12

Na tle stojących już szalunków niewielkich kopuł, których skupiska miały tworzyć przyszły ośrodek zdrowia, pracowała jakaś maszyna, wyrównując pod jego budowę szczyt urwistego cypla. Talitha Warr pewnie poruszała się po placu budowy, udzielając instrukcji majstrowi, za którym szła Dalia. Oboje bacznie słuchali uwag panny Warr.

— Niezła ściana — rzekła Talitha. — Wolałabym, żeby nikt z niej nie spadł. Pacjenci szpitala będą mogli tu przychodzić, by podziwiać widoki morza i nacieszyć się wiatrem.

Majster skrzywił się i podrapał po głowie.

— Pacjenci szpitala? — zdziwił się. — W planach nie ma żadnego szpitala.

— Szpital będzie z tyłu, za ośrodkiem zdrowia — powiedziała Talitha. — W miarę możliwości postaramy się zapewnić pacjentom pobyt w budynkach w stylu miejscowym. Lepiej będą się czuli w znanym sobie otoczeniu. W ośrodku będą różne gabinety lekarskie i zabiegowe oraz laboratoria.

— Aha.

— Tam urządzimy plac zabaw dla dzieci — Talitha pokazała ręką — a tu chciałabym założyć typowy park z fontanną i najpiękniejszymi kwiatami i krzewami, jakie tylko można znaleźć na Langri. Teraz pomówmy o drodze do plaży. Chcę, żeby była jak najmniej stroma. Chorzy pacjenci będą musieli się po niej wspinać, albo prosić przyjaciół o zaniesienie na górę. Chciałabym mieć dla nich windę, lecz obawiam się, że byłoby to zbyt kosztowne.

— Nie musi — rzekł majster. — Coś się dla pani wykombinuje. Talitha zdecydowanie pokręciła głową.

— Wuj zaproponował mi platformę wciąganą za pomocą lin, blików i innych rzeczy, ale nie zgodziłam się. Nie chcę, żeby moi pacjenci spadali z tej platformy. Pozostańmy przy drodze, ale o jak najmniejszym spadku.

Arie Hort i Starszy stali na skraju lasu, patrząc na leżący w dole plac budowy ośrodka zdrowia oraz dalej na brzeg i rozległą przestrzeń morza.- Hort opuścił lornetkę.

— Panna Warr zawzięcie szefuje — rzekł. — Widzi mi się, że nieźle im idzie. To będzie całkiem przyjemny budynek. Kamień spadł mi z serca, bo bałem się, że będą budowali z tych ohydnych prefabrykatów.

Starszy nie mówił nic. Hort patrzył nań przez chwilę, a potem jeszcze raz podniósł lornetkę do oczu.

— A więc Dalia zostanie pielęgniarką — zauważył.

— Będzie ją uczyć panna Warr — rzekł Starszy. — To dobrze, prawda?

— Oczywiście. Trudno mieć coś przeciwko ośrodkom zdrowia, przychodniom i tym podobnym rzeczom, nawet gdy Wembling sprowadza tysiąc razy więcej materiałów i żywności niż potrzeba ośrodkowi zdrowia. Czy ostatnio rada pofatygowała się, żeby popatrzeć na lądowisko? Kontenery ustawiono tam w ośmiowarstwowych rzędach, po osiem sztuk w każdym rzędzie, na całej długości lądowiska.

— Narrif mówi, że jest już zmęczony bezsensownymi oskarżeniami ambasadora.

— Wielka szkoda. Powinni mieć chociaż jakieś pojęcie, czego potrzebuje taki niewielki budynek, jak ośrodek zdrowia. Przypuszczam, że około dziesięciu kontenerów, toteż ktoś powinien zapytać ambasadora, co zamierza zrobić z pozostałymi sześcioma setkami. Miejmy nadzieję, że Fornri i ci prawnicy będą gotowi do działania w chwili, gdy radzie otworzą się oczy.

— Narrif uważa, że ci prawnicy są niepotrzebni. Mówi, że nie można dopuścić, aby Fornri opłacił ich z pieniędzy należących do Langri.

— To podejrzana sprawa, że Narrif coraz bardziej zaprzyjaźnia się z ambasadorem — rzekł Hort. — Zauważyłem jego codzienne wizyty w ambasadzie.

— Ja też to zauważyłem.

Usiedli na pniu powalonego drzewa; Hort w dalszym ciągu obserwował przez lornetkę plac budowy ośrodka zdrowia.

— Zauważyłem, że Narrif zaleca się do Dalii — powiedział Hort. — Czyżby zmieniła obiekt swych pragnień? Starszy uśmiechnął się.

— Sądzę, że jej pragnienia zawsze będą związane z Fornrim.

— Szkoda, że tego sobie nie uświadomiła przed jego wyjazdem. Najbardziej dotknęło go to, że wystąpiła przeciw niemu.

— Ależ ona to sobie uświadomiła — rzekł Starszy. — Była tam przy statku. Może by się z nim rozmówiła, ale ponieważ my staliśmy przy Fornrim, zwlekała z tym aż było za późno. Widziałem, jak po odlocie statku płakała w lesie nad lądowiskiem. Przerwał.

— Wczoraj — dodał — pytała o niego.

— Dziwnym zbiegiem okoliczności Wembling również pytał o Fornriego. Jeszcze nie bardzo rozumie, co się dzieje, a jest niesłychanie podejrzliwy. Dobrze zrobiliśmy mówiąc Fornriemu, żeby nie przysyłał nam żadnych wiadomości. Wembling przekazuje mi wprawdzie moją pocztę, ale przedtem ją otwiera.

