Rozdział siedemnasty WIERZĘ W CZAROWNICE — NAPRAWDĘ!

Nie ma chyba potrzeby mówić, iż niewiele spałem tej nocy. Wyglądało na to, że nie spała cała wioska, ale wszystkie jej mieszkanki były ekspertkami, jeśli chodzi o ignorowanie obecności kogoś, kogo nie chciały widzieć, a ja w ich oczach byłem nikim.

Pozostawało mi jedynie sprawdzanie od czasu do czasu, co dzieje się z Ti i kiedy zajrzałem do niej po raz trzeci czy czwarty, stwierdziłem, iż oddycha głęboko i regularnie jak podczas normalnego snu, a w pewnym momencie jęknęła i zmieniła pozycję bez niczyjej pomocy. Samo to nadawało już sens temu całemu przedsięwzięciu, pod warunkiem naturalnie, że uda mi się przeżyć następny dzień.

Chociaż niewiele wiedziałem o czarach, a jeszcze mniej pamiętałem, udało mi się wyciągnąć kilka wniosków z tego, co zauważyłem wokół siebie. Trzynastka, liczba pechowa związana z liczbą uczestników Ostatniej Wieczerzy, była naturalnie liczbą szczęśliwą dla czcicieli diabła. Trzynaście kobiet tworzyło jedną grupę, co wyjaśniało ich liczbę podczas niedawnej ceremonii. Trzynaście dużych chat, chociaż liczba kobiet mieszkających tu wspólnie była znacznie większa. Nigdy nie udało mi się ich policzyć, ale gotów byłbym się założyć, że ich liczba jest wielokrotnością trzynastu.

Czarownica, naturalnie, była terminem odnoszącym się do osób płci żeńskiej. Jeśli stare baśnie dla dzieci cokolwiek znaczyły, to męski odpowiednik czarownicy zwany był czarownikiem, ale z nie znanych mi powodów, słowo to wyszło już prawie z użycia. Podobno byli oni bardziej złośliwi, lecz mniej potężni od czarownic. Przypomniało mi się, iż w kościele ojca Bronza duchownymi w zasadzie mogli być jedynie mężczyźni, co w jakiejś mierze wyjaśniałoby dominację kobiet w satanizmie; jednocześnie przypomniały mi się słowa doktora Pohna, który twierdził, iż kobiety mają predyspozycję do posiadania większej mocy, szczególnie mocy nie kontrolowanej. Zastanawiałem się nad hierarchią władzy na Lilith. Ile było kobiet pośród rycerzy? Ciekawe. Połowa? Większość? Mimo iż to Tiel był rycerzem w Zeis, to jednak uczyła mnie Vola, tak jak uprzednio szkoliła Artura i Marka Kreegana. Nagle dotarł do mnie fakt, iż olbrzymia część personelu zamku to kobiety i że pierwszy pan, którego spotkałem tuż po przybyciu na Lilith, to również była kobieta, podobnie jak co najmniej połowa żołnierzy Artura.

Nawet w tej mojej małej próbce statystycznej, kobiety miały liczbową przewagę nad mężczyznami. Możliwe, że perwersja nie była jedynym powodem, dla którego w swoich eksperymentach Pohn ograniczał się do dziewcząt.

Rozejrzałem się ponownie wokół, patrząc na te… czarownice. Odrzućmy tę całą religijną i kultową otoczkę, tę etykietkę „dzikich” i całą resztę, i spójrzmy, co nam pozostanie. Ich przywódczyni posiadała mocy aż nadto — Bronz powiedział, że byłaby w klasie Kreegana, gdyby przeszła przeszkolenie, ale ja sam dobrze wiedziałem, iż taka moc, nawet nie szkolona, może być olbrzymia, jeśli ma podłoże emocjonalne, a nienawiść była w takich sprawach najlepszą z emocji. Sumiko O’Higgins nienawidziła dziedziny Zeis, choćby dla zasady — Zeis to między innymi Pohn, a Pohn skrzywdził Ti, kobietę.

