Rozdział dwudziesty trzeci JESZCZE JEDEN DROBIAZG

Powietrze było ciepłe i wilgotne. Właśnie skończyła się jedna z tych nieprzyjemnych charakterystycznych dla Lilith burz i pułap chmur obniżył się znacznie. Mimo to prom przyleciał zgodnie z rozkładem… a zresztą, czy mógł zawieść lorda Marka Kreegana?

Prawie całą noc spędziłem na uspokajaniu Ti.

— Nienawidzę tego człowieka — powtarzała w kółko.

W pewnym sensie straciła tak samo wiele jak ja, a na dodatek w jej obrazie świata zagnieździła się gorycz. Nie była w stanie wybaczyć człowiekowi, który spowodował, iż wpadła w łapy doktora Pohna, i który poniżył ją tak bardzo dla własnych celów. Odczuwała to jako gwałt na własnej osobie ze strony Marka Kreegana; gwałt silniejszy niż przemoc seksualna. Był to bowiem w jej odczuciu gwałt totalny, a skaza na jej duszy, powstała w jego wyniku, nie zginie tak szybko.

Niemniej ciągle się jeszcze uczyła. Stała ze mną, kiedy po zachodniej stronie zamku lądował prom; gdy ukazał się na tle chmur i powoli siadał na ziemi. Włączył się skomplikowany system śluz i zabezpieczeń statku, choć nie był on aż tak niezbędny, kiedy Kreegan znajdował się na pokładzie.

On sam ubrany był ciągle w te stare szaty duchownego, ale wiedziałem, że wkrótce zamieni je na inne. Możliwe, iż nawet go nie rozpoznam, kiedy następnym razem zobaczę, chociaż w tej chwili byłem przekonany, że rozpoznałbym go zawsze i wszędzie. I pewnego dnia, Kreegan, powiedziałem sobie, nasze spotkanie nie ograniczy się do pogawędki.

Książę Kobe tym razem nie leciał, mimo iż zazwyczaj on był głównym użytkownikiem tego wahadłowca. Zastanawiałem się, czy przypadkiem Kreegan nie popełnia jednak błędu. Istniało przecież pewne prawdopodobieństwo, że znajdujące się na orbicie siły Konfederacji zestrzelą ten mały prom. Chyba jednak nie, pomyślałem sobie. Nie zrobią tego, bo wchodzą tu w grę zbyt subtelne rozgrywki. Po to zresztą wynajmują… tworzą… ludzi takich jak ja. Nikt tam nad nami nie zechce wziąć na siebie odpowiedzialności bez uzgodnienia swej akcji z Konfederacją, a zanim to nastąpi, Kreegan zniknie nie wiadomo, gdzie.

Poza tym miał przecież potężnych przyjaciół. Czy pozwoliliby rozwalić go na kawałki? Miałem co do tego wątpliwości. Był ich najcenniejszym sojusznikiem, człowiekiem, który wiedział, jaki jest sposób rozumowania władz Konfederacji. Obcy nie chcieliby go utracić.

Pomachał do nas, uśmiechnął się i wszedł na pokład promu. Kiedy wciągnięto schody i zamknięto drzwi, rozległ się delikatny szum silników i statek powoli zaczął się unosić.

— Cal — usłyszałem obok siebie głos Ti.

— Tak, skarbie? — odpowiedziałem i spojrzałem na nią.

W tej samej chwili, coś eksplodowało wewnątrz mej głowy. Moje komórki Wardena zapłonęły, a energia, na swym najwyższym poziomie, popłynęła ode mnie, całkowicie poza moją kontrolą, ku Ti!

Nie spaliła jej jednak; spowodowała jedynie, iż wstrząsnął nią lekki dreszcz. Ti odwróciła się i skierowała wzrok na wznoszący się statek, zdążający powoli ku chmurom, ostrożnie przelatujący ponad szczytami górskimi, przed włączeniem pełnego ciągu.

Stałem jak sparaliżowany, niezdolny się poruszyć, pomyśleć, oddychać.

Silniki wahadłowca zmieniły minimalnie swój ton, zakasłały i zaczęły wydawać bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne dźwięki.

Nastąpił gwałtowny wybuch i wielka jasność w chmurach, po czym prom runął w dół i spadał z hukiem i trzaskiem po skalistym zboczu góry. Znieruchomiał na samym dole, skąpany w potwornym blasku, zbyt jaskrawym, by można było nań patrzeć. Ti odwróciła się, a ja poczułem nagle, iż jestem wolny od tego tajemniczego, straszliwego uścisku.

