Rozdział 5

Alistair Norton nie wyglądał jak potwór. Spodziewałam się, że będzie przystojny, a mimo to do ostatniej chwili miałam nadzieję, że jednak nie. Jest we wszystkich nas coś, co każe wierzyć, że zło widać na zewnątrz i można orzec, że ktoś jest zły, tylko na niego patrząc. Spędziłam jednak wystarczająco czasu na obu dworach, by wiedzieć, że piękno i dobro to niekoniecznie to samo. Kto jak kto, ale ja wiedziałam aż nazbyt dobrze, że piękno bywa idealnym kamuflażem dla najciemniejszych serc, a mimo to wciąż chciałam, żeby twarz Alistaira Nortona odzwierciedlała jego wnętrze. Chciałam, żeby nosił jakieś widzialne piętno Kaina. Ale w restauracji, w której byliśmy umówieni, ujrzałam uśmiechniętego, wysokiego, barczystego mężczyznę, z twarzą o regularnych rysach, męskiego aż do bólu. Jego usta były ciut za wąskie jak na mój gust, twarz odrobinę zbyt męska, oczy bardzo pospolicie brązowe. Związane w elegancką kitkę włosy miały dziwny odcień brązu, ani jasny, ani ciemny. Ale musiałam szukać niedoskonałości, bo na pierwszy rzut oka żadnych nie było.

Jego uśmiech był inteligentny i łagodził rysy twarzy, sprawiając, że stawał się bardziej przystępny, mniej idealny. Jego śmiech był niski i czarujący. Nosił srebrny sygnet z brylantem wielkości mojego kciuka, nie miał natomiast ślubnej obrączki. Na palcu nie było nawet jaśniejszego miejsca po niej. A powinna być linia opalenizny. Wniosek: nigdy nie nosił obrączki. Zawsze podejrzewałam każdego mężczyznę, który nie nosi obrączki, o to, że planuje zdradę. Zdarzały się wyjątki, ale niezbyt wiele.

Wyglądał na zadowolonego. – Twoje oczy błyszczą jak zielone klejnoty – powiedział.

Zostawiłam brązowe szkła kontaktowe w biurze. Bez nich moje oczy naprawdę błyszczały. Podziękowałam mu za komplement i udając nieśmiałą, wpatrzyłam się w swojego drinka. To nie była jednak nieśmiałość. Nie chciałam, żeby ujrzał pogardę w moich oczach. Podobnie jak ludzie brzydzimy się cudzołożnikami. Nie chodzi o moralność, ale o złamanie przysięgi małżeńskiej. Nie tolerujemy tych, którzy łamią przysięgi. Jeśli twoje słowo jest bez wartości, taki też jesteś ty.

Dotknął mojego ramienia. – Co za idealnie biała skóra. – Ponieważ nie odepchnęłam go, pochylił się i delikatnie pocałował mnie w ramię. Gdy oderwał usta, pogładziłam go po twarzy, co było dosyć jednoznacznym sygnałem przyzwolenia. Pocałował bok mojej szyi i dłonią musnął włosy. – Twoje włosy są jak czerwony jedwab – wyszeptał. – Czy to twój naturalny kolor?

Odwróciłam się tak, że moje usta znalazły tuż nad jego wargami. – Tak.

Pocałował mnie delikatnie. Mierził mnie fakt, że wyglądało to na tak szczere. Najbardziej przerażające było to, że on mógł naprawdę być szczery, że na początku mógł wierzyć w każde swoje słowo. Znałam ten typ mężczyzn. Za każdym razem wierzą, że tym razem to prawdziwa miłość. Ale nigdy nie trwa to zbyt długo, bo żadna kobieta nie jest dla nich wystarczająco dobra. Oczywiście nie dlatego, że te kobiety naprawdę nie są wystarczająco dobre. To z winy tych mężczyzn. Próbują oni wypełnić pustkę swojej egzystencji kobietami lub seksem. Jeśli zaznaliby prawdziwej miłości i naprawdę satysfakcjonującego seksu, poczuliby się kompletni. Staliby się w końcu całością. Seryjni podrywacze pod jednym względem przypominają seryjnych morderców. Zarówno jedni, jak i drudzy wierzą, że następny raz będzie idealny, że następne doświadczenie zaspokoi ich całkowicie. Tylko że to nigdy nie następuje.

– Chodźmy stąd – wyszeptał.

Skinęłam głową, nie ufając własnemu głosowi. Powinnam całować się z zamkniętymi oczami, ponieważ spojrzenie mogło mnie zdradzić. Wystarczająco trudno było powstrzymać niechęć, gdy mnie dotykał. Oczekiwać od moich oczu, że będą okazywać pożądanie i miłość, to zbyt wiele.

Jego samochód był dokładnie taki sam jak on: drogi, elegancki i szybki. Czarny jaguar z czarnymi skórzanymi siedzeniami, tak że miałam wrażenie, że zanurzam się w morzu ciemności. Zapięłam pasy. On nie. Jechał szybko, przecinając kolejne skrzyżowania. Zrobiłoby to na mnie z pewnością większe wrażenie, gdybym sama nie jeździła po Los Angeles od trzech lat. Wszyscy tu jeździli w ten właśnie sposób w najzwyklejszym akcie samoobrony.

