Obudziłam się ze srebrnymi włosami rozciągniętymi jak błyszcząca pajęczyna na mojej twarzy. Poruszyłam głową, żeby je strącić. Mróz leżał na brzuchu odwrócony ode mnie twarzą. Od pasa w górę był odkryty, nogi miał owinięte pościelą. Jego włosy ułożyły się obok mnie jak trzecie ciało.
Oczywiście, w łóżku był już ktoś trzeci. Kitto leżał po mojej drugiej stronie. Był skulony, jakby chował się przed czymś w swoich snach. A może po prostu było mu zimno, bo leżał nago. Jego ciało było blade jak laleczki z porcelany. Nigdy nie byłam tak blisko mężczyzny, który przywodził na myśl słowo: malutki. Bark bolał mnie w miejscu, gdzie zostawił swój znak: doskonały ślad zębów na moim ciele. Skóra wokół rany zsiniała, była prawie gorąca w dotyku. Nie wstrzyknął mi jadu, tylko bardzo głęboko ugryzł. Zostawił bliznę – w sumie właśnie o to chodziło.
W pewnej chwili, gdy kochałam się z Mrozem trzeci albo czwarty raz, zaprosiłam Kitta, by się do nas przyłączył. Poczekałam, aż Mróz doprowadzi mnie do punktu, w którym ból i przyjemność stapiają się ze sobą, i pozwoliłam, żeby Kitto mnie ugryzł. Nie bolało, kiedy to robił, co świadczyło o tym, jak bardzo byłam już zmęczona. Zaczęło boleć, dopiero kiedy w końcu postanowiliśmy iść spać, a prawdziwy ból poczułam dziś rano. Zresztą, bolało mnie całe ciało, co było widomym znakiem, że trochę go nadużyłam ostatniej nocy, czy raczej pozwoliłam, żeby Mróz go nadużył.
To był taki ból, jak po bardzo intensywnym treningu na siłowni, z tym że bolały mnie inne mięśnie. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz obudziłam się z uczuciem, że seks pozostawił na moim ciele wielki jedwabny siniak. Chyba bardzo dawno temu.
Kitto bardzo się ucieszył, że pozwoliłam mu siebie naznaczyć. Dzięki temu wszyscy wiedzieli, że jestem jego kochanką. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie miał się ze mną kochać, w każdym razie ostatniej nocy o to nie pytał. Był bierny, robił tylko to, na co mu pozwoliłam lub o co poprosiłam, nigdy nie przeszkadzając. Stanowił doskonałą widownię, bo nie zauważało się go. Gdy zaś mu się coś poleciło, wykonywał rozkazy lepiej niż jakikolwiek mężczyzna, z którym byłam.
Wstałam, a włosy Mroza spłynęły po moim ciele, jakby były żywe. Przebiegłam rękami po moich krótkich włosach. Teraz, kiedy wiadomo było, że jestem księżniczką Meredith, mogłam je znowu zapuścić. Bolały mnie nadgarstki i ból ten nie miał nic wspólnego z seksem. Bandaże na nadgarstkach nie przetrwały kąpieli. Powinnam była zrobić sobie opatrunek. Tego ranka jednak rany po kolcach były już zasklepione, prawie wyleczone, jakby miały z tydzień lub więcej, a nie kilka godzin. Przebiegłam po nich palcem. Nigdy wcześniej tak szybko nie wydobrzałam. Kitto musiał mnie ugryźć już chyba po tym, jak kochałam się z Mrozem czwarty raz – gdyby zrobił to wcześniej, pewnie te rany już też byłyby zasklepione. Jeśli to seks mnie leczył. Wciąż nie byliśmy tego pewni.
Miałam tylko mały kawałek prześcieradła, resztę zawłaszczył Mróz. Świnia. W pokoju było chłodno. Pociągnęłam za prześcieradło, ale on tylko jęknął w proteście. Spojrzałam na jego gładkie plecy i przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Musnęłam językiem jego plecy, a on westchnął cicho. Pochyliłam się, przeciągając językiem po jego kręgosłupie.
