Skóra obicia westchnęła prawie ludzkim głosem, kiedy sadowiłam się na siedzeniu. Od Barinthusa oddzielała nas czarna szyba. Miałam wrażenie, że jestem w kapsule statku kosmicznego. W małej przegródce naprzeciwko stała w srebrnym kubełku butelka wina owinięta ściereczką. Dwa kryształowe kieliszki, ustawione w dwóch specjalnie do tego celu przeznaczonych otworach, czekały na napełnienie. Za winem leżała tacka z krakersami i coś, co wyglądało jak kawior.
– Ty to przygotowałeś? – spytałam.
Galen pokręcił głową.
– Żałuję, ale nie. Nigdy nie wybrałbym kawioru. Dobre dla wieśniaków.
– Więc też go nie lubisz – powiedziałam.
– Ależ ja jestem wieśniakiem.
Pokręciłam głową.
– Na pewno nie.
Posłał mi uśmiech, który rozgrzał mnie aż po koniuszki palców, a potem zgasł.
– Sprawdziłem samochód, zanim po ciebie wyjechaliśmy. – Spojrzałam na niego zdziwiona. Wzruszył ramionami. – Królowa ostatnio dziwnie się zachowuje. Chciałem się upewnić, że nie będzie tu żadnych niespodzianek.
– I co? – spytałam.
Podniósł wino.
– Nie było tu tego.
– Jesteś pewien? – spytałam.
Skinął głową, odsuwając nieznacznie ściereczkę, żeby przeczytać etykietę. Gwizdnął cicho.
– Z prywatnego składu. – Przytrzymał butelkę, żebym sama zobaczyła – ostrożnie, bo została otwarta, żeby wino mogło oddychać. – Skosztujesz tysiącletniego burgunda?
Pokręciłam głową.
– Nie zamierzam jeść ani pić niczego, co jest w tym samochodzie. Ale dziękuję. – Poklepałam skórzane siedzenie. – Przepraszam, samochodziku. Nie chciałam cię urazić.
– Może to prezent od królowej? – spytał Galen.
– Tym bardziej nie powinniśmy tego pić – powiedziałam. – Dopóki nie dowiemy się, o co w tym wszystkim chodzi.
Galen spojrzał na mnie, kiwnął głową i odłożył butelkę do kubełka. – Masz rację.
Rozparliśmy się z powrotem na skórzanych siedzeniach. Cisza zdawała się cięższa niż powinna, zupełnie jakby ktoś podsłuchiwał. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby tym kimś był samochód.
Czarny Powóz jest żywą istotą. Nie został stworzony przez nas ani przez żadnego spośród znanych nam starożytnych bogów. Istnieje prawie od zawsze – jakieś sześć tysięcy lat. Oczywiście przed sześcioma tysiącami lat był czarnym rydwanem ciągniętym przez cztery czarne konie. Konie nie były sidhe. W dzień wydawało się, że nie istnieją. Po zmroku stawały się czarnymi istotami o pustych oczodołach, które wypełniały się chorobliwym płomieniem, kiedy konie zaprzęgano do rydwanu.
Pewnego dnia, nikt nie pamięta dokładnie kiedy, rydwan zniknął, a w jego miejsce pojawił się czarny powóz. Tylko konie pozostały te same. Gdy zobaczyłam ten pojazd pierwszy raz, był właśnie powozem.
Potem, pewnej nocy niecałe dwadzieścia lat temu, powóz zniknął, a pojawiła się limuzyna. Konie nigdy nie powróciły, ale widziałam to, co uchodzi za silnik. Przysięgam, że pali się tym samym niezdrowym ogniem, który wypełniał oczy koni. Samochód nie jeździ na benzynę. Nie mam pojęcia, na jakim paliwie jeździ, ale wiem, że czasami sam znika. Odjeżdża w siną dal we własnych sprawach. Czarny Powóz to zapowiedź śmierci, ostrzeżenie przed zbliżającym się nieszczęściem. Krążą opowieści o złowieszczym czarnym samochodzie pojawiającym się, z zapalonym silnikiem i zielonym ogniem tańczącym na karoserii, przed domem osoby, którą ma spotkać śmierć. Nie dziwcie się więc, że byłam nieco zdenerwowana.