Dom był elegancki i nieduży, najmniejszy w okolicy. Stał za to na największym placu. Z każdej strony było tyle miejsca, że nawet mieszkaniec Środkowego Zachodu musiałby go nazwać dużym. Dom wyglądał na jeden z tych, w których dzieci czekają na powrót taty, podczas gdy mama krząta się wokół, starając się przygotować obiad po całym dniu pracy.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zabrał mnie przypadkiem do swojego domu, tego, w którym mieszkał z Frances. Jeśli tak, to zmieniłby sposób postępowania, a to mi się nie podobało. Dlaczego miałby to robić? Wiedziałam, że nie odkrył podsłuchu; nie dotykał też mojej torebki, co oznaczało, że nie mógł wiedzieć o ukrytej w niej kamerze. Czułam się bezpieczniej, mając ją pod ręką w drodze do jego miłosnego gniazdka. Nie mógł wiedzieć.

Koło domu Nortona miał być Ringo, obserwujący panią Norton. Jeśli Alistair użyłby przemocy, Ringo miał na podstawie własnej oceny sytuacji podjąć decyzję, czy wkroczyć do akcji. Nie wypatrywałam go. Jeśli tam był, nie chciałam na niego zwracać uwagi.

Alistair otworzył drzwi, pomagając mi wysiąść z samochodu. Dałam mu na to szansę, ponieważ próbowałam pozbierać myśli. W końcu zdobyłam się na coś w rodzaju szczerości. – Jesteś pewien, że nie masz żony?

– Czemu pytasz?

– To wygląda jak rodzinne gniazdko.

Roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie. – Mieszkam tu tylko ja. Dom jak dom.

Spojrzałam na niego. – Kupiłeś go z myślą o przyszłości? O założeniu rodziny?

Uniósł moją dłoń do ust. – Z właściwą kobietą wszystko możliwe.

Na Pana i Panią, wiedział, za które sznureczki pociągnąć, by zmiękczyć serce kobiety. Dawał do zrozumienia, że to właśnie ty możesz być tą kobietą, która go usidli, dzięki której się ustatkuje. Większość kobiet o niczym innym nie marzy. Wiedziałam jednak aż nadto dobrze, że mężczyźni nie robią się nagle stateczni z powodu kobiety. Zakładają rodzinę, gdy w końcu przychodzi na nich czas. To nieważne, z jaką kobietą się spotykają. Kiedy nadchodzi ich czas, to jest właśnie ta kobieta, niekoniecznie najlepsza czy najładniejsza, po prostu ta, która właśnie była pod ręką. Niezbyt to romantyczne, ale odpowiadające prawdzie.

Wyprowadził się ze swojego mieszkania. Dlaczego? Czy to po tym, jak Naomi Phelps nagle go zostawiła? Czy to wkurzyło go na tyle, że się wyprowadził? A może cały czas to planował? Nie sposób dowiedzieć się, nie pytając, a zapytać akurat nie mogłam. Gdy Alistair Norton prowadził mnie do drzwi, zwalczyłam pokusę, by spojrzeć za siebie i sprawdzić, czy są Jeremy i reszta. Wiedziałam, że są. Wiedziałam, ponieważ miałam do nich zaufanie. Alistair nie jechał aż tak szybko, żeby zgubić dwa samochody. Van, w którym znajdował się system podsłuchowy i Uther, oraz samochód z Jeremym za kierownicą, na wypadek gdyby Norton usiłował ich zgubić oraz po prostu po to, żeby nie widział za sobą wciąż tego samego samochodu. Byli tam, podsłuchując nas. Wiedziałam o tym, ale wciąż miałam ochotę rzucić za siebie okiem. Tak dla pewności.

Poczułam ochronę, zanim drzwi się otworzyły. Kiedy przeszłam przez próg, moc prześlizgnęła się po mojej skórze. Zauważył to. – Wiesz, co to było? – zapytał.

Mogłam skłamać, ale tego nie zrobiłam. Nie dlatego, że miałam przeczucie, iż Alistair będzie zadowolony, że ma do czynienia z kimś, kto zdaje sobie sprawę ze swojej mocy. Po prostu chciałam, żeby wiedział, że nie jestem całkowicie bezbronna. – Masz chronione drzwi -powiedziałam. Powietrze w pokoju naparło na moją skórę. Nie mogłam zrobić wdechu, zupełnie jakby w pokoju nie było wystarczająco powietrza. Wyszłam z wykafelkowanego przedsionka, mając nadzieję, że dalej będzie lepiej. Nie było. Powietrze było jeszcze cięższe, jak przy przejściu na głębszą wodę. Gorącą, obmywającą skórę wodę.

Wiedziałam, że ma moc – inaczej nie mógłby nałożyć zaklęć na swoją żonę i kochankę. Ale moc, która wypełniała ten pusty salon, była ponadludzka. Człowiek mógł dysponować tak dużą mocą tylko dzięki zawarciu paktu z jakąś magiczną istotą. Nie byłam na to przygotowana. Żadne z nas nie było.

Mówił coś do mnie, ale nie rozumiałam co. Mój umysł wołał: Uciekaj! Uciekaj stąd! Ale jeśli bym to zrobiła, Alistair wciąż mógłby zabić swoją żonę i torturować inne kobiety. Moja ucieczka ochroniłaby mnie, ale nie pomogłaby naszym klientkom. To była jedna z tych chwil, gdy trzeba się zdecydować, czy chce się zarabiać pieniądze, czy nie.

Wiedziałam o jednym. Moi ludzie w vanie musieli się dowiedzieć, co odkryłam. – To nie jest ochrona, która nie pozwala komuś tu wejść, prawda? Chociaż trzyma z dala inne moce. To ochrona, która nie pozwala nikomu poznać, jak wielką mocą dysponujesz. – Mój głos brzmiał głucho, jakbym miała kłopoty z oddychaniem.

