Rozdział 3

To Naomi Phelps przede wszystkim z nami rozmawiała, podczas gdy Frances siedziała, dygocząc. Nasza sekretarka przyniosła jej kawę i szal. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że rozlewała kawę, ale udało jej się też trochę wypić. Czy to z powodu ciepła, czy kofeiny, wyglądała już trochę lepiej.

Jeremy poprosił Teresę, żeby wysłuchała z nami kobiet. Teresa była naszą stałą współpracowniczką. Dwóch cali brakowało jej do sześciu stóp, była szczupła, z wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi, długimi, jedwabistymi czarnymi włosami i skórą barwy kawy z mlekiem. Gdy zobaczyłam ją pierwszy raz, od razu wiedziałam, że obok afroamerykańskiej krwi płynie w jej żyłach krew sidhe, choć pewnie próżno by szukać jej przodków na dworze królewskim. To dzięki temu koniuszki jej uszu były lekko spiczaste. Wiele osób, pragnąc uchodzić za sidhe, wszczepia sobie chrząstki, żeby mieć spiczaste uszy. Zapuszczają włosy aż do kostek i udają, że są sidhe. Prawda natomiast jest taka, że czystej krwi sidhe nigdy nie miały spiczastych uszu. Są one oznaką nieczystej krwi. Jednak dla większości łudzi prawdziwa sidhe musi mieć spiczaste uszy i koniec. Zaiste, wielka jest siła zabobonów.

Teresa miała równie delikatną budowę kości co Naomi, ale nigdy nie kusiło mnie, żeby dotknąć jej ręki. Była jednym z potężniejszych jasnowidzów, jakich znałam. Ze wszystkich sił starałam się, żeby mnie nie dotknęła, z lęku, że może odkryć mój sekret i zagrozić nam wszystkim. Usiadła z boku na krześle, patrząc ciemnymi oczami na kobiety. Nie podała im ręki. Obeszła je szerokim kołem, tak więc nie było szansy, żeby nawet przypadkiem ich dotknęła. Jej twarz była bez wyrazu, ale musiała wyczuć zaklęcie, niebezpieczeństwo, kiedy weszła do pokoju.

– Nie wiem, ile miał kochanek – mówiła Naomi – dziesiątki czy setki. – Wzruszyła ramionami. – Wiem tylko, że jestem ostatnią w długim ich szeregu.

– Pani Norton… – zaczął Jeremy.

Frances podniosła na niego wzrok, zaskoczona, jak gdyby nie spodziewała się, że będziemy zadawać jej jakiekolwiek pytania.

– Czy ma pani jakiś dowód na istnienie tych wszystkich kobiet?

Przełknęła i odpowiedziała głosem, który prawie przechodził w szloch. – Zdjęcia, robił im zdjęcia polaroidem. – Opuściła wzrok, po czym dodała cicho: – Nazywał je swoimi trofeami.

Musiałam zadać to pytanie. – Pokazał pani te zdjęcia czy je pani znalazła?

Spojrzała w górę, jej wzrok był pusty – nie było w nim gniewu, wstydu, niczego.

– Pokazał mi je. Lubi… lubi opowiadać mi o tym, co z nimi robił. Która z nich była w tym dobra, lepsza ode mnie.

Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam, ponieważ nie przychodziły mi do głowy żadne słowa pocieszenia. Byłam oburzona. Frances Norton powinna być wściekła. Mój gniew mógł pomóc nam rozwiązać problem doraźnie, ale nie mógł jej przywrócić sił. Nawet jeśli moglibyśmy pozbyć się jej męża, nie zagoiłoby to ran, które on zadał. Frances miała na głowie gorsze sprawy niż tylko zaklęcie.

Naomi dotknęła jej ramienia, by ją uspokoić.

– W taki właśnie sposób się poznałyśmy. Frances zobaczyła moje zdjęcie, a potem na siebie wpadłyśmy któregoś dnia. Przyłapałam ją na tym, że przygląda mi się w restauracji. Musiała mnie zapamiętać, kiedy opowiedział jej o tym, co mi robił. – Naomi opuściła wzrok. Jej ręce leżały prosto i bezwładnie wzdłuż nóg. – Cała byłam w siniakach. – Spojrzała w górę, nasze oczy się spotkały. – Frances podeszła do mojego stolika. Podwinęła rękaw i pokazała swoje siniaki. A potem powiedziała: „Jestem jego żoną”. I tak właśnie się poznałyśmy. – Przy tych ostatnich słowach uśmiechnęła się nieśmiało. Był to ten rodzaj uśmiechu, jaki towarzyszy opowieści o tym, jak spotkało się swoją miłość. Słodka historia, którą się opowiada znajomym.

