Przez większość nocy spędzonej w tanim, nie rzucającym się w oczy zajeździe, chłopak uczył się swojej roli. Achaja miała nadzieję, że zapamiętał wszystko i nie będzie miała kłopotów. Usiedli na skraju jednego z większych parków, „Wielkiego Cesarskiego”, przy fontannie wieńczącej szerokie schody z gładzonego granitu. Achaja rozłożyła trzy kubki na marmurowej płycie pod rzeźbą przedstawiającą, Bogowie jedni wiedzą, jakiego cesarza prowadzącego swe wojska do zwycięstwa w, Bogowie jedni wiedzą, jakiej bitwie. Dziewczyna włożyła kamień pod jeden z kubków i zaczęli grać. Zamieniała kubki tak szybko, że już po krótkiej chwili kilku przechodniów przystanęło, żeby nacieszyć oczy sprawnością jej rąk. Jednak nie wygrywała za często, chłopak też był niezły. Kilka brązowych, o które toczyła się walka między „rodzeństwem”, co chwilę zmieniało właściciela. Nie trzeba było długo czekać na pierwszy efekt. – A ze mną zagrasz? – majster piekarski zwrócił się do dziewczyny. Podochocony widowiskiem wyjął z sakiewki dziesięć brązowych.
Dziewczyna skwapliwie przytaknęła, natomiast jej mały brat zaczął ciągnąć ją za rękaw.
– Nie! Nie rób tego! – krzyknął. – Znowu chcesz przegrać wszystkie pieniądze? Mało ci ojciec nagadali?
– Daj spokój – fuknęła na „brata”. – Zagram z panem – uśmiechnęła się do piekarza.
– Nie! – sprzeciwiał się chłopak. – Znowu chcesz stracić wszystko co matka dała na zakupy? Mało ci ojciec tyłek sprał za tamto?
– Zamknij się smarkaczu! Co ty wygadujesz?
Słysząc połajanki rodzeństwa, jeszcze kilku przechodniów zatrzymało się dla zabawy cudzym kosztem.
– Nie! – mały szarpnął ją za rękaw. – Chcesz? Ja z tobą zagram. Mam dziesięć brązowych.
Chłopak wyjął zza pazuchy swoją dziecinną sakiewkę i powoli, myląc się i zaczynając od nowa, odliczył dziesięć brązowych. Położył je na marmurowej płycie.
– No graj.
Achaja, niby to wściekając się, włożyła kamień pod jeden z kubków i zaczęła błyskawicznie zamieniać je miejscami.
– No – powiedziała po chwili. – Który?
– Ten – chłopak wskazał skrajny lewy, a kiedy zamierzał sięgnąć po niego, dziewczyna złapała go za rękę.
– Zaraz… Podwyższam stawkę do dwóch srebrnych.
– No jak? – obruszył się stojący najbliżej piekarz. – Nie można podwyższać stawki w trakcie gry.
– Kto powiedział, że nie można? On – wskazała na brata – jest mi winien dwa srebrne. Niech kładzie.
Chłopak zagryzł wargi i zaczął grzebać w swojej małej sakiewce. Kiedy tylko opuścił wzrok, dziewczyna zamieniła lewy kubek ze środkowym.
– Zamieniła! – ryknął piekarz.
– Zamieniła! Zamieniła kubki! Szachruje! – rozległy się liczne okrzyki w otaczającym ich tłumie.
– Co? Gdzie? – chłopak podniósł oczy.
– Zamieniła lewy ze środkowym! – darł się piekarz.
– O żesz… Mam siostrę szachrajkę – mały zacisnął pięści. – Widział pan dobrze? – spytał piekarza.
– Tak!
– Niech pan teraz trzyma ten kubek palcem!
– Jasne! – piekarz położył na kubku całą dłoń. – Będę trzymał!
Chłopak znowu zajrzał do swojej mizernej sakiewki.
– Widział pan dobrze? – spytał jeszcze raz.
– Jak ciebie w tej chwili widzę.
– A na pewno trzyma pan kubek, który pokazałem?
– Na pewno, mały. Nic się nie bój.
– Aaaaaa… ma pan dwa srebrne? Bo ja nie mam…
– Mam! – krzyknął piekarz. – Mam! Stawiam. Jedną ręką rozsupłał swoją sakiewkę i zręcznie wyłowił dwa srebrne, kładąc je na płycie.
– Ja też! Ja też stawiam! – krzyknęły dwie osoby z tłumu. Nowe monety lądowały na marmurowej płycie. Amatorów łatwego zarobku było wielu.
– Zaraz – targnęła się Achaja. – No co wy ludzie? Mały się pomylił. To nie ten kubek!
– Ten! Ten… Jużeśmy widzieli, jak zamieniałaś.
– Ale ja wam mówię, że nie ten!
– Cisza – jakaś znaczna osoba przepychała się przez gęstniejący tłumek. Sądząc z wyglądu, mógł to być nawet pisarz magistracki albo wysoki urzędnik z jakiegoś kantoru. W każdym razie słychać było, że ma głos nawykły do wydawania poleceń. – Czy wszyscy widzieli, jak dziewczyna zamienia kubki?
– Tak.
– Czy wszyscy słyszeli, jak dziewczyna powiedziała, że można w trakcie gry podwyższać stawkę?
– Tak! Tak, słyszeliśmy.
