W końcu udało się znaleźć jakieś wyjście, ale sprawa wymagała czasu.
Ustalono, że Oliveiro da Silva przybył do Królestwa Światła pod koniec XVII wieku. Sam. Ustalono też, że jego rodzice byli z pochodzenia Hiszpanami. Przybyli oni na Haiti wraz z żołnierzami i rozbójnikami Corteza na początku wieku XVI i potem osiedlili się w Meksyku. Według informacji Oliveiro jego rodzice przenosili się wciąż dalej i dalej, aż ostatecznie osiedli daleko na północy rozległego kraju Indian. Jak on sam później znalazł się w zapomnianej kopalni w Massachusetts, nie był w stanie wytłumaczyć i bardzo go to niepokoiło. Tak daleko na północ rodzice nigdy się nie przeprowadzili. Jednak on tam właśnie został znaleziony przez Obcych. Ponieważ był bardzo wyczerpany, bez możliwości radzenia sobie samemu, a jednocześnie wyglądał na człowieka kulturalnego i inteligentnego, został zabrany do Królestwa Światła.
Tutaj osiedlił się i żył. Był to jednak nerwowy samotnik, nieustannie poszukujący śladów własnej przeszłości. Odległość pomiędzy domem w Ameryce Środkowej a Massachusetts w Nowej Anglii na północnym wschodzie wydawała mu się zbyt wielka i to go nieustannie dręczyło. Co utracił?
Początkowo próbowano wybić mu jakoś z głowy te bezsensowne myśli o przeszłości spędzonej w dawnym świecie i skłonić do aktywnego życia w Królestwie Światła, ale on wszystkim się wymykał. Nie pasował do tego świata. Nie chciał mieszkać w mieście nieprzystosowanych, w żadnym razie, na to był zbyt delikatny i wrażliwy. Żył jednak w samotności, pracował w wielkim archiwum w Zachodnich Łąkach i wydawało się, że najlepiej mu wśród stosów papieru i dyskietek. Przemykał się potajemnie do domu wieczorami i nie pokazywał aż do rozpoczęcia następnego dnia pracy.
Uznano, że właśnie poprzez tę pracę Indra będzie mogła nawiązać z nim kontakt. Przepytywano dyskretnie u kierownictwa archiwum, czym zajmuje się da Silva, i ustalono, iż porządkuje stare dokumenty dotyczące azteckich miejsc pochówku w Tenochtitlán, stolicy kraju, która została zniszczona przez Cortésa i jego konkwistadorów. Na ruinach owej stolicy wybudowano później miasto Meksyk.
Indra musiała zdobyć różne wiadomości na ten temat. Ram zaproponował, że osobiście z nią nad tym popracuje, ale Talornin stanowczo zaprotestował. W zamian przyszedł jakiś Obcy, którego Indra przedtem nie znała. Pracowali u niej w domu przez trzy dni i Obcy uczył ją historii Azteków.
Po zakończeniu „kursu” otrzymała pochwałę za to, że tak szybko czyni postępy. Rozkoszowała się tą pochwałą niczym kot śmietanką.
Teraz była gotowa pójść na spotkanie z da Silvą. Najlepiej uczynić to zaraz, dopóki wiedza jest jeszcze świeża.
Wieczorem w dniu poprzedzającym pierwsze spotkanie przyszła do niej z wizytą Elena. Indra ucieszyła się na jej widok. Ostatnio nie miały wiele czasu na przyjacielskie rozmowy.
– Jak się układają sprawy między tobą i Jaskarim? – spytała Indra.
Elena wzruszyła ramionami.
– Uff, sprawy kuleją jak zawsze. On wciąż nie chce wierzyć w moje uczucia do niego, tylko dlatego, że sam wyznał mi je pierwszy, i nadal uważa, że ja zakocham się w każdym, kto pokocha mnie. Jakby takich było wielu – mruknęła ze złością. – A ja nigdy nie byłam tak zakochana jak teraz. I to jest właśnie problem.
– Świetnie rozumiem, jak się czujesz – rzekła Indra. – Sama wpadłam w niezłe tarapaty.
Elena zrobiła wielkie oczy, kiedy tak siedziały w fotelach nad ciastkami i herbatą.
