“Papa” nie umarł.
Ale wyglądał naprawdę jak nieboszczyk. Jedynie przebiegający od czasu do czasu przez jego pozornie martwe ciało skurcz świadczył, że jeszcze żyje.
Frank wykrzykiwał w zapamiętaniu, że “Papa” nie umarł, że on nie może umrzeć.
— “Papa”! Ty nie możesz umrzeć! Nie możesz!
Frank rozpiął mundur “Papy”, masował mu dłonie.
— Powietrza! — krzyczał. — Dajcie “Papie” oddychać!
Piloci przybiegli nam na pomoc. Jeden z nich był na tyle przytomny, że pobiegł na lotnisko po karetkę.
Orkiestra i poczet sztandarowy stały nadal wyprężone na baczność, ponieważ nie było komendy spocznij.
Poszukałem wzrokiem Mony i stwierdziłem, że niewzruszona w swojej pogodzie ducha stoi oparta o barierę trybuny. Śmierć, jeśli to była śmierć, nie wywoływała w niej niepokoju.
Obok niej stał jeden z pilotów. Nie patrzył na nią, ale był zaczerwieniony i rozpromieniony, co przypisałem bliskości Mony.
“Papa” jakby zaczął odzyskiwać świadomość. Drżącą jak schwytany ptak dłonią wskazał na Franka.
— Ty… — powiedział.
Wszyscy wstrzymali oddech, żeby usłyszeć jego słowa.
Jego wargi poruszały się, ale wydobywał się z nich tylko jakiś bulgot.
Ktoś wpadł na pomysł, który wydał nam się wtedy znakomity, a który teraz musi się wydawać czymś obrzydliwym. Ktoś — zdaje się, że jeden z pilotów — zdjął ze stojaka mikrofon i przybliżył go do bełkoczących warg “Papy”.
Teraz jego śmiertelny charkot i spazmatyczne jęki odbiły się echem od nowych budynków.
A potem usłyszeliśmy słowa:
— Ty — powiedział ochrypłym głosem do Franka — ty, Franklin Hoenikker, będziesz następnym prezydentem San Lorenzo. Nauka… ty masz naukę. Nauka to potęga.
— Nauka — wyszeptał “Papa”. — Lód.
Przewrócił pożółkłymi białkami i znowu stracił przytomność.
Spojrzałem na Monę.
Wyraz jej twarzy nie uległ żadnej zmianie.
Za to twarz stojącego obok niej pilota zastygła w orgiastycznym grymasie człowieka otrzymującego najwyższe odznaczenie państwowe.
Spuściłem wzrok i zobaczyłem coś, czego nie powinienem widzieć.
Mona zsunęła jeden sandał. Jej drobna brązowa stopa była naga. I tą stopą ocierała się bezwstydnie o but lotnika.