— Czy wygodnie żyje się panu samotnie w lesie? — spytał Starszy z troską w głosie. — Każda wieś byłaby zaszczycona, gdyby pan w niej zamieszkał.

— Dziękuję, ale jest mi tam bardzo dobrze. Mieszkanie w chacie, którą zbudowałem własnymi rękami, daje mi satysfakcję, choć zupełnie nie potrafiłem prawidłowo utkać ścian.

— Mógłby pan zbudować własną chatę w jednej ze wsi.

— To prawda, ale uważam, że tam, gdzie mieszkam, jestem bardziej przydatny. Jestem dostatecznie blisko, by mieć oko na różne niegodziwości Wemblinga, ale nie aż tak blisko, żeby mu zawadzać. Może pan powiedzieć Dalii, że z Fornrim na pewno jest wszystko w porządku. Opiekuje się nim mój przyjaciel. Boję się tylko, żeby Wemblingowi nie udało się zbudować uzdrowiska i uruchomić go, zanim Fornri skontaktuje się z prawnikami.

Hirus Ayns powrócił na pokładzie jednego ze statków transportowych firmy Wembling and Company, a kiedy schodził z trapu, czekał tam na niego Wembling. Niecierpliwie schwycił go za rękę.

— No jak? — spytał.

— Bez problemu — rzekł Ayns. — Mam te twoje uprawnienia.

— Zaczynałem się już martwić.

— Powiedziałem ci, że to potrwa, a ty nie chciałeś, żeby się z tobą kontaktować.

— Wiem, wiem, jakikolwiek przeciek wszystko by popsuł. Miałem szczęście, że tubylcy nie skonfiskowali mi tego, co tu zgromadziłem, bo nie miałem żadnych podstaw prawnych, żeby temu zapobiec. Naprawdę masz te uprawnienia?

Ayns uśmiechnął się szeroko i wręczył mu dokument. Wembling z zapałem zapoznawał się z jego treścią. Potem odwrócił się.

— W porządku! — wykrzyknął. — Wyładować maszyny i do roboty! Hirusie — zwrócił się do Aynsa — co z resztą moich robotników?

— Przylecą pojutrze.

— Dobrze. Teraz możemy już skończyć z tym przeklętym udawaniem i zabrać się do pracy.

Robotnicy zdejmowali brezent przykrywający długie rzędy ogromnych kontenerów. Z jednego końca ściągali maskowanie i usuwali cegły zasłaniające maszyny budowlane. Rozległ się warkot silnika i pierwszy spychacz pełzał już po lądowisku. Za nim ruszyły następne maszyny. Wszędzie widać było geodetów, uwijających się w poszukiwaniu ukrytych punktów mierniczych, które teraz zastępowali palikami. Obserwując wszystko z głęboką satysfakcją, Wembling zobaczył, jak pierwsza maszyna wgryzła się głęboko w langryjską ziemię.

Dalia krążyła od wsi do wsi, opowiadając o ośrodku zdrowia i rekrutując młodych ludzi na kursy pielęgniarskie, które miały się w nim odbywać. Był to pomysł panny Warr, że każda wieś powinna mieć własną, przeszkoloną pielęgniarkę.

Narrif zaofiarował się, że będzie woził Dalię. Zorganizował zespół chłopców, którzy służyli jako wioślarze, a potem wszyscy ruszyli wzdłuż wybrzeża, zatrzymując się przy każdej osadzie. Zapadał zmierzch, kiedy dotarli do ostatniej spośród wsi, które Dalia zaplanowała sobie odwiedzić tego dnia, a gdy skończyła swe zajęcia, Narrif zaprosił ją na spacer, w tajemnicy przed nią odesławszy łódź z powrotem.

Znała jego pragnienie — by razem udali się na jedno z Altanowych Wzgórz i wspólnie spędzili tam noc — i zdecydowanie odmówiła. Od wyjazdu Fornriego często ją o to prosił, ale nawet gdyby jej uczucia uległy zmianie, nigdy nie wyraziłaby zgody, ponieważ nie dała Fornriemu złamanej gałązki. Dalia jednak nie miała zamiaru tego robić — gdyby między nimi znalazła się złamana gałązka, musiałby ją położyć Fornri — lecz Narrif myślał, że dlatego nie dała jej Fornriemu, gdyż tak nagle wyjechał, więc starał się ją przekonać, iż w tej sytuacji dawanie gałązki jest zbędne.

Szedł za nią przez las i mówił, zaciekle argumentując, że Fornri uciekł jak tchórz, ponieważ rada pozbawiła go przywództwa. W dalszym ciągu robił zgryźliwe uwagi, kiedy szli leśną ścieżką niedaleko ambasady, gdy nagle dotarły do ich świadomości dziwne dźwięki, które spowodowały, że zamilkł.

Skręcili ze ścieżki w las i — bardzo ostrożnie, bo dźwięki były przerażająco dziwne — skierowali się ku jego skrajowi i wyjrzeli, rozchylając liście.

Między nimi a morzem ziemię przecinały straszliwe bruzdy. Rozdzierały ją potwory o dziwnych kształtach, inne zaś obalały i pożerały drzewa. W pobliżu plaży stały rzędem dziwne domy, podobne do budynków ambasady. Kiedy tak patrzyli, z czegoś płaskiego uniosły się nagle w górę ściany i dach i powstał następny dom.

Dalia patrzyła na to przerażające spustoszenie szeroko otwartymi oczami.

— Fornri miał rację! — wykrzyknęła gniewnie. — To ambasador jest naszym wrogiem!

Загрузка...