Wszystko dzieje się inaczej, niż sądziłam wymruczała Moiraine, nie spodziewając się zresztą usłyszeć odpowiedzi Lana.
Długi, wypolerowany stół, przy którym siedziała, zasłany był książkami i papierami, zwojami rękopisów i manuskryptami, wiele z nich pokrył kurz spędzonych w magazynie lat i wystrzępił upływający czas, niektóre zachowały się jedynie we fragmentach. Izba zdawała się niemalże zbudowana z książek i rękopisów, szczelnie wypełniających półki i tylko otwory okien i drzwi oraz kominek pozostawały wolne. Połowę co najmniej, wyposażonych w wysokie oparcia, wyściełanych krzeseł oraz większość małych stoliczków również zapełniały liczne tomy i zwoje, część pism złożono nawet pod nimi. Jednakże tylko rozgardiasz na stole przed Moiraine należał do niej.
Wstała i pośród nocy podeszła do okna. W niezbyt wielkiej odległości jarzyły się światła wioski. Poczuła się wreszcie bezpieczna, nikt nie będzie jej ścigał tutaj. Nikt nie będzie domniemywał jej obecności właśnie w tym miejscu.
„Oczyszczę myśli i zacznę od nowa — pomyślała. — To wszystko co można zrobić”.
Żaden z mieszkańców wioski nawet nie przypuszczał, że dwie starsze siostry, mieszkające w tym zacisznym domku, są Aes Sedai. Nikt przecież nie spodziewałby się czegoś takiego po niewielkiej miejscowości. Studnia Tifana była wszak wyłącznie społecznością rolniczą, zagubioną głęboko w trawiastych równinach Arafel. Mieszkańcy wioski przychodzili do sióstr po rozwiązania różnych, trapiących ich problemów, po lekarstwa na choroby i szanowali je jako kobiety obdarzone łaską Światłości, ale nic ponadto. Adeleas i Vandene razem udały się na dobrowolne wygnanie tak dawno już temu, że nawet w Białej Wieży niewiele sióstr pamiętało, iż wciąż jeszcze żyją.
W towarzystwie jedynego, równie wiekowego Strażnika żyły cicho, na uboczu, wciąż usiłując napisać powszechną historię świata po Pęknięciu, nadto zawierając w niej tyle, ile się da z epok wcześniejszych. Tymczasem pozostawało jeszcze tyle informacji do zebrania, tyle zagadek do rozwiązania. Ich dom był idealnym miejscem, w którym Moiraine mogła zdobyć potrzebne jej informacje. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle gdzieś tutaj były.
Jakiś ruch przyciągnął jej uwagę, odwróciła się. Lan siedział przy pobudowanym z żółtych cegieł kominku, nieruchomy jak kawałek wytoczonej przez rzekę skały.
— Pamiętasz Lan, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
Gdyby nie przypatrywała mu się tak dokładnie, nie dostrzegłaby leciutkiego drgnienia brwi. Nieczęsto udawało się go zaskoczyć. Tej kwestii żadne z nich dotąd nie poruszało — niemalże dwadzieścia lat temu, kiedy była jeszcze na tyle młoda, że mogła tak o sobie myśleć, z całą młodzieńczą dumą oznajmiła mu, iż nigdy nie będzie mówić o tym i spodziewa się odeń tego samego.
— Pamiętam — to było wszystko, co powiedział.
— I wciąż żadnej skruchy, jak sądzę? Wrzuciłeś mnie do stawu. — Nie uśmiechała się, ale teraz już potrafiła dostrzec zabawny wymiar tamtej sytuacji. — Przemokłam do suchej nitki i to w porze roku, którą wy mieszkańcy Ziem Granicznych nazywacie młodą wiosną. Niemalże zamarzłam.
— Przypominam sobie jednak także, że potem rozpaliłem ognisko i rozwiesiłem wokół koce, abyś mogła ogrzać się w odosobnieniu. — Przesunął pogrzebaczem płonące polana, po czym odwiesił go na hak. Na Ziemiach Granicznych nawet letnie noce były chłodne. — Pamiętam także, że tej nocy, gdy spałem, wylałaś na mnie połowę tego stawu. Zaoszczędzilibyśmy sobie niezliczoną ilość dreszczy, gdybyś po prostu powiedziała, że jesteś Aes Sedai, zamiast to demonstrować. Zamiast próbować odebrać mi miecz. Nie najlepszy sposób przedstawiania się mieszkańcom Ziem Granicznych, nawet jeśli jest się młodą kobietą.
— Byłam młoda i samotna, podczas gdy ty równie wielki jak dzisiaj, z całą zawziętością otwarcie wypisaną na twarzy. Nie chciałam, żebyś wiedział, iż jestem Aes Sedai. Wówczas wydawało mi się, że swobodniej odpowiesz na moje pytania, jeśli nie będziesz wiedział. — Milczała przez jakiś czas, myśląc o latach, które minęły od spotkania. Tak dobrze, że znalazła towarzysza swoich poszukiwań. — Później, podczas tych tygodni, które spędziliśmy razem, czy podejrzewałeś, iż poproszę cię, abyś się do mnie przyłączył? Ja zdecydowałam się od razu, pierwszego dnia.