Zastanawiałam się, czy nie łączyła ich jakaś silniejsza więź. Jeśli były kochankami, to mogło zmienić środki zaradcze, jakie zamierzaliśmy przedsięwziąć. W tego rodzaju sprawach trzeba brać pod uwagę wszelkie emocje. Ponieważ miłość i nienawiść mają różne energie, pracuje się z nimi na różne sposoby. Powinniśmy się dowiedzieć jakiego rodzaju związek łączy te kobiety, jeszcze zanim zaczęliśmy uzdrawiać sytuację. Nie dzisiaj jednak. Dzisiaj powinniśmy wysłuchać tego, co mają do powiedzenia.

– To było bardzo odważne z twojej strony – zauważyła Teresa. Jej głos, jak zresztą wszystko w niej, w jakiś przedziwny sposób łączył łagodność i kobiecość z ukrytą pod nimi siłą; stal okryta jedwabiem. Zawsze myślałam o Teresie jako o wspaniałej piękności z Południa, chociaż nie wyjechała nigdy dalej na południe niż do Meksyku.

Frances spojrzała na nią, a potem ponownie opuściła wzrok, po czym uniosła go znowu i jej usta poruszyły się. To był prawie uśmiech. Ten jeden malutki ruch sprawił, że w moje serce wstąpiła nadzieja. Jeśli mogła zacząć się uśmiechać, jeśli mogła zacząć być dumna z siły, jaką okazała, to może jeszcze nie wszystko stracone.

Naomi uścisnęła jej ramię i uśmiechnęła się z dumą i uczuciem. Znów odniosłam wrażenie, że są ze sobą bardzo blisko.

– To było moje wybawienie. Od chwili gdy poznałam Frances, zaczęłam na serio próbować z nim zerwać. Nie wiem, jak mogłam mu pozwolić, żeby mnie ranił. Nie jestem takim typem kobiety. To znaczy nigdy przedtem nie pozwoliłam żadnemu mężczyźnie tak się traktować. – Wyglądała na zawstydzoną, tak jakby mogła coś zrobić.

Frances dodała jej otuchy uściskiem dłoni. Naomi uśmiechnęła się do niej, po czym spojrzała na nas zmieszana.

– On jest jak narkotyk. Wystarczy jeden jego dotyk, a czeka się na następny. Niekoniecznie jego zresztą. To tak, jakby obudził moją seksualność, sprawił, że moje ciało boleśnie pragnęło dotyku. – Znów opuściła wzrok. – Nigdy nie byłam tak seksualnie świadoma innych ludzi. Początkowo to było zawstydzające, a jednocześnie podniecające. Potem zaczął mnie ranić. Na początku niewielkie rzeczy, w rodzaju wiązania, potem… zaczął mi dawać klapsy. – Zmusiła się, by spojrzeć nam w oczy. W jej spojrzeniu było wyzwanie, jakby prowokowała nas, byśmy myśleli o niej jak najgorzej. Był to przejaw wielkiej siły. Jakim sposobem temu facetowi udało się ją złamać? – Uświadomił mi, że rozkosz może wiązać się z bólem, a potem zaczął robić jeszcze gorsze rzeczy. Rzeczy, które po prostu raniły. Próbowałam go powstrzymać przed perwersjami i wtedy zaczął bić mnie naprawdę, nie próbując już nawet udawać, że ma to jakiś związek z seksem. – Jej usta drżały, spojrzenie wciąż było wyzywające. – Ale bicie go podniecało. To, że nie podniecało mnie, że mnie przerażało, też mu się podobało.

– Fantazje o gwałcie – powiedziałam.

Skinęła głową, jej oczy były szeroko otwarte, gdy próbowała powstrzymać łzy. Trzymała się mocno, próbując stłamsić wszystko w sobie. – Pewnego dnia przestały być to tylko fantazje.

– Mnie również lubił brać siłą – włączyła się Frances.