– Dobrze – urzędnik odwrócił się przodem do grających. – W takim razie postanowione – wyjął własną sakiewkę, wyjął trzy złote i położył na płycie. – Masz tyle?
– No co pan? – Achaja usiłowała się bronić. – Chłopak źle wskazał.
– Nie pytam, co wskazał, tylko czy masz tyle pieniędzy? Jeśli nie, zgodnie z prawami hazardu przepada cała twoja sakiewka. Jeśli masz, musisz położyć.
Achaja, klnąc pod nosem, rozsupłała swoją sakiewkę. Położyła dwie złote monety, a zamiast trzeciej – odpowiednik – trzydzieści srebrnych. Tłum zmusił ją, żeby zrównoważyła także pozostałe zakłady.
Potem… Urzędnik podniósł trzymany cały czas przez piekarza środkowy kubek. Ponieważ był pusty, sprawdzono jeszcze lewy. Również pusty. Natomiast pod prawym kamień był, tyle tylko, że prawego chłopak nie wskazywał, ani nawet nie brał on udziału w podejrzanej zamianie. Tłum klnąc i złorzecząc, rozchodził się szybko. Mimo przekleństw i gróźb jednak nie można było niczego zrobić. Wszak każdy stawiał swoje pieniądze, dobrze znając sytuację na stole gry. Nie dość tego, dziewczyna przecież „lojalnie” uprzedzała.
Achaja wraz z „bratem” spróbowali jeszcze w kilku miejscach. A ponieważ unikali jak ognia wszelkich targów, bazarów i innych tłocznych miejsc, gdzie każdy przechodzień z natury rzeczy bał się oszustwa – utarg był duży. W dodatku bezpieczny, legalny. Nie to co zwykłe złodziejstwo, na które zawsze pada cień pręgierza i mistrza od zadawania mąk.
Kłopoty zaczęły się, kiedy weszli do wąskiej uliczki prowadzącej do zajazdu. Ośmiu mężczyzn, którzy ich otoczyli, nie było co prawda strażnikami, ale długie noże dzierżone w sękatych łapach nie pozostawiały wątpliwości, co do ich zamiarów. Z całą pewnością nie chcieli zgrać partyjki.
– No mała – najlepiej ubrany napastnik położył jej rękę na ramieniu. – Daj grzecznie gotowiznę.
Uniosła suknię wyszarpując miecz i nóż przywiązane do ciała. Po prostu przecięła rzemienie, walnęła łokciem w splot tego, który stał najbliżej, odepchnęła chłopca pod ścianę i zasłoniła własnym ciałem gotowa do ataku.
– Ale fajnie! – krzyknął chłopak, usiłując wyjrzeć zza jej tyłka. – Pozabijasz ich?
Napastnicy, którzy patrzyli w osłupieniu na jej szybkość, dopiero teraz zaczęli zacieśniać krąg. Wyraźnie spowalniał ich fakt, że spodziewali się bezbronnej dziewczyny, która co najwyżej poorze ich pazurami, a mieli przed sobą wyraźnie przez kogoś wyszkoloną i bardzo sprawną wojowniczkę.
– A chciałbyś?
Mały pociągnął nosem i zmarszczył czoło.
– Ja wiem…? Ale walnij tego dużego w mordę. Co? – wskazał wyższego od niej, co najmniej o dwie głowy, oprycha.
– Słuchaj dziewczyno – mężczyzna w pięknej, wyszywanej koralami szacie zbliżył się trochę. Tylko trochę… – Nie chcemy ci zrobić krzywdy.
– A kim, psiamać, jesteście?
Uśmiechnął się. Niezbyt miło.
– To my gramy w trzy kubki – wyjaśnił. – Na targach, placach, bazarach. Jeśli chodzi o grę, to nasze miasto. A my bardzo nie lubimy konkurencji.
– Przepraszam – zakpiła. – Więcej nie będę.
– To nie o to chodzi. Dowiedziałem się, że tym gówniarzem wyciągnęliście sporo od baranów. Nie wiem jak, nie było czasu cię podpatrzeć, ale to bez znaczenia. Nie może być tak, że jakiś byle ćwok przyjeżdża do naszego miasta i gra. My tu gramy, dziewczyno. I dlatego każdy, kto uważa inaczej, musi dostać lekcję.
– Chcesz mnie czegoś nauczyć?
– Tak. Nauczę cię pewnej transakcji handlowej. A będzie to wyglądać tak: ty nam dasz swoją gotowiznę, a my za to obetniemy ci uszy i wygonimy z miasta – mężczyzna uśmiechnął się tym razem szeroko. – Jak widzisz, nie chcemy wcale twojej śmierci.
– Podoba mi się – warknęła dziewczyna. – Wiesz co? A może sama obetnę sobie uszy, zabiorę cesarzowi wszystkie pieniądze, a was wypędzę z miasta. Dobrze pamiętam, czy może coś pokręciłam?
– Nie kpij. Ośmiu nie podołasz.
Nie skończył jeszcze, kiedy lekkim ruchem skoczyła do przodu, końcem miecza wytrąciła noże z rąk dwóch drabów, cofnęła się, leciutki wypad w prawo, walnęła rękojeścią tego wysokiego w twarz i wróciła do poprzedniej pozycji.
– To miał być ten? – spytała chłopca, wskazując na bandytę, który teraz usiłował dłonią powstrzymać juchę walącą z nosa dwoma strugami. – Temu miałam dać w mordę?
