9

Reno wpadł prosto w objęcia Roka, który poprowadził szamoczącego się chłopca do pozostałych, zebranych na głównej ścieżce.

Tym razem postanowili nie ryzykować, związali małego liną.

– Traktujecie mnie jak niewolnika! – wył malec.

– To będzie dla ciebie zdrowe, zrozumiesz, jak się czują twoi niewolnicy – rzekł Ram. – Gdzie jest Indra?

– Baba? A skąd ja mam to wiedzieć? – odparł Reno z chichotem, który wzbudził w Ramie podejrzenia. Reno zapewniał jednak, że nic jej nie zrobił, a w ogóle to co on jest winien, że nie mogła za nim nadążyć?

– A więc jednak ją widziałeś?

Reno wzruszył ramionami.

– Czy możemy nareszcie wyjść z tego mroku? Zimno mi! Ale u was w tym niedorozwiniętym kraju pewnie zawsze tak jest?

Przestali się nim zajmować, zaczęli szukać Indry. Również oni znajdowali się w centrum huczącej wichury, i wszelkie krzyki zagłuszał wiatr.

Nigdzie ani śladu zaginionej.

– Ona została na placu przed bramą – przypomniał sobie Armas. – Żeby się przebrać. A potem słyszałem, że szła za mną.

– Nie mogłeś się zatrzymać i poczekać na nią? – zapytał Ram z naganą w głosie. Zaczynał się poważnie martwić o dziewczynę. Coś takiego nie powinno się było wydarzyć na tak niewielkim terytorium.

Armas nie potrafił odpowiedzieć. Czy miał im wyznać, że nie chciał, by ta tajemnicza Indra z nim szła? Nigdy przecież nie potrafił zrozumieć jej ironicznego wyrazu twarzy ani śmiechu czającego się w jej głosie,

– Musimy wykorzystać inne sposoby – stwierdził Marco. – Zastanówmy się, na co nas stać? Indra nie jest wrażliwa na telepatię. Jakie instrumenty wziąłeś ze sobą, Ram?

Najwyższy Strażnik Królestwa Światła westchnął. Nie byli zbyt dobrze wyposażeni, planowali przecież spokojną podróż w gronie przyjaciół.

I wszyscy mieli bogate doświadczenie.


W ciemnej grocie, do której wpadła Indra, rozlegały się jakieś kroki. Jak daleko mogła się znajdować od wyższego poziomu i od drzwi? Sześć, może osiem metrów? A tu jeszcze ten występ, z którego spadła. Nie była w stanie określić odległości, straciła też rachubę czasu, a przed nią czaiło się niebezpieczeństwo.

Cofała się, aż plecami dotknęła skały. Ram zapewniał, że w Przełęczy Wiatrów nie ma nikogo żywego. W takim razie co to zbliża się do niej tak ostrożnie, jakby z lękiem?

Z góry nie padało najsłabsze nawet światło, drzwi zatrzasnęły się i wszystko utonęło w smolistych ciemnościach.

Czym mogłaby się bronić? Czy te istoty ją widzą? Tak, bo musiało ich być wiele, tyle zdołała sobie uświadomić, słysząc skradające się kroki.

Teraz przystanęły, ze dwa metry przed Indrą. Czy udałoby się gdzieś ukryć?

W tym momencie jakiś męski głos przerwał ciszę, a Indra drgnęła gwałtownie.

– Kim jesteś? – padło pytanie w języku Atlantydów. – Dlaczego oni cię tutaj przysłali?

Indra odetchnęła głęboko.

– Jestem Indra z Ludzi Lodu, pochodzę z Królestwa Światła, miałam pecha i spadłam na dół. A wy jesteście przyjaciółmi czy wrogami?

Wokół słychać było pełne zaskoczenia szepty.

– Z Królestwa Światła? Ona mówi jakimś obcym językiem, a mimo to ją rozumiemy!

Indra nie traciła czasu na wyjaśnienia.