A te inne… Choć większość z nich wyglądała na pionki, czy były nimi rzeczywiście? Było tu coś, czego nie dostrzegałem, chyba że szatan, książę ciemności, naprawdę maczał w tym wszystkim palce. Coś bowiem zapewniało bezpieczeństwo temu kuszącemu celowi dla wszystkich dziedzin, do tego stopnia, że O’Higgins ośmieliła się wybierając się na spotkanie z nami, zabrać ze sobą najpotężniejsze współtowarzyszki.

Zbliżał się świt, a ja stawałem się coraz bardziej nerwowy. O’Higgins i ojciec Bronz spędzili całą noc na przygotowywaniu jakichś planów — dziwna zaiste para — i w końcu ksiądz opuścił chatę i podszedł do mnie.

— Wyglądasz okropnie — powiedział.

— Sam nie wyglądasz zbyt rześko — odrzekłem ponuro. — Jak mogłeś sądzić, iż mógłbym się wyspać w takiej sytuacji?

Usiadł ociężale.

— Potrzebna mi mocna herbata, żeby się dobudzić — mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do mnie. — Coś wymyśliła. Muszę jej to przyznać. Nie wiem, czy to zadziała, ale jeśli tak, to będzie to prawie rewolucyjne rozwiązanie. Nie, ono jest rewolucyjne.

Gapiłem się na niego, nic nie rozumiejąc.

— Gadaj. O co tu chodzi?

— Pamiętasz naszą rozmowę na temat równowagi panującej na Lilith? Cóż, wygląda na to, iż posiada ona coś, co tę równowagę potrafi naruszyć, przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu.

— Co masz na myśli? — Zmarszczyłem brwi.

— Widzisz te niewiasty? Wszystkie są dziewicami, czy w to uwierzysz czy nie, przynajmniej jeśli chodzi o współżycie z mężczyznami. Wszystkie też wykazywały się silnym nie kontrolowanym talentem w okresie dojrzewania, choć większość z nich powracała w zasadzie do statusu pionków po kilku miesiącach.

— Nie wmówisz mi, że O’Higgins jest dziewicą — wtrąciłem.

— Trudno powiedzieć. — Zachichotał. — Wątpię, czy kiedykolwiek poszła do łóżka z mężczyzną, jeśli to miałeś na myśli, a to jedynie byłoby istotne w tej sytuacji. Być może jest coś w tej starej legendzie mówiącej, iż dziewice mają większą moc magiczną, w czysto biologicznym sensie, to znaczy w tym obowiązującym na Lilith. Być może nie doszło u nich do jakichś drobnych zmian chemicznych. Nie wiem. Tak przynajmniej sądzi Sumiko, która zebrała dość dużą grupę tych dzikusek. Możliwe, iż jest ona trochę szalona, ale na pewno nie jest głupia. Kiedyś sama była niezłym biochemikiem na Zewnątrz, więc nie lekceważ jej z powodu tych jej szalonych wierzeń. W każdym razie, kiedy ją zesłano na Lilith, bardzo krótko pozostawała pionkiem. Zbyt gorąca krew. Tak się kiedyś wściekła, że nie tylko usmażyła swojego nadzorcę, ale wymaszerowała z dziedziny, świecąc mocą Wardena jak jakieś ognie sztuczne, i zabijając każdego, kto wszedł jej w drogę.

— Bez katalizatora? — spytałem z niedowierzaniem.

— Bez. — Pokręcił głową. — Teraz już wiesz, co miałem na myśli. Przebywała jakiś czas na dzikich terenach, nim odkryła tę substancję. Była nie tylko biochemikiem, Cal… była również botanikiem. Zabrało jej to kilka miesięcy, ale wreszcie odkryła katalizator i wypracowała metodę jego destylacji. Jak tego dokonała bez instrumentów, bez narzędzi, bez laboratorium, a nawet bez tych urządzeń, które znajdują się w każdej dziedzinie, nie wiadomo… powiedziałbym, że odwagą i siłą woli. Cal, nie wiem, co ona uzyskała, ale nie jest to ta dobra, czysta substancja, z którą ty i ja mieliśmy do czynienia, nie jest więc zapewne równie skuteczna, ale bez wątpienia działa. Zebrała te wszystkie kobiety, kiedy były jeszcze bardzo młode, kierując się przy wyborze ich potencjalnym talentem… i, jak podejrzewam, ich seksualnymi preferencjami. Potrafi dobierać odpowiednie dawki tej substancji dla każdej z kobiet indywidualnie. Potrafi obudzić ich nie kontrolowaną moc. Wykorzystuje przy tym wierzenia kultowe i stosuje odpowiednią dyscyplinę, by je ukształtować i ukierunkować. — Westchnął. — Wiesz, za godzinę lub dwie, Artura może spotkać spora niespodzianka.