— Nawet przez chwilę nie przypuszczałem — odpowiedział sucho. — Byłem zbyt zajęty zastanawianiem się, czy uda mi się odprowadzić cię do Chachin i jednocześnie ocalić skórę. Każdej nocy miałaś dla mnie nową niespodziankę. Mrówek do dziś nie zapomniałem. Podczas całej podróży, nie sądzę, abym przespał choć jedną noc w pełni.
Pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Wspominała.
— Byłam młoda — powtórzyła. — Czy jednak, po tych wszystkich latach, nie sprzykrzyła ci się nasza więź? Nie jesteś mężczyzną, który mógłby przywyknąć do smyczy, nawet tak aksamitnej jak moja.
Była to złośliwa uwaga, pragnęła by taką była.
— Nie. — Ton jego głosu był chłodny, ponownie wziął do ręki pogrzebacz i zupełnie niepotrzebnie rozniecił płomienie na palenisku. Kaskada iskier wypełniła komin. — Wybór mój był wolny, wiedziałem jakie są konsekwencje.
Żelazny pręt zazgrzytał na haku, Strażnik skłonił się uroczyście.
— To zaszczyt służyć tobie, Moiraine Sedai. Tak było i będzie, niezmiennie.
Moiraine wciągnęła powietrze przez nos.
— Twoja pokora, Lan Gaidin, zawsze zawierała w sobie więcej arogancji, niźli pycha królów, choćby stojących na czele armii. Było tak od dnia, w którym cię spotkałam.
— Po co ta cała rozmowa o dniach minionych, Moiraine?
Milczała długo, po stokroć, tak się przynajmniej zdawało, rozważając teraz słowa, jakich należy użyć.
— Zanim opuściliśmy Tar Valon, zarządziłam, że jeśli coś mi się stanie, twoje zobowiązania zostaną przeniesione na kogoś mego. — W milczeniu wpatrywał się w nią. — Kiedy poczujesz, że nie żyję, musisz natychmiast udać się do niej. Nie chcę, byś został zaskoczony.
— Musisz — oddychał wolno, gniewnie. — Ani razu nie wykorzystywałaś moich zobowiązań, aby zmuszać mnie do czegoś. Nie mogę ci teraz nie mieć tego za złe.
— Gdybym pozostawiła tę sprawę nie załatwioną, wraz z moją śmiercią byłbyś wolny od wszelkich zobowiązań i nawet najbardziej zdecydowany rozkaz nie powstrzymałby cię. Nie pozwolę ci zginąć w bezużytecznej próbie pomszczenia mnie. Nie pozwolę ci także powrócić do twej równie bezużytecznej prywatnej wojny na Ugorze. Chciałabym, żebyś zrozumiał, iż wojna, którą toczymy, jest tą samą wojną. Jak rozumiem, toczysz walkę w jakimś celu. Nie przysłuży się mu ani zemsta, ani śmierć bez pochówku, gdzieś na Ugorze.
— Czy przewidujesz swą rychłą śmierć?
Jego głos był cichy, twarz pozbawiona wyrazu — niczym kamienie pośród rozszalałej zimowej zamieci. Ten rodzaj zachowania widziała już wiele razy, zazwyczaj tuż przedtem, zanim zaatakował.
— Planujesz coś, beze mnie, coś co sprowadzi twą śmierć?
— W tej chwili rada jestem, że nie ma żadnego stawu w tym pokoju — wymruczała, za chwilę jednak uniosła dłonie, gdy zesztywniał urażony lekkim tonem głosu. — Każdego dnia spoglądam w oczy swej śmierci, podobnie zresztą i ty. Jak mogłoby być inaczej, biorąc pod uwagę zadanie, któremu poświęciliśmy te ostatnie lata? Teraz jednak, kiedy wszystko zmierza do rozstrzygnięcia, możliwość ostatecznej porażki staje się również coraz bardziej realna.
Przez chwilę przyglądał się uważnie swoim dłoniom, wielkim i kanciastym.
— Zawsze przypuszczałem — powiedział powoli — że to ja pierwszy zginę. Jakoś, nawet w najgorszych chwilach, nigdy nie wydawało się...
Znienacka gwałtownym ruchem zatarł ręce.
— Jeśli więc istnieje możliwość, że zostanę przekazany komuś jak rozpieszczony salonowy piesek, to chciałbym chociaż wiedzieć, komu zostanę przekazany?
— Nigdy nie uważałam cię za pieska — powiedziała ostro Moiraine. — Myrelle również nie.
— Myrelle. — Skrzywił się. — Powinna być już Zieloną, albo czymś w tym rodzaju. Młodziutka dziewczynka zaledwie podniesiona do godności pełnej siostry.
— Jeśli Myrelle potrafi dać sobie radę ze swymi trzema Gaidinami, prawdopodobnie również podoła tobie. Mimo iż zapewne chciałaby cię zatrzymać, obiecała, że przekaże twoje zobowiązania innej, kiedy tylko znajdzie siostrę bardziej dla ciebie stosowną.
