16

Wszyscy znali swoje miejsca, wszyscy wiedzieli, co mają robić, gdy droga do Nowej Atlantydy stanęła przed nimi otworem.

Strażnicy weszli pierwsi. W kompletnej ciszy przekraczali bramę, rozchodzili się na boki i ukrywali się w krzewach żywopłotu wzdłuż muru.

Wieża na wzniesieniu pogrążona była w ciszy. W oddali majaczył biały, nie zamieszkany budynek. Nie spodziewano się ataku, uważano, że przecież nikt nie potrafi złamać kodu zamka przy bramie. Tak w każdym razie sądzili rządzący Nową Atlantydą.

A powinni byli wyciągnąć jakieś wnioski z poprzedniej wizyty!

Obcy przechodzili obok Indry, która czekała razem z Dolgiem i Atlantydami.

W którymś momencie pojawiły się duchy. O rany, ile ich jest! pomyślała Indra. Szły na końcu pochodu za innymi, więc nie mogła ich dokładnie widzieć. Dopiero teraz…

Duchy Ludzi Lodu. Witały się z nią i Dolgiem pośpiesznym uśmiechem i przechodziły dalej. Indra znała wszystkie duchy bardzo dobrze, chociaż nigdy nie nawiązała z nimi wartego wzmianki kontaktu. Tengel Dobry, Sol, Tarjei, Trond, Halkatla, Rune, Ulvhedin, Ingrid, Villemo, Dominik, Kolgrim, on też tu był, jak to miło! Dalej szli Heike i Vinga, Shira oraz Mar, Christa i Linde-Lou…

Christa i Linde-Lou? Oni też są w Królestwie Światła? I… razem z nimi dwoje żyjących: Nataniel oraz Ellen. Tak, Nataniel, to całkiem naturalne. Nie było jednak ojca Indry, Gabriela, ani Mirandy i Gondagila. Z rodziny czarnoksiężnika był tylko Móri i Dolg oraz Jori. I jeszcze… tak, rzeczywiście Uriel szedł także, ów łagodny anioł, ojciec Joriego.

Przeszedł również Oko Nocy, który otrzymał rozkazy od Talornina, stojącego przy bramie.

Kolejna grupa duchów. Teraz szły duchy Móriego. Indra skłoniła się z szacunkiem Nauczycielowi i dawniejszemu Duchowi Utraconych Nadziei, który teraz przybrał po prostu imię Nadzieja. Dalej szedł Nidhogg, duchy Powietrze i Woda, Hraundrangi-Móri, Pustka, która okazała się pięknym młodzieńcem, i Cień, prowadzący ze sobą Zwierzę. A razem z nimi podążał Nero.

– Witaj, Nero – pozdrowiła go Indra, a Dolg poklepał starego przyjaciela po karku.

To rzeczywiście inwazja!

Nie było natomiast Tsi-Tsunggi, nie było elfów ani innych istot natury. Indra zapytała, dlaczego.

– Obcy nie odważyli się ich zabrać dlatego, że są nieobliczalni – odparł Dolg. – Mogliby zacząć działać na własną rękę, a do tego nie wolno dopuścić.

Indra rozumiała to bardzo dobrze.

– A kto jest głównodowodzącym? – spytała.

– Strażnikami kieruje Ram. On jednak otrzymuje rozkazy od Talornina jako najwyższego tutaj przedstawiciela Obcych.

– Tutaj, powiadasz? A zatem są jeszcze wyżej postawieni?

– Z pewnością – odparł Dolg sucho.

Indra poczuła się odrobinę rozczarowana tym, że Ram zajmuje taką wysoką pozycję. Stawał się przez to jakby bardziej niedostępny.

Ale czy przedtem nie był? W jego świecie nie ma dla niej miejsca.

W końcu nadeszła ich kolej. Atlantydzi musieli jeszcze trochę poczekać. Nie chciano ich wystawiać na atak żołnierzy.

Indra znalazła się za bramą. Wtedy Ram dał jej znak, by ukryła się w żywopłocie, a potem odszedł do ważniejszych zadań.