Spojrzałam na Galena siedzącego po drugiej stronie. Wyciągnęłam do niego rękę. Uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń.
– Tęskniłem za tobą – powiedział.
– Ja za tobą też.
Podniósł moją rękę do ust i musnął wargami palce. Przyciągnął mnie do siebie. Nie protestowałam. Przeniosłam się w jego ramiona. Uwielbiałam się do niego tulić. Moja głowa spoczęła na cudownie miękkim swetrze. Wsłuchałam się w bicie jego serca.
Westchnęłam i owinęłam się wokół niego nogami.
– Zawsze lubiłam się do ciebie przytulać – powiedziałam.
– To właśnie ja – duży, kochany miś.
Ton jego głosu zaniepokoił mnie.
– O co chodzi?
– Nie powiedziałaś mi, że odchodzisz.
Usiadłam. Jego ręka wciąż spoczywała na moim ramieniu, ale doskonała harmonia sprzed sekundy została zburzona. Zepsuta oskarżeniami. Coś mi mówiło, że to dopiero początek.
– Nie mogłam ryzykować. Jeśli ktoś zacząłby podejrzewać, że chcę uciec, powstrzymaliby mnie.
– Trzy lata, Merry. Trzy lata nie wiedziałem nawet, czy jeszcze żyjesz.
Zaczęłam wyswabadzać się z jego uścisku, ale on przyciągnął mnie do siebie.
– Proszę, pozwól mi się przytulić, chcę mieć pewność, że jesteś prawdziwa.
Pozwoliłam mu się przytulić, ale nie było to już tak przyjemne. Nikt nie miał do mnie pretensji o to, że zachowałam wszystko w tajemnicy, a potem z nikim się nie kontaktowałam. Ani Barinthus, ani babcia – tylko Galen. Chwilami rozumiałam, dlaczego mój ojciec nie zgodził się na nasze małżeństwo. Galen pozwalał, by kierowały nim emocje, a to bardzo niebezpieczna cecha.
W końcu odsunęłam się.
– Przecież wiesz, dlaczego nie dawałam znaku życia.
Nie patrzył mi w oczy. Dotknęłam jego brody i podniosłam ją, żeby na mnie spojrzał. Jego zielone oczy były zranione do żywego. Kiepski był z niego dyplomata.
– Gdyby królowa podejrzewała, że wiesz, gdzie jestem, że w ogóle cokolwiek wiesz, wzięłaby cię na tortury.
Chwycił mnie za rękę, przytrzymując ją przy swojej twarzy.
– Nigdy bym cię nie zdradził.
– Wiem, ale nie mogłabym żyć z myślą, że cię torturują, podczas gdy ja jestem bezpieczna. Nie mogłeś nic wiedzieć, żeby nie mieli powodu cię przesłuchiwać.
– Nie musisz mnie chronić, Merry.
Uśmiechnęłam się.
– Ochraniamy się nawzajem.
Uśmiechnął się również, bo nigdy nie potrafił zbyt długo się dąsać.
– Ty jesteś mózgiem, a ja mięśniami.
Uklękłam i pocałowałam go w czoło.
– Jak udało ci się utrzymać z dala od kłopotów bez moich rad?
Chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie.
– Z trudnością. – Spojrzał na mnie, marszcząc czoło. – Czemu masz na sobie czarny golf? Przecież ustaliliśmy, że nie będziemy nosić czarnych ubrań.
– Pasuje do spodni i żakietu – wyjaśniłam.
Położył brodę tuż nad moimi piersiami. Spojrzenie jego szczerych zielonych oczu sprawiło, że musiałam powiedzieć prawdę.
– Jestem tu, żeby się pogodzić. Jeśli okaże się to konieczne, będę chodzić w czerni, jak większość członków dworu. – Uśmiechnęłam się do niego. – Poza tym, do twarzy mi w czarnym.
– Co racja, to racja. – W jego szczerych oczach wciąż były ślady starego uczucia.