Myślałem o jego słowach i czerpałem z nich nadzieję, ale im dłużej o nich myślałem, tym bardziej uzmysławiałem sobie ich długoterminowe implikacje.

Pionki nie żyły w celibacie — Ti, na przykład, nigdy nie kwalifikowałaby się, by zostać czarownicą w tej grupie — ale jeśli O’Higgins rzeczywiście posiadała tę substancję, to oznaczało to, iż dysponuje czymś równym, przynajmniej w tutejszych warunkach, sile bomby wodorowej.

— Bronz, ile ona ma tutaj kobiet?

Odpoczywał i przez moment sądziłem, że śpi. Otworzył jednak jedno oko.

— Trzynaście razy trzynaście. A czego się spodziewałeś? Sto sześćdziesiąt dziewięć kobiet, pomyślałem sobie. Wszystkie dobrane przez kogoś, kto wiedział, co robi i czego chce. Wszystkie z oczywistym nie kontrolowanym talentem i z małym chemicznym dodatkiem, służącym do obudzenia ich ukrytej mocy; wszystkie wściekle lojalne w stosunku do swej przywódczyni i archetypu matki.

— To nie wariacki kult satanistyczny — powiedziałem na głos — to zalążek armii rewolucyjnej.

— Aż tyle czasu potrzebowałeś, żeby do tego dojść? — wymamrotał śpiący Bronz.

Fakty nie wyglądały uspokajająco. Naprawdę nie byłem pewien, czy podobałby mi się świat uformowany przez Sumiko O’Higgins, tak jak nie podobał mi się zresztą świat rządzony przez Marka Kreegana. Zastanawiałem się jakby od niechcenia, za jakież to przestępstwo zesłano tutaj tę królową czarownic. Za coś niezbyt przyjemnego, to pewne.

O świcie wszystkie czarownice wzięły udział w uroczystej ceremonii, podczas której, jak mogłem się zorientować, przeklinano słońce za to, że wzeszło i zepsuło piękną noc, a także proszono szatana o pomoc w nadchodzących zmaganiach. W centralnym miejscu polany, nad rozpalonym ogniskiem bulgotał i syczał olbrzymi kocioł z tykwy.

Po porannych „modłach” każda z kobiet podeszła do kotła i ze śpiewem na ustach piła jakiś gorący, śmierdzący płyn, Używając w tym celu prymitywnego czerpaka. Czułem się tak bezbronny przed czekającą nas walką, iż sam chętnie napiłbym się tego naparu, lecz Bronz był temu przeciwny.

— Sumiko powiada, że napój ten może mieć fatalny wpływ na system nerwowy — poinformował mnie. — Nie całkiem w to wierzę, ale jesteśmy tu tylko gośćmi. Trzymaj się na uboczu i obserwuj, co się będzie działo. Mają włócznie, zatrute strzałki, dmuchawy, łuki, strzały, a nawet kusze. Masz siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Gdybyś dał się zabić, wszystko to byłoby na próżno.

Chciałem dyskutować, ale jego argumenty były nie do obalenia. Poszedłem więc do chaty Ti, opuszczonej teraz przez stałe mieszkanki, i popatrzyłem na nią.

Jęknęła, obróciła się i otworzyła oczy.

— Cześć — wyszeptała słabiutkim głosem.

— Cześć — odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko. — Czy wiesz, gdzie jesteś?

Jęknęła ponownie i usiłowała usiąść, ale nie udało jej się to za pierwszym razem. Usiadła przy drugiej próbie.

