6

Mała delikatna Gia z niepokojem patrzyła na wuja Marca, który z zamkniętymi oczami siedział tuż obok na podłodze pagody niczym kamienny posąg.

Wiedziała, że nie powinna go budzić. Ale Marco znajdował się w stanie transu już niewiarygodnie długo. Gia bardzo zgłodniała i przypuszczała, że on także. A jeśli umrze z głodu?

Najostrożniej jak umiała, wyciągnęła trochę jedzenia i picia z podręcznej lodówki, którą ze sobą zabrali. Wyprawa po prowiant do gondoli nie należała do najprzyjemniejszych, od ziemi Gię dzieliła przepaść, a po wąskiej skale nie bardzo było jak stąpać, bała się też spoglądać na rzekę płynącą głęboko w dole.

Próbowała jeść bezszelestnie, lecz i tak wydawało jej się, że Marco musi słyszeć jej mlaskanie bez względu na to, jak ostrożnie gryzła i jak bardzo się starała zamykać usta. W butelce chlupnęło, gdy odrywała ją od warg, i bardzo ją to przestraszyło, ale on nawet nie drgnął.

Czy może włożyć mu do ust kawałek chleba?

Nie, oczywiście, że nie.

Ale tak bardzo się o niego bała.

Jakież on ma piękne usta!

Patrzenie na księcia sprawiało jej wprost boską przyjemność.

Gia znała wuja Marca przez całe swoje krótkie życie i właściwie nigdy dotychczas nie zastanawiała się nad jego wyglądem. Prawdę mówiąc, był pierwszą osobą, jaką ujrzała, gdy przyszła na świat i po raz pierwszy w życiu otworzyła oczy.

Potem… Marco wyjechał i bardzo długo nie wracał.

Dopiero gdy znów się z nim spotkała, zrozumiała, jak bardzo za nim tęskniła. Jego widok wypełnił ją spokojem i radością. Niepokój, jaki odczuwała podczas jego nieobecności, stał się nagle ze wszech miar zrozumiały. Marco zawsze stanowił opokę w jej dość pogmatwanym życiu. Pogmatwanym dlatego, że nie bardzo wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Żyła wśród ludzi, lecz dorastała prędko jak elf. Znała las i przyrodę tak dobrze, jakby stanowiła jej część, lecz od matki uczyła się o świecie ludzi. Oczywiście była przede wszystkim człowiekiem, lecz dziedzictwo po ojcu dominowało w niej pod tak wieloma względami. Wszystko to razem było ogromnie trudne.

Gia z powrotem spakowała jedzenie. Nie miała śmiałości wracać do gondoli z torbą. Bała się, że góra pęknie na pół, jeśli tylko się ruszy.

Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie tego dnia, kiedy Marco wrócił. Spotkała go w lesie, koło domku babci. Nie poznał jej wtedy, a jej wielką przyjemność sprawiło drażnienie się z nim.

Gdy jednak zrozumiał, kim była, wyglądał na dziwnie rozczarowanego. Radość w jego oczach jakby przygasła, wydawał się wręcz smutny. Czyżby dlatego, że okazała się Gwiazdeczką?

To nie było ani trochę miłe.

Gia znajdowała się w trudnym okresie przełomu. Jej dzieciństwo i pierwsza młodość przeminęły stanowczo zbyt szybko, nie potrafiła jakby za sobą nadążyć.

O tym rozmawiała już z Markiem, o tym, że zaczęła rozglądać się za chłopcami, czując się zarazem nieprzyjemnie dziecinna.

Odkąd dorosła, miała problemy z nazywaniem go wujem. Matka chciała, by nadal tak się do niego zwracała, ale dziewczynie wydawało się to niestosowne.

Marco się poruszył, Gia popatrzyła na niego z uwagą.

– Co ty powiedziałaś, Gia? „Mam wrażenie, jakby przestał być wujem”?

Dziewczyna zaczerwieniła się ze zmieszania.

– Tak powiedziałam? Na głos? – Zdradziła się przy tym, że naprawdę o tym myślała, i chcąc odwrócić uwagę od siebie, dodała prędko: – Masz ochotę na kanapkę?

– O, tak, bardzo dziękuję. A kto taki przestał już być wujem?

– A, mówiłam coś przez sen – odparła beztrosko. – Prawdopodobnie jakaś postać ze snu. Proszę, tu jest twoja butelka.

Marco posilał się w milczeniu. Kiedy skończył jeść, Gia spytała, jak mu się powiodło przekazywanie myśli.

– To ogromnie trudna sprawa – wyjaśnił. – Nie mogę bowiem nawiązać bezpośredniego kontaktu z Mórim i rozmowa musi się odbywać za pośrednictwem Dolga, który krąży w pobliżu i jest w stanie lepiej wychwycić sygnały ojca. Ale to wszystko jest takie niewyraźne. Muszę zaraz do tego wrócić, potrzebna mi tylko była chwila przerwy.

– Bardzo dobrze, że zrobiłeś sobie tę przerwę. Trochę się tu czuję samotna. Jakbym siedziała na rozchwianym piedestale. To właściwie okropne.