Spojrzałam na nie i ledwo się powstrzymałam przed potrząśnięciem głową. Od szesnastego do trzydziestego roku życia przebywałam na Dworze Unseelie. Były to lata przebudzenia mojej seksualności, więc wiedziałam wiele o związku między rozkoszą a bólem. Ale nigdy nic się nie działo bez mojej zgody. Jeśli dla drugiej osoby ból nie wiąże się z rozkoszą, to nie jest seks. To są tortury. A miedzy ostrym seksem a torturami jest olbrzymia różnica. Dla sadystów ta różnica nie istnieje. W skrajnych przypadkach nie są zdolni do uprawiania normalnego seksu bez przemocy albo przynajmniej bez wzbudzania w swoich ofiarach strachu. Większość sadystów potrafi jednak uprawiać normalny seks. Mogą to robić, żeby cię oszukać, ale zawsze okazuje się, że nie są w stanie stworzyć normalnego związku. Koniec końców to, czego naprawdę pożądają, wychodzi na jaw.

Skąd miałam tak rozległą wiedzę na ten temat? Jak już mówiłam, lata przebudzenia się mojej seksualności spędziłam na Dworze Unseelie. Nie zrozumcie mnie źle. Na Dworze Seelie również robi się dziwne rzeczy. Są one jednak zbliżone do ludzkich wyobrażeń na temat dominacji i uległości. Dwór Unseelie jest na tego rodzaju rzeczy o wiele bardziej otwarty. Wynika to zapewne z tego, że Królowa Powietrza i Ciemności, moja ciotka, niepodzielnie władająca królestwem przez ostatnie tysiąclecie (z przybliżeniem do stu lat), jest sadystką i ukształtowała królestwo na swoje wyobrażenie, podobnie jak Dwór Seelie na swoje wyobrażenie ukształtował mój wuj, Król Światła i Iluzji. Co ciekawe, na Dworze Seelie na porządku dziennym są spisek i kłamstwo. Należą one bowiem do świata iluzji. Wywodzą się z wiary, że jeśli na zewnątrz wszystko wygląda dobrze, to takie jest w istocie. Dwór Unseelie jest przynajmniej bardziej szczery.

– Naomi, czy był to pani pierwszy toksyczny związek? – spytała Teresa.

– Tak – potwierdziła. – Wciąż nie pojmuję, jak mogłam do tego dopuścić.

Spojrzałam na Teresę, a ona nieznacznie kiwnęła głową. To znaczyło, że wsłuchała się w odpowiedź i kobieta mówiła prawdę. Teresa była jedną z najsilniejszych czarodziejek w kraju. Nie tylko na jej dłonie należy uważać. W większości wypadków potrafi orzec, czy ktoś kłamie, czy nie. Przez te trzy lata, kiedy razem pracowałyśmy, musiałam w jej towarzystwie cały czas mieć się na baczności.

– Jak pani go spotkała? – spytałam. Nie użyłam jego imienia ani nazwiska, ponieważ obie kobiety mówiły o nim per „on”, zupełnie jakby nie było żadnego innego mężczyzny, z którym można byłoby go pomylić. Nie pomyliliśmy.

– Odpowiedziałam na ogłoszenie.

– Co to było za ogłoszenie? – spytałam.

Wzruszyła ramionami. – Ogłoszenie jak ogłoszenie, nic niezwykłego, z wyjątkiem zakończenia, w którym napisał, że chce stworzyć magiczny związek. Nie wiem, co takiego było w tym ogłoszeniu, ale ledwo je przeczytałam, zapragnęłam się z nim spotkać.

– Zaklęcie wewnętrznego przymusu – powiedział Jeremy. Spojrzała na niego. – Co takiego?

– Niektórzy mają tyle mocy, że mogą umieścić w ogłoszeniu zaklęcie, które przyprowadzi do nich tego, kogo chcą. W ten sposób dałem ogłoszenie, na które odpowiedziała pani Gentry. Tylko ludzie o naprawdę wyjątkowych zdolnościach mogli wykryć zaklęcie, a już naprawdę nieliczni potrafili dotrzeć do prawdziwej treści ogłoszenia. Naprawdę podany był na przykład zupełnie inny numer telefonu niż ten, który wydrukowano. Wiedziałem, że każdy, kto odczyta ukryty numer, będzie się nadawał do tej pracy.

– Nie miałam pojęcia, że coś takiego można umieścić w gazecie – powiedziała Naomi. – Przecież on nie mógł dotknąć każdego egzemplarza. – To, że Naomi wiedziała, iż nałożenie zaklęcia bez dotykania jest naprawdę bardzo trudne, znaczyło, że wie więcej o magii, niż sądziłam. Miała rację.