Mieliśmy do siebie słabość, odkąd byłam na tyle dorosła, żeby wiedzieć, czym jest to dziwne ściskanie w dołku. Ale bez względu na to, jak wielkie to było uczucie, nie mogło między nami do niczego dojść. W każdym razie w sensie fizycznym. Galen, tak jak wielu innych, był jednym z Kruków Królowej, a to oznaczało, że był wyłącznie do jej dyspozycji. Dołączenie do Straży Królowej było jego jedynym mądrym politycznie posunięciem. Nie miał dużych mocy magicznych i nie był dobry w knuciu intryg, jego jedynymi atutami były silne ciało i umiejętność sprawiania, że ludzie się uśmiechali. Pozostawiał po sobie radość, podobnie jak niektóre kobiety pozostawiają po sobie zapach perfum. To była cudowna umiejętność, ale podobnie jak wiele moich, zupełnie nieprzydatna w walce. Jako jeden z Kruków Królowej był bezpieczny. Nie wyzywało się ich ot, tak sobie, na pojedynek, ponieważ mogło to być odczytane przez królową jako osobista zniewaga. Gdyby Galen nie był strażnikiem, prawdopodobnie od dawna by już nie żył. Ale ponieważ nim był, nie mogliśmy być razem. Skazani na wieczną tęsknotę i wieczne niespełnienie. Byłam wściekła, kiedy mój ojciec nie pozwolił mi być z Galenem. To była nasza jedyna poważna kłótnia. Lata zabrało mi dostrzeżenie tego, co widział mój ojciec: większość zalet Galena była zarazem jego wadami. Niech Bóg go błogosławi, że zapobiegł temu nieszczęściu, jakim byłoby bez wątpienia nasze małżeństwo.
Galen położył policzek na moich piersiach i otarł się nieznacznie o moje ciało. Przez chwilę nie mogłam oddychać, potem westchnęłam.
Przebiegłam dłonią po jego twarzy, końcem palca musnęłam pełne miękkie usta.
– Galenie…
– Ciii… – wyszeptał. Posadził mnie twarzą do siebie. Kolanami opierałam się o jego uda, patrząc na niego w dół. Serce biło mi tak mocno, że to prawie bolało.
Opuścił dłonie wolno wzdłuż mojego ciała, aż dotarł do ud. Przypomniało mi to Doyle’a ubiegłej nocy. Potem rozchylił mi nogi i posadził na sobie okrakiem. Odsunęłam się trochę od niego. Nie chciałam, by był tak blisko, nie teraz.
Przesunął palcami po mojej szyi, aż dotarł do tyłu głowy. Zanurzył długie palce we włosach, rozgrzewając moją skórę.
Galen zawsze uważał, że delikatny dotyk jest lepszy niż nic. Zawsze docieraliśmy do samej krawędzi.
– Strasznie dawno tego nie robiliśmy – powiedziałam.
– Od dziesięciu lat – przyznał. Siedem lat, które spędziłam z Griffinem, trzy lata, kiedy mnie nie było. Galen rozpoczynał w miejscu, gdzie skończyliśmy, zupełnie jakby nic się nie zmieniło.
– Myślę, że nie powinniśmy tego robić – powiedziałam.
– To nie myśl – odparł. Pochylił się w moim kierunku. Jego usta były tak blisko, że westchnienie mogło go do mnie zbliżyć. Poczułam zapierającą dech moc, którą emanował.
– Nie, Galenie. – Nie mogłam złapać tchu, ale mówiłam poważnie. – Nie używaj magii.
Podniósł głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.
– Zawsze tak to robiliśmy.
– Dziesięć lat temu – powiedziałam.
– Co za różnica? – spytał. Jego dłonie wślizgnęły się pod mój żakiet i zaczęły masować plecy.
Może dziesięć lat nie zmieniło jego, ale zmieniło mnie.
– Nie.
Spojrzał na mnie, najwyraźniej zdziwiony.
– Dlaczego?