— Tak... Nie piesek, lecz paczka. Z Myrelle w roli doręczyciela! A Moiraine, która wszak nie jest przecież Zieloną, traktuje swego Strażnika w ten sposób. Od czterystu lat żadna Aes Sedai nie przekazała zobowiązań swego Strażnika innej, a ty chcesz zrobić mi to nie jeden raz, lecz dwukrotnie.
— To już się stało i nie mam zamiaru tego odwracać.
— Niech mnie Światłość oślepi, jeśli ma zamiar pozwolić, by przekazywano mnie z ręki do ręki. Masz choćby jakieś pojęcie co do tego, w czyich rękach skończę?
— To co zrobiłam, zrobiłam dla twego własnego dobra, a pewnie dla dobra innych również. Wszak może się okazać, że Myrelle przekona się, iż młodziutka dziewczynka zaledwie podniesiona do godności pełnej siostry, tak to powiedziałeś, nieprawdaż, potrzebuje Strażnika zahartowanego w walce i mądrego w sprawach tego świata, że młodziutka dziewczynka może potrzebować kogoś, kto wrzuci ją do stawu. Masz wiele do zaoferowania, Lan, toteż widzieć, jak to wszystko marnuje się w nie oznakowanym grobie, porzucać to dla kruków, podczas gdy mogłoby przypaść kobiecie potrzebującej tego, byłoby czymś o wiele gorszym niż grzech, o którym tyle plotą Białe Płaszcze. Tak, myślę, że okażesz się jej przydatny.
Oczy Lana rozszerzyły się nieznacznie, w jego przypadku oznaczało to to samo, co u innego człowieka spojrzenie pełnego wstrząsu niedowierzania. Rzadko widziała go tak wytrąconego z równowagi. Dwukrotnie otworzył usta, zanim przemówił:
— A kogóż masz na myśli, jeśli chodzi o...
Przerwała mu.
— Jesteś pewien, że smycz nie ociera szyi, Lan Gaidin? Dopiero teraz, po raz pierwszy zdajesz sobie sprawę z siły zobowiązań, z ich głębi. Mógłbyś skończyć z jakąś dobrze zapowiadającą się Białą, sama logika i kompletny brak serca, albo z Brązową, która widziałaby w tobie jedynie parę dłoni do przenoszenia jej ksiąg i szkiców. Mogę przekazać cię, komu mi się żywnie spodoba, jak paczkę, albo salonowego pieska, a ty będziesz musiał na to przystać. Pewien jesteś, że smycz nie ociera szyi?
— I po to było to wszystko? — Zazgrzytał zębami. Jego oczy płonęły jak niebieskie ognie, usta zacisnęły się w niewidoczną niemal kreskę. Po raz pierwszy widziała, jak zupełnie nie tłumiony gniew wytrawia mu twarz. — Cała ta rozmowa, to tylko sprawdzian. Sprawdzian! Aby zobaczyć, czy potrafisz zacisnąć mi smycz? Po tych wszystkich latach`? Od czasu, kiedy ci ślubowałem, jechałem tam, gdzie chciałaś, nawet jeśli uważałem to za głupie, nawet jeśli istniały racje, by udać się gdzie indziej. Nigdy nie musiałaś powoływać się na me zobowiązania. Na jedno twe słowo, patrzyłem spokojnie, jak wędrujesz prosto w środek niebezpieczeństwa i trzymałem ręce przy sobie, choć niczego nie pragnąłem bardziej, niż wyciągnąć miecz i wyciąć ci drogę w tłumie wrogów. I po tym wszystkim ty jeszcze mnie sprawdzasz?
— Nie sprawdzam cię, Lan. Mówię wprost, bez żadnych głębszych intencji, że zrobiłam, co powiedziałam. Jednak w Fal Dara zaczęłam się zastanawiać, czy całkowicie jesteś ze mną.
Ostrożność rozbłysła w jego oczach.
„Lan, wybacz mi. Nie chciałam kruszyć murów, którymi otoczyłeś się tak ściśle, ale muszę wiedzieć”.
— Dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś z Randem?
Zamrugał, to było zupełne zaskoczenie. Wiedziała, czego się teraz spodziewa i nie miała zamiaru tracić okazji, gdy wytrącony był z równowagi.
— Kiedy przyprowadziłeś go do Amyrlin, przemawiał, zachowywał się jak lord Pogranicza i urodzony żołnierz. Było to zgodne z tym, co dla niego zaplanowałam, ale nigdy przecież nie rozmawialiśmy ze sobą o nauczeniu go takich manier. Dlaczego, Lan?
— Wydawało się to... słuszne. Młody wilczarz musi kiedyś spotkać swego pierwszego wilka. Jeśli jednak wilk będzie widział w nim szczeniaka, jeśli zachowywać się będzie jak szczeniak, wówczas z pewnością wilk go zabije. Wilczarz musi być wilczarzem, przede wszystkim w oczach wilka, jeśli ma przeżyć.
— Tak właśnie widzisz Aes Sedai? Amyrlin? Mnie? Sfora wilków ścigająca twego młodego wilczarza? — Lan potrząsnał głową. — Wiesz, kim on jest, Lan. Wiesz, kim musi się stać. Musi. Pracowałam na to od dnia, kiedy się spotkaliśmy i jeszcze wcześniej. Teraz wątpisz w to, co zrobiłam?
