10

Talitha i Aric Hort siedzieli przygnębieni naprzeciwko siebie przy stole w jadalni ambasady. W pobliżu pojawił się automatyczny kelner, ale nic z tego, co mógł im tego ranka zaoferować, nie wzbudziło ich zainteresowania.

W końcu Talitha wypaliła ze złością:

— Każde laboratorium biologiczne w parę godzin opracowałoby specyfik na te choroby. Reakcja Hona była równie gorzka.

— Niestety, nie mam ze sobą takiego laboratorium.

— Zwykły wykwalifikowany lekarz przeszkolony w zakresie analizy biologicznej…

— Jeśli spotka pani jakiegoś na plaży, proszę go tu przysłać, a ja go zagonię do roboty.

— Czy choroba ta powoduje wiele zgonów?

— W tym miesiącu Dabbi była trzecim przypadkiem.

W ciągu poprzednich dwóch miesięcy nie było żadnego, ale jeszcze miesiąc przedtem było ich osiem. W porównaniu z liczbą ludności — niewiele. Chorobę wywołują oczywiście bakterie i przy tym trzeba się dość głęboko zranić. Jeśli oba te czynniki występują łącznie, śmiertelność jest stuprocentowa.

Wszedł Wembling. Wesoło skinął im głową, a kiedy nie odpowiedzieli, nagle sobie przypomniał.

— Dziecko zmarło?

Żadne z nich nie odpowiedziało.

— Szkoda — powiedział. — Należy żałować, że nie mają pojęcia o medycynie.

Podszedł do automatycznego kelnera, przejrzał menu śniadaniowe, nacisnął odpowiednie guziki i otrzymał tacę z parującym daniem. Przy niósł tacę do ich stolika i dosiadł się, a kiedy brał do ust pierwszy kęs, zauważył, że oni nie jedzą.

— Już po śniadaniu? — spytał.

— Może już nigdy nie będę mogła jeść — odpowiedziała Talitha.

Weszli pozostali członkowie personelu, przywitali ich chórem głosów i otoczyli automatycznego kelnera.

— Chyba najwyższy czas, żebyś zmienił jego program — rzekła Sela Thillow do Renolda. — Wszystko zaczyna smakować jednakowo i samo menu też jest parszywe.

— Spróbuj, może uda ci się wymanić od niego kawałek kolufa — powiedział Hirus Ayns.

Zanieśli swe tace do drugiego stołu. Talitha odezwała się do wuja:

— Czy widziałeś kiedykolwiek na własne oczy śmierć dziecka? Patrzył na nią zdziwiony.

— Taka śmierć jest absolutnie niepotrzebna — kontynuowała.

Wembling kiwnął głową.

— Oczywiście. Zdrowie jest zawsze problemem tam, gdzie medycyna jest na niskim poziomie. Życie na takiej planecie jest niebezpieczne — coś takiego mogło się przydarzyć każdemu z nas.

Wzruszył ramionami, żeby pokazać, jak lekceważy sobie niebezpieczeństwo i dalej zajadał się śniadaniem.

— Wujku! — wykrzyknęła Talitha. — Marnujesz czas, kopiąc dla sławy rowy odwadniające. Zbuduj tubylcom ośrodek zdrowia!

Wembling wzruszył ramionami.

— W ten sposób pokazałbym tylko, że jestem bogaty, o czym i tak już wszyscy wiedzą. W każdym razie kosztowałoby mnie to więcej niż zysk z popularności.

— A co jest takie drogie w małej przychodni?

— Personel. Żaden medyk nie zostawi wygodnego stanowiska, żeby pracować na jakiejś prymitywnej planecie, o ile nie dostanie ogromnej pensji. Będzie również chciał, żeby go szczodrze zaopatrzyć w personel pomocniczy, a także w sprzęt laboratoryjny i naukowo-badawczy. Finansowanie czegoś takiego kosztowałoby co roku fortunę. Hirusie?

Ayns wszystko słyszał. Zawsze słuchał.

— Zależy, co chce się osiągnąć — powiedział. — Zbudowanie tutaj ośrodka zdrowia typu spotykanego na cywilizowanych planetach, byłoby niesłychanie kosztowne. Z drugiej strony, niewielka przychodnia z lekarzem, któremu gdzie indziej się nie powiodło i który tylko czeka na stałą posadę…

Wembling pokręcił głową.

— To na nic. Tego rodzaju rozwiązanie będzie tylko innym sposobem zabijania tubylców. Żeby wszystko zrobić dobrze, trzeba wydać fortunę. Z pewnością kosztowałoby to znacznie więcej niż pragnąłbym wydać na ten cel.

— To postaraj się o pomoc rządu — rzekła Talitha.