— Mniej więcej — odpowiedziała. — To było… jak jakiś szalony sen. Spałam mocno i wiedziałam, że śpię, ale słyszałam i widziałam wszystko, co wokół mnie się działo, chociaż raczej przypominało to sen. — Zawahała się, zaskoczona i poważna zarazem. — Ale to była rzeczywistość, prawda, Cal? Wszystko? Ten obrzydliwy doktor, to okropne pomieszczenie, ty ratujący mnie, ojciec Bronz, czarownice — to naprawdę są czarownice, Cal?

— W pewnym sensie. — Skinąłem głową, — Przynajmniej one tak sądzą.

Wpatrywała się we mnie wzrokiem, jakim nikt przedtem na mnie nie patrzył.

— Mogłeś tak łatwo uciec, a jednak zabrałeś mnie ze sobą — wyszeptała cichutko, prawie do siebie samej. Jej głos załamał się trochę, kiedy powiedziała: — Och Cal, przytul mnie! Przytul mnie! Proszę!

Zbliżyłem się do niej i uścisnąłem lekko, ale ona przywarła do mnie z całych sił. W końcu westchnęła, a ja ujrzałem w jej oczach łzy.

— Kocham cię, Cal — niemal zatkała i przytuliła się do mnie ponownie.

Patrzyłem na nią, nie bardzo pojmując jej zachowanie i własną reakcję na nie.

— Ja… ja też cię kocham, moja malutka Ti — odpowiedziałem i przytuliłem ją mocno, pełen zachwytu i zadziwienia, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, iż to, co mówię, choć tak niewiarygodne, jest prawdą.


Wioska opustoszała. Widziałem jedynie dymiące resztki ogniska i pusty kocioł. Ani znaku życia, chociaż wokół rozbrzmiewał nieustanny chór owadów.

I nagle ten chór zamilkł.

Było to niesamowite i niewiarygodne. Przez chwilę myślałem, że ogłuchłem, tak absolutną była ta cisza. Żadnego dźwięku, żadnego szmeru. Nawet wiatr ustał.

Równie nagle i niespodziewanie ze wszystkich stron nadbiegły bardzo głośne i przeszywające skrzeczenia i piski, a gwałtowny wicher uderzył w drzewa. Siedziałem w chacie, wiedząc iż niewiele mogę zdziałać, a jednocześnie zdecydowany byłem zobaczyć to, co zobaczyć się uda. Ti, choć unieruchomiona i bardzo osłabiona, również chciała obserwować walkę, a kiedy protestowałem przeciwko jej obecności w pobliżu drzwi, ona nie zgadzała się na to, bym ja się narażał. Poddałem się i prowadziliśmy obserwację oboje, zachowując jak najdalej posuniętą ostrożność.

Besile uniosły się lekko w powietrze z ukrycia znajdującego się w odległości zaledwie jakichś stu metrów od wioski czarownic. Chociaż nie mogłem widzieć tego co znajdowało się za mną, z ich rozmieszczenia domyśliłem się, że otaczają kręgiem całe to miejsce.

Podziwiałem niewiarygodną łatwość, z jaką wznosiły się te stworzenia i zawisały nieruchomo w powietrzu na wysokości mniej więcej dwudziestu metrów, tuż ponad szczytami drzew.

Jeden z nich wysunął się do przodu i poszybował w kierunku centrum wioski, po czym opuścił się na wysokość czterech czy pięciu metrów. Podziwiałem jego lekkie ruchy, kiedy moją uwagę przyciągnął jeździec kierujący besilem.

— Artur — usłyszałem szept Ti.

I rzeczywiście był to burgrabia dziedziny Zeis. Z jego postaci promieniowała lodowata moc, wyczuwalna prawie jak coś żywego.

— Wiedźmy! — zawołał grubym głosem. — Chcę mówić z waszą przywódczynią! Nie ma potrzeby prowadzić tu dzisiaj walki!

Nagle, ni stąd, ni zowąd, ukazała się przed nim Sumiko O’Higgins w pełnym stroju i z wszystkimi oznakami swej władzy. Nie miałem najmniejszego pojęcia, skąd się tam wzięła.

— Mów, zbrojny mężu! — odkrzyknęła. — Mów i idź precz! Nie masz tu żadnych praw i interesów!

Artur roześmiał się złowrogo, choć, jak zauważyłem, był nieco zaniepokojony jej nagłym pojawieniem i wyzywającym tonem.