— Nie. Nie, ale... — Skrywał się, na powrót budując swe mury. Ale wciąż jeszcze były w nich szczeliny. — Sama powiadałaś, że ta’veren wciągają otaczających ich ludzi, jak wir wodny połyka słomki. Zapewne ja również zostałem wciągnięty. Czułem tylko, że tak będzie słusznie. Ci wiejscy chłopcy potrzebują kogoś, kto będzie stał po ich stronie, Moiraine. Przynajmniej Rand potrzebuje. Wierzę w to, co robisz, nawet teraz, kiedy nie znam nawet połowy twych uczynków, wierzę tak, jak wierzę w ciebie. Nie prosiłem o zwolnienie mnie ze zobowiązań i nie poproszę. Jakiekolwiek są twoje plany, odnośnie do twego umierania i mojego bezpieczeństwa, odprawienia mnie, szczęśliwy będę, widząc jak żyjesz a wszelkie plany obracają się w nicość.
— Ta’veren — westchnęła Moiraine. — Być może to było to. Miast postępować ostrożnie, niczym ze źdźbłem, które należy delikatnie pokierować w dół strumienia, usiłuję przeprowadzić kłodę przez katarakty. Za każdym razem, gdy ją popycham, ona odpycha mnie, a im dłużej to wszystko trwa, tym staje się większa. A jednak muszę wytrwać do końca.
Roześmiała się cicho.
— Nie będę bardzo nieszczęśliwa, stary przyjacielu, jeśli uda ci się wypaczyć moje plany. Teraz jednak proszę, zostaw mnie. Muszę pomyśleć w samotności.
Wahał się jedynie przez moment, potem odwrócił i poszedł w kierunku drzwi. W ostatniej chwili zrozumiała, że musi zadać mu jeszcze jedno pytanie.
— Czy kiedykolwiek marzyłeś o czymś innym, Lan?
— Wszyscy ludzie marzą. Ale znam marzenia wyczerpujące się wyłącznie w samych sobie. To — dotknął rękojeści miecza — jest rzeczywistość.
Mury wyrosły na powrót, równie wysokie i mocne jak przedtem.
Kiedy wyszedł, Moiraine siedziała przez chwilę wtulona w oparcie krzesła, wpatrując się w ogień. Myślała o Nynaeve i szczelinach w murze. Bez specjalnych usiłowań, nie myśląc nawet, co czyni, ta młoda kobieta spowodowała, że mury popękały a w ich szczelinach wyrosło pnącze. Lan uważał, iż jest bezpieczny, zamknięty w swej fortecy przez los i własne pragnienia, ale powoli, cierpliwie pnącza rozsadzały mur, odsłaniając ukrytego wewnątrz człowieka. Już teraz zaczął dochowywać jej lojalności — na początku pozostawał zupełnie obojętny wobec ludzi z Pola Emonda, wyjąwszy tych, którymi interesowała się Moiraine. Nynaeve zmieniła to, podobnie jak zmieniła samego Lana.
Ku własnemu zaskoczeniu Moiraine poczuła ukłucie zazdrości. Nigdy dotąd się to nie zdarzyło, nie w odniesieniu do kobiet, które rzucały swe serca pod jego stopy lub dzieliły z nim łoże. W istocie, nigdy nie myślała o nim jako o obiekcie możliwej zazdrości, zresztą podobnie jak nie myślała w ten sposób o żadnym mężczyźnie. Poślubiona była swojej walce, a Lan poślubiony był swej. Lecz zbyt długo byli już towarzyszami w tych zmaganiach. Zajeździł konia na śmierć, sam niemalże padając ze zmęczenia, a pod koniec niosąc ją w ramionach do Anaiyi, Uzdrowicielki. Niejeden raz opatrywała mu rany, swą sztuką zatrzymując życie, które niemalże postradał, próbując ratować ją. Powtarzał zawsze, że małżonką jego jest śmierć. Teraz na innej pannie młodej spoczywało jego spojrzenie, choć wciąż jeszcze tego nie widział. Sądził, że wciąż bezpieczny trwa za swym murem, ale Nynaeve już wplotła weselne kwiaty w jego włosy. Czy dalej równie pogodnie będzie w stanie igrać ze śmiercią? Moiraine wątpiła, by poprosił o zwolnienie ze zobowiązań. Ale nie wiedziała, co zrobi, kiedy tak się stanie.
Grymas zagościł na jej twarzy, powstała. Są ważniejsze sprawy. Dużo ważniejsze. Oczyma objęła otwarte książki i papiery walające się po pokoju. Tak wiele wskazówek, ale żadnych definitywnych odpowiedzi.
Weszła Vandene, niosąc na tacy dzbanek z herbatą i filiżanki. Wysmukła i wdzięczna, zawsze wyprostowana, włosy zebrane starannie na karku były niemalże zupełnie białe. Na jej delikatnej twarzy widać było znaki wielu, wielu przeżytych lat.