— Tego nie da się załatwić. Langri jest planetą niepodległą, co oznacza, że problemy zdrowia ma rozwiązywać we własnym zakresie. Gdyby to był świat zależny, można by nakłonić rząd do założenia tutaj ośrodka zdrowia.

— To zmień status Langri.

— Może jednak tubylcy uważają, że niezależność jest więcej warta niż ośrodek zdrowia — zauważył Hort. Talitha zignorowała tę uwagę.

— A może zaproponować lekarzom i technikom darmowe wczasy w zamian za pracę na pół etatu w ośrodku zdrowia? „Wczasy w raju” — to powinno przyciągnąć paru lekarzy.

Słowa Talithy ubawiły Wemblinga.

— Daleka podróż zakończona pracą na pół etatu to żadne wczasy. Nie, na Langri nie będzie ośrodka zdrowia, póki tutejszy rząd nie będzie mógł go założyć i utrzymać, a nie wyobrażam sobie, skąd weźmie pieniądze. Żadna planeta nie zgromadzi wymienialnych kredytek, jeśli nie może niczego zaoferować innym, a Langri…

Przez pełną napięcia chwilę Wembling wpatrywał się w Talithę szeroko otwartymi oczami. Potem zerwał się na równe nogi i ruszył spiesznie ku drzwiom. Talitha zawahała się, wymieniła spojrzenia z Arikiem Hortem, a potem poszła za wujem. Hort ruszył za nią. Wembling poderwał się, a pozostali na moment przerwali jedzenie, ale nikt się nie ruszył, by pójść za nim. Kiedy Wembling kogoś potrzebował, wzywał go.

Talitha i Hort dogonili Wemblinga na plaży. Wymachując w podnieceniu rękami, stał w miejscu, gdzie fale załamywały się łagodnie tuż przy jego sandałach.

— To jest odpowiedź! — wykrzyknął. — Lud langryjski może założyć ośrodek wczasowy, a uzyskane z niego dochody przeznaczyć na finansowanie przychodni zdrowia lub czego tylko będzie chciał. Zakładając im taki ośrodek, zdobędę popularność.

— Nie sądzę, by tubylcy chcieli tutaj mieć tłum turystów — rzekł Hort.

Wembling wykrzywił się doń w uśmiechu.

— Hort, wyrzucam pana z pracy. — Odwrócił się do morza i podniósł ręce jak wizjoner: — Langri! Nawet ta nazwa brzmi jak raj dla wczasowiczów. W tym sektorze jest mnóstwo jałowych światów, gdzie życie jest albo utrudnione, albo monotonne, a mieszkający tam ludzie chętnie by duszę zaprzedali diabłu za wakacje na takiej planecie jak ta. Spójrzcie na ten ocean. Na lasy. Na wszelkiego rodzaju piękno przyrody. Słowo „raj” to za mało powiedziane. Jakżeż mogłem być tak ślepy?

Teraz dopiero Hort zaniepokoił się naprawdę.

— Nie sądzę, żeby tubylcy…

— Niech pan nie gada głupstw — przerwał mu Wembling — oddanie kawałka tej plaży na ośrodek turystyczny nie przyniesie tubylcom żadnej szkody. Mogą nawet znaleźć tam pracę i bogacić się. Jeśli nie zechcą, sprowadzimy innych, a oni i tak się wzbogacą.

Podniecony krążył tam i z powrotem.

— Jakżeż mogłem być tak ślepy? To musi mi zapewnić rozgłos, Tal, a ty będziesz panią domu w ambasadzie na Binoris.

Zwrócił się do Horta.

— Niech pan sprowadzi Fornriego. Hort wahał się przez chwilę, wzruszył ramionami, a potem odszedł.

Wembling znów zaczął krążyć po plaży.

— I co o tym myślisz? — rzucił przez ramię.

— Uważam to za cudowny pomysł — odpowiedziała Talitha. — Cokolwiek może zapewnić pomoc lekarską, której ci ludzie potrzebują…

Wembling nie słuchał jej.

— Lądowisko może pozostać tam, gdzie jest teraz. Na terenie ambasady postawi się osiedle dla pracowników. Cóż to będzie za ośrodek! — gwałtownie wymachiwał rękami. — Całe flotylle łodzi i statków spacerowych przy nabrzeżach!

— Podwodnych również — podsunęła Talitha.

— Wszystkie sporty wodne. Wędkowanie — te dziwne stworzenia w oceanie dostarczą mnóstwa rozrywki. „Nigdy nie wiesz, co złowisz, wędkując na Langri”. Co wieczór święto ludowe. Dla smakoszy uczty z jedzeniem przygotowanym przez tubylców. Byłem ślepy! Ciągle powtarzałaś, że ten świat wygląda, jakby był stworzony na wczasy, a ja nigdy nie spojrzałem na to z tej strony. Takie coś zrozumieją na Binoris — wykorzystanie zasobów świata, który nie wiedział, że je ma. To mi zapewni rozgłos. Stanowisko na Binoris…

Przerwał i mruknął:

— O, jak się pośpieszył.