Popatrzył na mnie i po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach coś, co nie było sympatyczne i radosne. Na chwilę w tych brązowych oczach pojawił się potwór. – Powinienem był przewidzieć, że to wyczujesz – powiedział. – Moja malutka Merry, z jej oczami, włosami i skórą sidhe. Jeśli byłabyś wysoka i smukła, mogłabyś uchodzić za sidhe.

– Wiele razy mi to mówiono – powiedziałam.

Wyciągnął do mnie rękę. Sięgnęłam po jego dłoń. Jego palce dotknęły moich i szarpnięcie energii jak ładunek elektryczny przeskoczyło pomiędzy nami. Roześmiał się i przełożył swoją rękę przez moją. Zwalczyłam chęć wyrwania się, ale nie zdołałam zmusić się do uśmiechu. Miałam zbyt wiele trudności z oddychaniem. Mieszkałam w miejscach tak nasyconych mocą, że ściany od niej trzeszczały, ale moc w tym domu wypełniała każde dostępne miejsce, jak woda, aż w końcu nie było czym oddychać. Alistair prawdopodobnie myślał, że jest wielkim, potężnym czarodziejem, skoro umiał wezwać tak wielką moc, ale w rzeczywistości był nowicjuszem, który nie potrafił jej kontrolować. Wielu ludzi umie przyzywać moc. Przyzywanie mocy nie jest miernikiem siły. Znaczenie ma dopiero to, co potrafisz z tą mocą zrobić. Gdy Alistair ciągnął mnie wśród łagodnie unoszących się smug energii, zastanawiałam się, co on robił z całą tą magią. Mógł marnować większość z niej, po prostu pozwalając jej unosić się wokół. Nie można jednak pobrać tak wielkiej energii bez pomysłu na to, co się z nią zrobi.

Mój głos brzmiał dziwnie nawet dla mnie, spięty i zadyszany. – Salon jest pełen magii. Co ty z nią robisz? – Miałam nadzieję, że moi ludzie w vanie to usłyszeli.

– Pokażę ci – powiedział. Staliśmy przy zamkniętych drzwiach po lewej stronie.

– Co jest za nimi? – spytałam. Były to jedyne drzwi widoczne z głównego wejścia. Za salonem znajdował się korytarz prowadzący do dalszej części domu i wejście do kuchni. To były jedyne zamknięte drzwi i jeśli moi ludzie mieli przyjść mi na ratunek, nie chciałam, żeby tracili czas na błądzenie. Chciałam, żeby wiedzieli, dokąd biec.

– Nie udawaj, Merry. Oboje wiemy, dlaczego jesteś tutaj, dlaczego oboje tutaj jesteśmy. To sypialnia. – Otworzył drzwi i, faktycznie, okazało się, że to sypialnia. Wszystko było tam czerwone, począwszy od łoża z baldachimem, a na tapetach pokrywających wszystkie ściany i dywanie skończywszy. Czułam się tak, jakbym stała wewnątrz wyściełanego purpurowym aksamitem pudełka. Pomiędzy ciężkimi zasłonami wisiały lustra, niczym klejnoty cieszące oko. Nie było tam okien. Zamknięte pomieszczenie i sam środek magii, która została wezwana w to miejsce.

Moc przejechała po mnie jak duszący osad, ciepły, bliski, dławiący. Nie mogłam oddychać ani mówić. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ale Alistair zdawał się tego nie dostrzegać. Zaczął mnie prowadzić, ciągnąć do pokoju, tak że się potknęłam i o mało nie upadłam na lśniącą drewnianą podłogę. Usiłował mnie podtrzymać, ale wyślizgnęłam się z jego objęć. Nie zemdlałam. Po prostu nie chciałam, żeby mnie podniósł, ponieważ wiedziałam, gdzie mnie zaniesie: do łóżka. Jeśli to było centrum całej tej mocy, to nie chciałam się tam znaleźć, przynajmniej jeszcze nie teraz.

– Poczekaj – powiedziałam. – Poczekaj. Daj dziewczynie chwilę na złapanie oddechu. – Koło drzwi stała komoda, sięgająca mi do talii. Oparłam się o jej krawędź, chociaż Alistair oferował swą pomoc. Położyłam torebkę na krawędzi komody, ściskając jej uchwyt dwa razy, żeby włączyć kamerę. Jeśli kamera została włączona, dawała doskonały widok łóżka.

Stanął za mną, otoczył mnie ramionami, udało mu się przyszpilić moje ręce do boków, ale niezbyt mocno. To miało być objęcie. To, że wzbudziło we mnie panikę, nie było jego winą, w każdym razie niezupełnie. Starałam się odprężyć pod wpływem jego dotyku, otoczona jego ramionami, ale nie mogłam. Moc była zbyt gęsta. Nie mogłam się odprężyć. Najlepsze, co mogłam zrobić, to nie wyrywać się.

Pieścił bok mojej twarzy, usta wędrowały w dół po mojej skórze. – Nie masz podkładu – zauważył.

– Nie potrzebuję go. – Odwróciłam twarz na tyle, że mógł wędrować ustami ku szyi. Wszystko to było zaproszeniem. Jego usta zatrzymały się na moim ramieniu, ale ręce ześlizgnęły się z ramion i otoczyły mnie w talii. – Jezu, ale jesteś szczuplutka. Mogę cię otoczyć całą rękami.