Marco uśmiechnął się.

– Skoro ta góra wytrzymała wiele tysięcy lat, to na pewno będzie w stanie utrzymać i nas.

Gia miała wątpliwości. Wydawało jej się, że wszystko się kołysze.

– Marco, dlaczego nigdy się nie ożeniłeś? – spytała nagle, badawczo przyglądając mu się w półmroku.

– Co takiego? O, to długa historia.

– Jesteś przecież taki ładny.

– To twoim zdaniem wedle takiego kryterium należy oceniać, czy się żenić czy nie? Zresztą mężczyźni nie bardzo lubią, kiedy nazywa się ich ładnymi. Raczej przystojnymi, interesującymi…

– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie!

Marco popatrzył na nią tak, jakby się zastanawiał, ile może zdradzić temu eterycznemu dziecku.

Gia zdawała się czytać w jego myślach i powiedziała zrezygnowana:

– Marco, ja już nie jestem dzieckiem. Muszę się czegoś dowiedzieć o miłości i podobnych sprawach. Wszyscy, których o to pytam, odpowiadają wymijająco, że ja tego nie zrozumiem. Kogo więc mam pytać, jeśli nie ciebie? Jesteś przecież jakby moim ojcem chrzestnym, prawda?

Marco skrzywił się.

– Można i tak powiedzieć – westchnął. – Przypuszczam, że masz prawo wiedzieć. Ale potem muszę znów nawiązać kontakt z Dolgiem.

Gia, ucieszona, przysunęła się bliżej i wtulona w jego ramię gotowa była słuchać.

– Widzisz, Gio, ja i Dolg mieliśmy ze sobą coś wspólnego. Shira także, przed wieloma, wieloma laty. Wszyscy troje byliśmy Wybranymi, dlatego też zostaliśmy pozbawieni pewnej strony naszej ludzkiej osobowości. Nie potrafiliśmy kochać. Miłość i erotyzm były nam całkowicie obce, nie umieliśmy tego nawet zrozumieć. Niekiedy tylko z niejasną tęsknotą uświadamialiśmy sobie, że czegoś nam brak.

– Dlaczego milczysz, mów dalej!

– Dobrze. W przypadku Shiry to Mar zwiódł ją i dał jej się napić niczym nie rozcieńczonej jasnej wody. Shira utraciła wtedy wiele ze swych magicznych zdolności, ale potrafiła już kochać.

– Aha, Mar. Niegłupio zrobił.

– To prawda, lecz nie miał pojęcia, do jakich następstw to może prowadzić. Najpierw przeraził się, że ona się w nim zakochała, gdy jednak dobrze się nad sobą zastanowił, zrozumiał, że i on od dawna ją kocha.

– To bardzo piękna historia. A co z Dolgiem?

– Ach, Dolg! – Marco zasmucony zapatrzył się w noc. – Dolg zawsze był samotny. W konsekwencji opuścił nas, taki był jego wybór.

– A ty? – pytała dalej Gia drżącym głosem. – Ty chyba nie masz zamiaru nas opuszczać?

– Nie – uśmiechnął się Marco z lekką goryczą. – Ten szaleniec, twój ojciec, z dobrego serca zmusił mnie do wypicia jasnej wody.

– To chyba dobrze?

– Nie wiem, Gio.

Dziewczyna uklękła, próbując w gęstniejącym mroku zajrzeć mu w oczy.

– Ale ty potrafisz teraz kochać, prawda? Chodzi tylko o to, żeby znaleźć odpowiednią dla ciebie osobę? A może sam ją już znalazłeś?

– Owszem, niestety, tak.

– Dlaczego niestety?

– Dlatego, że ona nie jest przeznaczona dla mnie. Ja jestem bardzo wiekowym, dwustuletnim starcem, ona zaś to najcudowniejsza istota na ziemi.

– To chyba nie jest Lenore? – spytała przerażona Gia, znów siadając przy Marcu.

– Ach, nie, niech mnie Bóg strzeże! Ach, Gio, czuję się teraz po dwakroć bardziej samotny, kiedy zrozumiałem, co miłość potrafi dać człowiekowi. I musiałem z niej zrezygnować. Samotność wprost rozrywa mnie na strzępy.

– Biedny, stary, dobry, przystojny Marco! – powiedziała Gia ze współczuciem, przysuwając się, jeśli to możliwe, jeszcze bliżej niego. – Pamiętaj, kiedy się czujesz samotny, że zawsze masz przecież mnie. Ze mną możesz rozmawiać o wszystkim, jestem twoją najlepszą przyjaciółką, dobrze o tym wiesz.

– Wiem, Gio, wiem – odparł, a dziewczynę zdziwiło, że głos tak nagle mu się zmienił.

Za późno uświadomiła sobie, że zapomniała mu opowiedzieć o swojej rozmowie z Faronem i Kirem, teraz Marco już wpadał w trans, a ona nie miała śmiałości mu przeszkadzać.

Загрузка...