Plażą zbliżali się Hort i Fornri. Wembling i Talitha ruszyli im na spotkanie.

— Szedł do pana — powiedział Hort do Wemblinga. — Chce nas zaprosić na uroczystości pogrzebowe Dabbi.

— Tak, tak, oczywiście przyjdziemy. Dziękuję, Fornri, mam świetny pomysł. Wszystkie problemy na Langri będą rozwiązane. Zbudujemy Langryjskie Centrum Zdrowia i pozbędziemy się śmiertelnej gorączki. Zbudujemy szkoły dla dzieci i będzie mnóstwo jedzenia i wszystkiego, czego Langri potrzeba.

Fornri grzecznie się uśmiechnął.

— To miło usłyszeć. A skąd to wszystko?

— Zdobędziemy to przy pomocy pieniędzy. Nie wiem, na ile pan zna te sprawy, ale bez pieniędzy niewiele można dokonać. Ośrodki zdrowia i tym podobne wymagają ogromnych sum, a pieniądze na to zdobędziemy dla planety Langri, zakładając ośrodek wczasowy.

Grzeczny uśmiech nie schodził z twarzy Fornriego, ale ton jego głosu był stanowczy i nie dopuszczał sprzeciwu:

— Nie, dziękujemy. Nam na tym nie zależy. O zmierzchu będziemy państwa oczekiwać na pogrzebie.

Cofnął się, uniósł dłoń w miejscowym geście pożegnania i odszedł.

Wembling stał i patrzył za nim.

— Miałaś rację — rzekł do Talithy. — Oni śmieją się ze mnie.

Ruszył w stronę ambasady. Hort zwrócił się do Talithy:

— A to dopiero zagadka! Sposób, w jaki Fornri odrzucił propozycje, wskazuje, że się jej spodziewał. Kiedykolwiek proponuje się im coś dziwnego, tubylcy zadają bardzo chytre pytania, a potem odchodzą, żeby wszystko przemyśleć. Tym razem Fornri odpowiedział w mgnieniu oka, a skąd mógł wiedzieć, co to jest ośrodek wczasowy?

Hort pragnął zobaczyć przygotowania do uroczystości pogrzebowych, poszedł więc za Fornrim do wsi. Talitha wróciła do ambasady i w biurze zastała wuja rozmawiającego z Hirusem Aynsem.

— Jeśli oni są tacy głupi, nie sądzę, żebyśmy mogli coś zrobić — powiedział Ayns.

— Dlaczego musisz mieć ich pozwolenie? — spytała Talitha. — Robisz to dla nich, prawda? Oferujesz im coś, co ratuje życie, a to im chyba nie może zaszkodzić?

— To ich planeta — odezwał się Wembling. — Oni tu decydują i już to zrobili.

— Może nie rozumieją, co zamierzasz zrobić. My wiemy, że „ośrodek zdrowia” oznacza ratowanie życia, ale dla nich mogą to być tylko puste słowa. Jeśli lud pierwotny czegoś nie rozumie, trzeba żeby decyzję powziął za nich ktoś, kto wie, o co idzie.

— Sądzę, że Fornri rozumiał — powiedział Wembling.

— Ciężko przeżył śmierć dziecka, a w chwilę później odrzuca coś, co ratuje dzieciom życie. Ośrodek wczasowy oznacza dla jego ludu przychodnię lekarską, szkoły, właściwe odżywianie, niezależne od połowów tych, jak im tam, kolufów, przyzwoite mieszkania i wszystko inne. Jakże mógł odrzucić to wszystko, jeśli rozumiał, o czym mówiłeś?

— On stoi na czele rządu niepodległej planety Langri — powiedział Wembling. — Czy rozumie, czy nie, to on decyduje.

Zwrócił się do Aynsa:

— Czy mamy odpis tego traktatu?


Ayns przyciągnął do siebie ogólny autoinformator i zaczął naciskać guziki.

— Tak. Już go mam. A po co ci?

— Jak na jego podstawie można uzyskać koncesje? Ayns nie śpieszył się z odczytaniem traktatu.

— Koncesje może wydawać tylko rząd Langri — rzekł w końcu. Wembling podszedł do okna.

— Jak sądzisz — rzucił przez ramię — w ilu miejscach znajdują się odpisy tego traktatu?

— W niewielu. To nie jest zbyt ważny układ.

— Z iloma byś sobie poradził?

— Z kilkoma. Może z połową. Ale znacznie łatwiej byłoby poradzić sobie z ewidencją, tak żeby na kilka lat układ zapodział się w komputerach. Czy kilka lat ci wystarczy?