Odsunęłam się łagodnie od niego w stronę łóżka. Moje zmysły były przytłumione magią. Miałam lata praktyki w ignorowaniu dużych ilości mocy. Jeśli jest się wrażliwym na tego rodzaju rzeczy i nie chce się popaść w szaleństwo, trzeba się przystosować. Magia może się stać białym szumem, jak na przykład odgłosy miasta, słyszysz ją tylko wtedy, gdy się skoncentrujesz.

Stałam na jasnym dywanie perskim, który otaczał łóżko dokładnie tak, jak to opisała Naomi. Ale nie mogłam się zmusić do przejścia do łóżka, ponieważ wyczuwałam krąg pod dywanem jak wielką łapę, która mnie odpychała. To był krąg mocy, dzięki któremu to, co przyzywasz, nie może wejść do środka i cię skrzywdzić albo też to coś zostaje w środku, a ty jesteś bezpieczny na zewnątrz. Dopóki nie zobaczyłam run, nie mogłam orzec, który rodzaj kręgu to był – pancerz czy więzienie. Nawet jeśli zobaczyłabym runy i budowę kręgu, wcale nie jest powiedziane, że coś by mi to dało. Znałam magię sidhe, ale były też inne rodzaje mocy, inne tajemne języki magiczne. Mogłam nie rozpoznać żadnego z nich, a wtedy jedynym sposobem na poznanie, czym był krąg, było wejście do niego.

Kłopot polega na tym, że niektóre kręgi istnieją tylko po to, żeby cię złapać w pułapkę, i gdy już znalazłabym się w środku, mogłabym mieć problemy z wydostaniem się. Jeśli faktycznie mieliśmy do czynienia z jakimś kultem czcicieli sidhe, raczej nie chcieliby mnie schwytać, ale kto wie. Jeśli kochasz coś bardzo mocno, a nie możesz tego dotknąć ani zatrzymać, miłość może zmienić się w zazdrość o wiele bardziej wyniszczającą niż nienawiść.

Alistair poluzował krawat, idąc w moim kierunku, jego usta wykrzywił uśmiech. Był niewyobrażalnie arogancki, pewien zarówno siebie, jak i mnie. Tak mnie kusiło, żeby po prostu stąd wyjść, tylko po to, żeby zetrzeć ten arogancki uśmieszek z jego twarzy. Nie zrobił jeszcze nic magicznego, nie mówiąc już o czymś niezgodnym z prawem. Czyżbym była zbyt łatwa? Czyżby zostawiał magię dla bardziej opornych? Czy powinnam być bardziej oporna? A może bardziej agresywna? Co mogłoby skłonić Alistaira Nortona do zrobienia czegoś sprzecznego z prawem? Cały czas starałam się zdecydować, czy mam grać niewinną dziewicę czy wygłodniałą dziwkę, kiedy nagłe znalazł się przy mnie i nie miałam już na nic czasu.

Pochylił się, żeby mnie pocałować, a ja podniosłam głowę, by nasze usta się spotkały, stając na palcach, z dłońmi na jego ramionach. Wyczułam napięcie jego mięśni. Nie sądzę, żeby to sobie uświadamiał, to był odruch. Całował z wprawą doświadczonego kochanka. Otoczył mnie rękami w pasie, przyciągnął do siebie, unosząc z podłogi. Zaczął mnie przesuwać tyłem do kręgu. Wycofałam się od pocałunku tylko na tyle, by powiedzieć: – Poczekaj. – Ale było już za późno. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu, dopóki nie znaleźliśmy się po drugiej stronie, wewnątrz kręgu. To tak, jakby się było w oku cyklonu. Wewnątrz kręgu panowała cisza, było to najbardziej spokojne miejsce w całym domu. Nacisk, z którego nie zdawałam sobie sprawy, spadł z moich ramion i pleców.

Alistair podciął mi nogi i popchnął mnie kolanami na łóżko. Kiedy byliśmy blisko jego środka, położył mnie, pozostając sam na kolanach, górując nade mną. Ale ja przez trzy lata pracowałam z Utherem. Sześć stóp to betka, gdy jadało się lunch z kimś, kto ma stóp trzynaście.

Chyba domyślił się, że nie zrobiło to na mnie wrażenia, bo zdjął krawat i rzucił go na łóżko, po czym zaczął rozpinać guziki koszuli. Zamierzał rozebrać się pierwszy. To mnie zaskoczyło. Dominujący zboczeńcy zwykle chcą, żeby to ich ofiary były najpierw nagie. Zdjął marynarkę i koszulę, jego ręce powędrowały do paska od spodni, zanim zdążyłam wymyślić, co robić. Trzeba go było trochę przystopować.

Usiadłam, dotykając jego rąk. – Zwolnij. Pozwól mi się rozkoszować tą chwilą. Spieszysz się, jakbyś miał tej nocy jeszcze jedną randkę. – Przytrzymałam jego ręce, głaszcząc go po skórze. Czułam króciutkie włoski na jego przedramionach. Przesuwały się one pod moim dotykiem. Jeśli skoncentrowałabym się tylko na fizycznych wrażeniach, może mogłabym oszukać oczy albo przynajmniej okazać szczere zainteresowanie. Cały wic polegał na tym, żeby nie zastanawiać się za bardzo nad tym, kogo dotykam.

– Tego wieczoru nie ma nikogo oprócz ciebie. – Podciągnął mnie na kolana, po czym przebiegł dłońmi po moich włosach, pozwalając, by prześlizgiwały mu się między palcami, po czym ujął moją głowę w swoje wielkie dłonie. – Po tej nocy, Merry, nie będzie nikogo innego w naszym życiu oprócz nas.