– Ty? Myślałam, że ty nie potrafisz się zakochać, przynajmniej nie na poważnie.
– Tym razem jest naprawdę poważnie. I wygłupiłam się kompletnie.
– W jaki sposób, opowiedz! A przede wszystkim, kto to jest?
Indra westchnęła.
– Nigdy nie byłam nikim aż tak zajęta. Nie jestem w stanie myśleć o niczym, on zupełnie zawrócił mi w głowie. Niestety, jest niedostępny.
– Co? Jest żonaty?
– Nie, nie! Ale nie rozmawiajmy już o tym, to, co chciałam ci powiedzieć, to to, że kiedyś wyciągnął w moją stronę rękę, żeby mnie pogłaskać po policzku, a ja tak strasznie chciałam, żeby mnie dotknął, ale bałam się, że on odkryje, jak bardzo jestem podniecona, więc instynktownie odskoczyłam. To go bardzo zraniło, a ja nie mogę mu wytłumaczyć, dlaczego się tak zachowałam.
– Dlaczego miałabyś nie wytłumaczyć?
– Nie, coś ty, zwariowałaś?
Przez chwilę milczały.
W końcu Elena powtórzyła:
– Indro, kto to jest?
Indra znowu westchnęła.
– Zupełnie beznadziejna sprawa.
– Dobrze, ale powiedz, ja nie wygadam.
– Tylko Dolg o tym wie. No i jeszcze Talornin, tak przynajmniej sądzę. Strzeże mnie niczym jastrząb.
– A on sam nie wie? Ten, którego chciałabyś zdobyć?
Indra niecierpliwie potrząsnęła głową. Roześmiała się skrępowana.
– Nawet gdyby był kompletnym idiotą, to musiałby wiedzieć.
– No a on sam? Jego uczucia?
– Nie wiem, Eleno. Miotam się między nadzieją a rozpaczą. To wszystko jest potwornie skomplikowane.
Znowu zapadło milczenie, po czym Elena powiedziała cicho:
– No?
Indra głęboko wciągnęła powietrze.
– Ram.
– Żartujesz?
– Bardzo bym chciała!
– Ale on jest przecież… Nnnie, nie wierzę! Domyślałam się, że może Marco, Dolg, nawet Tsi-Tsungga, ale… Indro, on jest Lemurem! To przecież… szaleństwo!
– Tak, rzeczywiście. Ale co można na to poradzić?
– Czy tego rodzaju związki nie są zakazane?
– Otóż to właśnie. Sądzę, że Talornin mnie nienawidzi.
Elena wstała i zdenerwowana zaczęła chodzić po pokoju. Aż tutaj w domu słyszały monotonne dźwięki bębenków z indiańskiej osady.
– Ram – rzekła w zamyśleniu. – Nigdy nie myślałam o nim jako… jako o niczym innym niż osobie obdarzonej wielkim autorytetem. Nigdy jako o istocie płciowej, jeśli mogę się tak wyrazić.
– Ale on jest taką istotą – zapewniła Indra cicho. – W przeciwnym razie nie rozbudziłby we mnie takich uczuć. On nie jest jak Marco lub Dolg, którzy zawsze pod tym względem są całkowicie obojętni. Ja go pragnę, Eleno, a to jest tylko jedno z uczuć, jakie do niego żywię. Kocham go. I potwornie cierpię!
Elena usiadła na oparciu jej fotela i otoczyła przyjaciółkę ramionami. Nadal wstrząśnięta tym, co jej Indra wyznała, spoglądała przed siebie i nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów. Jej konwencjonalny sposób myślenia został zaburzony.
– Talornin zrobi wszystko, żeby nas rozdzielić – chlipnęła Indra żałośnie. – Teraz znowu mam ożywić jakiegoś faceta, którego dręczą problemy psychiczne. Nazywa się Oliveiro da Silva. Bogowie wiedzą, jakie plany ma wobec niego Talornin!
Elena wyprostowała się.
– Oliveiro da Silva? Ależ to niezwykle przystojny facet! Chociaż, moim zdaniem, trochę dziwny. Boi się własnego cienia. Nie, uważam, że Talornin jest niegłupi, Indro. Oliveiro to marzenie!