— Wystarczy rok. Jakimże byłem durniem! Tyle miesięcy pracy, żeby wycisnąć tym głupim tubylcom parę mało ważnych rzeczy po to, żeby zostać ambasadorem na Binoris, a przecież nawet za bogactwa naturalne dziesięciu planet nie można kupić potencjału wczasowego, jakim dysponuje Langri. Miałem przez cały czas pod nosem najlepszy interes mego życia i nie zauważyłem go.

— A co z ośrodkiem zdrowia? — spytała Talitha.

— Będą mieli ten swój ośrodek zdrowia. Natychmiast. Będziemy musieli rozwiązać problemy zdrowotne na Langri, żeby chronić pracowników i turystów, a im wcześniej to zrobimy, tym lepiej. Hirusie, wracaj następnym kurierem i zajmij się tym traktatem. Jak już się z nim uporasz, zmienimy klasyfikację tej planety i wystąpimy o koncesję.

— Na to, żeby traktat się zawieruszył, trzeba czasu i pieniędzy — rzekł Ayns.

— Będziesz miał wszystko, czego ci potrzeba.

Wembling podszedł do biurka, wyregulował krzesło i usiadł przodem do Aynsa.

— Zajmując się traktatem, możesz też założyć biuro dla firmy Wembling and Company i wynająć jakichś sprytnych prawników. Postaraj się o dobrych fachowców od budownictwa i projektowania ośrodków wczasowych. Możemy natychmiast rozpocząć gromadzenie materiałów, żebyśmy mogli z tym ruszyć zaraz po otrzymaniu koncesji.

— A tubylcy nie sprzeciwią się temu? — spytał Ayns.

— Prawdopodobnie tak — Wembling uśmiechnął się do niego, pokazując zęby. — Powiem im, że to materiały do budowy ośrodka zdrowia, co częściowo będzie prawdą. Ośrodek zdrowia będzie budową pilotową.

— Będziesz potrzebował specjalisty do prowadzenia badań medycznych — powiedziała Talitha.

— Sprawny technik wystarczy. Sprowadzimy go, gdy tylko zakończymy budowę przychodni. Przeprowadzi tu badania i rozwiąże problemy medyczne, zanim otworzymy uzdrowisko. Parę przypadków śmiertelnej gorączki rozłożyłoby cały interes. Obiecuję ci, Tal, że rozwiążemy wszystkie problemy zdrowia tubylców. Będziemy musieli. Ośrodek zdrowia to dobra inwestycja, jeśli idzie o propagandę, a poza tym może się przydać, gdyby sprawa traktatu zaczęła śmierdzieć.

— Jeśli uzdrowisko da taką furę pieniędzy, powinieneś oddać część zysków tubylcom — wtrąciła Talitha — będziesz przecież korzystał z ich planety.

Wembling podniósł wzrok i popatrzył na Aynsa, który z wolna skinął głową.

— Dziesięć procent? — spytał Wembling. Ayns jeszcze raz skinął głową.

— Dobra myśl — rzekł Wembling. — Dziesięć procent dochodów przekażemy na ich konto. Kiedy kombinacje z traktatem wyjdą na jaw i tak będziemy do przodu. A te dziesięć procent zaświadczy, że postąpiliśmy jak ludzie. Zwrócił się do Talithy:

— Dobrze, Tal, twoi tubylcy dostaną ten swój ośrodek zdrowia i zapewnimy im dokładne badania nad ich chorobami. Dostaną również dziesięć procent od dochodów z uzdrowiska, co z czasem wystarczy na utrzymanie całej tutejszej ludności. Poza tym w uzdrowisku będzie mnóstwo posad, które będą mogli objąć, jeśli tylko zechcą; dobrze im też zapłacimy za święta ludowe i uczty z potrawami z mięsa kolufa dla turystów. Będzie im się całkiem nieźle powodziło. Zadowolona?

Talitha uśmiechnęła się i skinęła głową.

— Chociaż… jest jeszcze jedna sprawa — popatrzył na nią, zastanawiając się. — Mam zamiar pozbyć się Horta.

— Mam zalać się łzami z tego powodu? — żachnęła się. — Jak musisz, to się go pozbądź.

— Sądziłem, że go lubisz.

— Nie czuję do niego niechęci. Z dala od Langri mógłby być interesujący, ale tutaj te jego wykłady o tykwach i miejscowej technice polowania w końcu się nudzą.

— Jeśli go zwolnisz, będzie coś podejrzewał — rzekł Ayns. — Pozwól, że znajdę mu jakąś ciepłą posadkę gdzie indziej.

— Dobra myśl. Ja go nie wyrzucę, ja go awansuję. Co ty na to, Tal?

— Jeśli uważasz, że tak jest najlepiej — powiedziała. — Jak szybko nasz ośrodek zdrowia będzie gotów?

Загрузка...