– No więc spadłam na dół – powtórzyła stanowczo. – Myślę, że właściwe pytanie powinno brzmieć: Kim wy jesteście i co robicie tutaj w tym ciemnym lochu? Dlaczego nie zapalicie światła? Dlaczego nie wyjdziecie na powierzchnię?

– Jeżeli naprawdę pochodzisz z Królestwa Światła, to się ciebie nie boimy, chociaż bardzo nas dziwi wasza obojętność wobec naszego losu. Jesteśmy strażnikami, ta czwórka, która przy tobie stoi.

– Tutaj też są strażnicy? – zapytała Indra. – Ale nie odpowiedzieliście na moje pytania.

– Dlaczego nie palimy światła? Musimy oszczędzać to, czym dysponujemy. A drzwi są zawsze zamknięte na klucz.

– Teraz nie. Ale kim jesteście? Pozwólcie, że spróbuję zgadnąć. Jesteście Atlantydami, którzy nie spodobali się Ich Wymytym Wysokościom, Przyjaciołom Porządku, prawda? Wobec tego wrzucili was w najgłębszą ciemność, i to dosłownie.

– Częściowo masz rację. Ale co robiłaś w Przełęczy Wiatrów?

– Zabraliśmy tego małego łobuza, wybranego.

Tamci półgłosem dyskutowali nad jej odpowiedzią. W końcu ktoś odezwał się władczym tonem:

– Chodź z nami! Traktuj to wszystko ze spokojem, jesteśmy przyjaciółmi!

– Ale co będzie, jeśli brama znowu zostanie zamknięta na klucz? Jeśli zamknie się sama z siebie, chciałam powiedzieć.

– I tak nie wydostaniemy się na górę. Chodź już!

Bez dalszych wahań Indra podążyła za Atlantydami. Poczuła dotyk czyjejś ręki i pozwoliła się prowadzić w ciemność.

Towarzyszyli jej wszyscy z wyjątkiem jednego. Szli przez coś, co sprawiało wrażenie ciasnego korytarza. Indrę niepokoiło to, że oddalają się wciąż dalej i dalej od jej przyjaciół, ale z drugiej strony, była też bardzo ciekawa.

W końcu weszli do ogromnej groty, w której pośrodku płonęło ognisko, tak że Indra wreszcie mogła cokolwiek zobaczyć. Jej nowi towarzysze, chociaż nie tak do czysta wyszorowani i nie tak wspaniale ubrani jak ich ziomkowie z Nowej Atlantydy, byli bez wątpienia Atlantydami. Na ich twarzach i w całych ich postaciach wyraźnie odbiły się głód i cierpienia oraz prymitywne warunki bytowania. Indra poczuła ból w sercu, widząc, jak zostali odarci z wszelkiej ludzkiej godności. Przesunęła wzrokiem po olbrzymim sklepieniu. Zobaczyła, że dym z paleniska wypływa na zewnątrz przez wąską szczelinę w dachu, tamtędy też sączyło się blade światło z Przełęczy Wiatrów. Raczej się go domyślała, niż je dostrzegała. Bo przecież na zewnątrz też go właściwie nie było, więc ani trochę nie rozjaśniało groty. Od sufitu schodziła w dół szeroka rura przymocowana do skalnej ściany. Indra nie widziała, gdzie się kończy, przesłaniało ją zbyt wiele osób.

Atlantydów było tu niewiarygodnie dużo. Czyżby wszyscy dopuścili się przestępstwa wobec tamtego znakomicie zorganizowanego społeczeństwa? I na czym te ich przestępstwa polegały? Może poplamili sobie koszule? Albo ktoś zapomniał usunąć pyłek kurzu z podłogi?

Nie zdążyła zapytać, bo poprowadzono ją do niewielkiej grupy, która siedziała pod ścianą na wyniesionej w górę podłodze groty. Przewodnik, który poprowadził ją tam za rękę, pochylił głowę i powiedział:

– To jest Indra z Królestwa Światła, Wasze Wysokości. W wyniku nieszczęśliwego wypadku spadła do naszej groty.

