Nie szła mi jakoś praca nad książką o dniu, w którym zrzucono bombę.
W rok mniej więcej po opisanych wydarzeniach, na dwa dni przed Bożym Narodzeniem, trafiłem w poszukiwaniu materiałów do Ilium w stanie Nowy Jork, gdzie doktor Feliks Hoenikker dokonał większości swoich odkryć i gdzie wyrośli mały Newit, Frank i Angela.
Przybyłem tu zobaczyć, co się da zobaczyć.
Wprawdzie w mieście nie pozostał nikt z żyjących Hoenikkerów, ale było tu wiele osób, które twierdziły, że znały dobrze starego i trójkę jego niesamowitych dzieci.
Umówiłem się na spotkanie z doktorem Asą Breedem, wiceprezesem firmy General Forge and Foundry, któremu podlegało Laboratorium Badawcze. Przypuszczam, że doktor Breed też wchodził w skład mojego karassu, mimo że poczuł do mnie niechęć od pierwszego wejrzenia.
“Sympatie i antypatie nie mają z tym nic wspólnego” — przestrzega Bokonon przed często popełnianym błędem.
— O ile wiem, był pan przełożonym doktora Hoenikkera przez cały niemal okres jego działalności naukowej — powiedziałem telefonując do doktora Breeda.
— Tylko na papierze — odpowiedział.
— Nie rozumiem.
— Gdybym był w stanie rzeczywiście kierować pracą Feliksa — powiedział — to równie dobrze mógłbym teraz kierować działalnością wulkanów, przypływami i odpływami oceanów oraz wędrówkami ptaków i lemingów.
Ten człowiek to był żywioł i żaden zwykły śmiertelnik nie mógł mieć na niego wpływu.