Dziewczyna ze zdumieniem rozglądała się dokoła. Nigdzie nie widziała żywej duszy z wyjątkiem Dolga. Gdzie się podziewają wszyscy ci, którzy tu weszli razem z nią?

– To chyba niezbyt mądre zakładać żywopłot pod samym murem przy bramie – szepnęła.

– Widocznie chodziło o symetrię – odrzekł Dolg złośliwie i oboje się uśmiechnęli. – Czekamy na Madragów. Ale to musi trochę potrwać, bo oni nie mogą wejść niezauważeni.

– Nie, nie, to prawda. Co oni będą tutaj robić?

– Wyłączą wszelkie techniczne urządzenia kontrolne – wyjaśnił Dolg szeptem.

Znowu podszedł do nich Ram. Indra starała się skupić nad swoim zadaniem w Nowej Atlantydzie, ale kręciło jej się w głowie, tak jakby miała zemdleć za każdym razem, gdy tylko znalazła się blisko niego.

– Idzie Oko Nocy – powiedziała cicho. – Zaraz się wszystkiego dowiemy.

Koło żywopłotu pojawili się młody Indianin i Talornin.

– Jak dotychczas sytuacja jest pod kontrolą – szepnął Oko Nocy. – Wszyscy zajęli wyznaczone miejsca. Duchy pracują już z mieszkańcami najbliższej wioski, niezauważone wchodzą do domów, by zorientować się, czy nie ma tam zwolenników rządu.

– A jeśli znajdą takich? – zapytała Indra.

– To wyeliminuje się ich z gry. Marco i ty, Dolg, musicie się nimi zająć, pogrążyć ich we śnie.

– Gdzie są żołnierze? – spytała.

Ram odpowiedział, patrząc na nią swoimi czarnymi oczyma:

– Żołnierze są wszędzie. Oni sprawiają najwięcej kłopotu, ponieważ nie wiemy, po której stronie stoją.

– To z pewnością indywidualne sprawy – rzekła Indra i sama zdumiała się, że doszła do takich mądrych wniosków.

– Oczywiście, naturalnie – przyznał, nie spuszczając z niej wzroku.

Sytuacja stawała się trudna. Ram w żadnym razie nie może odkryć, w jakim stanie znajduje się jej biedne serce. Powiedziała więc wesoło:

– Wszyscy wykonują tu jakieś zadania, tylko ja czuję się okropnie nieprzydatna. Mimo wszystko mogę jednak zrobić coś pożytecznego…

– Co masz na myśli?

– Wydaje mi się, że nawiązałam bliski kontakt z tamtą kobietą, matką małego chłopca, pamiętacie? Wiem też, gdzie ona mieszka. Gdybym mogła ją odnaleźć, to może udzieliłaby nam potrzebnych informacji o żołnierzach i o innych mieszkańcach wsi…

Nagle cały zapał ją opuścił. Uznała, że jej słowa zabrzmiały głupio. Ale nawet wielki Talornin skinął głową.

– Znakomicie – pochwalił i Indra odzyskała poczucie własnej wartości. – Oko Nocy, pójdziesz z nią i będziesz uważał, żeby nie popsuła wszystkiego, pokazując się na otwartej ulicy.

Czy musiał to dodawać? Cóż, powinna się cieszyć każdym okruchem życzliwości.

Przechodziła właśnie obok Rama i zanim zdążyła pomyśleć, jej prawa ręka dotknęła jego dłoni.

– Myśl o mnie! – poprosiła cichutko.

Boże, co ona znowu zrobiła? Ale on skinął tylko głową z delikatnym uśmiechem.

– Będę myślał – obiecał szeptem.

Indra kroczyła spokojnie za Okiem Nocy, ale serce mocno tłukło jej się w piersi. To był naprawdę piękny moment! Taki krótki, taki ulotny, ale pełen intensywnego poczucia wspólnoty.

Dolg odszedł również, czekały na niego nowe zadania.

Dwaj głównodowodzący stali jeszcze przez chwilę.

Talornin w zamyśleniu spoglądał na Rama, który odprowadzał wzrokiem Indrę i Oko Nocy.

– Czy jest coś między tobą a tą dziewczyną z ludzkiego rodu?