– Ten! Ten! Ale fajnie!
Ci bez noży też krwawili z pokaleczonych dłoni. Zdziwiło ją to na krótką chwilę. Ach! Przypomniała sobie. Walcząc i ćwicząc z Hekkem używała przecież kija. Jej ciało „nie zapamiętało” tego, że miecz jest na końcu ostry.
– Ośmiu naraz nie dasz rady – powiedział ten wystrojony, ale w jego głosie nie było już dawnej pewności.
– No to rzućcie się wszyscy naraz – roześmiała się. – Jeśli potraficie.
– A po co? Może wystarczy, żebym krzyknął głośno: „Niewolnica! Łapać zbiegłą niewolnicę!” Co?
Spojrzała na niego trochę za szybko. Zrozumiał, że znowu ma pewną przewagę. Musiała ją zmniejszyć.
– Zaczniesz krzyczeć pierwsze słowo w chwili, kiedy wokół mnie stoi was ośmiu. Skończysz krzyczeć to słowo, kiedy wokół mnie będzie was stało… zero! A to co ci urwie głos, to nie będzie brak oddechu, a przynajmniej nie taki brak, jak myślisz.
– Wiesz – kontynuował niezrażony. – Widać, że zabicie kogokolwiek jest ci wyraźnie nie na rękę. Okryta jesteś jak cnotka, ze wszystkimi szczegółami i głowa i wszystko. Niewolnica. Szukają cię, wiedzą, że jesteś w tym mieście. Już go nie opuścisz – uśmiechnął się po raz kolejny. Tym razem naprawdę miło. – To jak? Rzeczywiście sama obetniesz sobie uszy?
– A co ci po moich uszach – mruknęła. – Chcesz handlować to handlujmy.
– Niby co masz do zaoferowania? Pieniądze i tak wpadną nam…
– Dam wam dwie rzeczy – przerwała mu – w zamian za dwie prośby. Ach! I oczywiście, zapomniałam o tym – tym razem ona się uśmiechnęła – w zamian za darowanie wam życia. Ale to ostatnie – gratis.
– Bezczelna jesteś – odchrząknął i splunął na ziemię. – No, ale nam się nie spieszy, a handlować zawsze można. Słucham.
– Dam wam ten sposób na grę i parę innych.
– Eeeee…
– Uczył mnie mistrz! I to nie z targu czy bazaru. Tylko pałacowy.
– Pokaż, ile dzisiaj zarobiłaś?
Achaja chwyciła nóż w zęby. Uwolnioną ręką wydobyła i podniosła swoją pękatą sakiewkę. Mężczyzna wyraźnie zmrużył oczy.
– To po pierwsze – dziewczyna wypluła nóż z powrotem na dłoń i zawinęła młynka. – Po drugie dostaniesz dwieście sztuk złota.
Mężczyzna roześmiał się głośno. Zarechotali także wszyscy pozostali, nawet ten ze złamanym nosem, choć krótko, bo jucha buchnęła wzmożonym strumieniem.
– Chcesz mi wmówić, że masz dwieście złotych, idiotko? Uważasz mnie aż za takiego głupca?!!!
Achaja podeszła do niego powoli. Drgnął jakby chciał uciec, ale wytrzymał.
– Sam sobie je weźmiesz. Ja nie mogę, z… pewnych względów.
– Niby jak? Poproszę cesarza?
– Blisko… Wiem, że w mieście jest poselstwo Troy. Widziałam sługę w barwach na targu. Pójdziesz do nich, powiesz jedno słowo i dostaniesz. Tylko weź ze sobą mocną skrzynkę i pachołków, żeby unieść!
– Jakie, kurwa, słowo? Kpisz?!!!
Wzruszyła ramionami.
– Poselstwo to dyplomaci. Dyplomaci to informacja. Informacja to ludzie, którzy ją zbierają. Jeżeli ci ludzie, którzy ją zbierają, znajdą się w pilnej potrzebie… Powiedziałabym, hm, w palącej potrzebie, mogą zgłosić się do każdego posła Troy i podać hasło. Raz! Jeden raz! I dostaną dwieście złotych monet. Takie zabezpieczenie na wypadek nagłej awarii, ponieważ ściągnięcie pieniędzy normalną drogą trwałoby za długo.
– I ty, głupia dupo myślisz, że ci uwierzę? Takie hasło może pewnie znać tylko jeden człowiek w Syrinx! Za dyplomację Troy, o ile wiem, odpowiada Wielki Książę Archentar i on jest oprócz posła, tą drugą osobą, która zna hasło. A może chcesz mi wmówić, że Jaśnie Wielki Książę z Królestwa Troy po prostu ci to powiedział? Może cię lubi po prostu, co?
Uśmiechnęła się.
– I tak byś nie uwierzył – zawinęła młynka bronią w obu rękach. Potem podała mu miecz i nóż rękojeściami do przodu. – Transakcja uczciwa. Weźmiesz złoto od poselstwa, podczas kiedy ja będę w waszych rękach.
Dopiero, kiedy poczuł jej żelazo we własnych dłoniach, a ona cofnęła się o krok, zaniemówił. Jednym ruchem powstrzymał swoich ludzi, którzy chcieli zaatakować dziewczynę z tyłu.
– A twoje prośby? – spytał, po raz pierwszy naprawdę zainteresowany.