— Nie chciałam ci przeszkadzać, mogłam poprosić Jaema, aby to przyniósł, ale właśnie ćwiczy z mieczem w stodole. — Z cichym szelestem odsunęła rękopis, aby zrobić miejsce na tacę. — Obecność Lana przypomniała mu, że nadaje się do czegoś więcej, niż tylko uprawy ogrodu i wykonywania drobnych napraw w domu. Gaidini mają takie sztywne karki. Myślałam, że Lan jeszcze tu będzie, dlatego przyniosłam dodatkową filiżankę. Znalazłaś to, czego szukasz?
— Nie wiem właściwie nawet, czego szukam.
Moiraine zmarszczyła brwi, wpatrując się w drugą kobietę. Vandene należała do Zielonych Ajah, nie do Brązowych jak jej siostra, ale od tak dawna wspólnie poświęcały się studiom, że wiedziała równie dużo co Adeleas.
— Cokolwiek to jest, nie wygląda, abyś wiedziała, gdzie szukać. — Potrząsając głową, Vandene przewertowała kilka książek i rękopisów. — Tyle kwestii. Wojny z Trollokami. Obserwatorzy nad Morzem. Legenda o Powrocie. Dwa traktaty na temat Rogu Valere. Trzy ciemne proroctwa i, na Światłość, książka Santhry o Przeklętych. Paskudna. Równie paskudna, jak ta o Shadar Logoth. I Proroctwa Smoka w trzech tłumaczeniach, i jeszcze oryginał. Moiraine, o co ci chodzi? Proroctwa, rozumiem, nawet na taką głuszę docierają pewne nowiny. Słyszałyśmy o tym, co zdarzyło się w Illian. W wiosce opowiadają nawet plotki o tym, że ktoś odnalazł Róg.
Nieostrożnie potrząsnęła rękopisem na temat Rogu i zakaszlała, gdy kurz podrażnił jej gardło.
— Zlekceważyłam ją, oczywiście. Zawsze słyszy się jakieś plotki. Lecz cóż... Powiedziałaś, że potrzebujesz odosobnienia i mam zamiar ci je zapewnić.
— Poczekaj chwilę — powiedziała Moiraine, a druga Aes Sedai zatrzymała się tuż przy drzwiach. — Być może mogłabyś odpowiedzieć na kilka moich pytań.
— Spróbuję. — Vandene niespodziewanie uśmiechnęła się. — Adeleas twierdzi, że powinnam zostać Brązową siostrą. Pytaj.
Napełniła dwie filiżanki herbatą i podała jedną Moiraine, potem usiadła na krześle przy kominku.
Sploty pary wiły się nad filiżankami, kiedy Moiraine pieczołowicie dobierała swe pytania.
„Uzyskać odpowiedzi, a jednocześnie nie ujawnić zbyt wiele”.
— Róg Valere nie jest wzmiankowany w Proroctwach, a jednak w jakiś sposób powiązany jest ze Smokiem?
— Nie. Wyjąwszy fakt, że musi zostać znaleziony przed Tarmon Gai’don, a właśnie po Smoku oczekuje się stoczenia Ostatniej Bitwy.
Białowłosa kobieta pociągnęła łyk herbaty i czekała.
— Czy cokolwiek łączy Smoka z Głową Tomana? Vandene zawahała się.
— Tak i nie. Jest to kwestia sporna pomiędzy Adeleas a mną. — Jej głos przybrał ton charakterystyczny dla wykładu i przez moment Moiraine wydawało się, że ma przed sobą Brązową siostrę. — Jest w oryginale taki wers, który przetłumaczony dosłownie brzmi: „Pięcioro jedzie naprzód, a czworo powraca. Ponad obserwatorami proklamuje się, sztandarem w poprzek nieba w ogniu...” Cóż, i tak dalej. Kluczową kwestią jest jednak słowo ma’vron. Twierdzę, że nie powinno być przetłumaczone po prostu jako „obserwatorzy”, bowiem to z kolei brzmi a’vron. Ma’vron ma tutaj decydujące znaczenie. Wedle mnie znaczy Obserwatorzy nad Morcem, chociaż oni sami nazywają siebie Do Miere A’vron rzecz jasna, nie zaś Ma’vron. Adeleas powiada, iż dokonuję nadinterpretacji. Sądzę jednak, że oznacza to, iż Smok Odrodzony ujawni się gdzieś na Głowie Tomana, w Arad Doman lub Saladei. Adeleas może sobie myśleć, że jestem niemądra, jednakowoż wsłuchuję się uważnie we wszystkie pogłoski, jakie ostatnimi czasy dochodzą do nas z Saladei. Mazrim Taim jest w stanie przenosić, tak przynajmniej słyszałam, a nasze siostry jeszcze sobie nie poradziły z nim. Jeśli Smok się Odrodził i odnaleziony został Róg Valere, znaczy to, że Ostatnia Bitwa nastąpi już wkrótce. Możemy nigdy nie ukończyć naszej historii.
Przeszył ją dreszcz, potem nagle roześmiała się.
— Dziwny powód do zmartwień. Przypuszczam, że coraz bardziej staję się Brązową siostrą. To straszne, kiedy się nad tym zastanowić. Zadaj następne pytanie.
— Sądzę, iż nie powinnaś się martwić o Taima — powiedziała nieobecnym głosem Moiraine. Istniał jednak związek z Głową Tomana, aczkolwiek ledwie rysujący się i nieznaczny. — Zajmą się nim podobnie jak Logainem. Co możesz powiedzieć o Shadar Logoth?