– Znasz go?
– Nikt nie zna da Silvy. Ale pracujemy w tym samym gmachu. Wszystkie dziewczyny się w nim podkochują.
– Przyjemnie, nie ma co – mruknęła Indra. Zdążyła się już opanować. – Nie, nie rozmawiajmy o nim akurat w tej chwili! Jeśli chcesz, to mogłabym powiedzieć jakieś dobre słowo na twój temat do Jaskariego. Opowiem mu, że tracisz rozum z miłości do niego.
W głowie Eleny pojawił się pewien pomysł, ale nie miała odwagi wypowiedzieć go głośno. Rzekła tylko:
– Tak, gdybyś mogła, byłabym ci wdzięczna. On nie chce mi wierzyć.
– Porozmawiam z nim – obiecała Indra.
Pierwsze spotkanie z da Silva nie było wielkim sukcesem. Indra stanęła w drzwiach ogromnego archiwum i patrzyła na mężczyznę na wpół zakopanego w starych księgach, papierach i protokołach. On jej nie widział, mogła więc bez przeszkód obserwować jego odwróconą do niej bokiem twarz, jego oliwkowobrunatne ręce, które niemal z czułością gładziły odwracane karty. Te ręce nigdy nie pracowały w ziemi ani nie mocowały się z usmarowanym olejem silnikiem. Paznokcie były nienagannie czyste i sprawiały wrażenie wypolerowanych.
Profil miał szlachetny, jak przystoi hiszpańskiemu szlachcicowi. Te czarne włosy uczesane po staroświecku dodawały mu urody, miał też nieprawdopodobnie długie, czarne niczym węgiel rzęsy. Niejedna gwiazda filmowa wiele by dała za to, żeby takie mieć.
Bardzo pociągająca twarz. Wrażliwe wargi, mocny podbródek i migdałowe oczy… O rany, to naprawdę sympatyczny człowiek! Indra wolała, żeby tak nie było, postanowiła przecież odnosić się do niego z rezerwą. On jednak stanowczo do tego nie zachęcał.
Zrobiła parę kroków pomiędzy półkami na książki i stolikami, po czym chrząknęła. Mężczyzna drgnął przestraszony i spojrzał na nią znad pulpitu. Oj, jakie on ma piękne oczy, ale jakiż jest spłoszony!
Indra zdołała wywołać na wargi niepewny uśmiech.
– Oliveiro da Silva?
Sprawiał wrażenie, że życzy sobie, aby ta obca kobieta natychmiast zniknęła.
– Tak – bąknął niechętnie.
Przedstawiła się i powiedziała, o co jej chodzi. Pisze właśnie pracę o upadku Azteków i dowiedziała się, że on jest wybitnym ekspertem w tej dziedzinie. Czy mógłby jej udzielić paru informacji?
Jego palce nerwowo przewracały kartki.
– Od dawna jest pani w Królestwie Światła?
– Nie. Przybyłam parę lat temu.
– Skąd?
– Z Norwegii.
– Norwegia, Norwegia – szukał w pamięci. – Ach, tak, zimna Skandynawia! – Czego więc pani sobie życzy? Mam mało czasu.
Mało czasu, pomyślała Indra szyderczo. Nie robisz przecież nic innego, tylko porządkujesz stare dokumenty, a to chyba nie jest przesadnie pilne zajęcie.
Zadała mu parę z góry przygotowanych pytań na temat Tenochtitlán. Odpowiadał wprawdzie, ale zauważyła, że przygląda jej się bardzo podejrzliwie i okropnie szybko zakończył rozmowę. Indra mogła tylko podziękować i wyjść z niewypowiedzianą głośno nadzieją, że jeśli będzie miała jeszcze jakieś problemy, to może tu wrócić.
On nie sprawiał jednak wrażenia, że uważa taki pomysł za interesujący.
Elena czuła się maleńka i onieśmielona, kiedy wkroczyła do głównej kwatery Strażników i zapytała o Rama. Próbowała jednak dodawać sobie odwagi: Skoro Indra dba o moje sprawy, to ja powinnam też coś dla niej zrobić.
– Nie, Rama nie ma – zameldował wartownik z ironicznym uśmieszkiem.
