127. KONIEC

Siedział na kamieniu. Był boso. Jego stopy pokrywał nalot lodu-9. Jedynym jego strojem była biała kapa na łóżko z niebieskim haftem. Na kapie wyhaftowany był napis: “Casa Mona”. Nie zwrócił uwagi na nasze przybycie. W dłoniach miał papier i ołówek.

— Czy pan jest Bokononem?

— Tak. Słucham.

— Czy mogę spytać, o czym pan myśli?

— Zastanawiam się, młody człowieku, nad ostatnim zdaniem Księgi Bokonona. Nadszedł bowiem czas ostatniego zdania.

— Czy coś pan już wymyślił?

Bokonon wzruszył ramionami i podał mi kartkę papieru.

Oto, co na niej przeczytałem:

“Gdybym był młodszy, napisałbym historię ludzkiej głupoty; potem wszedłbym na szczyt Góry McCabe’a i położył się na wznak z moją historią pod głową; potem podniósłbym z ziemi szczyptę błękitnobiałej trucizny, która zamienia ludzi w posągi, i zmieniłbym się w posąg człowieka, który leży na plecach i z upiornym uśmiechem gra na nosie sami wiecie komu.”

Загрузка...