Nie byłam pewna, jak mu to wyjaśnić, nie raniąc go. Miałam nadzieję, że królowa zgodzi się, żebym wybrała na męża strażnika, tak jak wtedy, kiedy zgodziła się na Griffina. Gdybym pozwoliła sprawom wrócić do punktu wyjścia, Gallen miałby nadzieję, że to jego wybiorę. Kochałam go, zawsze pewnie będę kochać, ale nie mogłam pozwolić sobie na to, żeby został moim mężem. Potrzebowałam kogoś, kto będzie dla mnie wsparciem w polityce i w magii. Galen nie był tą osobą. Mój małżonek nie będzie miał ochrony królowej, kiedy opuści jej straż. Moja moc nie była wystarczająca, żeby Galen pozostał bezpieczny, a on miał jeszcze mniejszą moc, bo był mniej bezlitosny niż ja. W dniu, w którym Galen zostałby moim mężem, podpisałby na siebie wyrok śmierci. Nie mogłam jednak mu tego powiedzieć. Nigdy by nie zrozumiał, jak bardzo niebezpieczny był dla mnie i dla siebie samego.
Dorosłam, w końcu stałam się córką swojego ojca. Niektórych wyborów dokonujesz sercem, innych głową, ale kiedy się wahasz, zawsze wybierz głowę – to ci uratuje życie.
Zaczęłam schodzić z jego kolan. Przyciągnął mnie do siebie. Wyglądał na zranionego, zagubionego.
– Mówiłaś poważnie?
Skinęłam głową. Widziałam, że usiłuje coś z tego zrozumieć. W końcu zapytał: – Dlaczego?
Dotknęłam jego twarzy, przeczesałam palcami jego loki.
– Och, Galenie…
Jego oczy wyrażały smutek, tak jak kiedy indziej radość czy zaskoczenie, czy jakiekolwiek emocje. Był najgorszym aktorem świata.
– Pocałuj mnie, Merry, na przywitanie domu.
– Pocałowaliśmy się na lotnisku – powiedziałam.
– Chodzi mi o prawdziwy pocałunek. Tylko jeden. Proszę.
Powinnam była powiedzieć „nie”, sprawić, żeby mnie puścił, ale nie mogłam. Nie mogłam odmówić jego spojrzeniu i mówiąc szczerze, jeśli nigdy więcej nie miałam sobie pozwolić na to, żeby z nim być, chciałam tego.
Podniósł głowę, a ja odszukałam jego usta. Jego wargi były tak miękkie… Dotknęłam jego twarzy. Pocałowaliśmy się. Pieścił moje plecy, potem przebiegł rękami po moich pośladkach i udach. Pociągnął mnie delikatnie za nogi, tak że znowu się na niego ześlizgnęłam. Tym razem między nami nie było wolnego miejsca. Czułam przez spodnie twardość jego członka.
Oderwałam usta od jego warg i westchnęłam. Chwycił mnie za pośladki, mocniej przyciskając do siebie.
– Czy możemy pozbyć się pistoletu? Wbija mi się w bok.
– Musiałabym zdjąć pasek – powiedziałam, a mój głos wyrażał więcej niż słowa.
– Wiem – odparł.
Otworzyłam usta, żeby powiedzieć „nie”, ale znów uległam. Za każdym razem to samo: powinnam była powiedzieć „nie”, powinnam coś skończyć, a tego nie robiłam. W końcu wylądowaliśmy prawie zupełnie nadzy na siedzeniu, a nasza broń rozrzucona była na podłodze.
Błądziłam dłońmi po gładkiej piersi Galena. Pasmo zielonych włosów wiodło przez jego barki po ciemnej skórze aż do sutka. Zmierzwiłam włosy, które biegły w dół jego brzucha, aż do spodni. Nie pamiętałam, jak się tu znaleźliśmy. Miałam na sobie tylko stanik i majtki. Nie pamiętałam, jak ściągałam spodnie. To było tak, jakbym na kilka minut straciła poczucie czasu, a potem obudziła się, będąc już krok dalej.
Jego spodnie były rozpięte. Zobaczyłam zielone slipki. Chciałam zanurzyć w nich rękę. Chciałam tego tak bardzo, że czułam, jakbym już to zrobiła.