– Jak mówiłam, dwie. Po pierwsze weźmiesz tego chłopca na naukę, a potem przyjmiesz do cechu.
– Nie, ja nie chcę! – krzyknął chłopiec. – Wolę z tobą.
– Załatwione – mruknął mężczyzna w bogato zdobionej szacie. – Druga prośba?
– Pomożesz mi wydostać się z tego miasta, a najlepiej z tego kraju…
– Oż kurwa! – zaklął. Potem zagryzł wargi, roztrząsając coś w myślach. – No dobra – jego mina wskazywała jednak, że wciąż jest zafrasowany. – A jak niby zabezpieczysz się przed tym, że jak już nam wszystko powiesz…
– Żebyście mnie wtedy nie zabili? To bardzo proste – rozłożyła ręce. – Jak uznam, że jestem bezpieczna, człowiekowi, który mi będzie towarzyszył, podam drugie hasło. Dopiero wtedy. Po prostu liczę na twoją zachłanność.
– Drugie hasło? Też za dwieście?
– Nie – ucięła. – Jak je podasz posłowi, on spowoduje, że pewni dość władni ludzie… no… zabiją kogo wskażesz. A może to być nawet wysoko postawiona osoba.
Mężczyzna wyprostował się nagle. Jego oczy wskazywały, że transakcja bardzo mu się podoba. Zrobił się nawet uprzejmy.
– Mogę zadać ci jedno pytanie, dziewczyno?
– Wal.
– Dlaczego, tyle wiedząc, nie uciekasz wprost do Troy? Pewnie znasz parę innych… hm… pomocnych haseł.
Sparodiowała jego minę i brzmienie głosu.
– Nie mogę się tam pokazać, bo… hm… Nie wyszłoby mi to na dobre.
Roześmiał się.
– Rozumiem. Zły klimat, reumatyzm, te sprawy – skinął na swoich ludzi. – Zaprowadźcie ją do Mamy Minn, ja zajmę się chłopcem i resztą.
Chłopak miał łzy w oczach. Achaja nie mogła dla niego nic więcej zrobić – usiłowała nie patrzeć mu prosto w oczy. Aaaaaach. I tak miał szczęście. Powiedziała mu, żeby był dobry w tym, co będzie robił, żeby najpierw myślał, a potem działał – przekazała mu całą masę tych bzdetów i mądrości, które zna każdy, ale, z których tylko nieliczni potrafią skorzystać.
Dała się zaprowadzić do burdelu prowadzonego przez Mamę Minn, dała się zamknąć w pokoju strzeżonym przez kilku uzbrojonych ludzi, powiedziała mężczyźnie we wzorzystej szacie wszystko, co chciał wiedzieć. Nawet nie znała jego imienia. A po co? Nie spotkają się więcej.
Nie musiała czekać długo. Już wczesnym wieczorem, kiedy ledwie co zrobiło się ciemno, Minn, tęga i starawa burdelmama weszła do jej pokoju z wielką tacą.
– Zjedz coś, kotku – uśmiechnęła się, stawiając naczynia na małym stoliku. – Długa noc przed tobą.
– I jak?
– On kazał powiedzieć, że w porządku. Ja się zajmę wyprawieniem ciebie z miasta, a w ostatniej chwili, masz mi przekazać jakieś słowo.
– Wiem – Achaja nalała sobie wina. – Jak to zrobicie? W nocy spuścicie mnie w koszu z miejskiego muru?
– Z muru? – Minn usiadła na szezlongu naprzeciw dziewczyny. – Oj, nie, nie. Za dużo ludzi by trzeba przekupić. A i tak wpadka w każdej chwili gotowa.
– Więc jak? – wychyliła wino jednym haustem i zabrała się za pokrojone jarzyny.
– Widzisz, sprawa jest trudna. Oni wiedzą, że jesteś w mieście. Węszą psy. W Syrinx pewnie mogłabyś ukrywać się jeszcze dłuższy czas. Ale i to nie wiadomo. Mają swoich ludzi tu i tam. Nie wszyscy strażnicy są głupi. Prefekt też durniem nie jest. Mury obsadzone jak zwykle, nikt nie podejdzie. Każda brama sprawdzana teraz. Szlag! Głupi nie są i nie ustaną.
Minn również nalała sobie wina. W przeciwieństwie do dziewczyny piła jednak powoli, odginając najmniejszy palec u dłoni, którą trzymała kubek.
– Rzecz jest i łatwa, i trudna zarazem – koronkową chusteczką wytarła sobie usta. – Pozwól dziecko, że cię spytam… Byłaś już z mężczyzną w łóżku?
Achaja uśmiechnęła się. Hekke i Krótki byli mistrzami pałacowych romansów, wiele ją nauczyli i w tej dziedzinie (można powiedzieć, wyćwiczyli nawet), ale jeśli chodzi o dosłowne, prawdziwe łóżko, z drewna, to nie była w czymś takim z mężczyzną.
– Umiem dać dupy, jeśli ci o to chodzi.
Minn również się uśmiechnęła, nachyliła się i pogłaskała ją po głowie.
– Bo widzisz. Przez bramę nie przejdziesz. Przez mur też nie, bo za drogo i zbyt ryzykowne. A ponieważ innej drogi nie ma, trzeba tak zaradzić, żeby cię przepuścili.
– Jak?