– Potrzeba do tego naprawdę wielkiej mocy. To bardzo trudne i to, że ten ktoś był w stanie to zrobić, świadczy o tym, że ma duże zdolności.

– Więc to ogłoszenie przyciągnęło mnie do niego? – spytała.

– Może nie tyle panią, co jakąś pani cechę, której on potrzebował – odparł Jeremy.

– Większość z jego kobiet wyglądała na sidhe – powiedziała Frances.

Spojrzeliśmy na nią. Zamrugała.

– Spiczaste uszy. Jedna z kobiet miała tak po kociemu zielone oczy, że zdawały się jarzyć na zdjęciu. Ich skóra nie była taka, jaką mają ludzie, była bardziej zielona, niebieska. Trzy z nich miały więcej… części ciała niż mają ludzie, ale to nie była jakaś deformacja. Odniosłam wrażenie, że tak właśnie miały wyglądać.

Byłam pod wrażeniem. Pod wrażeniem tego, że potrafiła to dostrzec i poukładać sobie w głowie. Jeśli tylko udałoby się nam ją uratować, wyrwać z jego szponów…

– Co mówił o Naomi?

– Że jest niepełnej krwi sidhe. Naprawdę brało go, jeśli kobiety były niepełnej krwi sidhe. Nazywał je swoimi królewskimi nałożnicami.

– Dlaczego wybierał właśnie sidhe? – spytał Jeremy.

– Nigdy mi tego nie wyjaśnił – odparła Frances.

– Myślę, że mogło to być mu potrzebne do odprawiania rytuałów – powiedziała Naomi.

Odwróciliśmy się do niej.

– Jakich rytuałów? – spytaliśmy jednocześnie Jeremy i ja.

– Pierwszej nocy zabrał mnie do wynajętego mieszkania. Sypialnia miała całe ściany w lustrach i wielkie okrągłe łoże. Podłoga była zrobiona z pięknego błyszczącego drewna, a koło łoża leżał perski dywan. Wszystko zdawało się błyszczeć. Kiedy weszłam na łóżko, poczułam się tak, jakbym przeszła przez jakiegoś ducha. Nie wiedziałam, co to było, tej pierwszej nocy, ale którejś z następnych poślizgnęłam się na dywanie i ujrzałam na podłodze pod nim podwójne koło z symbolami dookoła. Wtedy zrozumiałam, że łoże stało w środku koła. Nie rozpoznałam symboli, ale wiedziałam, że to było jakieś magiczne miejsce.

– Czy kiedykolwiek w łóżku robił coś, co wyglądało na rytuały magiczne? – spytałam.

– Niczego, co bym rozpoznała. Po prostu uprawialiśmy seks.

– Nie było czegoś, co by się regularnie powtarzało? – spytał Jeremy.

Potrząsnęła głową. – Nie.

– Czy uprawialiście seks tylko w tym mieszkaniu? – zapytał znów Jeremy.

– Nie, czasami spotykaliśmy się w hotelu.

To mnie zaskoczyło. – Czy w tym mieszkaniu robił coś, czego nie robił nigdzie indziej?

Poczerwieniała. – Tylko tam sprowadzał innych mężczyzn.

– Żeby uprawiali z nim seks? – spytałam.

Potrząsnęła głową. – Nie, żeby uprawiali seks ze mną. – Spojrzała na nas, jakby czekając na okrzyk przerażenia lub potępienia. Czegokolwiek oczekiwała, rozczarowała się. Jeśli tylko było trzeba, wszyscy potrafiliśmy tłumić emocje. Poza tym seks grupowy wyglądał dosyć niewinnie w zestawieniu z pokazywaniem żonie zdjęć swoich kochanek. To było coś nowego. Seks grupowy istniał na tym świecie trochę dłużej niż polaroidy.

– Czy to za każdym razem byli ci sami mężczyźni? – spytał Jeremy.

Potrząsnęła głową. – Nie, ale byli znajomymi. To znaczy, to nie było tak, że ściągał przechodniów z ulicy. – Zabrzmiało to defensywnie, zupełnie jakby było to czymś o wiele gorszym, a to, co robiła, nie było jeszcze takie złe.

– A czy któryś z nich spotkał się z panią więcej niż jeden raz? – spytał Jeremy.

– Trzech z nich.