Nie podobało mi się to, ale to była pierwsza rzecz, jaką powiedział, którą można było uznać za oznakę szaleństwa, więc postanowiłam pójść tym tropem. – Co masz na myśli? Uciekniemy do Vegas?

Uśmiechnął się, wciąż trzymając moją głowę i wpatrując się w moje oczy, jakby uczył się ich na pamięć. – Małżeństwo jest tylko nic nie znaczącą ceremonią, tej nocy pokażę ci, co to znaczy naprawdę z kimś być.

Podniosłam brwi, zanim mogłam nad tym zapanować. Wiedząc, że wyraz twarzy już mnie zdradził, powiedziałam: – Ty to masz wysokie mniemanie o sobie.

– To nie są czcze przechwałki, Merry. – Pocałował mnie łagodnie, po czym przeczołgał się obok mnie do wezgłowia. Otworzył malutkie drzwiczki w drewnianej framudze. Tajna skrytka, ale zmyślnie, pomyślałam. Odwrócił się, trzymając w rękach małą szklaną buteleczkę. Była to jedna z tych szklanych inkrustowanych buteleczek, po których człowiek spodziewa się, że skrywają drogie perfumy, ale prawie zawsze w środku jest coś innego.

– Zdejmij sukienkę – powiedział.

– Dlaczego?

– To olejek do masażu. – Podniósł buteleczkę, tak że mogłam zobaczyć gęsty płyn przez rubinowe szkło.

Uśmiechnęłam się do niego, starając się, by ten uśmiech był taki, jak chciał: zmysłowy, uwodzicielski, nieco cyniczny. – Najpierw spodnie.

Uśmiechnął się szeroko, wyraźnie z siebie zadowolony. – Zdawało mi się, że chciałaś zwolnić.

– Jeśli mamy być nadzy, to ty pierwszy.

Zaczął się odwracać i umieścił olejek z powrotem w skrytce.

– Mogę potrzymać tę butelkę – zaproponowałam. Zatrzymał się w półobrocie, po czym spojrzał na mnie z ogniem w oczach. – Tylko jeśli położysz kropelkę na swoich piersiach, gdy będę się rozbierał.

– Czy to poplami mi sukienkę?

Przez chwilę się zamyślił. – Nie jestem pewien, ale kupię ci nową, jeśli tak się stanie.

– Mężczyźni gotowi są obiecać wszystko w gorącym momencie – zauważyłam.

– Pozwól mi zobaczyć, jak olejek spływa po twojej białej skórze. Spraw, żeby lśniła dla mnie. – Podał mi buteleczkę, otaczając moje dłonie wokół niej. Znów mnie pocałował, jego wargi przywarły do moich, jego język zagłębił się w moich ustach. Oderwał się ode mnie bardzo wolno. – Proszę, Merry, zgódź się.

Odsunął się, ale niezbyt daleko, jego ręce znów znalazły się na pasku. Wysuwał skórzany język wolno poprzez złotą sprzączkę, celebrując każdy ruch i patrząc przy tym na mnie. Uśmiechnęłam się, ponieważ robił dokładnie to, czego chciałam.

Całe szczęście, że mogłam zrobić to, o co mnie prosił. Podnoszący biustonosz na tyle odsłaniał moje piersi, że nie musiałam odchylać sukienki. Wyciągnęłam korek z buteleczki. Na końcu miał jedną z tych długich szklanych rurek do smarowania skóry. Powąchałam olejek. Pachniał cynamonem i wanilią. Było w tym zapachu coś znajomego, ale nie mogłam tego umiejscowić. Olejek był prawie przezroczysty. – Czy nie sądzisz, że powinien najpierw się trochę zagrzać? – spytałam.

– Dostosowuje się do ciepła ciała – odparł. Wysunął pasek z ostatniej szlufki i rzucił go pomiędzy nas na łóżko. – Twój ruch.

Wyciągnęłam korek z butelki. Olejek przylegał ściśle do niej. Dotknęłam końcem szklanej rurki swojej piersi. Olejek był już ciepły, miał temperaturę ciała. Przejechałam rurką po piersi, zostawiając wąską smugę. Wyglądała jak duża łza. Poczułam zapach cynamonu i wanilii. Olejek wchłonął się w moją skórę jak gorący podmuch.

Alistair rozpiął zamek spodni i wolno zaczął rozsuwać rozporek. Pod spodem miał czerwone slipki, zupełnie jakby ubrał się pod kolor sypialni. Czerwień opiętych slipków odcinała się bardzo od jego jasnej skóry. Położył się na łóżku, żeby zdjąć spodnie. Teraz ja górowałam nad nim, tak jak on nade mną przedtem.

Sięgnął do góry, wciąż leżąc na plecach, i koniuszkami palców rozsmarowywał olejek na mojej skórze. Wrócił na kolana, rękami muskał koniuszki moich piersi, próbował dostać się pod sukienkę i dotknąć więcej, ale było tam za ciasno. Wcześniejsze planowanie zapobiega przykrym niespodziankom. Przesunął pokrytymi olejkiem dłońmi po swoim torsie, a potem zabrał mi buteleczkę i przejechał szklanym korkiem po moich ustach, jakby je szminkował. Moje usta stały się słodkie, ociężałe i słodkie. Pocałował mnie, obiema rękami trzymając wciąż buteleczkę. Całował mnie, jakby chciał zlizać olejek z moich ust. Roztopiłam się w tym pocałunku, moje ręce zaczęły błądzić po jego ciele, poczułam mięśnie brzucha poruszające się pod moim dotykiem. Moja ręka ześlizgnęła się niżej, do jego twardego członka. Zadrżałam. I wtedy uświadomiłam sobie, że dałam się ponieść i zapomniałam, dlaczego tu jestem.