— Prawa? Siła jest prawem, moja pani, o czym doskonale wiesz. Ty i twoja kolonia są tolerowane przez Wielkiego Księcia jedynie ze względu na usługi, jakie od czasu do czasu mu oddajecie, ale też tylko dlatego mógłbym was oszczędzić. Błądzisz, pani, mówiąc, że nie mam tutaj żadnych interesów. Nie kto inny jak sam lord Marek Kreegan polecił mi powrócić z Calem Tremonem, uciekinierem, który oddał się pod twoją opiekę. Przekaż go nam, a odejdziemy w pokoju. Wszystko pozostanie jak dawniej.

— Tylko Tremona? A dziewczyny nie chcecie? — spytała królowa czarownic, a ja doznałem nieprzyjemnego uczucia, że usiłuje dobić targu, z korzyścią dla siebie, ale na pewno nie dla mnie.

Artur ponownie się roześmiał.

— Zatrzymaj dziewczynę, jeśli chcesz — rzucił lekko. — Chętnie pomożemy w doprowadzeniu jej do pierwotnego stanu. Musimy jednak dostać Tremo na, i dostaniemy go.

— Nie podoba mi się twój ton, wojowniku — odparła O’Higgins. — Jesteś tak przyzwyczajony do władzy absolutnej, że twoja arogancja stanie się twoją zgubą. Nie żyjemy tutaj dzięki tolerancji Wielkiego Księcia Kobe czy kogokolwiek innego. Marek Kreegan jest twoim panem, moim zaś jest szatan Malkrieg, książę ciemności, król piekieł, nikt inny.

Jej przeciwnik zignorował cały ten komentarz, a ja usłyszałem, jak Ti wyszeptała cichutko:

— Brawo, czarowniczko! Przemów mu dobrze do słuchu! Wyglądając groźnie i wspaniale na swoim czarnym rumaku.

Artur odpowiedział:

— Rozumiem, że nie oddasz uciekiniera po dobroci?

— Nie darzę go szczególną sympatią — odpowiedziała czarownica — ale mam jej jeszcze mniej dla ciebie i twoich panów. Jeśli zaatakujesz, zostaniesz całkowicie zniszczony. Wybór należy do ciebie.

Artur patrzył na nią gniewnie przez krótką chwilę, po czym niewidocznym niemal dotknięciem stopy skierował besila na powrót do czekającej formacji. Sumiko O’Higgins pozostała na miejscu i chociaż podziwiałem jej odwagę, uważałem, że biorąc wszystko pod uwagę, nie postępuje ona zbyt mądrze.

Nagle, w równie tajemniczy sposób w jaki pojawiła się przedtem Sumiko, wszystkie czarownice znalazły się na miejscu, ustawione w krąg na obwodzie wioski i zwrócone ku napastnikom. Nie widziałem u nich żadnej broni.

Na znak Artura po dwa besile z obydwu jego boków poszybowały naprzód, a ich jeźdźcy wycelowali groźnie wyglądające kusze, przypominające małe działka, zamontowane na siodłach przed nimi. Wszyscy czterej mierzyli wprost w Sumiko, a zbliżywszy się wystrzelili równocześnie i strzały wyleciały z ogromną siłą w kierunku stojącej poniżej, ubranej na czarno, postaci.

Z piersi wyrwał mi się krzyk, ale w tym samym momencie Sumiko wykonała delikatny ruch ręką i wszystkie cztery strzały wylądowały na ziemi wokół niej. W tym momencie, co trzecia czy też co czwarta kobieta z tego długiego, ludzkiego kręgu, odwróciła się do jego wnętrza, a O’Higgins wskazała im czterech jeźdźców.

To, co potem nastąpiło, było wręcz niewiarygodne. Mężczyźni, choć przymocowani do swych rumaków grubymi, mocnymi pasami, wyrwani zostali z siodeł, jakby wyciągnęła ich stamtąd jakaś gigantyczna dłoń, i rzuceni na ziemię z siłą na pewno większą niż siła grawitacji. Żaden się nie poruszał.