– To, co dzisiaj się wydarzyło podsunęło nam pewną myśl. Poselstwo Troy niedługo opuszcza Syrinx, udając się dalej do Arkach. Nikt nie będzie przecież sprawdzał orszaku posłów, tym bardziej, że jest między nimi sam książę…
– Jaki? – Achaja drgnęła, rozlewając resztkę swojego wina.
– Sirius – Minn spojrzała na nią zdziwiona. – Słuchaj, wiem, że oni coś do ciebie mają, że coś im musiałaś zrobić, ukraść coś, zaciukać kogoś albo, co gorsze, zdradzić czy sekrety jakieś zabrać. Za dużo wiesz o wielkich sprawach królestwa Troy. Boisz się pokazać, bo myślisz, że cię ktoś rozpozna, że gardłem przypłacisz. Ale… Byłaś w niewoli parę lat, zmieniłaś się. I my cię jeszcze zmienimy. Nie poznają. Rodzona matka nie pozna!
Achaja zamyśliła się. Minn częściowo miała, częściowo nie miała racji. Nie chciała wyprowadzać jej z błędu. Nie było potrzeby. Hm… Znała Siriusa, oczywiście, ale obydwoje byli wtedy dziećmi. Ale przecież on zginął na morzu, burza go pochłonęła. Odnalazł się w magiczny sposób? Najwięksi czarownicy usiłowali go znaleźć i nic. Przypadek? Ingerencja Bogów? Mniejsza z tym. Czy ktoś może ją rozpoznać? Minn nie wiedziała, że Achaja jest księżniczką, że mogło ją znać, a przynajmniej widzieć i zapamiętać wiele… wiele osób. Ale czy miała inne wyjście? Poza tym udawali się do Arkach, nie z powrotem do Troy. A to był zasadniczy plus.
– Dobrze – szepnęła. – Jak chcecie to zrobić?
– Zanim ci powiem, zrób coś dla mnie – Minn potarła nos. Nalała dziewczynie nową porcję wina. – Golnij. Do dna!
– To będzie takie straszne?
– Jak dla kogo. Pij.
Achaja opróżniła kubek. Tak jak poprzednio, jednym haustem.
– Widzisz dziecko. Niezła myśl nam wpadła do głowy. Pewna! Nie złapią cię, jak się na to zgodzisz… Ostatniego dnia przed opuszczeniem Syrinx, książę będzie gościł u cesarza, tak nakazuje obyczaj. Wtedy, jego obstawa, ci tak zwani… jak im tam…
– „Kuzyni” – poddała jej słowo dziewczyna.
– No. Oni będą mieli po raz pierwszy wolne. I wpadną się zabawić. Do burdelu, ma się rozumieć. Do luksusowego burdelu, najlepszego w mieście. I tam będą…
– Dupczyć – mruknęła Achaja.
– To też – roześmiała się Minn. – Ale wiesz… to młodzi chłopcy. Trzymani przez swój obowiązek jak na smyczy. Będzie im mało jednej nocy. Wybiorą kilka panienek na drogę. Żeby im towarzyszyły do granicy. A potem je wynagrodzą sowicie i odprawią godnie do domu.
– I ty chcesz, żebym ja…
– Nie przerywaj – Minn powstrzymała ją ruchem ręki. – Słuchaj. Wiem, że wybiorą. Droga daleka, chłopcy młodzi, światowi. Zawsze tak robią. Każde poselstwo, będąc przejazdem, czyni w ten sposób. W otoczeniu żołnierzy, z oficjalnym orszakiem, książę czy poseł i tak bezpieczny na drodze. A święta zasada osób ochranianych jest taka, żeby ci, co ochraniają, byli zadowoleni ze swojego pana. Każdy książę przez palce patrzy na jadące ocienionym wozem dupy swoich „kuzynów”. A czasem sam da się skusić, choć bardzo rzadko, bo przecież wrogowie mogliby podstawić… hm… „nieświeży towar”. Mniejsza z tym. Wiem, że jakieś panienki wezmą. Nie wiem jakie – westchnęła. – Nie wiem, jaka jesteś w łóżku, kochanie. I nie mogę sprawić, żebyś była najlepszą kurwą w burdelu. Ale mogę sprawić, że pozostałe kurwy będą od ciebie gorsze.
– Jak?
– Aaaaaaa… My się wszystkie znamy, mówię o burdelmamach, zawsze któraś ma do którejś sprawy, więc świadczymy sobie wzajemne usługi. Mogę szepnąć koleżance, żeby jej dupy nie były zbyt dysponowane, żeby kaprysiły i tak dalej. Mogę nawet sprawić, że jak już wybiorą kilka, a ciebie wśród nich nie będzie to… ze dwie się akurat rozchorują. Będziesz miała jeszcze jedną szansę wyboru. Ale… powiedzmy sobie szczerze. Sama za ciebie do łóżka nie wskoczę, zadania nie wykonam, bom już za stara.