– Czy zna pani ich nazwiska?

– Tylko imiona. Liam, Donald i Brendan.

Sprawiała wrażenie bardzo pewnej tych imion.

– Ile razy widziała pani tych mężczyzn?

– Nie wiem – odparła, starając się na nas nie patrzeć. – Wiele razy.

– Pięć? – spytał Jeremy. – Sześć, dwadzieścia sześć?

Podniosła wzrok zaskoczona. – Nie dwadzieścia razy, nie aż tyle.

– Więc ile? – spytał.

– Może osiem, może dziesięć, nie więcej. – Wyglądało na to, że to dla niej ważne, że nie było tego więcej niż dziesięć razy. Czy była to jakaś magiczna granica? Więcej niż dziesięć razy i jesteś kimś gorszym, niż gdyby to było osiem razy?

– A ile razy uprawiała pani seks grupowy? Znów poczerwieniała. – Czemu pan pyta?

– To pani nazwała to rytuałem, nie my – odparł Jeremy. – To wszystko, jak na razie, nie wygląda na rytuał, ale liczby mogą mieć magiczne znaczenie. Liczba osób wewnątrz koła. Ilość razy, gdy była pani wewnątrz koła z więcej niż jednym mężczyzną. Proszę mi wierzyć, panno Phelps, ja naprawdę nie stroję sobie z pani żartów.

Znów podniosła wzrok. – Nie to miałam na myśli…

– Owszem, właśnie to – odparł Jeremy – ale rozumiem, dlaczego odnosi się pani podejrzliwie do każdego mężczyzny, wszystko jedno: człowieka czy nie. – Chwilę się zastanawiał, po czym spytał: – Czy wszyscy ci mężczyźni byli ludźmi?

– Donald i Liam mieli spiczaste uszy, ale poza tym wyglądali jak ludzie.

– Czy Donald i Liam byli obrzezani? – spytałam.

– Dlaczego pani o to pyta? – spytała szybko, znów się rumieniąc.

– Dlatego, że prawdziwe istoty magiczne powinny mieć setki lat, a poza tym nigdy nie słyszałam o istocie magicznej, która byłaby Żydem.

Nasze oczy spotkały się. – Och – powiedziała, po czym zastanowiła się. – Liam był obrzezany. Donald nie.

– Jak wyglądał Donald?

– Wysoki, umięśniony jak ciężarowiec, blond włosy do pasa.

– Czy był ładny? – spytałam.

Nad tym pytaniem również chwilę się zastanawiała. – Ładny nie, co najwyżej przystojny.

– Jakiego koloru miał oczy?

– Nie pamiętam.

Jeśliby to był jeden z tych kolorów oczu, jakie mają sidhe, musiałaby to zapamiętać. Jeśli nie liczyć spiczastych uszu, to mógłby być każdy z dziesiątków mężczyzn z Dworu Seelie. Na Dworze Unseelie było tylko trzech blondynów, a żaden z moich trzech wujków nie podnosił ciężarów. Musieliby bardzo uważać, żeby nie podrzeć rękawic chirurgicznych, które stale nosili. A nosili, by nikogo nie zabić. Ich dłonie bowiem przy każdym dotyku wydzielały truciznę. Urodzili się przeklęci.

– Czy poznałaby pani tego Donalda?

– Tak.

– Czy ci mężczyźni mieli ze sobą coś wspólnego? – spytał Jeremy.

– Wszyscy mieli długie włosy, do ramion lub nawet jeszcze dłuższe.

Długie włosy, niewykluczone, że implantowane chrząstki w uszach, celtyckie imiona – odniosłam wrażenie, że mogą to być ludzie udający sidhe. Nigdy nie słyszałam o seksualnym kulcie wśród ludzi udających sidhe, ale nigdy nie powinno się lekceważyć ludzkiej zdolności do psucia ideału.

– Dobrze, panno Phelps – powiedział Jeremy. – A co jeśli chodzi o tatuaże, znaki na ich ciałach, biżuterię?

– Nic z tych rzeczy.

– Czy spotykała się pani z nimi tylko w nocy?

– Nie, czasami wieczorami.

– Nie była to jakaś szczególna pora roku, na przykład blisko wakacji? – spytał Jeremy.

Zmarszczyła brwi.

– Spotykałam się z nimi trochę dłużej niż przez dwa miesiące. To nie były ani wakacje, ani jakaś szczególna pora roku.