Mróz uniósł głowę z poduszki, powoli, jak człowiek wyrwany z głębokiego, mrocznego snu. Był nieco rozkojarzony, ale kiedy spojrzał na mnie, powoli się uśmiechnął.
– Nie masz jeszcze dosyć?
Położyłam się na nim.
– Nigdy – powiedziałam.
Roześmiał się, niskim, radosnym śmiechem, obrócił się na bok i podparł na jednym ramieniu, żeby na mnie spojrzeć. Odrzucił prześcieradło. Przykryłam nim Kitta, który wydawał się mocno spać.
Mróz objął mnie w talii i pochylił się, żeby pocałować mnie lekko w usta. Moje dłonie ześlizgnęły się na jego barki, plecy. Przyciągnęłam go do siebie.
Rozszerzył mi nogi kolanem i zrobił pierwszy ruch biodrami, żeby we mnie wejść, ale nagle znieruchomiał. Miał przestraszoną minę.
– Co się stało?
– Cicho.
Nie odzywałam się. W końcu to on był strażnikiem. Czy to ludzie Cela? To był ostatni dzień, żeby mnie zabić i nie ponieść za to konsekwencji. Mróz zerwał się z łóżka, chwycił Zimowy Pocałunek z podłogi i przebiegł przez pokój do okna, niczym zamazana srebrna błyskawica.
Wyciągnęłam pistolet spod poduszek. Kitto obudził się i zaczął się rozglądać wokół.
Mróz odsunął zasłony, a jego miecz już był wycelowany w szybę, kiedy nagle zamarł. Na zewnątrz był mężczyzna z aparatem fotograficznym. Przez chwilę widziałam, jak unosi zaskoczoną twarz, a potem Mróz zbił pięścią szybę i chwycił reportera za szyję.
– Mróz, nie, nie zabijaj go! – Przebiegłam przez pokój naga, z bronią w ręku. Drzwi za nami otworzyły się i odwróciłam się do nich z odbezpieczoną bronią.
W drzwiach stał Doyle z mieczem w dłoni. Spojrzał na mnie, a potem na wycelowaną w siebie broń. Skierowałam lufę w podłogę, a on wszedł do pokoju i zamknął za sobą kopniakiem drzwi. Nie schował miecza, ale rzucił go na łóżko, kiedy szedł w stronę Mroza.
Twarz reportera stała się fioletowo-purpurowo-czerwona – najwyraźniej nie mógł oddychać. Twarz Mroza była nie do poznania, malowała się na niej wściekłość.
– Mróz, zabijesz go!
Doyle stanął przy nim.
– Jeśli go zabijesz, królowa cię ukarze.
Mróz zdawał się nas nie słyszeć, skoncentrowany całkowicie na swojej dłoni ściskającej gardło mężczyzny.
Doyle stanął za nim i uderzył go w plecy tak mocno, że Mróz wpadł na okno, ale puścił reportera. Odwrócił się z dzikim wzrokiem, a po jego dłoni spływała krew.
Doyle stanął w pozycji do walki, bez broni. Mróz rzucił miecz na podłogę i zrobił to samo. Kitto skulił się pośrodku łóżka i patrzył szeroko otwartymi oczami.
Podeszłam do zasłon, żeby je zaciągnąć, i zobaczyłam reporterów biegnących ku nam jak sfora wilków. Niektórzy w biegu pstrykali zdjęcia, inni krzyczeli: – Księżniczko, księżniczko Meredith!
Zaciągnęłam zasłony, tak że nie było w nich najmniejszej szparki, ale to niewiele zmieniało. Musieliśmy się przedostać do pokoju obok, gdzie spali Galen i reszta. Skierowałam broń na drewniane wezgłowie łóżka. Kitto zobaczył to i zanurkował w drugą stronę.