Uchyliłam się przed pocałunkiem i spróbowałam się skupić, pomyśleć. Nie chciałam myśleć. Chciałam dotykać go i sprawić, by on dotykał mnie. Piersi aż mnie bolały z pragnienia dotyku. Usta prawie płonęły od potrzeby skrócenia odległości pomiędzy nami. Pochylił się do kolejnego pocałunku, a ja opadłam na plecy, byle tylko odsunąć się od niego.

Alistair przysunął się do mnie na kolanach i jednej ręce. W drugiej ręce trzymał buteleczkę. Stał nade mną tak, jak klacz staje nad źrebięciem. Mój wzrok ześlizgnął się w dół jego ciała i spoczął na twardym członku. Nie mogłam utrzymać wzroku na jego twarzy. To było zawstydzające i przerażające zarazem.

– Głupia – powiedziałam. – Ale jestem głupia. To olejek. W olejku jest zaklęcie.

– To olejek jest zaklęciem – wyszeptał.

W pierwszej chwili nie zrozumiałam, co to znaczy, ale wiedziałam, że nie chcę już tego mieć na sobie. Zaczął otwierać buteleczkę, a ja usiadłam, łapiąc go za ręce. W chwili gdy go dotknęłam, przegrałam. Znów zaczęliśmy się całować, chociaż nie zamierzałam tego robić. Im więcej się całowaliśmy, tym bardziej tego pragnęłam.

Opadłam plecami na łóżko, twarz ukryłam w dłoniach. – Nie! – Teraz widziałam już, co to było: Łzy Branwyna, Rozkosz Aevala, Pot Fergusa. To mogło zamienić człowieka w kochanka sidhe na jedną noc. To mogło nawet z sidhe zrobić seksualnego niewolnika, jeśli ta sidhe nie miała dostępu do innej sidhe. Żadna istota magiczna, nieważne jak wielką obdarzona mocą, nie mogła rywalizować z sidhe, szkoda gadać. Możesz zapomnieć dotyk. Możesz usiłować nie marzyć o błyszczącym ciele i oczach jak roztopione drogie kamienie, o włosach oplatających cię aż do kostek. Ale pożądanie zostaje w tobie na zawsze, pod powierzchnią, jak u alkoholika, który nie wypije kolejnego drinka ze strachu, że ten drink nie wystarczy, by zaspokoić jego pragnienie.

Krzyknęłam głośno, przeciągle. To był jeszcze jeden efekt Łez Branwyna. Żadna osobista osłona nie utrzymywała się przy nich. Czułam, jak moja osłona roztapia się, czułam własną skórę, miałam wrażenie, jakby całe moje ciało wzięło głęboki oddech.

Opuściłam wolno ręce, dopóki nie zobaczyłam swego odbicia w lustrze na suficie. Moje oczy jarzyły się jak klejnoty. Zewnętrzne obramowania moich tęczówek były roztopionym złotem, w środku był okrąg nefrytowej zieleni, a wokół źrenicy szmaragdowy ogień. Tylko sidhe lub koty mogą mieć takie oczy. Moje usta były mieszanką karmazynu, pozostałości po szmince, i szkarłatnego błysku samych moich ust. Moja skóra była tak czysto biała i migocząca jak najdoskonalsze perły. Z mojego ciała biła światłość, jak ze świeczki za zasłonką. Czerwono-czarne włosy otaczały moje błyszczące ciało jak ciemna krew. Gdyby były zupełnie czarne, wyglądałabym jak Królewna Śnieżka wyrzeźbiona z klejnotów.

To nie byłam po prostu ja bez osłony. To byłam ja w pełni mocy, kiedy w powietrzu unosi się magia.

– O mój Boże, ty jesteś sidhe – wyszeptał.

Odwróciłam swe jarzące się oczy do Alistaira. Spodziewałam się strachu w jego oczach, ale zamiast tego ujrzałam w nich pewien rodzaj łagodnego zdumienia. – Powiedział, że przyjdziesz, jeśli będziemy wierni, jeśli będziemy naprawdę wierzyć, i oto jesteś.

– Kto powiedział, że przyjdę?

– Księżniczka sidhe, która zaspokoi nasze pragnienie. – W jego głosie był respekt, ale jego ręce wślizgnęły się pod moją sukienkę, palce sforsowały barierę majteczek. Chwyciłam go za nadgarstek i uderzyłam drugą ręką na tyle mocno, że na jego twarzy pojawił się czerwony odcisk dłoni. Mieliśmy już wystarczająco dużo dowodów, by wsadzić go do więzienia. Nie musiałam już tego przedłużać. Można przekierować energię Łez Branwyna z seksu na przemoc, w każdym razie tak mówią na Dworze Unseelie. Musiałam spróbować. Naprawdę próbowałam.

Jeśli oddałby mi, to mogłoby zadziałać, ale nie oddał. Przygniótł mnie swoim ciałem, przyszpilając do łóżka. Jego twarz była na wysokości mojej. Nasze spojrzenia się spotkały i ujrzałam w jego oczach tę samą dręczącą potrzebę, którą czułam w swoich. Łzy Branwyna to obosieczna broń. Nie możesz kogoś uwodzić, sam nie będąc uwodzony.

Z jego gardła wydobył się cichy pomruk. Pocałował mnie. Wpiłam się w jego usta, jedną ręką sięgając do końskiego ogona, w który zebrane były z tyłu jego włosy. Wyszarpnęłam je, rozsiewając je wokół mnie jak jedwabną kurtynę. Zanurzyłam w nich ręce, zaciskając na nich pięści, podczas gdy eksplorowałam jego usta.