Artur ryknął z gniewu, a jego żołnierze zbliżyli się i swą straszliwą broń — włócznie, strzały i różnego rodzaju pociski — skierowali bezpośrednio w krąg utworzony przez kobiety. Grad śmiercionośnych pocisków runął na czarownice.

Wszystkie były niecelne.

Sumiko wykonała następny gest, rysując obiema dłońmi jakiś symbol w powietrzu. Besile zawyły, a kilka z nich spadło na ziemię jak kamienie, przygniatając swymi ciałami jeźdźców.

Zaczynałem pojmować, że ta kobieta rzeczywiście dysponuje czymś bardzo konkretnym.

Artur nie zmienił stanowiska, lecz nakazał swemu oddziałowi przegrupowanie. Przyszło mu do głowy, tak jak i mnie, że należy przerwać ten krąg ludzkich ciał i reorganizował swe siły, by dostosować się do sytuacji.

— Strzelać do kręgu z zewnątrz! — usłyszałem jego wrzask. — Zwalić je wszystkie na ziemię!

Teraz wszystkie czarownice ponownie odwróciły się na zewnątrz, a Sumiko O’Higgins stanęła pośrodku otwartej przestrzeni, dosłownie na szczycie tego ołtarza, czy co to tam było. Wydała jakiś rozkaz, i wszystkie kobiety obróciły się twarzami ku niej, wbijając w nią wzrok. Nie rozumiałem tego, ale nie martwiłem się już tak bardzo. Pomyślałem sobie, że Artur pobiera dzisiaj nawet większą lekcję niż ja sam.

— O, szatanie, królu wszystkich! — zawołała Sumiko, przybierając postawę przypominającą uprzedni trans. — Przekaż swą moc twej służce, by ci niewierni przywołani zostali do porządku!

Wojsko Artura utworzyło krąg na zewnątrz kręgu czarownic i przygotowało się do ataku. Królowa czarownic uniosła twarz ku niebu, rozwarła szeroko oczy jak w jakimś hipnotycznym stanie i wyciągnęła ramiona, jak gdyby były bronią skierowaną w besile. Zaczęła się obracać w miejscu i choć nic konkretnego nie zauważyłem, to jednak mogłem dostrzec, jak pośród tego latającego kręgu pojawił się trzaskający ogień, rodzaj dziwnego, piekielnego ognia, który ujrzałem po raz pierwszy, kiedy spłonął Kronlon. Zerknąłem na krąg kobiet i zobaczyłem, że zahipnotyzowanym wzrokiem patrzyły na swoją przywódczynię.

— Używają jej jako przekaźnika! — krzyknąłem zdziwiony. — Wlewają w nią cały swój lęk i całą nienawiść!

Część pocisków wyrzuconych przez nieprzyjaciela dosięgła celu. Kilka kobiet upadło krwawiąc, były nieprzytomne czy może martwe, ale pozostałe nie zachwiały się, nawet nie spojrzały na swe leżące siostry. Ich koncentracja była absolutna.

Jeden po drugim, rażeni niewidzialną siłą, żołnierze dziedziny Zeis zamieniali się w pył, nie opuszczając siodeł, a czasami zwalani najpierw na ziemię. Widziałem, że Artur cofnął się nieco i wołał do innych, by rozerwali szyki i dołączyli do niego. Minęły zaledwie trzy czy cztery minuty od rozpoczęcia ataku, a napastników pozostało mniej niż połowa.

— W porządku, wiedźmo! — zawołał. — Jak powiedziałem, siła jest prawem, a w tej chwili siła znajduje się po twojej stronie! Kiedy jednak wieści dotrą do dziedzin, siła zmobilizowana przeciwko tobie będzie o wiele potężniejsza od wszystkiego, co widział ten świat! Raduj się swoim zwycięstwem… tymczasem! — Wykrzyczawszy te słowa, oddalił się.

Królowa czarownic opuściła ramiona i wykonała jeszcze jeden gest, jeszcze jeden znak; czary przestały działać. Kobiety zataczały się i potykały, niektóre upadały, a inne pochylały się, by nieść im pomoc.

O’Higgins w jednej chwili wyszła z transu i zaczęła wydawać rozkazy.