Żadne z nas nie użyło mocy – czuliśmy tylko dotyk swoich ciał. Zaszliśmy dalej niż przed laty. Ale coś było nie tak. Tylko nie wiedziałam co.
Galen pochylił się, całując mój brzuch. Sunął językiem w dół mojego ciała. Nie mogłam zebrać myśli.
Przebiegł językiem wzdłuż krawędzi moich majtek, po czym zatopił twarz w koronce, odsuwając ją brodą i ustami i schodząc niżej.
Złapałam go za włosy i uniosłam jego głowę.
– Nie.
Przebiegł rękami po moim ciele, wsunął palce pod stanik, podniósł go i odsłonił piersi.
– Powiedz tak, Merry, proszę, zgódź się. – Zaczął mnie pieścić.
Usiłowałam sobie przypomnieć, dlaczego nie powinniśmy tego robić.
– Nie mogę myśleć – powiedziałam głośno.
– To nie myśl – odparł Galen. Wziął do ust mój sutek, zaczął go lizać.
Odepchnęłam go.
– Coś tu nie gra. Nie powinniśmy tego robić – powiedziałam.
– Wszystko w porządku. – Spróbował na powrót zniżyć swoją twarz do moich piersi, ale trzymałam obie dłonie na jego torsie, cały czas go odpychając.
Wcale nie.
Dlaczego?
– Właśnie o to chodzi, że nie pamiętam. Nie pamiętam, rozumiesz? Nic nie pamiętam. Powinnam pamiętać.
Zmarszczył brwi.
– Rzeczywiście – pokręcił głową. – Ja też nie pamiętam.
– Dlaczego jesteśmy w tym samochodzie? – spytałam.
Galen usiadł z rękoma na kolanach. Spodnie miał wciąż rozpięte.
– Jedziesz do swojej babci.
Poprawiłam stanik i przeniosłam się na moją stronę samochodu. – Zgadza się.
– Co się stało?
– Myślę, że to zaklęcie – powiedziałam.
– Nie piliśmy przecież wina ani niczego tu nie jedliśmy.
Rozejrzałam się po czarnym wnętrzu samochodu.
– Jest tu gdzieś. – Zaczęłam przebiegać palcami po krawędzi siedzenia. – Ktoś umieścił je w samochodzie.
Galen zaczął dotykać sufitu, szukając.
– Gdybyśmy się kochali…
– Moja ciotka skazałaby nas na śmierć.
Nie powiedziałam mu o Doyle’u, ale wątpiłam, czy królowa darowałaby mi zbezczeszczenie dwóch strażników w ciągu dwóch dni.
Znalazłam na podłodze kawałek sznurka. Podniosłam go delikatnie. Do jego końca przywiązany był srebrny pierścień. To pierścień królowej – jeden z magicznych przedmiotów, które udało nam się zabrać ze sobą podczas wielkiej ucieczki z Europy. Pierścień miał dużą moc, to dlatego żadne z nas nie wyczuło mocy sznurka.
Podniosłam sznurek do góry.
– Zobacz, co znalazłam. Przywiązany jest do niego jej pierścień.
Oczy Galena rozszerzyły się.
– Nigdy nie zdejmuje tego pierścienia z palca. – Wziął ode mnie sznurek, dotykając różnokolorowych włókien. – Czerwone włókno – pożądanie, pomarańczowe – lekkomyślna miłość, ale co oznacza włókno zielone? Zwykle używa się go do znajdowania partnera. Nigdy nie łączy się tych trzech kolorów.
– Nawet jak na Andais to lekka przesada. Po co miałaby zapraszać mnie do domu, a potem próbować zabić? To bez sensu.
– Nikt nie mógł dostać tego pierścienia bez jej zgody.
Coś białego wystawało spomiędzy siedzenia i oparcia. Pochyliłam się i odkryłam, że to koperta.
– Nie było jej tu przedtem.
– Masz rację – powiedział Galen. Podniósł z podłogi sweter i włożył go.
Pociągnęłam za kopertę. Miałam wrażenie, jakby ktoś popychał ją z drugiej strony. Serce podeszło mi do gardła, ale wzięłam ją. Było na niej pięknie wykaligrafowane moje imię – pismem królowej.