Popatrzyłem w kierunku wahadłowca, który był już tylko kipiącą, syczącą i dymiącą masą stopionego metalu. Wkrótce i te resztki znikną. Komórki Wardena przypuszczą nieubłagany atak na obcą materię, zamieniając ją w pył w ciągu kilku dni.

Wstrząśnięty, zwróciłem się do Ti.

— Co… co u diabła, zrobiłaś?

Uśmiechnęła się. Był to najbardziej zły i pełen zadowolenia uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem.

— Pamiętasz wioskę czarownic sprzed kilku dni!

Skinąłem jedynie głową.

— Zwędziłam trochę tego napoju. Dziś rano, tuż przed przyjściem tutaj, wypiłam wszystko. Miałam szczęście. Liczyłam bowiem na to, że uda mi się ciebie zaskoczyć i wykorzystać twą moc, nim mnie powstrzymasz. I dokonałam tego.

— Ale… ale jak?

— Ubiegłego wieczoru, po wieczerzy, rozmawiałam z księciem Kobe i bossem Tielem — wyjaśniała. — Zadałam im kilka prostych pytań. Spytałam, na przykład o to, w jaki sposób utrzymują prom w pozycji horyzontalnej. Kobe był bardzo uprzejmy i pomocny. Narysował mi coś, co nazywał geoskopem. Spytałam, czy prom posiada takie urządzenie, a on powiedział, że owszem, ale trochę inne. Pokazał mi, jak ono wygląda. A ja, wykorzystując twą moc, zrobiłam z promem to samo, co Kreegan zrobił z pistoletem Sumiko. Zdjęłam po prostu z niego zaklęcie.

— Ale… ale przecież to było w komorze próżniowej! — protestowałem. — Nie mogłaś aż tam sięgnąć.

— Uczyniła znacznie więcej, młody człowieku — odezwał się jakiś głos za mną. Odwróciłem się nerwowo i zobaczyłem księcia Kobe, który wyglądał raczej na zadumanego niż gniewnego. — Bez wątpienia masz moc jak wszyscy diabli, synu, a ona nienawidziła Marka wielką nienawiścią. Widziałem to, czułem, ale nic na to nie mogłem poradzić.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — spytałem, czując w sobie ogromną pustkę.

Pokręcił głową z podziwem.

— To nie żyroskopy, jak ona sądzi, były przyczyną jego śmierci. Używając komórek Wardena, wywierciła bowiem dziurkę w ściance kadłuba i w agregacie napędowym!

Usiadłem na trawie.

— O mój Boże!

— Jak z tego jasno widać, nawet Sumiko nie miała tak naprawdę pojęcia, do czego zdolny jest ktoś posiadający moc władcy — zauważył książę.

Wydawało mi się, iż zbyt lekko traktuje śmierć Marka Kreegana i powiedziałem mu, co o tym myślę.

Uśmiechnął się tylko.

— Taka jest Lilith — powiedział filozoficznie. — To ja wykonywałem całą tę administracyjną robotę dla tej planety, a mimo to byłem jedynie jego podnóżkiem. Nie, synu, nie darzyłem specjalnym uczuciem Marka Kreegana.

— Cal jest teraz władcą! — zawołała Ti.

Poczułem w tym momencie, jak znowu wyrywa ode mnie moją moc, ale tym razem wiedziałem już, co się dzieje i potrafiłem to zablokować.

Kobe pokręcił powoli głową.

— Nie, ambitna mądralo. Nie jest władcą. To nie on zabił Marka Kreegana, lecz ty. Wątpię, by był on w stanie zebrać w sobie aż tyle nienawiści. Nie, to stanowisko pozostaje nie obsadzone i czeka na kogoś, kto nie tylko będzie rościł sobie do niego prawo, ale potrafi je także utrzymać. A to zajmie całe tygodnie, o ile nie więcej. Tymczasem ja będę pełnił jego obowiązki. — Westchnął. — Niech to wszyscy diabli. Podejrzewam, że będę teraz musiał osobiście wziąć udział w tej konferencji.

Ti zapłonęła gniewem, ale zdławiłem jej furię. Wiedziałem, iż za kilka godzin napój przestanie działać. Tymczasem jednak muszę mieć na nią oko.

Ciągle jeszcze lekko ogłuszony wydarzeniami, zwróciłem się do niej:

— Nie masz już więcej tego soku, prawda?

Popatrzyła na mnie wzrokiem urażonej niewinności i odparła.

— Czyż mogłabym cię okłamywać?

Загрузка...