— Shadar Logoth! — parsknęła Vandene. — Mówiąc krótko, miasto zostało zniszczone przez swą własną nienawiść, zginęły wszelkie żywe istoty, wyjąwszy doradcę Mordetha, który zapoczątkował to wszystko, stosując taktykę Sprzymierzeńców Ciemności przeciw Sprzymierzeńcom Ciemności, a teraz zaczajony w pułapce czeka, aby skraść duszę. Nie jest bezpiecznie tam wchodzić i niebezpieczne jest dotykanie czegokolwiek. Ale to wie każda nowicjuszka, która już niedługo zostanie Przyjętą. Aby usłyszeć całość, musiałabyś zostać tutaj przez miesiąc i wysłuchać serii wykładów Adeleas, ona doprawdy posiada na ten temat dogłębną wiedzę, lecz nawet ja mogę ci powiedzieć, że nie ma to żadnego związku ze Smokiem. Miejsce było martwe na sto lat zanim Yurian Stonebow powstał z popiołów Wojen z Trollokami, a w całej historii fałszywych Smoków jest on postacią historycznie mu najbliższą.
Moiraine podniosła dłoń.
— Nie wyraziłam się jasno, w tej chwili nie interesuje mnie już Smok, Odrodzony czy fałszywy. Czy możesz sobie wyobrazić jakiś powód, dla którego Pomor miałby zabrać coś pochodzącego z Shadar Logoth?
— Nie, gdyby wiedział, czym ta rzecz jest. Nienawiść, która zabiła Shadar Logoth, była nienawiścią pierwotnie skierowaną przeciwko Czarnemu. Zniszczy Pomiot Cienia równie niezawodnie, jak tych których opromienia Światłość. Tamci boją się Shadar Logoth równie mocno jak my.
— A co możesz mi powiedzieć o Przeklętych?
— Skaczesz z tematu na temat. Mogę powiedzieć ci niewiele więcej ponad to, czego nauczyłaś się jako nowicjuszka. Mało kto wie więcej o Bezimiennych. Chcesz, bym zarzuciła cię wiadomościami, których obie nauczyłyśmy się będąc jeszcze dziewczętami?
Przez chwilę Moiraine siedziała w milczeniu. Nie chciała powiedzieć zbyt wiele, ale Vandene i Adeleas miały więcej wiedzy w koniuszku palca, niż było jej w całym świecie, wyjąwszy Białą Wieżę, tam jednak czekało na nią więcej kłopotów, niźli była w stanie obecnie udźwignąć. Pozwoliła, by imię wyślizgnęło się z jej ust, jakby w ucieczce:
— Lanfear.
— W tej kwestii — westchnęła zapytana — doprawdy nie wiem nawet odrobinę więcej, niż jako nowicjuszka. Córka Nocy pozostaje tak tajemnicza, jakby dosłownie odziała się w ciemność. — Przerwała na moment, wpatrzyła się w filiżankę, kiedy jednak podniosła wzrok, jej spojrzenie ostro wbiło się w oczy Moiraine. — Lanfear była związana ze Smokiem, z Lewsem Therinem Telamonem. Moiraine, czy masz jakieś poszlaki, co do tego, że Smok się Odrodzi? Już się Odrodził? Czy to się stało?
— Gdyby tak było — Moiraine odpowiedziała nieporuszona — czyż nie znajdowałabym się w Białej Wieży, zamiast tutaj? Amyrlin wie wszystko, co ja wiem, tyle mogę ci przysiąc. Czy otrzymałaś od niej wezwanie?
— Nie, ale przypuszczam, że może to nastąpić. Kiedy nadejdzie czas, że zmuszone zostaniemy stawić czoło Smokowi Odrodzonemu, Tron Amyrlin potrzebować będzie każdej nowicjuszki, która potraf samodzielnie zapalić świecę. — Głos Vandene powoli cichł, jakby pogrążała się w zadumie. — Biorąc pod uwagę moc, którą będzie władał, trzeba będzie go zmiażdżyć, zanim użyje jej przeciwko nam, zanim oszaleje i zniszczy świat. Najpierw jednak musi spotkać się z Czarnym. — Roześmiała się wesoło na widok wyrazu twarzy Moiraine. — Nie jestem Czerwona. Studiowałam Proroctwa wystarczająco dokładnie, by wiedzieć, że nie możemy się zdecydować na poskromienie go od razu. Jeżeli byłybyśmy w stanie to zrobić. Wiem równie dobrze jak ty, jak wszystkie siostry, które zatroszczyły się, by to odkryć, że pieczęcie zatrzymujące Czarnego w Shayol Ghul słabną. Illian zwołał Wielkie Polowania na Róg. Dokoła pełno fałszywych Smoków. A dwaj z nich, Logain i teraz ten w Saladei, zdolni do przenoszenia. Kiedy po raz ostatni Czerwone natknęły się na dwu przenoszących mężczyzn w ciągu niecałego roku? Kiedy po raz ostatni odnalazły jednego na pięć lat? Nie za mojego życia przynajmniej, a jestem dużo od ciebie starsza. Znaki są wszędzie. Tarmon Gai’don nadchodzi. Czarny wyrwie się na wolność. A Smok Odrodzi się.