Pokazałam ją Galenowi, który wciąż się ubierał.
– Lepiej ją otwórz – powiedział.
Na odwrocie znajdowała się jej pieczęć odbita w czarnym wosku. Złamałam pieczęć i wyciągnęłam pojedynczą kartkę białego papieru.
– Co pisze? – spytał Galen.
Przeczytałam mu na głos.
– Do księżniczki Meredith NicEssus. Przyjmij ten pierścień w prezencie jako zapowiedź tego, co ma przyjść. Chcę go widzieć na twoim palcu, kiedy się spotkamy. Nawet się podpisała. – Spojrzałam na Galena. – Coraz mniej z tego rozumiem.
– Popatrz – powiedział.
Spojrzałam tam, gdzie pokazywał. Na siedzeniu leżał mały aksamitny woreczek. Nie było go tam, kiedy brałam kopertę.
– Co się dzieje?
Galen ostrożnie podniósł woreczek. Był bardzo mały. W środku znajdował się tylko kawałek czarnego jedwabiu. – Pokaż mi pierścień – powiedział.
Zsunęłam srebrny pierścień ze sznurka i przytrzymałam go w dłoni. Zimny metal stał się ciepły. Czekałam w napięciu, aż zrobi się gorący, ale był tylko pulsująco ciepły. Albo była to część zaklęcia, albo… Wyciągnęłam pierścień do Galena. – Potrzymaj go chwilę. Ciekawe, co poczujesz.
Wziął z wahaniem ciężki, ośmioboczny pierścień w dwa palce i położył go na dłoni. Siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w niego przez kilka dobrych chwil. Nic się nie stało.
– Jest ciepły? – spytałam.
Galen spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
– Ciepły? Nie, a powinien być?
– Najwyraźniej nie jest przeznaczony dla ciebie.
Zawinął pierścień w kawałek jedwabiu i wsunął do aksamitnego woreczka. Doskonale pasował, ale sznurek się nie mieścił. Spojrzał na mnie.
– Nie wydaje mi się, żeby to królowa przygotowała zaklęcie. Włożyła ten pierścień do środka jako prezent, tak jak napisała w liście.
– Więc ktoś inny dodał zaklęcie – powiedziałam.
Skinął głową. – Było bardzo subtelne, Merry. Prawie go nie zauważyliśmy.
– Tak, byłam prawie pewna, że sama zmieniłam zdanie. Gdyby to było jakieś proste zaklęcie pożądania, zorientowalibyśmy się dużo wcześniej.
Na Dworze Unseelie niewiele osób potrafiłoby przygotować tak wyrafinowane zaklęcie miłosne. Miłość nie była naszą specjalnością; naszą specjalnością było pożądanie.
Galen powiedział to, o czym ja tylko pomyślałam.
– Na całym dworze jest ledwie kilka osób, które potrafiłyby wykonać takie zaklęcie. Nie wydaje mi się, żeby któraś z nich chciała cię skrzywdzić. Może nie wszyscy cię lubią, ale nie są twoimi wrogami.
– Nie byli trzy lata temu – powiedziałam. – Ludzie zmieniają zdanie, tworzą się nowe przymierza.
– Nie zauważyłem – powiedział Galen.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
– Dobrze, niech będzie, że nie jestem zwierzęciem politycznym, ale Barinthus jest, a nigdy nie wspominał mi o żadnej tak drastycznej zmianie.
Podał mi woreczek. Wyciągnęłam pierścień i położyłam go na dłoni. Zanim jeszcze pierścień dotknął mojej skóry, już czułam ciepło. Zacisnęłam pięść, a ciepło urosło. Pierścień, pierścień mojej ciotki, pierścień królowej, reagował na moje ciało. Czy to ucieszy naszą królową, czy ją rozgniewa? Z drugiej strony, jeśli nie chciałaby, żeby pierścień mnie uznał, dlaczego by mi go dawała?