– Czy uprawiała pani seks z nim lub z innymi określoną ilość razy w tygodniu?

Musiała się chwilę zastanowić, ale w końcu pokręciła głową.

– Z tym było różnie.

– Czy recytowali coś lub śpiewali? – spytał Jeremy.

– Nie – odparła.

Jak dla mnie, nie wyglądało to na żaden rytuał.

– Dlaczego użyła pani słowa „rytuał”, panno Phelps? Dlaczego nie użyła pani terminu „zaklęcie”?

– Nie wiem.

– Ależ wie pani – powiedziałam. – Ma pani magiczne zdolności. Nie sądzę, żeby użyła pani słowa rytuał bez powodu. Proszę się zastanowić. Dlaczego właśnie to słowo?

Zamyśliła się, wpatrzyła w przestrzeń niewidzącym spojrzeniem, a pomiędzy jej brwiami pojawiły się cienkie zmarszczki. Zamrugała i popatrzyła na mnie. – Pewnej nocy słyszałam, jak rozmawia przez telefon. – Opuściła głowę, po czym ją podniosła, znów patrząc wyzywająco, i domyśliłam się, że nie podoba jej się to, co musi powiedzieć. – Przywiązał mnie do łóżka, ale zostawił drzwi uchylone. Słyszałam tę rozmowę. Powiedział: „Rytuał pójdzie dobrze tej nocy”, potem jego głos stał się tak cichy, że nie mogłam go dosłyszeć, i w końcu: „Niedoświadczone poddają się łatwo”. – Popatrzyła na mnie. – Nie byłam dziewicą, kiedy go poznałam. Byłam… doświadczona. Zanim go poznałam, uważałam się za dobrą w łóżku.

– Co sprawiło, że przestała się pani za taką uważać? – spytałam.

– Powiedział mi, że nie jestem wystarczająco dobra, żeby go zaspokoić, że musi się nade mną znęcać, inaczej byłby znudzony. – Starała się pozostać wyzywająca i przegrała. W jej spojrzeniu pojawił się ból.

– Czy kochała go pani? – Starałam się zadać to pytanie możliwie jak najłagodniej.

– Co za różnica?

Frances wzięła ją za rękę.

– W porządku, Naomi. To może nam pomóc.

– Nie rozumiem, co to ma za znaczenie – powiedziała Naomi.

– Jeśli go pani kocha, będzie trudniej wyzwolić panią spod jego wpływu, to wszystko -powiedziałam.

Nie zwróciła uwagi, że zmieniłam „kochała” na „kocha”. Po prostu odpowiedziała na pytanie. – Myślę, że go kochałam.

– A czy nadal go pani kocha? – Nienawidziłam siebie za to pytanie, ale musieliśmy wiedzieć.

Chwyciła rękę Frances w obie swoje, zaciskając je do białości. Łzy zaczęły płynąć po jej twarzy. – Nie kocham go, ale… – musiała zrobić kilka małych wdechów, zanim była w stanie dokończyć -…ale gdybym go zobaczyła i zaproponowałby mi seks, nie potrafiłabym odmówić. Mimo że jest okropny i zranił mnie, seks z nim jest wciąż lepszy niż cokolwiek, co czułam wcześniej. Potrafiłabym odmówić przez telefon, ale jeślibym go zobaczyła, uległabym mu… to znaczy, walczyłabym, jeśliby mnie bił, ale jeśliby to było w czasie uprawiania seksu… to wszystko jest takie pogmatwane…

Frances podniosła się i stanęła za krzesłem Naomi. Szal zsunął się, gdy objęła ją od tyłu. Pocałowała ją w czubek głowy, jakby Naomi była dzieckiem.

– Czy udało się pani przed nim ukryć? – spytałam. Naomi skinęła głową. – Mnie tak, ale Frances… Znajduje ją niezależnie od tego, gdzie jest.

– Podąża za zaklęciem – powiedziałam.

Obie kobiety skinęły głowami, jakby same też doszły do takiego wniosku.

– Ale mnie udało się ukryć – kontynuowała Naomi. – Zmieniłam mieszkanie.

– Dziwi mnie, że pani nie znalazł – powiedziałam.