– A kiedy tu bywa?
Elena dowiadywała się, gdzie i kiedy można go spotkać, ale nikt nie wiedział.
– Zaczekaj! – zawołał wartownik akurat w momencie, kiedy rozczarowana miała zamiar odejść. – Właśnie ląduje jego gondola. Ram będzie tu za moment.
Ram szedł zdecydowanym krokiem. Elena ponownie zmobilizowała całą odwagę i poprosiła o chwilę rozmowy. Bez słowa wskazał jej drogę do swego gabinetu.
W milczeniu obserwowała, jak zbliża się do biurka i siada. Dopiero teraz widziała w nim istotę podobną do ludzi. Wprawdzie zawsze go bardzo lubiła, ale przecież Ram jest Lemurem! Pochodzi z zupełnie innego gatunku niż ona. Patrzyła i patrzyła, próbując wyobrazić go sobie jako przyjaciela i kochanka, ale on sprawiał wrażenie całkowicie niedostępnego, obdarzony zbyt wielkim autorytetem i zbyt obcy jak dla prostej Eleny. Nie potrafiła nawet myśleć, żeby kiedykolwiek mogła się w nim zakochać.
Jak Indra mogła?
– No, o czym chciałaś ze mną mówić, Eleno? – rzekł przyjaźnie, a ona drgnęła na dźwięk jego głosu. – Nie miałaś chyba żadnych problemów po tamtych przykrych wydarzeniach w mieście nieprzystosowanych?
– Co takiego? Nie, oczywiście, że nie…
Uff, jak on może pytać o takie rzeczy akurat teraz? Zapomniała już o tamtych sprawach.
Patrzył na nią pytająco, więc ponownie musiała zebrać całą odwagę. Indra jest jej najlepszą przyjaciółką, a przyjaciół należy wspierać w biedzie.
– Chodzi o Indrę – wykrztusiła dzielnie.
Spostrzegła, że twarz Rama zesztywniała.
– Nie, myślę, że najlepiej będzie, jeśli sobie pójdę – mruknęła zdjęta lękiem.
– Nie! Co z Indrą? Czy ma jakieś problemy z da Silvą?
– Tak. Nie, zresztą nie wiem. Bardzo ją rozczarowało pierwsze spotkanie z nim, ale…
Umilkła. O rany, w co ja się wdałam? Rozmawiać o takich sprawach z jednym z najwyżej postawionych w Królestwie Światła? A właściwie to ile on ma lat? Musi być strasznie stary!
Jeszcze raz pomyślała, że Indra nie może mieć dobrze w głowie.
– No? – Ram starał się, by jego głos brzmiał przyjaźnie, ona jednak dostrzegła, że się niecierpliwi.
Boże, zabierz mnie stąd! Nie dam sobie rady!
– Jej jest bardzo przykro – wykrztusiła w końcu Elena. – Obawia się, że uraziła was… ciebie. A wcale nie miała takiego zamiaru.
Nie, naprawdę nie powinna rozmawiać z Ramem o miłości, to nie wypada, Ram jest zwierzchnikiem i pochodzi z rasy tak samo obcej ludziom jak… jak… No właśnie, jak zwierzęta. Chociaż on i jego pobratymcy dominują nad ludźmi i są dużo, dużo mądrzejsi. Mądrzejsi niż ludzie i chyba patrzą na nich z pewną pogardą.
– Proszę cię teraz, żebyś powiedziała dokładnie, z czym do mnie przyszłaś, Eleno – rzekł łagodnie.
– Nie, to nic, nie powinnam…
Ram wstał i wyszedł zza biurka z ponurą miną. Elena przestraszyła się, więc przybrał łagodniejszy wyraz twarzy. Ujął ją za ramię.
– Muszę to wiedzieć!
Patrzyła w jego czarne oczy. Kiedyś, zanim jeszcze lepiej poznała Lemurów, twierdziła, że mają oni oczy owadzie. Ale to nieprawda. Mimo że oczy Lemurów są całkiem czarne, to jest w nich wiele urody i wyrazu. Czytała w oczach Rama, jak bardzo pragnie wiedzieć, co ma mu do przekazania. Było to takie intensywne, że dziewczyna musiała mrugać, by nie odwrócić wzroku.