– Rozumiem. Ode mnie zależy. Ale…
– Zanim powiesz „ale”, ja skończę, bo to jeszcze nie wszystko. Łatwo dotarłaś do stolicy bo ci, którzy cię ścigali znają prostą zasadę: „Głupich niewolników, łapie się od razu, mniej głupich w drodze do granicy kraju, a tych naprawdę cwanych… łapie się w Syrinx”. Bo cwany niewolnik myśli, że tu się ukryje. I wielu udaje się przeżyć w mieście, nawet dość długo. Ale w końcu łapią wszystkich. A to spis, a to podatki, a to praca nie wpisana w rejestr… Albo chęć opuszczenia miasta. Wpadnie każdy. Prędzej czy później. Bo wejść tu łatwo, ale wyjść już nie sposób. Ale dlaczego o tym mówię – Mama Minn nachyliła się patrząc dziewczynie prosto w oczy. – Państwo ściąga z prostytutek podatki. I żeby była jasność, wszystkie są znakowane w prefekturze, żeby wyłapać od razu te, co dają dupy za forsę, a opłacać się nie chcą. To mogą robić tylko te, co są znaczne. Jeśli więc zdecydujesz się na to, żeby zostać kurwą… Zostaniesz nią do końca życia. Będziesz już na zawsze miała kurewski tatuaż. Achaja przełknęła ślinę.
– Gdzie? – spytała.
– Na twarzy, kochanie – powiedziała sucho Minn. – Na twarzy.
Dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć. Ta dziwka, na którą wpadła kilka dni temu, uciekając przed strażnikami na przedmurzu… Ona miała coś na twarzy, ale wtedy myślała, że to zwykła ozdoba. Stara nalała wina do obydwu kubków. Podniosła swój i wypiła powoli. Cisza przedłużała się coraz bardziej. Potem stara podniosła mały dzwoneczek i zadzwoniła kilka razy.
– Nie patrz tak na mnie, kotku – powiedziała. – Ja tego nie mam, bo byłam już za stara, kiedy weszło nowe prawo.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich jedna z dziewcząt, które pracowały na dole. Minn przywołała ją bliżej skinieniem palca i kazała pokazać twarz do światła. Dziewczyna uklękła tuż przy oliwnej lampce. Achaja nachyliła się lekko. W poprzek obu policzków, tuż pod oczami, przez nos biegł szeroki na grubość palca pas składający się z wytatuowanych fioletem, stylizowanych lilii cesarstwa.
– I jeszcze tu – Minn strzeliła palcami.
Klęcząca dziewczyna zsunęła z ramion swą suknię, pokazując kształtne piersi. Na lewej wytatuowano nazwę prefektury i datę, najwyraźniej wprowadzenia do rejestru.
– No, uciekaj – mruknęła burdelmama. Dziewczyna bez słowa wciągnęła suknię, ukłoniła się starej i opuściła pokój. Achaja wciągnęła z sykiem powietrze.
– Więc widzisz jak to wygląda. Pewnie… W obcych krainach ludzie mogą pokazywać cię palcami, różne baby będą pluć na twój widok, ale… to chyba jedyna szansa, żeby dostać się do tych obcych krain. Nie?
Włożyła Achai kubek z winem do ręki.
– Pij. Wiesz, jak to jest – roześmiała się nagle. – Ślepy nie zauważy, a głupi pomyśli, że tak ma być.
Achaja odstawiła pełny kubek. Wzięła ze stolika dzbanek i zaczęła pić, do końca, do dna.
– Masz rację – szepnęła, ocierając po chwili usta.
– Z czym?
– Że na świecie są wyłącznie albo ślepcy albo głupcy. Dobra. Zróbcie mi to!
Minn roześmiała się.
– Myślałam, że ciężej z tobą pójdzie. Myślałam, żeś głupia. Myliłam się – znowu zadzwoniła energicznie. – Mam tu jednego człowieka, który dobrze podrabia imperialne tatuaże. A i resztą potrafi się zająć.
Tym razem w drzwiach zamiast poprzedniej dziewczyny pojawił się lekko podpity mężczyzna z ciężką torbą pod pachą. Widocznie wszystko było już ustalone.
– Jestem Ley – przedstawił się i podszedł prosto do Achai. – No już, rozbieraj się.
– Musiałeś pić? – Minn gestem wskazała Achai, żeby wstała. – Jak coś spieprzysz…
– Wiesz, że nigdy nie pieprzę – roześmiał się, dopiero teraz zauważając dwuznaczność. – Nie o tym pieprzeniu mówiłem, które wy obie macie na myśli. Cha, cha…
– Nie bądź wulgarny. Nie jesteś klientem – Minn skinieniem głowy potwierdziła Achai, że ma się rozebrać.
Dziewczyna zsunęła swą suknię tak, że opadła na ziemię. Stanęła przed nimi naga, czując baczne spojrzenia obydwojga. Ley obchodził ją wokoło.
– Noooo… Ładna, zgrabna, z dużym biustem, przyjemną twarzą. Trochę za żylasta, fajne biodra, niesamowite nogi, a to co? – Schylił się, dotykając jej kostek. – Od kajdan… To się zrobi. Trochę, kurde chuda, musisz ją podtuczyć, na ile się da.
– Mało czasu – mruknęła Minn. – Ale zrobię, co będę mogła.
– No – Ley wyprostował się. – mamy dwa problemy – powiedział. – Na jeden poradzimy, na drugi nie.
– Mów.
– Ten znak na dupie. Nic nie poradzę, wypalone do mięśnia. Choć nawet ładna blizna w kształcie cesarskiej leliji… – klepnął Achaję w pośladek. – Teraz mała, będziesz miała lelije i na buzi, i na pupie, cha, cha…
– Zamknij się, moczymordo – warknęła Minn.
– Dobra, dobra. Druga sprawa to włosy. Krótkie na pół palca, ścinane nierówno czymś tępym. Istny kocmołuch.