Filiżanka zagrzechotała, kiedy gwałtownie odstawiła ją na stół.
— Przypuszczam, że to dlatego obawiam się, iż mogłaś widzieć jakieś znaki jego obecności.
— Nadejdzie — powiedziała miękko Moiraine — a uczynimy, co musi być zrobione.
— Jeśli, mam taką nadzieję, na cokolwiek się to zda. Wyciągnę Adeleas z jej książek i wyślę do Białej Wieży. Jednak zadowolona jestem, będąc tutaj. Być może wystarczy nam czasu na skończenie naszej historii.
— Mam nadzieję, że tak będzie, siostro.
Vandene wstała.
— Cóż, mam jeszcze coś do zrobienia przed snem. Jeśli nie masz więcej pytań, pozostawię cię twoim studiom. — Przerwała na chwilę, a potem powiedziała coś, co zdradziło, iż pomimo lat spędzonych nad księgami, wciąż została Zieloną Ajah. — Powinnaś zrobić coś z Lanem, Moiraine. Ten mężczyzna gotuje się w środku gorzej niż Góra Smoka. Wcześniej czy później wybuchnie. Znałam wystarczająco wielu mężczyzn, by widzieć, kiedy któryś ma kłopoty z kobietą. Byliście razem przez długi czas. Być może na koniec zrozumiał, że jesteś w takim samym stopniu kobietą, jak Aes Sedai.
— Dla Lana wciąż jestem tym, kim jestem, Vandene. Mianowicie Aes Sedai. I mam nadzieję, że wciąż przyjaciółką.
— Ach, wy Błękitne. Zawsze gotowe ratować świat, który same tracicie.
Kiedy białowłosa Aes Sedai wyszła, Moiraine sięgnęła po płaszcz i mrucząc coś do siebie, wyszła do ogrodu. W tym co powiedziała Vandene, coś poruszyło strunę w jej umyśle, nie mogła sobie jednak przypomnieć, co to było. Odpowiedź, wskazówka pozwalająca znaleźć odpowiedź na pytanie, którego nie zadała? Ale jakie to mogłoby być pytanie — tego również nie potrafiła sobie wyobrazić.
Ogród był mały, podobnie jak dom, ale starannie utrzymany, co było widać nawet w żółtej poświacie dochodzącej z okna. Wysypane piaskiem ścieżki wiodły wśród grządek kwiatów. Zarzuciła luźno płaszcz na ramiona, aby ustrzec się łagodnego chłodu nocy.
„Jaka była odpowiedź i jakie było pytanie?”
Zazgrzytał piasek, więc odwróciła się, myśląc że to Lan. Ledwie kilka kroków od niej, pośród ciemności, zamajaczył cień, cień który zdawał się być nazbyt wysoką sylwetką mężczyzny owiniętego w płaszcz. Ale księżyc nagle oświetlił mu twarz, bladą, posępną, z wystającymi policzkami i czarnymi oczyma nad pomarszczonymi, czerwonymi ustami. Płaszcz rozchylił się, rozwijając w dwa wielkie, jakby nietoperze skrzydła.
Wiedząc, że jest za późno, otworzyła się na saidara, lecz Draghkar zanucił jękliwie i ciche brzęczenie wypełniło ją, rozbijając wolę na kawałki. Saidar wyślizgnął się. Idąc w kierunku stworzenia, czuła tylko nieokreślony smutek, głębokie zawodzenie wydobyło na wierzch jej najściślej skrywane uczucia. Białe, białe dłonie — jak dłonie mężczyzny, tylko że zakończone szponami — sięgnęły po nią, usta koloru krwi wykrzywiły się w parodii uśmiechu, obnażając ostre zęby. Niejasno, bardzo niejasno, wiedziała że zęby te nie gryzą, ani nie szarpią. Strzeż się pocałunku Draghkara. Kiedy te wargi dotkną jej, równie dobrze będzie mogła być martwa, zostanie wyssana z duszy, później z życia. Ktokolwiek ją znajdzie, nawet jeśli przyjdzie w tym samym momencie, gdy Draghar ją puści, zobaczy tylko ciało bez najmniejszego znaku, zimne, jakby martwe od dwu dni. A kiedy przyjdą, zanim umrze, to co zobaczą, będzie jeszcze gorsze i w niczym nie będzie jej przypominało. Zawodzenie pociągnęło ją prosto w te blade dłonie, głowa Draghara pochyliła się powoli.
Tylko ślad zaskoczenia przemknął jej przez umysł, gdy ostrze miecza rozbłysło nad ramieniem, trafiając Draghkara w pierś, nieco bardziej jedynie zdziwiło ją drugie ostrze, ułamek sekundy później, nad drugim ramieniem.
Oszołomiona, chwiejąc się lekko, patrzyła jakby z ogromnej odległości na stworzenie odepchnięte w tył, daleko od niej. Zobaczyła Lana, później Jaema, kościste ręce siwowłosego Strażnika trzymały miecz równie pewnie, jak dłonie młodszego towarzysza. Blade dłonie Draghkara szarpały ostrą stal, skrzydła łopotliwymi plaśnięciami chłostały obu mężczyzn. Nagle, poraniony i krwawiący, ponownie zaniósł się jękiem. Ku Strażnikom.