Wolną ręką próbował dostać się przez sukienkę do moich piersi, ale materiał opinał je zbyt ciasno. Pociągnął za ubranie i rozdarł sukienkę, zanurzając rękę w staniku.

Dotyk jego ręki na mojej piersi sprawił, że szarpnęłam głową do tyłu, uwalniając usta. Nagle spojrzałam na lustra na przeciwległej ścianie. Kilka sekund minęło, zanim uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak. Częściowo były to jakieś zakłócenia. Alistair całował moją szyję, wodził ustami po skórze, coraz niżej. Częściowo była to jednak czyjaś magia. Magia kogoś potężnego, kto nie chciał, żebym wiedziała, że jesteśmy obserwowani. Lustra były puste jak ślepe oczy. Spojrzałam na lustro nad łóżkiem i ono również ziało pustką, zupełnie jakby Alistaira i mnie tu nie było.

I wtedy poczułam zaklęcie, powiew, który zaczął wyciągać ze mnie moc przez pory w skórze, do góry, do luster. Cokolwiek to było, wysysało ze mnie moc niczym ogromna pijawka. To coś sączyło ją wolno jak przez słomkę. Zrobiłam jedyną rzecz, jaka przychodziła mi do głowy. Pchnęłam moc prosto w zaklęcie. Nie spodziewali się tego. W lustrze pojawiła się postać, ale to nie był ani Alistair, ani ja. Postać była wysoka, szczupła, okryta szarą peleryną z kapturem. Peleryna była iluzją, iluzją skrywającą jakiegoś czarodzieja. A każdą iluzję można rozwiać.

Usta Alistaira kąsały delikatnie moją pierś. Rozkojarzyłam się. Spojrzałam w dół na niego, gdy wsadzał sobie mój sutek do ust. Miałam wrażenie, jakby pierś, którą ssał, połączona była za pomocą tajemnej linii z łechtaczką. Sapnęłam i zaczęłam się wić pod jego dotykiem. Malutka cząstka mnie wzdragała się na myśl, że ten człowiek mógł pobudzić moje ciało, ale większa część stała się po prostu zakończeniami nerwów i nienasyconym ciałem. Zatopiłam się głębiej w Łzach Branwyna. Wkrótce nie będzie już myśli, tylko zmysły. Nie mogłam myśleć o mocy. Wszystko, co mogłam wyczuć, poczuć, spróbować, to był cynamon, wanilia i seks. Pchnęłam to wszystko w stronę zaklęcia. Peleryna zamigotała i przez chwilę prawie widziałam, co jest pod nią, ale Alistair podniósł się na kolana, zasłaniając mi widok.

Zsunął slipki na biodra, potem na uda i nagle miałam go przed sobą w całej okazałości, błyszczącego i twardego. Na chwilę zaparło mi dech w piersiach, nie dlatego, że był taki wspaniały, ale z czystego pożądania. Zupełnie jakby moje ciało zobaczyło lekarstwo na wszystko, a lekarstwo to sterczało z brzucha Alistaira. Nie wiem, czy sprawił to widok jego nagiego czy też moc, którą umieściłam w zaklęciu, ale czułam się silną. Silną nimfomanką, ale zawsze był to jakiś postęp.

Usiadłam. Przód sukienki był rozdarty, mój biustonosz opuszczony, tak że piersi zostały odsłonięte.

– Nie – powiedziałam. – Nie zrobimy tego.

Ciarki energii rozlały się nad łóżkiem, przebiegając gęsią skórką po moim ciele. Alistair spojrzał do góry, jakby zobaczył coś, czego nie widziałam ja, po czym powiedział:

– Ale mówiłeś, żeby użyć tylko małej ilości. Zbyt dużo może wpędzić ją w szaleństwo. – Wsłuchał się, jego twarz stężała. Nic nie słyszałam.

Cokolwiek było w lustrze, było niewidoczne dla mnie, a widoczne dla Alistaira.

Otworzył buteleczkę. Miałam czas, żeby powiedzieć „nie”. Wysunęłam rękę, jakbym odparowywała cios. Wylał na mnie olejek. Miałam wrażenie, jakbym była dotykana przez jakąś wielką płynną dłoń. Nie mogłam się ruszyć, mogłam tylko krzyczeć. Wylał olejek z przodu mego ciała. Przesiąkł przez sukienkę. Podniósł ją i tym razem nie mogłam go już powstrzymać. Byłam zamrożona, obezwładniona. Wylał olejek na moje atłasowe majteczki. Opadłam na łóżko, wyginając się i zaciskając ręce na prześcieradle. Moja skóra była spuchnięta, rozciągnięta przez pożądanie, które zawęziło cały świat do potrzeby dotyku, posiadania. Nie było ważne, kto to był. Nic mnie to nie obchodziło. Wyciągnęłam ramiona do nagiego mężczyzny klęczącego nade mną. Wszedł na mnie. Czułam go twardego i długiego przez majtki. Nawet ten cienki skrawek materiału to było zbyt dużo. Chciałam go poczuć w sobie, chciałam tego bardziej niż czegokolwiek w całym swoim życiu.

I wtedy coś spłynęło z lustra. Malutki czarny pyłek. Gdy był bliżej, zobaczyłam, że to mały pająk wiszący na jedwabnej nitce. Widziałam, jak pająk powoli się obniża do ramienia Alistaira.