Wypaliłam tylko raz. W pokoju zadudniło. Obaj mężczyźni odwrócili się i wpatrywali we mnie dzikim wzrokiem. Pokazałam pistoletem na sufit.
– Właśnie biegnie tutaj jakaś setka reporterów. Musimy przenieść się do innego pokoju, i to już!
Nikt nie protestował. Mróz, Kitto i ja chwyciliśmy prześcieradła i ubrania i przeszliśmy do drugiego pokoju, zanim reporterzy zaczęli wchodzić przez okno. Uzbrojony Doyle ubezpieczał tyły. On, Galen i Rhys wrócili po bagaże. Zadzwoniłam na policję i zawiadomiłam ich o włamaniu do pokoju.
Ubraliśmy się w łazience – nie dlatego, że się wstydziliśmy, ale dlatego, że nie było tam okna. Kiedy wyszłam z łazienki, Doyle i Mróz siedzieli na krzesłach. Nikogo innego nie było. Obydwaj mieli miny typowe dla strażników – nie do odczytania. Ale było w nich coś dziwnego.
– Co się stało? – spytałam. Chodziłam normalnie, zapomniałam już, że moja kostka była nadwerężona. Dopiero Galen mi o tym przypomniał. Żaden z nich nie odezwał się i to mnie zdenerwowało.
Popatrzyli na siebie. Doyle wstał. Miał na sobie dzisiaj czarne dżinsy i buty do kostek. Koszula była elegancka – czarna, jedwabna, z długimi rękawami. Przez ramię przewieszoną miał czarną kaburę. Nawet pistolet był czarny. Beretta 10 mm, starszy model.
Jego włosy wydawały się jak zwykle bardzo krótkie, tymczasem sięgały mu prawie do kolan. Spiczaste uszy błyszczały srebrnymi kolczykami. One i mała srebrna sprzączka paska były jedynymi rzeczami, które przełamywały totalną monotonię jego wyglądu. Do tego dochodził jeszcze srebrny łańcuszek z małym rubinem, który zwisał z ucha.
– Mamy problem – powiedział.
– Masz na myśli reportera, który zrobił zdjęcia mnie i Mrozowi?
– To nie tylko ten jeden reporter – powiedział Mróz.
– Wiem, rekiny wyczuły krew. – Zaczęłam wkładać przybory toaletowe do walizki stojącej na łóżku. – Byłam już obiektem uwagi mediów, ale nigdy na taką skalę.
Mróz skrzyżował nogi, ukazując szare mokasyny, ale nie skarpetki. Mróz nigdy by nie włożył eleganckich spodni tak krótkich, że widać byłoby skarpetki. Szyta na miarę marynarka pasowała do szarych spodni. Z butonierki wystawała mała błękitna chusteczka. Do tego biała koszule i szary krawat ze srebrną spinką. Związał włosy z tyłu w koński ogon, podkreślając mocne rysy twarzy. Był niesamowicie przystojny, kiedy włosy nie zasłaniały mu twarzy. Spokojny i opanowany – trudno mi było uwierzyć, że to ten sam mężczyzna, który wczoraj przyparł mnie do kafelków w łazience. Ale wiedziałam, że ten drugi Mróz był pod spodem, czekając na pozwolenie, żeby wyjść.
Wrzuciłam przybory toaletowe do walizki, zamknęłam ją i zaczęłam zasuwać. Spojrzałam na nich.
– Wyglądacie, jakby stało się coś bardzo złego. Coś, o czym jeszcze nie wiem. Gdzie są pozostali?
– Pilnują drzwi i okien – odpowiedział Mróz. – Próbują utrzymać dziennikarzy z daleka, ale to daremny trud, Meredith.
Doyle położył dłonie na komódce, opuścił głowę. Gruby warkocz opadł mu między nogi.
– Nie strasz mnie. Powiedz po prostu, co się stało.
Mróz dotknął gazety leżącej na stoliku obok niego. Prawie odruchowo.
– Czy to „St. Louis Post-Dispatch”? – spytałam.