Z wysiłkiem tylko Moiraine pozbierała myśli. Czuła się tak pusta, jakby istota dokonała jednak swego dzieła.
„Nie ma czasu na słabość”.
W jednej chwili otworzyła się na saidara i kiedy moc wypełniła ją, bez lęku ogarnęła wzrokiem scenę, chcąc celnie uderzyć w ten Pomiot Cienia. Obaj mężczyźni byli zbyt blisko, cokolwiek uczyni, im również zaszkodzi. Nawet użycie Jedynej Mocy, wiedziała to, mimo iż myśli wciąż zanieczyszczał jej dotyk Draghkara.
Lecz zanim cokolwiek zrobiła, Lan krzyknął:
— Uściśnij śmierć!
Jak echo dołączył do niego zdecydowany głos Jaema:
— Uściśnij śmierć!
I obaj mężczyźni weszli w zasięg dotyku Draghkara, zatapiając swe ostrza w jego ciele aż po rękojeść.
Odrzucając głowę w tył, Draghkar wrzasnął, krzykiem który igłami przeszył głowę Moiraine. Nawet owinięta saidarem była w stanie poczuć jego siłę. Jak padające drzewo Draghkar runął na ziemię, jedno ze skrzydeł powaliło Jaema na kolana. Lan pochylił się, jakby w całkowitym wyczerpaniu.
Od strony domu spieszyły w ich stronę światła stworzone przez Vandene i Adeleas.
— Co to za hałasy? — dopytywała się Adeleas. Była niemalże zwierciadlanym wizerunkiem swej siostry. — Jaem poszedł i...
Światło padło na ciało Draghkara, głos zamarł jej w gardle.
Vandene chwyciła dłoń Moiraine.
— Czy on...?
Pozostawiła pytanie nie dokończone, Moiraine sobaczyła otaczający ją nimb. Czując przepływ siły od drugiej kobiety, żałowała, nie po raz pierwszy, że Aes Sedai nie są w stanie zrobić dla siebie tyle, ile mogą zrobić dla innych.
— Nie zrobił — powiedziała z wdzięcznością. — Zajmij się Gaidinami.
Lan patrzył na nią, zaciskając usta.
— Gdyby nie to, że mnie tak zdenerwowałaś, że poszedłem ćwiczyć formy z Jaemem i gdybym nie był tak wściekły, że szybko zrezygnowałem i wróciłem do domu...
— Ale tak właśnie było — odrzekła. — Wzór wplata wszystko w osnowę.
Jaem mruczał coś, ale pozwolił Vandene obejrzeć swe ramię. Kościsty i żylasty, wyglądał na równie mocnego jak stare korzenie.
— W jaki sposób — dopytywała się Adeleas — jakaś istota z cienia mogła podejść tak blisko i nie wyczułyśmy jej?
— Była osłaniana — powiedziała Moiraine.
— Niemożliwe — odburknęła Adeleas. — Tylko siostra mogłaby...
Przerwała, a Vandene odwróciła się od Jaema, by spojrzeć na Moiraine.
Ta wypowiedziała słowa, których żadne z nich nie chciało usłyszeć:
— Czarna Ajah.
Od strony wioski słychać było okrzyki.
— Lepiej ukryjcie to... — machnęła ręką w stronę Draghkara rozciągniętego w poprzek grządki kwiatów — szybko. Zaraz przyjdą, by zapytać, czy nie potrzebujecie pomocy, a kiedy go zobaczą, zaczną się rozmowy, których na pewno wolałybyście uniknąć.
— Tak, oczywiście — powiedziała Adeleas. — Jaem, wyjdź im na spotkanie. Powiedz, że nie wiesz, skąd ten hałas, ale że wszystko jest w porządku. Uspokój ich.
Siwowłosy Strażnik pospieszył w noc, w kierunku zbliżających się głosów mieszkańców wioski. Adeleas odwróciła się i wpatrzyła badawczo w Draghkara, jakby był zagadkowym fragmentem w jednej z jej książek.
— Czy była w to zamieszana Aes Sedai, czy nie, zastanawiam się, co mogło go tutaj sprowadzić?
Vandene w ciszy wpatrywała się w Moiraine.
— Obawiam się, że muszę was opuścić — powiedziała Moiraine. — Lan, czy mógłbyś przygotować konie do drogi?
Kiedy odszedł, dodała:
— Zostawię listy, które należy wysłać do Białej Wieży, najszybciej jak tylko można.
Adeleas z nieobecnym wyrazem twarzy pokiwała głową, jej uwaga wciąż skupiona była na leżącym u jej stóp monstrum.
— A tam, dokąd jedziesz, odnajdziesz swe odpowiedzi? — zapytała Vandene.
— Być może już znalazłam jedną, mimo iż wcale jej nie szukałam. Mam tylko nadzieję, że nie jest za późno. Potrzebne mi będzie pióro i pergamin.
Poprowadziła Vandene w kierunku domu, zostawiając Adeleas, by zajęła się ciałem Draghkara.