– Wyglądasz na zadowoloną – powiedział Galen. – Nie rozumiem dlaczego. Nie wiem, czy pamiętasz, że właśnie o mało nie padłaś ofiarą zamachu. – Przyglądał się mojej twarzy, jakby starał się coś z niej wyczytać.
– Pierścień robi się ciepły w mojej ręce. Zdaje się mnie rozpoznawać. – Siedzenie pode mną poruszyło się. Podskoczyłam. – Czułeś to?
Galen skinął głową.
– Tak.
Światło nad nami zamrugało. Znowu podskoczyłam.
– Czy to twoja sprawka?
– Nie.
– Moja też nie – powiedziałam.
Zobaczyłam, jak siedzenie wypycha jakiś przedmiot. Miałam wrażenie, że to coś żyje. To był mały srebrny kawałek biżuterii. Bałam się go dotknąć, ale po chwili zobaczyłam, że to spinka do mankietów.
Galen podniósł ją. Jego twarz spochmurniała. Na spince wygrawerowana był litera C. – Jakiś rok temu królowa rozkazała zrobić spinki do mankietów dla wszystkich strażników. Na każdej z nich wygrawerowany jest inicjał imienia.
– Chcesz przez to powiedzieć, że któryś ze strażników nałożył zaklęcie?
Galen skinął głową.
– A samochód zatrzymał spinkę, żeby ci ją pokazać.
– Dzi… dzięki, samochodziku – wyszeptałam. Na szczęście samochód nie odpowiedział. Moje nerwy i bez tego były nadszarpnięte. Wiedziałam jednak, że mnie usłyszał. Czułam, że na mnie patrzy, tak jak czuje się na plecach czyjś wzrok.
– Kiedy mówiłeś: „dla wszystkich strażników”, miałeś na myśli także strażniczki księcia? – spytałam.
Skinął głową.
– Spodobały jej się strażniczki w męskich koszulach, powiedziała, że to stylowe.
– Ile osób dodaje to do listy podejrzanych?
– Sześć.
– Od jak dawna wiadomo było, że królowa chce wysłać po mnie na lotnisko Czarny Powóz?
– Barinthus i ja dowiedzieliśmy się dopiero dwie godziny temu.
– Musieli szybko działać. A może to miłosne zaklęcie nie było przeznaczone dla mnie? Może trafiło akurat na nas przez przypadek?
– Jeśli tak, to mamy szczęście. Wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby było przygotowane specjalnie dla ciebie.
Włożyłam pierścień z powrotem do woreczka i podniosłam golf z podłogi. Z jakiegoś powodu chciałam być ubrana, zanim włożę pierścień. Spojrzałam na sufit samochodu.
– Czy to wszystko, co chcesz mi pokazać, samochodziku?
Górne światło zgasło.
Podskoczyłam, chociaż powinnam się spodziewać, że coś takiego się stanie.
– Rany koguta – wyszeptał Galen. Odsunął się nieznacznie i popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. – Nigdy nie jechałem tym samochodem z królową, ale słyszałem…
– Że jeśli odpowiada komukolwiek, to tylko jej – dokończyłam.
– A teraz również tobie – powiedział cicho.
Pokręciłam głową.
– Czarny Powóz to nieujarzmiona magia; nie jestem tak zarozumiała, żeby uważać, że mam nad nią kontrolę. Samochód słyszy mój głos. Czas pokaże, co to oznacza. – Wzruszyłam ramionami.
– Jesteś w Saint Louis niespełna godzinę, a już ktoś próbował cię zabić. Jest gorzej niż wtedy, kiedy wyjeżdżałaś.
– Od kiedy to jesteś pesymistą?
– Od kiedy opuściłaś dwór – odparł.
Na jego twarzy zagościł smutek. Dotknęłam jego policzka.
– Tęskniłam za tobą.
– Ale bardziej za dworem. – Przycisnął moją dłoń do swojej twarzy. – Widzę to w twoich oczach, Merry. Stara ambicja nie rdzewieje.
Zabrałam rękę.
– Nie jestem ambitna w taki sposób, jak na przykład Cel. Po prostu chcę czuć się w miarę bezpieczna, a to, niestety, wiąże się z pewnymi politycznymi posunięciami.