– Peruka?
– Gdzieeeeee… Od razu pokapują. Trzeba będzie ogolić ją na zero. Te luksusowe dziewczyny nieraz tak robią, że niby taki smak… – wzruszył ramionami. – Dobra, siadaj – rozłożył narzędzia do tatuażu, które wyjął z torby, usiadł obok dziewczyny. Lekko rozciągnął skórę na jej lewej piersi. – No? Jaką prefekturę wpisujemy?
– Syrinx – odpowiedziała Minn. – Datę tak mniej więcej sprzed roku. Że niby świeża, ale już doświadczona.
Ley musiał być mistrzem w swoim zawodzie. Napis i data powstały błyskawicznie.
– Musiałem zrobić lekko nierówno – usprawiedliwiał się, zionąc alkoholem. – Leciuteńko. Bo wiesz, te patałachy z prefektury zawsze się spieszą. A ja muszę podrabiać ich niedoróbki. Szlag! Daj buźkę, mała. I nie bój nic, na twarzy będzie równo.
– Ty mi lepiej powiedz – wtrąciła Minn – z tym tyłkiem naprawdę nic się nie da?
– Nic! Tak jak i moje dzieło… Oba zostaną do końca życia.
– To jak ma się pieprzyć, nie pokazując tyłka?
Ledwie zauważalnie wzruszył ramionami skupiony przy robocie na twarzy dziewczyny.
– No… Wszystkie pozycje typu „na zwierzaczka” raczej odpadają.
– A jak klient będzie się upierał? Może przynajmniej zrób większą bliznę, albo zniekształć.
– No co ty? – na mgnienie oka oderwał wzrok od igły. – Mówiłem, wypalone do mięśnia, ale ładnie zrobione, widać, że nie masówka, musiał jakiś kowal skądś z okolicy jej wypalać. Stąd, z Syrinx, z dobrej dzielnicy.
Achaja była poruszona jego fachowością. Miał rację, a zawdzięczała to wyłącznie temu, że odłączono ją od reszty jeńców, by mistrz Anai mógł ją torturować.
– No i co? A nie dałoby rady tego zatatuować? – kontynuowała indagację Minn.
– „Za” co?
– No, zakryć tatuażem?
– Toż mówię, że głęboko zrobione. Możesz nawet pomalować jej pupę na zielono. Zawsze będzie widać. Zawsze!
– No to co ma dziewczyna zrobić?
– Kochać się po ciemku.
– Akurat. Po ciemku to robi mąż z żoną. Klient przychodzi po to, żeby popatrzeć.
– No to niech nie wystawia się z tyłu. Tylko z przodu albo z góry, albo, sama wiesz, takie tam różne… albo… Mam! – Po raz pierwszy na dłuższą chwilę odwrócił wzrok od skomplikowanego rysunku, który tatuował. – Mam, kurde!
– No mów!
– Jak klient zobaczy, co ma na tyłku, to niech mu powie, że specjalnie jej to zrobili!
– Aleś wymyślił. A innym niewolnikom to niby przypadkiem wypalają?
– Nic nie rozumiesz. Niech powie, że jej to specjalnie zrobili, ale w burdelu! Że są klienci, którzy czasem lubią myśleć, że z niewolnicą to robią.
– He – Minn roześmiała się na cały głos. – Ty kurde. Prawda, co o tobie mówią. Że jak wypijesz, to czasem mądre rzeczy gadasz. Prawda.
Ley wrócił do pracy. – Pamiętaj, mała co masz mówić – mruknął. – Prawo zakazuje sypiania z niewolnicami, a pewnie niejeden by chciał. Ale w burdelu?… W burdelu wszystko wolno – roześmiał się, ale zaraz umilkł, żeby dokończyć precyzyjny wzór.
Minn obserwowała powstawanie skomplikowanych linii tatuażu na twarzy dziewczyny. Od czasu do czasu mruczała: „No nieźle, nieźle. Stary pijak ma rękę”. Ley niezmiennie sarkał i klął, słysząc określenie „stary pijak”. Wreszcie, po dłuższym czasie skończył, ocierając pot z czoła. Rozejrzał się w poszukiwaniu wina, ale dzbanek był pusty. Zauważył jednak pełny kubek na stole i z wyraźną radością wychylił go duszkiem. Zaczął wcierać jakąś maść w nogi dziewczyny, tuż nad kostkami.