— Zająć się rannymi — wołała. — Chcę otrzymać raport o naszych stratach tak szybko jak to możliwe! — Odwróciła się i ruszyła do chaty, w której ukrywałem się razem z Ti.

— Ojej! — wyszeptała Ti. — Nigdy w życiu nie widziałam czegoś podobnego. — Zachichotała. — Ta mina Artura! Niejeden pionek z Zeisu oddałby życie, by ujrzeć takie lanie!

— Nie lekceważ go — powiedziałem. — Przegrał bitwę, ale nie wojnę. Napotkał broń, o której istnieniu nie miał pojęcia i zapłacił wysoką cenę, ale nie został pokonany. Nie żartował, grożąc, iż powróci z superarmią. Muszą zgnieść siłę taką jak ta, bo inaczej nie będą mogli spać spokojnie w swoich zamkach.

Zobaczyłem, jak ojciec Bronz wynurza się z jednej z chat, najwyraźniej pod wrażeniem wydarzeń. Razem z Sumiko wszedł do naszej chaty.

— Ile udało ci się dostać? — spytała księdza.

— Chyba sześć — odpowiedział. — Resztę trzeba było zniszczyć. Czy to wystarczy?

— Nie bardzo — rzuciła ostro. — Ale nie mamy wyboru.

— Nie obwiniaj mnie — odparł równie zdecydowanie. — To ty je zestrzeliwałaś. Ja jedynie zbierałem resztki.

Patrzyłem na nich zupełnie zdezorientowany.

— O czym wy, do diabła, gadacie? — spytałem z naciskiem. — Gdzie byłeś podczas bitwy, ojcze?

Roześmiał się.

— Zbierałem resztki. Potrzebne nam są besile. Więc, kiedy Sumiko i jej przyjaciółki zajmowały się jeźdźcami, udało mi się złapać sześć sztuk.

O’Higgins skinęła głową.

— O to nam właśnie chodziło. Dlatego pozwoliłam, by Artur odnalazł naszą wioskę. Miałam jednak nadzieję, że złapiesz ich więcej… przynajmniej tuzin.

— Miałabyś tuzin, gdybyś nie usmażyła i nie zmiażdżyła aż tylu — rzekł Bronz. — To był niesamowity widok, Sumiko. Naprawdę cię nie doceniałem. Nawet kiedy mi o tym mówiłaś ubiegłej nocy, nie mogłem uwierzyć, iż to, co mówisz, jest prawdą. Zakumulowana i przekazywana moc Wardena! To niewiarygodne!

Wzruszyła ramionami.

— Nie ma żadnych praw, które by tego zabraniały. Organizmy Wardena tak naprawdę nie widzą różnicy pomiędzy komórką ciała ludzkiego, rośliny, a molekułą miedzi, tyle że ich kod genetyczny, czy to co mają w jego miejsce, wpływa na to, w czym one się znajdują. Jeśli potrafimy mówić, by tak rzec, do organizmu Wardena znajdującego się w czymkolwiek i potrafimy polecić mu wykonanie czegoś, co mu nie odpowiada, to znaczy, jeśli potrafimy go przeprogramować, to będziemy w stanie rozkazać mu wykonanie wielu innych rzeczy. To trochę tak jak z komputerem, Augie. Możesz go zaprogramować, żeby wykonał, co zechcesz, jeśli tylko wymyślisz, jak to zrobić.

Jesteś nazbyt skromna powiedział szczerze, najwyraźniej w ogóle nie siląc się na komplement. — To monumentalne odkrycie. Coś zupełnie nowego, zupełnie innego. Zmieni to Lilith w sposób, w jaki rewolucja przemysłowa zmieniła Ziemię!

Na te ostatnie słowa zareagowała szyderczym śmiechem.

— Możliwe — rzekła — jeśli zdecyduję się przekazać to ludziom, jeśli da się to kontrolować w tak wielkiej skali jak planetarna.

Byłem wstrząśnięty, kiedy wyobraziłem sobie implikacje tego odkrycia, odkrycia, które powodowało, że argumenty Bronza przeciwko rewolucji społecznej na Lilith traciły swą aktualność.

— Niemniej posiadasz środki wystarczające, by zniszczyć hierarchię! Pionki mogą zyskać moc decydowania o swych własnych sprawach! — powiedziałem.

