Indra przeżyła jeszcze mnóstwo nieporozumień z Reno. Zdarzały się każdego dnia. Przede wszystkim próbowała go jakoś nakłonić do współpracy z innymi ludźmi. Na razie jednak nie mogło być w ogóle o tym mowy. Był bardzo wyniosłą istotą. Nie zamierzał się spotykać z pospólstwem.
Ale Indra wabiła go i kusiła. Powoli i konsekwentnie.
Chłopak nie miał żadnej świadomości społecznej i Indra wątpiła, czy kiedykolwiek ją zdobędzie. Kiedy podkreślała, że tylko ktoś, kto ma czystą duszę i okazuje szacunek innym, może zbliżyć się do źródła, którego szukają w Górach Czarnych, Reno śmiał się szyderczo.
– To chyba żadna sztuka – prychnął. – Potrafię usunąć z drogi wszystko, co na niej stanie, by przynieść wodę. Chcę mieć taki laserowy pistolet, jak ma Ram.
Nie wymawiaj jego imienia, ty obrzydliwy mały potworze!
– Nie możesz dostać żadnego pistoletu, jesteś nieobliczalny.
– Mogę dostać, cokolwiek zechcę! – wrzasnął Reno i rzucił się na nią z pięściami.
– Przemoc jest przyznaniem się do braku inteligencji – rzekła Indra chłodno.
– Ja jestem wybrany, nikt nie ma prawa mi się przeciwstawiać!
– Rozumiem – odparła spokojnie, trzymając go mocno za ręce. – Ale teraz nie jesteśmy w Nowej Atlantydzie z tymi twoimi wyszorowanymi, białymi idiotami.
Reno splunął na nią, a ona nazwała go gadziną, po czym Reno wrzasnął z wściekłością:
– Straże! Żołnierze! Zabijcie ją! Ona mnie morduje!
– Mogłabym cię zabić, ale się do tego nie zniżę. Jesteś na to za głupi i za nudny.
– Nie jestem!
– Nic nie znaczysz. Jesteś dziecinny. Wcale nie wierzę, że masz dziesięć lat.
– Oczywiście, że mam…
– No to zachowuj się, jak przystało na dziesięciolatka!
– Stara wiedźma!
W środku kłótni do pokoju wszedł Gabriel.
– Jak ty go wychowujesz? – rzekł zaszokowany do swojej córki.
– Tutaj naprawdę potrzeba mnóstwo prochu – odparła Indra z goryczą, zdjąwszy przedtem aparacik mowy, by chłopak nie rozumiał, o czym mówią. – Jestem jedyną osobą, która potrafi przywołać go do porządku, wolno i metodycznie, dlatego zostałam wybrana. Jeśli… Ojcze, to dla mnie prawdziwa przyjemność nauczyć go rozumu.
Gabriel w zamyśleniu potrząsnął głową.
Przeważnie kiedy sprawy układały się całkiem źle, Indra zabierała się do opowiadania bajek. Reno to uwielbiał, siedział cicho tuż przy niej na kanapie i słuchał przejęty. Sympatycznych bajek nie chciał, wobec tego Indra przypominała sobie najbardziej krwawe, jakie słyszała, a tych istnieje przecież mnóstwo w światowych zbiorach. Opowieści o Sinobrodym Reno mógł słuchać nieustannie, pociągał go też myśliwy z Królewny Śnieżki przynajmniej do chwili, gdy chowa nóż do pochwy i pozwala Śnieżce odejść. Kiedy opowiadała o tym, jak w bajce o Jasiu i Małgosi czarownicę wsadzono do pieca, Reno wrzeszczał z radości, a gdy wilkowi z bajki o Czerwonym Kapturku rozpłatano brzuch, Indra musiała powtarzać ten fragment wielokrotnie, bo takie to było rozkoszne!
Gdyby nie to, że groteskowe historie pomagały utrzymać go w ryzach, nie byłaby w stanie opowiadać ich po wielokroć.
Mimo wszystko odczuwała jakiś rodzaj kontaktu z tym chłopcem, wyobrażała sobie, że jest to duże osiągnięcie. Nie bardzo wiedziała, jakiego rodzaju wychowanie chłopak otrzymał, kiedy przygotowywano go do wyprawy w Góry Czarne, zastanawiała się, czy to zamiłowanie do makabry nie jest u niego wrodzone. Jakkolwiek było, cieszyły ją spokojne chwile spędzane na kanapie.
