąco wdzięczna Gii za proszek elfów, dzięki któremu przeżywała te chwile wraz z Faronem. Tak głębokiej radości nigdy dotychczas nie zaznała.

– Tyle mam w sobie miłości, którą chciałbym ci ofiarować, Berengario – mówił Faron żarliwie. – Całe morze miłości.

– Ja czuję dokładnie to samo – szepnęła. – Całe morze miłości… do ciebie.

Poruszyła się klamka u drzwi. Oboje drgnęli.

A więc prześladowcy dotarli już tutaj. Oczywiście drzwi dało się otworzyć w inny sposób.

Lecz to nie byli wcale prześladowcy, tylko jeden z mężczyzn, któremu przekazano butelkę ze sprayem. Tamci dwaj, którzy pilnowali drzwi, zostali postrzeleni i teraz nieprzytomni leżeli w korytarzu. Nowy przyjaciel grupy z Królestwa Światła powziął pewne podejrzenia, gdy zobaczył, jak dawni towarzysze mocują się z zamkiem, najwyraźniej przynieśli po prostu nowy klucz. Ci, niestety, byli ulepieni z tej samej gliny co Ingelgerius, bo nie zareagowali na prysznic z eliksiru.

– Droga jest teraz wolna – oświadczył mężczyzna. – Został tylko Ingelgerius i jego dwóch sługusów. Zamknęli się w jego pokoju. Możecie bez przeszkód wracać do maszyny.

– A co z innymi, z naszymi przyjaciółmi?

Mężczyzna popatrzył na nich z żalem w oczach.

– Wciąż są w tamtym korytarzu, jedna z młodych kobiet nie żyje.

– Co? – zawołali Faron i Berengaria jednocześnie. – Która?

Ale nie, ona nie chciała tego wiedzieć. Proszę cię, nawet o tym nie mów, błagała w duchu.

– Znam ją dobrze – oświadczył mężczyzna z goryczą. – Była dla nas strasznym ciężarem tu, na statku.

– Lenore – odetchnął Faron z ulgą. Doskonale wiedział, że nie powinien odczuwać ulgi na wieść o niczyjej śmierci, lecz po prostu każde inne rozwiązanie było znacznie gorsze. Przecież mogła to być któraś z dziewcząt z jego grupy.

– Czy to przez ten proszek?

– Tak, zażyła go zbyt dużo. Bardzo proszę, nie wiń o nic tego małego elfa, dziewczynka czuje się bardzo nieszczęśliwa.

– Oczywiście, że nic nie powiemy – zapewnił Faron. – Przecież nie ma w tym ani trochę jej winy.

– Wszyscy jej to powtarzają, lecz ona nie może w to uwierzyć.

Rozdzielili się. Mężczyzna wrócił do grupki w korytarzu, by tam wspólnie z nimi planować atak na Ingelgeriusa, a Faron poniósł Berengarię do Maszyny Śmierci. Teraz wiedział już lepiej, którędy ma iść, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce.

Berengaria zarzuciła mu ręce na szyję i ufnie oparła głowę na ramieniu. Byli teraz razem. Nareszcie odeszła cała tęsknota, która dręczyła dziewczynę, kiedy siedziała uwięziona w ciasnym kontenerze. Czuła, że dotarła do domu.

Nie miało żadnego znaczenia, że przebywa tysiące mil z dala od Królestwa Światła. Faron był przy niej, a to on był jej domem.

Загрузка...