Indra przyglądała się małej gromadce mężczyzn i kobiet. Dobry Boże, jakież oni mają szlachetne twarze! Stare, bardzo stare, smutne, ale tyle w nich godności, że Indra z czystego zdumienia ugięła przed nimi kolana. Indra, ta cyniczna dziewczyna…

Nie ulegało wątpliwości, że to oni stanowią elitę wśród mieszkańców groty. Wyglądało na to, że wszyscy pozostali ich podziwiają, co zresztą nietrudno było zrozumieć.

– Podejdź bliżej, przedstawicielko ludzkiego rodu – poprosiła jedna z kobiet łagodnym głosem. – Mówisz, że przychodzisz z Królestwa Światła. Dlaczego nigdy nie otrzymaliśmy od was pomocy?

– Nikt z nas nie wiedział o waszych cierpieniach, Wasze Wysokości – odrzekła Indra bliska szoku. – Gdyby ktokolwiek choćby się tego domyślał, otrzymalibyście pomoc dawno temu.

Kobieta kiwała głową ze smutnym uśmiechem.

– Ale teraz ty tutaj jesteś, dziewczyna, mówiąca językiem, którego nigdy nie słyszeliśmy, a który mimo to rozumiemy. I znalazłaś się w więzieniu, w tej samej pułapce co my.

– To nie jest takie pewne, Wasza Wysokość. Ja nie przyszłam tu sama. Moi przyjaciele będą mnie szukać.

– Ale cię nie znajdą.

– Oni mają wielkie możliwości. A poza tym zostawiłam drzwi otwarte.

– Ach, na co się to zda? I tak nie wydostaniemy się na górę. A drzwi są ukryte.

Indra zawahała się.

– Czy mogę zadać jedno pytanie?

Starzy skinęli głowami.

Indra wahała się w dalszym ciągu, lękała się utraty ich zaufania.

– Czy wy… jesteście tymi pierwszymi Atlantydami? Tymi, którzy przyszli tutaj do centralnego punktu Ziemi z zewnątrz? Wasza szlachetność jest owiana legendą, dlatego myślę, że to wy.

– To my – odparła kobieta. – Sama więc widzisz, że czekaliśmy bardzo długo. Ale teraz nasz czas dobiega końca. Nie jesteśmy nieśmiertelni.

Czekać setki lat w poniżających warunkach w tej grocie? Już sama myśl o tym wydała się Indrze tak straszna, że serce jej się krajało nad losem nieszczęśników.

W grocie panowała wielka, wymowna cisza. Potem odezwał się jakiś mężczyzna i Indra uświadomiła sobie, że ma do czynienia z najwyższym przywódcą.

– Inni przybyli tutaj później. Zostali zrzuceni do lochów z powodu błahych naruszeń prawa.

– Wiem – Indra skinęła głową. – Właśnie wracamy z Nowej Atlantydy i jesteśmy wstrząśnięci tym, co się tam dzieje! Podejmiemy bardzo stanowcze kroki. Ale nie rozumiem, lak zdołaliście tu przeżyć?

Mężczyzna wskazał ręką rurę przytwierdzoną do ściany i rzekł z goryczą:

– Nasi krewni okazali nam wyjątkową życzliwość i karmili nas raz w tygodniu czymś w rodzaju zupy. Poza tym jest naturalnie winą Słońca, że nadal żyjemy.

– Winą?

– Tak jest. Czy ty nie sformułowałabyś tego właśnie w ten sposób? Po setkach lat spędzonych w tej prymitywnej dziurze?

– Owszem – przyznała Indra wstrząśnięta. – Ja też tak bym powiedziała.

Zaczęła wreszcie rozumieć negatywne aspekty działania Świętego Słońca. I oto teraz te fantastyczne istoty miałyby się poddać? Ich czas zbliża się do końca?

To nie może się stać, nie wolno do tego dopuścić! Muszą jeszcze pożyć przez jakiś czas! W świetle i słońcu, w cieple i pięknych krajobrazach, otoczeni miłością. W Królestwie Światła!