– Budynek ma ochronę – odparła.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Żeby należycie ochraniać budynek, nie pojedyncze mieszkanie, ale cały budynek, należałoby umieścić ochraniające zaklęcie w fundamentach. Ochrona powinna być dodana do cementu i przykuta stalowymi dźwigarami. To wymagało sabatu czarownic, może nawet kilku sabatów. Samemu nie można było tego uczynić. To nie był tani proces. Tylko najdroższe budynki mogły sobie na to pozwolić.

– Z czego pani żyje, panno Phelps? – spytał Jeremy. Zapewne, podobnie jak ja, nie spodziewał się, że te dwie kobiety będzie stać na nasze usługi. Mieliśmy jednak wystarczająco dużo pieniędzy, by od czasu do czasu odwalić jakąś robótkę za darmo. Nie mieliśmy tego w zwyczaju, ale są sprawy, którymi nie zajmujesz się dla pieniędzy, ale dlatego, że po prostu nie możesz powiedzieć „nie”. Oboje uważaliśmy, że ta sprawa właśnie do takich należy.

– Mam fundusz powierniczy, z którego mogę korzystać od zeszłego roku. Proszę mi wierzyć, panie Grey, stać mnie na wasze usługi.

– Dobrze wiedzieć, panno Phelps, ale mówiąc szczerze, nie o to mi chodziło. Proszę tego nie rozgłaszać, ale jeśli ktoś jest w naprawdę dużym niebezpieczeństwie, nie odmawiamy mu tylko dlatego, że nie ma nam z czego zapłacić.

Poczerwieniała. – Nie to miałam na myśli… Przepraszam. – Zagryzła wargi.

– Naomi nie chciała państwa obrazić – powiedziała Frances. – Całe życie była bogata i mnóstwo ludzi usiłowało ją wykorzystać.

– Nie ma sprawy – powiedział Jeremy. Wiedziałam, że poczuł się trochę dotknięty. Był jednak profesjonalistą i tego nie okazał. Nie możesz obrażać się na klienta, jeśli masz zamiar podjąć się prowadzenia jego sprawy. No chyba że zrobi coś naprawdę okropnego.

– Czy kiedykolwiek próbował dobrać się do pani pieniędzy? – spytała Teresa.

Naomi spojrzała na nią, a na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. – Nie, nigdy – zaprzeczyła.

– A czy wiedział, że jest pani bogata? – spytałam.

– Tak, wiedział, ale nigdy nie pozwalał mi za cokolwiek płacić. Twierdził, że jeśli o to chodzi, jest człowiekiem starej daty. W ogóle nie przywiązywał wagi do pieniędzy. To była jedna z rzeczy, za które od razu go polubiłam.

– Więc nie zależało mu na pieniądzach – powiedziałam.

– Pieniądze nie miały dla niego znaczenia – potwierdziła Frances.

Napotkałam spojrzenie tych wielkich niebieskich oczu i odniosłam wrażenie, że nie ma już w nich strachu. Frances w dalszym ciągu stała za Naomi, wciąż dodawała jej otuchy i wyglądało na to, że czerpie z tego siłę.

– A co miało dla niego znaczenie? – spytałam.

– Władza – odparła.

Skinęłam głową. Miała rację. Gwałt zawsze wiąże się z władzą w taki czy inny sposób.

– Kiedy nazwał panią niedoświadczoną, zapewne nie mówił o pani seksualnej sprawności.

Naomi przytrzymała się ręki Frances, przyciskając ją do swojego ramienia. – Co miał w takim razie na myśli?

– To, że nie jest pani biegła w magii.

Popatrzyła na mnie z ukosa. – A co miał na myśli, mówiąc, że poddaję się łatwo?

– Władzę – podpowiedziała jej Frances.

– Tak, pani Norton, władzę.

Naomi spojrzała na nas wszystkich z dezaprobatą.

– Ale ja nie mam żadnej władzy.

– Ma pani magię, panno Phelps. Pozbawiał panią magii.

Sprawiała wrażenie jeszcze bardziej zdziwionej, otworzyła nawet w zdumieniu usta.

– Nie mam pojęcia o magii. Mam czasami jakieś przeczucia, ale to jeszcze nie magia.

I dlatego właśnie był w stanie to zrobić. Zastanawiałam się, czy czasami wszystkie jego kobiety nie były osobami o nie wyćwiczonych magicznych zdolnościach. Jeśli tak było, mogliśmy mieć kłopoty, wdzierając się w ich mały świat. Jeśli jednak były one sidhe niepełnej krwi… cóż, mogłam posłużyć za przynętę.

Загрузка...