– Kochanie – Minn przyklękła przy Achai. – Wiesz, nie nauczę cię szybko kurewskiego zawodu. Nie wiem, co potrafisz, ale… W tym wszystkim nie chodzi tylko o dawanie tyłka. Niemniej sprawa jest dość prosta. Wiesz, jak jest z mężczyznami – z małego puzderka wyjęła kamienny pilnik i zaczęła opiłowywać jej paznokcie. – Każdy facet, w gruncie rzeczy jest taki sam. Czy prosty żołnierz, czy wielki mędrzec. Oni wszyscy sądzą, że jak już pokażą kobiecie to, co mają do pokazania, to jej oczy zajdą mgłą, oddech przyspieszy i baba nie będzie zdolna do powiedzenia nawet słowa. A jak już zrobią to, co mają do zrobienia, to oczekują uczucia głębokiej wdzięczności i wielkiego podziwu. Obojętnie żołnierz, który tylko „kurwa” i „chuj” potrafi powiedzieć, czy mędrzec, który napisał więcej ksiąg niż ty w życiu widziałaś. Oni wszyscy tacy sami. Myślą, że każda baba powinna być zadziwiona ich męskością, przepełniona podziwem niby kapłan do swoich Bogów. Od żony tego nie dostaną. I dlatego my jesteśmy. Dlatego nam płacą, wcale dużo. Pamiętaj, nie jest aż tak ważne, co ty z nim będziesz robić. Ważne, czy będziesz czuła podziw, ważne, że jak już ci pokaże swoje skarby, żebyś krzyknęła „Och!” i odwróciła wzrok przestraszona jakbyś smoka w biały dzień zobaczyła. A potem to już miej tylko minę: „Bogowie! Co to było?!!! Co to było?!!! Co on mi zrobił???!!! Oooooooooch! Mamo, dlaczego mi nic nie powiedziałaś, mamusiu…” I tyle… – Minn zaczęła teraz opiłowywać paznokcie jej stóp. Była bardzo sprawna. – I, zasadniczo rzecz biorąc, tyle… – powtórzyła.
Ley uśmiechnął się zjadliwie.
– Ot, co ladacznice o mężczyznach wiedzą… – mruknął. – Nie słuchaj starej mała. Ja wiem… ja wiem lepiej. Nie o to chodzi, żeby krzyczeć z podziwu na widok golizny. Wy macie dać, co nie dają żony, co nie dają przygodne dziewczyny. Wystarczy jak siądziesz z nim i wysłuchasz, co on ci ma do powiedzenia. Nie wygadując przy tym własnych bredni. Słuchaj, nie szczebiocząc, nie pieprząc, nie pierdoląc żadnych głupot! Po prostu słuchaj, nie usiłując postawić na swoim w ten głupi, babski sposób, czyli bez rozumienia tego, co słyszysz. Każda kobieta jest głupia, głupsza niż najbardziej tępy facet. Nie usiłuj dyskutować, nie wypuszczaj z ust bzdetów, bo usta nie dupa. Potakuj i wystarczy. Potakuj tak, jakbyś rozumiała, co się do ciebie mówi.
– Aleś ty mądry – żachnęła się Minn. – A skoroś już tak wszystkie rozumy pojadł, to sam wskakuj w bety i załatw za nią sprawę osobiście.
– Niemożliwe – powiedział Ley zupełnie poważnie. – Sam sobie tatuażu nijak nie potrafię zrobić.
– Głupiec.
– Widzisz – roześmiał się Ley. – A przed chwilą mówiła, żem mądry. Tak to jest. Baba zawsze ci powie, żeś mądry, jeśli jej mówisz to, co chce usłyszeć. Na przykład, że czas już kupić jej nową kieckę. Inaczej: głupiś!
– Nie słuchaj go, kochanie.
– Nie słuchaj jej, dziewczyno.
Skończyli prawie nad ranem. Na korytarzu, przy schodach wisiało wielkie lustro i Achaja mogła się przejrzeć. Zagryzła wargi. Idealnie wygolona głowa, małe kolczyki, właściwie złote kółka w uszach i w nosie, tatuaż od ucha do ucha – biegnący pod oczami misterny pas zwijających się lilii. Miała na sobie cieniutką sukienkę niby to nawiązującą do starożytnych tradycji. Rozciętą z boku tak, że przy każdym ruchu materiał odsłaniał jej lewą nogę aż do biodra, rozcięcie z przodu od góry z kolei sięgało od szyi aż do pępka. Zamknęła oczy.
– Chodź dziecko – szepnęła Minn. – Położę cię z jedną z dziewcząt – bez pukania otworzyła jedne z drzwi prowadzących do bocznych pokoi – Nie byłoby dobrze, gdyby jakiś palant z prefektury, któremu chce się kontrolować burdele po nocy widział, że faworyzuję jedną z pracownic.
Kompletnie naga dziewczyna rozbudzona znienacka długo przecierała oczy. Minn nie musiała niczego mówić, to nie było miejsce, gdzie ktokolwiek zadawał zbyteczne pytania. Zamknęła drzwi i zostawiła je same bez słowa. Achaja usiadła na wolnym łóżku, ale dziewczyna podeszła do niej i uniosła ją delikatnie.
– Nie, nie tu – szepnęła, ciągle mrugając zalepionymi snem oczami. – Chodź do mnie.
Jednym, wyćwiczonym ruchem zdjęła z Achai sukienkę, objęła i poprowadziła do swojego łóżka. Położyły się obok siebie. Dziewczyna przysunęła się i objęła Achaję.
– No, nie wierzgaj jak koń – szepnęła. – Przytul się. O tak… taaaaaaak – głaskała ją po delikatnej skórze głowy. – No płacz.
– Co?
– Płacz. Przytul się mocno i płacz. Wiem jak jest, jak ci to zrobią – wskazała swój własny tatuaż. – Kiedy zrozumiesz nagle, że to na całe życie. Aaaaaa… Najgorsza pierwsza noc. Nie wstydź się, płacz.
Achaja chciała powiedzieć, że nie będzie. Że tamta nawet nie ma pojęcia, jakie przejścia ma za sobą, że to nic jej nie obchodzi, że najważniejsze to w ogóle wyjść z tego cało, że… Nie będzie płakać! – postanowiła i rozbeczała się jak dziecko, mocząc łzami ramię nieznajomej dziewczyny.