Indra zrozumiała, że ma do spełnienia misję. Musi uratować tych prastarych Atlantydów i wszystkich pozostałych więźniów. Czuła teraz na sobie ich skupione spojrzenia.

Władczy przywódca mówił dalej:

– Twoi przyjaciele z Królestwa Światła mają wiele możliwości, tak powiedziałaś? Ale przecież niełatwo jest odnaleźć drzwi. Ty musiałaś na nie trafić absolutnie przypadkowo.

– Wiedzie do nich ścieżka.

Jeden z mężczyzn w dolnej części groty przyświadczył:

– Tak. Wiedzie tu ścieżka z Nowej Atlantydy. To my, więźniowie, ją wydeptaliśmy, kiedy nas tu prowadzono.

– Z pewnością kompletnie zabłądziłam, zanim w końcu na nią trafiłam – przyznała Indra w zamyśleniu. – Drogę tutaj niełatwo jest znaleźć, o, nie.

Musiała teraz wyjaśnić, że ona i jej przyjaciele zamierzali sprowadzić do Królestwa Światła wybranego chłopca. Opowiedziała, jak bardzo byli wstrząśnięci losem Atlantydów, i o tym, że chłopiec im uciekł, a Indra musiała go gonić.

– Wspomniałam o możliwościach moich przyjaciół. Chodzi tu o umiejętności większe niż te, które posiadają zwyczajni ludzie. Niestety, mnie to nie dotyczy, więc to się pewnie nie uda.

– Wytłumacz nam dokładniej!

Indra starała się im wyjaśnić, na czym polega telepatia, ale oni słuchali z uśmiechem niedowierzania. W końcu stwierdzili, że takimi sprawami zajmują się półszaleńcy. Siła Atlantydy była oparta na kulturze i duchowej doskonałości.

Indra wiedziała o tym.

– Jak to się jednak stało, że wasza wysoka kultura została tak wypaczona przez kolejne generacje?

Więźniowie potrząsali tylko głowami, oni też tego nie pojmowali. Również dla nich była to największa zagadka.

Jakiś mężczyzna z dolnej części groty powiedział:

– Ja jestem tutaj nowy. I wierz mi, czujemy się w gruncie rzeczy lepiej w tym ponurym więzieniu niż w Nowej Atlantydzie z panującymi tam restrykcjami.

Indra mogła go w pewnym stopniu zrozumieć.

– Teraz znajdujecie się wśród przyjaciół, pojmuję to, ale czy naprawdę nie możecie dostać się do drzwi?

– Czy myślisz, że nie próbowaliśmy? Są za wysoko, a poza tym zawsze były zamknięte na klucz – odparła stara, piękna kobieta.

Inna kobieta na podium westchnęła.

– Tak więc możemy liczyć tylko na twoich przyjaciół. Boję się jednak, że oni zrezygnują z poszukiwań.

Indra skinęła głową.

– Tak, mogą pomyśleć, że wpadłam do morza, i zakończą poszukiwania.

Trzymała się jednak resztek nadziei niczym źdźbła trawy.

– Zaczekajcie, chciałabym podjąć desperacką próbę. Jak mówiłam, nie mam zdolności pozwalających na wymianę myśli. Ale przecież nie można rezygnować całkiem z czegoś, czego się nie spróbowało.

Otrzymała pozwolenie Atlantydów i podjęła próbę nawiązania kontaktu z grupą z Królestwa Światła, jednak w oczach nieszczęsnych więźniów nie dostrzegała cienia nadziei.

Nie przestawała jej dręczyć myśl, że sobie z tym nie poradzi, ale usiadła na kamiennej ławce i zamknęła oczy, próbując się skoncentrować.

Do diabła, Mirando, jak ty to robisz?

Najbardziej rozpraszało ją wciąż dające o sobie znać poczucie czegoś nieznanego. Przekonanie, że coś się dzieje z nią samą.

Nie mogła się pozbyć tego wrażenia, przerażało ją to swoją tajemniczością.

Загрузка...