Ram odwrócił wzrok. Był zaskoczony i nieprzyjemnie dotknięty.

– Co? Nie, oczywiście że nie! Pozwoliłem jej tylko wziąć udział w wyprawie, ponieważ poprzednim razem okazała się bardzo przydatna. I w jakiś sposób odpowiadam za nią, przed jej ojcem…

Kolejne słowa Talornina padały wolno i z wahaniem:

– Tak, bo wiesz przecież, że sobie tego nie życzymy. Ze względu na ewentualne potomstwo.

Ram poczuł, że oblewa go fala gorąca. Co ten Obcy sobie wyobraża?

– O niczym takim w ogóle nie myślałem.

– No to jestem uspokojony.

Rozeszli się każdy w swoją stronę.

Ram jednak czuł się urażony i zirytowany. Jego ambicje i zapał wobec tego wielkiego zadania, jakim jest zreformowanie Nowej Atlantydy, nagle przestały się liczyć. Miał kłopoty ze skupieniem się nad tym, co robi.

I druga sprawa: jak Talornin mógł się zgodzić, by Indra poszła sama, tylko z Okiem Nocy jako ochroną, do tej obcej wsi?

Teraz jednak Ram nie mógł nic na to poradzić.


Indra bez trudu odnalazła dom, w którym mieszkała znajoma kobieta. Gospodyni wpuściła ich do środka, po czym starannie zamknęła drzwi.

– Jeszcze tu jesteście? – zapytała przestraszona.

– Nie jeszcze – odparła Indra. – Przyszliśmy znowu.

Po czym wyjaśniła w krótkich słowach, co się zaraz stanie. Nie będzie żadnej okupacji, nie ma się czego obawiać, w ogóle nikt nie myśli o podbiciu Nowej Atlantydy, chodzi tylko o usunięcie tyranów i likwidację tego szaleństwa dotyczącego czystości. Czy kobieta mogłaby podać nazwiska ludzi wiernych rządowi, mieszkających w tutejszej wsi, i powiedzieć, czy gdzieś w pobliżu znajdują się żołnierze?

Gospodyni chętnie udzieliła informacji, a Oko Nocy przekazywał je przez telefon komórkowy do Marca i Móriego, którzy utrzymywali telepatyczny kontakt z duchami. Tamte zaś oddzielały ziarno od plewy, wyszukiwały „słusznie myślących bojowników czystości” i usypiały ich tak, by Marco i jego współpracownicy mogli później skierować ich myśli we właściwym kierunku.

Żołnierze zdaniem gospodyni przebywali w zachodniej części osady, tam znajdowały się ich koszary.

A to tylko jedna z wielu wsi, myślała Indra przygnębiona. Minie trochę czasu, zanim uporamy się ze wszystkim!

Ona jednak miała czasu pod dostatkiem. Byleby wolno jej było przebywać w pobliżu Rama!

Oko Nocy otrzymał wiadomość, że Strażnicy już wyruszyli w stronę wojskowych koszar. Czy on i Indra oraz ich młoda gospodyni nie mogliby rozprzestrzenić wiadomości we wsi, wśród ludzi, którzy cierpieli pod dyktaturą?

Oczywiście, że mogli. Przemykali się od domu do domu i prosili radośnie zaskoczonych mieszkańców, by przekazywali dobre wieści dalej. Tym sposobem szybciej załatwią sprawę.

Otrzymywali pomoc, o którą prosili. Mieszkańcy osady dzwonili do swoich znajomych z innych wsi, ale tylko do tych, do których mieli zaufanie. Tak zaczynał się potajemny bunt. Wszystkich ostrzegano, by unikali żołnierzy i nie szukali zemsty.

– W którymś miejscu to musi zazgrzytać – rzekł Oko Nocy w zamyśleniu. – Ktoś przekaże ostrzeżenie niewłaściwej osobie. A wtedy znajdziemy się w nie lada kłopotach! Chodźcie, wrócimy do bazy, która najwyraźniej znajduje się w pustym domu na wzniesieniu niedaleko bramy w murze. A przy okazji chciałem powiedzieć, że przybyli Madragowie.

– Znakomicie! A żołnierze? Czy zostali unieszkodliwieni?