Prychnęła pogardliwie.

— A na jakiej podstawie sądzisz, że zrobią to lepiej od tych, którzy teraz decydują? Może zrobią to nawet gorzej.

Pominąłem milczeniem ten jej cynizm, bowiem naszły mnie czarniejsze myśli.

— Wiesz, że on wróci, to znaczy, Artur. Z piekielną siłą. Co zamierzasz uczynić?

— Nic, drogi chłopcze — odrzekła. — Absolutnie nic. Dziwi cię to? Cóż, a czy uwierzysz, że tego miejsca nie da się odkryć, chyba że sama sobie tego zażyczę? Och, naturalnie, że tu wrócą. Możliwe, iż nawet w towarzystwie kilku rycerzy czy też starego księcia we własnej osobie. Polatają sobie w kółko, przeczeszą teren na ziemi i po prostu nic nie zobaczą. Będą się wściekać, ale mogą wylądować nawet na środku tamtego wrzosowiska, a wioski i tak nie ujrzą. A niby jak, według ciebie, byłyśmy w stanie przetrwać tak długo?

Sam Bronz kręcił z podziwem głową.

— Sumiko, potrafię zaakceptować koncentrację mocy Wardena, odkąd mój umysł jest zdolny ją pojąć, ale to! To jest po prostu niemożliwe!

Roześmiała się figlarnie i uszczypnęła go w policzek.

— Augie, jesteś miłym gościem, choć reprezentujesz sobą wszystko, czego nie znoszę, dlatego radzę ci, byś w to jednak uwierzył. Życie wyda ci się wtedy o wiele prostsze.

— Ale jak, Sumiko? — chciał wiedzieć. — Jak?

Uśmiechnęła się i powiedziała.

— Cóż, jedyne, co mogę zrobić, a co pozwoli ci to jakoś pojąć, to przypomnieć fakt, że organizm Wardena znajduje się w każdej cząstce naszego ciała, włącznie z mózgiem. Nie odkryłam tu żadnej magicznej formuły, Augie! Jedyne, co uczyniłam to to, że nauczyłam się rozmawiać z tym małym stworzonkiem we właściwy sposób.

— Ojcze Bronzie! — zawołała Ti.

Odwrócił się i twarz rozjaśniła mu się na jej widok. Podbiegła do niego i uścisnęła go, a on odwzajemnił jej się uściskiem i uśmiechem.

— Proszę, proszę! — powiedział. — Mała Ti znowu jest z nami!

— Co przypomina, że należy pilnie stąd wyruszyć — wtrąciła Sumiko. — Pójdę teraz sprawdzić nasze straty i dopilnować wszystkiego. Wy odpocznijcie. System obrony już działa od nowa. Mamy przed sobą długą, nocną jazdę, pierwszą z wielu, jakie nas czekają, i wszyscy powinni być wypoczęci.

Bronz patrzył na nią zaskoczony.

— Mamy?

Skinęła głową.

— Już od dłuższego czasu chciałam się dowiedzieć, co takiego wiedzą ci starzy głupcy z Moab czego ja nie wiem — odpowiedziała. — A teraz kiedy zostałyśmy zdekonspirowane, chcę wiedzieć jak najwięcej. Poza tym mogę się wam przydać, by zapobiec ewentualnemu powrotowi Ti do poprzedniego stanu.

Zwróciłem się do ojca Bronza.

— Mam nadzieję, że też z nami jedziesz. Nie jestem pewien, czy wytrzymałbym dziesięć dni pod ochroną samych czarownic.

Roześmiał się.

— Pewnie, że pojadę. I tak zamierzałem to uczynić. Nie byłem w Moab już od wielu lat i zżera mnie ciekawość, jak tam jest. Nie spodziewaj się jednak żadnych cudów. Wiedzą oni zapewne o organizmie Wardena więcej niż ktokolwiek, — z wyjątkiem być może Sumiko, sądząc po jej ostatniej akcji — ale nie są to bezinteresowni naukowcy. W ostatnich latach zaszło tam kilka… hm, niefortunnych zmian, że się tak wyrażę.

Загрузка...