Położyłam aksamitny woreczek na kolanach i wciągnęłam golf. Włożyłam spodnie, przypięłam pistolet i noże. Na wszystko nałożyłam żakiet.
– Starła ci się szminka – powiedział Galen.
– Jest na tobie – odparłam.
Wyjęłam z torebki lusterko, a następnie ponownie nałożyłam szminkę i starłam ją z jego ust chusteczką. Przeczesałam szczotką włosy. Byłam ubrana. Nie mogłam tego dłużej odkładać.
Podniosłam pierścień w półmroku. Był za duży na mój środkowy palec, więc włożyłam go na wskazujący. Na prawą rękę, nawet się nad tym nie zastanawiając. Pierścień był ciepły, jak czyjś dotyk, przypomnienie, że czeka, aż zorientuję się, co mam z nim robić. Albo on zorientuje się, co ma robić ze mną. Ufałam jednak mojemu zmysłowi magii. Pierścień nie emanował złą mocą, choć to nie znaczyło, że nie należy uważać. Magia jest jak każde narzędzie: jeśli nie traktujesz jej z szacunkiem, może się zwrócić przeciwko tobie. W większości wypadków jest mniej niebezpieczna niż piła elektryczna. Jeśli jednak niewłaściwie użyjesz piły albo magii, możesz stracić życie.
Próbowałam zdjąć pierścień, ale nie chciał zejść. Serce zaczęło mi bić nieco szybciej; oddech uwiązł w gardle. Zaczęłam ciągnąć go gwałtownie, czując rosnącą panikę, potem przestałam. Zrobiłam kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić. Pierścień był prezentem od królowej – już sam jego widok na moim palcu sprawi, że inni będą podchodzili do mnie z większym respektem. Pierścień, tak jak samochód, miał własne plany. Chciał zostać na moim palcu i pozostanie tam, dopóki nie będzie chciał zejść albo dopóki nie dowiem się, jak go zdjąć. Nie robił mi krzywdy. Nie było powodów do paniki.
Wyciągnęłam rękę do Galena.
– Nie chce zejść.
– Tak samo było kiedyś z królową – powiedział i wiedziałam, że te słowa miały mnie pocieszyć. Przyciągnął moją dłoń do swoich ust i pocałował ją delikatnie. Kiedy jego palce musnęły pierścień, nastąpiło coś w rodzaju wyładowania elektrycznego, ale to nie była elektryczność. To była magia.
Galen puścił moją rękę i odsunął się.
– Ciekawe, czy dotyk Barinthusa też by to sprawił.
– Ja też jestem tego ciekawa – powiedziałam.
Głos Barinthusa dobył się z interkomu.
– Będziemy u twojej babci za jakieś pięć minut.
– Dzięki – odparłam.
Zastanawiałam się, co powie, kiedy zobaczy pierścień. Barinthus był najbliższym doradcą mojego ojca, jego przyjacielem. Po jego śmierci stał się moim doradcą i przyjacielem. Był jednym z niewielu, którzy mogliby pokonać moich niedoszłych zamachowców magią. Ale gdyby się włączył i zniszczył moich wrogów, straciłabym tę resztkę szacunku, jaką cieszyłam się wśród sidhe. Barinthus mógł tylko patrzeć, jak się broniłam, chociaż radził mi być bezwzględną. Czasem nieważne jest, ile masz siły, tylko co chcesz z nią zrobić. „Spraw, żeby twoi wrogowie się ciebie bali, Meredith” – poradził mi kiedyś. Robiłam, co mogłam. Ale nigdy nie będę tak przerażająca jak on. Mógł zniszczyć całe armie jedną myślą. Nic dziwnego, że jego wrogowie woleli trzymać się od niego z dala.
Cóż, jeśli ma się zamiar pływać z rekinami, mający sześć tysięcy lat były bóg jest dobrym partnerem pływackim. Kochałam Galena, ale martwiłam się o niego. Martwiłam się, że może przeze mnie zginąć. O Barinthusa nie musiałam się martwić. Jeśli ktoś tu miałby kogoś pochować, to raczej on mnie, a nie ja jego.