– Strażnicy zajęli koszary. Bez hałasu, bo wszystko zostało starannie zaplanowane. Żołnierze byli kompletnie nieprzygotowani i dali się zaskoczyć. Wielu z nich przeszło natychmiast na właściwą stronę. Jak się okazało, zostali wcieleni do wojska siłą.

– Ale nie wszyscy?

– Nie. Część miotała przekleństwa na intruzów. Powiązano ich jednak i pozbawiono jakiejkolwiek możliwości zawiadomienia władz. Chodźcie, idziemy!

Wierzyli, że droga jest wolna. Mimo to bardzo ostrożnie przemykali się z powrotem do muru.

Widocznie jednak nie dość ostrożnie, bo nagle zostali zaskoczeni przez niewielką grupę żołnierzy, która najwyraźniej nie miała pojęcia, co się dzieje.

Było ich zaledwie czterech czy pięciu, Indrze jednak, kiedy leżała na ziemi tuż obok Oka Nocy wydawało się, że to cały batalion. Nad głową słyszała przekleństwa żołnierzy, którzy próbowali związać pojmanych.

Oko Nocy zdołał wydobyć swój telefon komórkowy i w rekordowym tempie wysłać wołanie o pomoc, określając dokładnie miejsce, w którym utknęli. Ram odpowiedział, że grupa strażników znajduje się w pobliżu, i zaraz przekazał im polecenie. Strażnicy przyszli rzeczywiście natychmiast, zanim żołnierze zdążyli zrobić cokolwiek poza związaniem Indrze rąk na plecach.

Ona nie zwracała uwagi na to, co się z nią działo. Jej uwagę pochłaniało coś zupełnie innego.

Wpatrywała się w Oko Nocy. Gdy Indianin leżał na plecach, zsunęła mu się na bok grzywka, i na czole, które zwykle było ukryte pod opaską, Indra dostrzegała znak.

Wrodzone znamię, przypominające promieniste, Święte Słońce.

Żołnierze zostali usunięci. Indra wstała, uwolniono jej ręce. Strażnicy pomogli też wstać Oku Nocy.

– Na co ty się tak patrzysz? – zapytał.

Indra wyciągnęła rękę i pogładziła go po czole.

– Stapia się to ze skórą – wyrzekła powoli. – Znak Reno miał wyczuwalne brzegi.

Nie zauważyła, że wszyscy Strażnicy im się przyglądają, nie dostrzegła też, że przyszli Ram z Talorninem.

– To jest prawdziwe wrodzone znamię – stwierdziła kompletnie zaskoczona. – Znak chłopca musiał zostać w jakiś sposób wypalony. Ale mimo to nic się nie zgadza! W ogóle nic. Reno urodził się przecież właściwego dnia, a w żadnym razie nie można powiedzieć, że jesteście rówieśnikami.

Talornin mówił ochrypłym głosem:

– Indianie! Trzymaliście to przez cały czas w tajemnicy, a my nie chcieliśmy się do was wtrącać.

– Ale wiek – upierała się Indra.

– Istnieje różnica czasów w Królestwie Światła i w Nowej Atlantydzie – wyjaśnił Ram. – Jeśli podzielić przez cztery… Nie, to się nie zgadza, Oko Nocy nie ma czterdziestu lat.

Indra zawołała podniecona:

– Ja przez cały czas podejrzewałam, że Reno nie może mieć dziesięciu. Wygląda najwyżej na sześć.

– Sześć razy cztery daje dwadzieścia cztery – rzekł Talornin wolno. – A ty masz właśnie tyle, prawda, Oko Nocy?

– Owszem.

– Jaka jest data twojego urodzenia?

Oko Nocy odpowiedział.

– Oni nas oszukali! Chcieli dostać od nas zapłatę, chcieli triumfować! Ci starzy idioci zakpili sobie z nas – powiedział Talornin ze złością. – Moi przyjaciele! Pochylcie głowy przed prawdziwym, właściwym wybranym, przed Okiem Nocy, synem Ptaka Burzy! Dzięki, Święte Słońce, że otrzymaliśmy tak godnego wybrańca!

Загрузка...