Dopóki nie doszło do kolejnej kłótni. Reno nie mógł pojąć, dlaczego Indra nadal twierdzi, iż każdy człowiek posiada swoją wartość i godność. On przecież stał ponad wszystkimi, a Atlantydzi przewyższają Lemurów i innych mieszkańców Królestwa Światła.
– Ach, ty zaindoktrynowany mały diable – rzekła Indra z wolna. – Powiem ci, że trzeba by co najmniej ze stu takich gówniarzy jak ty, żeby stworzyć jednego Rama.
Oj, znowu się zaczyna! Pośpiesznie zaczęła opowiadać Reno o zamierzonej wyprawie do Gór Czarnych. Chciała, by wiedział, jaka prawdopodobnie w rzeczywistości będzie, a nie trwał w błędnym przeświadczeniu, że czeka go wspaniały triumfalny pochód.
– Phi, możesz sobie gadać – prychnął niepokonany. – Czy tobie się wydaje, że wiesz więcej niż czterej biali mężowie?
– Chyba niewiele mi brakuje – mruknęła Indra.
Pewnego dnia, kiedy byli z chłopcem w ogrodzie, Indra usłyszała, że furtka otworzyła się i zamknęła. Była jednak zbyt zajęta, by podnieść głowę.
Bowiem, jeśli chodzi o wychowanie Reno, posunęła się bardzo naprzód.
Ktoś stał przy furtce i patrzył, jak Indra i Reno oglądają małą grządkę, sprawdzając, czy coś na niej nie wykiełkowało. Tydzień temu chłopiec posiał tam jakieś nasiona.
– No zobacz – mówiła Indra – przecież tam coś się zieleni. – Tam! Jakieś małe listki.
Reno przyglądał się uważnie.
– Tak – wyszeptał. – Tak! Coś wychodzi z ziemi! Coś, co ja zasiałem!
Indra odwróciła się, by zobaczyć, kto przyszedł.
Fala gorąca zalała jej policzki i dziewczyna pośpiesznie odwróciła się znowu.
– Jakim sposobem ci się to udało? – zapytał przybysz cicho, wskazując na Reno, który w niemym podziwie przyglądał się swemu dziełu.
Indra zdołała jakoś odzyskać trochę pewności siebie.
– Nie bez wysiłku – odparła lekko. – Nienawidzimy się nawzajem szczerze.
Ram spoglądał to na jedno, to na drugie.
– Pierwsze nieegoistyczne działanie. No, nieźle, Indro!
Moje imię! On wypowiedział moje imię!
Pozornie beztrosko rzuciła:
– Jestem pewna, że każda kobieta zrobiłaby więcej niż ja. Przez cały czas się bijemy. Ale może właśnie o to chodziło?
Teraz on naprawdę na nią patrzył. Och, nie trzepoczcie moje powieki, tego bym nie zniosła! Nie mogę odwracać wzroku, muszę patrzeć mu w oczy.
– Co masz na myśli? – zapytał.
– Cóż, wydaje mi się, że wiem, dlaczego zostałam wybrana na jego wychowawczynię. Po prostu dlatego, że mam niewyparzony język.
Popatrzył na nią zdumiony.
– Skądże znowu – odparł. – Zostałaś wybrana dlatego, że byłaś jedyną osobą, która nie robi nic pożytecznego.
Ziemia usunęła się spod nóg Indry. Opadała i opadała, a ona trwała wciąż w jakiejś pustej przestrzeni.
Nie wymyśliła żadnej odpowiedzi. Rozczarowanie paliło ją w piersiach niczym rozżarzone żelazo. Płacz ściskał niebezpiecznie za gardło, wciąż musiała przełykać ślinę. Żartobliwa replika: „Ach, to dlatego? A ja myślałam, że jestem taka ważna dla przyszłości!” – nigdy nie została wypowiedziana.
On zmarszczył czoło.
– Co się stało, Indro? Wcale nie uważałem, że masz niewyparzony język.
Nie, bo przecież nigdy w ogóle nic o mnie nie uważałeś, pomyślała i nagle nie była w stanie znosić tego dłużej. Zasłoniła twarz dłońmi i wbiegła do domu.
Ram stał przez moment, potem poprosił Reno, by zaczekał w ogrodzie, a sam poszedł za Indrą.
Skulona i drżąca siedziała w rogu kanapy, bez powodzenia starając się odzyskać panowanie nad sobą.