A gdy nadal milczała, spytał szorstko:
– Czy to Indra cię przysłała?
– Och, nie – wyszeptała przestraszona. – I ona nie może się dowiedzieć, że tu byłam, do końca życia by mi tego nie wybaczyła!
Elena nigdy nie osiągnęła takiej swobody w zachowaniu jak Indra. Była wychowana surowo i pozostała wciąż dość naiwna, wciąż też miewała problemy z wiarą w siebie. Ram musiał się bardzo starać, by nie okazywać zniecierpliwienia, Elena widziała to.
– No, powiedz mi – prosił cicho.
Nie była w stanie na mego patrzeć. Ze wzrokiem utkwionym w ziemię wykrztusiła zmieszana:
– Indra bardzo się boi, że cię uraziła pewnego razu, bo odsunęła się gwałtownie, kiedy wyciągnąłeś rękę, by jej dotknąć.
Ram odetchnął głośno, jakby od dłuższej chwili wstrzymywał oddech.
– Uraziła mnie – rzekł krótko.
Elena skinęła głową.
– Ale ona wcale tego nie chciała. Ona nie dlatego się odsunęła.
– W takim razie dlaczego to zrobiła? – zapytał po krótkiej chwili.
– Tego nie mogę powiedzieć. Chciałam tylko, żebyś wiedział, że to nie było tak, jak myślisz.
Kiedy chciała się odwrócić i odejść, on przytrzymał ją mocno za ramię.
– Więc dlaczego to zrobiła? Dlaczego?
No to wpadłam po uszy, pomyślała Elena spłoszona.
– Bała się, że uznasz, iż ona nie lubi, byś jej dotykał – Elena w końcu odzyskała głos.
– Rozumiem. Ale dlaczego się odsunęła?
– Z zupełnie innego powodu. Teraz muszę już iść, zaczynam się spieszyć…
– Z jakiego powodu?
– Nie, tego nie mogę powiedzieć. Nawet mnie o to nie proś!
– Ale ja muszę wiedzieć. Jest tyle rzeczy, dotyczących Indry, których nie rozumiem.
– Ona nigdy mi tego nie daruje!
– To zostanie między nami.
Ram widział tylko kark Eleny, tak nisko dziewczyna pochylała głowę. Wyszeptała niemal niedosłyszalnie:
– Zrobiła to dlatego… dlatego… ona strasznie cię lubi i nie chciała, żebyś się domyślił. Była bardzo…
Elena słyszała, że Ram wstrzymuje oddech.
– Mów dalej – rzekł.
– Nie!
– Owszem!
– Była bardzo podniecona.
O Boże, co ja zrobiłam? Ram uniósł jej podbródek. Najpierw nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, potem poczuła, że absolutnie musi to zrobić. Och, jak jego oczy płoną! Och, jak on się pięknie uśmiecha! Ale za tym uśmiechem czaił się również smutek.
Nagle nieoczekiwanie Ram objął Elenę i przycisnął do siebie, mocno i zarazem bardzo delikatnie.
– Dziękuję, Eleno – powiedział wzruszony. – Dziękuję ci, sprawiłaś mi wielką radość.
W tym momencie, w ramionach Rama, Elena zaczęła rozumieć uczucia Indry. Nie jest żadnym surowym, starym mężczyzną. Jest młody i bardzo, ale to bardzo pociągający.
– Dziękuję – szepnęła, nie bardzo wiedząc za co. Wyswobodziła się z uścisku i pobiegła do drzwi.
– Elena…
Przystanęła.
– Tak jak powiedziałem, sprawa zostanie tylko między nami. My z Indrą nie mamy przyszłości. Nie wolno mi się do niej zbliżyć, więc nie mów jej tego, ale… W ostatnich dniach nie jest mi łatwo. Twoje słowa to najlepsze, co mi się mogło zdarzyć.
Elena skinęła głową ze łzami w oczach.
Wyszła pospiesznie z uczuciem, że serce pęknie jej w piersi – z dumy, że odważyła się na ten dobry uczynek, i z żalu nad losem tych dwojga.
Elena bowiem była niezwykle romantyczną dziewczyną.