Pająk był mały, czarny i lśniący jak lakierowana skóra. Moje ciało schłodniało, umysł się oczyścił. Jeremy musiał dać sobie jakoś radę z dotarciem do mnie. Wiedziałam już teraz, że czarodziej po drugiej stronie zaklęcia musiał złapać ich wszystkich w pułapkę.

Czułam delikatną główkę penisa Alistaira prześlizgującą się obok krawędzi moich majteczek i dotykającą moich nabrzmiałych, wilgotnych warg sromowych. Krzyknęłam, ale mogłam też wciąż mówić, wciąż myśleć. Jeśli go teraz nie powstrzymam, zgwałci mnie. – Przestań, przestań! – krzyknęłam. Usiłowałam go zepchnąć z siebie, ale był zbyt duży, zbyt ciężki. Byłam w potrzasku. Zaczął wpychać go we mnie. Włożyłam dłoń pomiędzy nasze pachwiny. Rozproszyło go to. Sięgnął po moją rękę, próbując ją wyszarpnąć, tak żeby mógł skończyć.

– Jeremy! – krzyknęłam.

Spojrzałam w lustro. Było pełne szarej, wirującej mgły. Drżała, marszczyła się jak woda. Wyginała się jak bańka. I wtedy wiedziałam już, że czarodziej był sidhe. On – lub też ona – skrywał się przede mną, ale lustra były magią sidhe. Potem Alistair wygrał walkę i wsunął we mnie czubek swojego penisa. Krzyknęłam. Był to na poły okrzyk protestu, a na poły rozkoszy. Mój umysł buntował się przeciwko temu, ale olejek rozgrzewał ciało. – Nie! – krzyknęłam, ale moje biodra poruszyły się pod nim, pomagając mu wsunąć się we mnie. Chciałam, pragnęłam, żeby we mnie wszedł, pragnęłam poczuć w sobie jego nagie ciało. Wciąż jednak krzyczałam: – Nie!

Alistair wzdrygnął się i wysunął ten koniuszek, który udało mu się wsadzić, podnosząc się na kolana i strącając coś z pleców. Została na nich mała plamka krwi. Rozgniótł pająka. Ale na jego ramieniu pojawił się kolejny. Strącił go. Kolejne dwa pająki spadły na jego ramiona. Próbował dotknąć środka swoich pleców i odwrócił się jak pies goniący własny ogon, i wtedy ujrzałam całe jego plecy. Skóra była popękana, a fala małych czarnych pająków zalewała go. Roiły się na nim jak czarna woda, ruchoma, gryząca druga skóra.

Krzyczał, drapał się po plecach, rozgniatał je, ale wciąż było ich więcej i więcej, aż w końcu cały był nimi pokryty. Wpełzały do jego otwartych ust, gdy piszczał, dławił się i krzyczał.

Wszystkie lustra pulsowały, oddychały, szkło rozciągało się i kurczyło jak coś elastycznego i żywego. Usłyszałam w głowie męski głos: – Pod łóżko, szybko. – Nie zastanawiałam się nad tym. Sturlałam się z łóżka i dałam pod nie nura. Czerwone prześcieradła zwisały z krawędzi, ukrywając wszystko z wyjątkiem cienkiego pasma światła.

Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, jakby tysiąc okien stłukło się w tym samym czasie. Krzyki Alistaira zagłuszył dźwięk spadających luster. Szkło pękało na dywanie jak kruchy grad. Był to dzwoniący, ostry dźwięk.

Stopniowo robiło się coraz ciszej, w miarę jak szkło zalegało w pokoju. W końcu było słychać tylko dźwięk roztrzaskiwanego drewna. Nie mogłam tego dojrzeć, ale wydawało mi się, że to drzwi. – Merry, Merry! – usłyszałam głos Jeremy’ego.

– Merry, mój Boże – krzyknął Roane.

Podczołgałam się do krawędzi łóżka i podniosłam skrawek prześcieradła, żeby zobaczyć podłogę błyszczącą od szkła. – Tutaj jestem! – krzyknęłam. Wystawiłam ręce spod łóżka, zamachałam nimi, ale nie mogłam ruszyć się dalej bez pokaleczenia się szkłem.

Chwyciła mnie czyjaś ręka, a ktoś inny położył na szkłach marynarkę, tak że Roane mógł mnie wyciągnąć spod łóżka. Gdy tylko wziął mnie w ramiona, uświadomiłam sobie, że w dalszym ciągu jestem pokryta Łzami Branwyna, i że lepiej by było, gdyby mnie nie dotykał. Ale wystarczyło, że przelotnie rzuciłam okiem na to, co leżało na łóżku, żeby odjęło mi mowę. Myślę, że zapomniałam oddychać na sekundę albo dwie.

Roane zaniósł mnie do drzwi. Popatrzyłam nad jego ramieniem na to, co leżało na łóżku. Wiedziałam, że to był człowiek. Wiedziałam nawet, że był to Alistair Norton, ale gdybym nie wiedziała, podejrzewam, że nie rozpoznałabym w tym czymś człowieka. Była to bezkształtna masa tak szkarłatna jak prześcieradła, na których leżała. Szkło zamieniło Alistaira Nortona w górę mięsa. Nie mogłam dojrzeć pająków pod tą krwią. Wiedziałam tylko, że czarodziej po drugiej stronie zaklęcia był sidhe, że próbował mnie zabić, i że gdyby Jeremy’emu nie udało się złamać zaklęcia, byłabym mniejszą z dwóch czerwonych brył leżących na zakrwawionym łóżku. Miałam u Jeremy’ego naprawdę wielki dług.

Загрузка...