Ram usiadł obok niej, ale jej nie dotknął.
– Droga Indro – zaczął cicho. – Nie chciałem cię zranić. Chyba nie sądzisz, że uważam, iż jesteś pyskata?
– Och, nie o to chodzi! – wymknęło się jej.
On wahał się trochę, zanim zapytał:
– A o co chodzi?
Indra głęboko wciągnęła powietrze. Musi sobie z tym poradzić.
– O nic – rzuciła lekko. – Tylko ten mały gad działa mi na nerwy.
– Chętnie w to wierzę.
– A to… to tylko taki nie mający znaczenia wybuch. Nic poważnego. Zresztą już mi przeszło.
Patrzył na jej drżące dłonie.
– Nie – powiedział z wolna. – To było coś więcej. Powiedz mi, o co chodzi, możesz mieć do mnie zaufanie. Dbanie o wasze dobro jest moim obowiązkiem.
Wasze dobro? Och, ty nic nie wiesz! Nie siedź tak blisko mnie, nie zniosę tego, moje ręce tęsknią, by cię dotknąć, mam wrażenie, że coś we mnie zaraz pęknie, chcę znaleźć się przy tobie, blisko, bardzo blisko, ja…
– No, powiedz mi, Indro! Chcę wiedzieć.
O, nie, tego nie chcesz. Umarłbyś!
Opanowała się i poszukała innej odpowiedzi, także prawdziwej:
– W swojej zarozumiałości uznałam, iż wybraliście mnie dlatego, że moja ironia mogłaby się na coś przydać – wyznała cicho, nie patrząc na niego. – Czułam się zaszczycona tym zadaniem. A tymczasem przydzielono mi je tylko dlatego, że…
Umilkła. Głos odmawiał jej posłuszeństwa. Słowa „nie robiłam nic pożytecznego” uwięzły jej w gardle.
Ram bardzo długo siedział w milczeniu.
– Tak mi przykro, Indro – rzekł w końcu. – Zupełnie cię nie rozumiałem. Myślałem, że nie potrafisz być poważna, myślałem, że żartujesz sobie ze wszystkiego i z wszystkich.
Wyciągnął do niej swoją kształtną dłoń i dotknął lekko jej policzka, jakby prosił o wybaczenie. Indra podskoczyła gwałtownie i odsunęła się. On natychmiast cofnął dłoń i wstał. W jego glosie słyszała wyraźną rezerwę, gdy kończył rozmowę:
– Zabieram ci czas. Najlepiej będzie chyba, jeśli zobaczymy, co robi mała bestia.
Po czym wyszedł z pokoju szybkim, zdecydowanym krokiem.
Indra siedziała jeszcze przez chwilę.
Czy ktoś potrafi bardziej niż ja skomplikować każdą sytuację? myślała załamana. Teraz on oczywiście uznał, że jego życzliwy gest przyjęłam z niechęcią.
Jak zdołam mu wytłumaczyć, że to nie tak? Jak miałabym to zrobić, żeby on się nie domyślił, iż jestem chora z tęsknoty do niego?
To jeszcze gorsze niż sytuacja Eleny i Jaskariego! Mój problem jest dużo trudniejszy.
Ponieważ Ram jest Lemurem. A ja zwyczajnym człowiekiem.
Rozmyślania przerwał jej zirytowany głos Reno. Chłopak stał w drzwiach.
– Czy nikt już się mną nie zajmuje? Czy muszę sam chodzić po moich służących?
Och, idź do diabła, ty mały arogancki sadysto, pomyślała Indra ze złością. Nie jestem twoją służącą i nigdy nią nie będę. Nie będę się już troszczyć o twoje wychowanie. Po pierwsze, moje wysiłki i tak są skazane na niepowodzenie, zwłaszcza że najpewniej masz złe geny, a po drugie, nikt nie wierzy, że jestem wystarczająco zdolna, by temu podołać. Zostałam wybrana wyłącznie dlatego, że nie było nikogo innego.
I nagle w duszy Indry pojawiło się nowe uczucie. Nigdy nie przypuszczała, że jest do tego zdolna. Zdecydowanie, świadomość celu, wyrażone słowami: „Ja wam jeszcze pokażę!”
Zaciśnie zęby i zrobi wszystko, by wychować Reno na przyzwoitego człowieka.
Nierealne zadanie. Ale właśnie dlatego Indra sobie z nim poradzi!