Doyle spojrzał na Mroza, który podniósł dłonie, pokazując, że są puste.
– Ona musi wiedzieć.
– Tak – powiedział cicho Doyle.
– Rozmawiałam wczoraj z Barrym Jenkinsem. Powiedział, że napisze, że jestem księżniczką faerie. Chyba nie żartował. Czy to o to chodzi?
Doyle oparł się o komódkę ze skrzyżowanymi ramionami. Prawą dłonią pieścił pistolet. Tak okazywał zdenerwowanie. Kiedy stał za królową, dotykając w ten sposób broni, był zdenerwowany albo szykował się do ataku.
Podeszłam do stolika.
– O co chodzi, chłopaki? Jenkins to dupek, ale nie napisałby kłamstw, nie w „Post”.
– Najpierw to przeczytaj, a potem powiedz, że nie ma się czym martwić – powiedział Doyle.
Na pierwszej stronie ujrzałam zdjęcie przedstawiające mnie i Galena na lotnisku. Ale tym, co mnie naprawdę zainteresowało, był tytuł artykułu: „Księżniczka Meredith wraca do domu, żeby znaleźć męża”. Pod zdjęciem zaś było napisane małymi literkami: „Czy to ten?”
Odwróciłam się do Doyle’a i Mroza.
– Jenkins pewnie zgadywał. Galen i ja wiedzieliśmy, że nam robią zdjęcia. – Popatrzyłam na nich. Wciąż byli poważni, zmartwieni. – Co z wami? Nie po raz pierwszy piszą o nas w gazetach.
– Nie tak jak teraz – powiedział Mróz.
– Dalej jest jeszcze lepiej – dodał Doyle. – Czy też raczej gorzej. Przeczytaj artykuł.
Zaczęłam przeglądać artykuł. Zatrzymałam się już na pierwszym akapicie. – Griffin udzielił wywiadu Jenkinsowi! – wykrzyknęłam. Musiałam usiąść na brzegu łóżka. Zabrakło mi tchu. – Niech nas Bogini ma w swojej opiece.
– Królowa już się z nami skontaktowała – powiedział Mróz.
– Dopilnuje, żeby został ukarany za to, że nadużył twojego zaufania. Zwołała na dzisiaj konferencję prasową.
– Proszę, Meredith. Przeczytaj artykuł – nalegał Doyle.
Przeczytałam. Dwa razy. To nawet nie chodziło o to, że Griffin podał intymne szczegóły naszego pożycia, ale o to, że zrobił to bez mojego pozwolenia. Podzielił się moim prywatnym życiem ze wszystkimi. Sidhe są przewrażliwione na punkcie własnej prywatności. Intymne tajemnice nie mają dla nas takiego znaczenia jak dla ludzi, ale nasze życie osobiste nie powinno być szpiegowane. Szpiegowanie karane było w przeszłości śmiercią. Dla Griffina mogła to być teraźniejszość. Królowej nie spodoba się to, że rozmawiał z dziennikarzami.
Siedziałam na łóżku i patrzyłam na artykuł, ale go nie widziałam. Spojrzałam na mężczyzn.
– Podaje szczegóły naszego związku, aluzje, brudne aluzyjki. Mam szczęście, że to dobra gazeta, a nie jakiś szmatławiec.
Spojrzeli po sobie.
– Och nie, powiedzcie, że żartujecie.
Mróz sięgnął za siebie i podał mi kolorowy magazyn. Najwyraźniej schował go, kiedy wychodziłam z łazienki.
Zdjęcie na pierwszej stronie – to byłam ja i Griffin w łóżku. Moje piersi zakrywały tylko jego ręce. Śmiałam się. Oboje się śmialiśmy. Pamiętałam te zdjęcia. Pamiętałam, jak bardzo chciał je zrobić. Wciąż je miałam, ale nie wszystkie. Nie wszystkie.
Usłyszałam swój głos. Był spokojny, choć odległy.
– Jak? Jak udało im się zamieścić to tak szybko? Nie wiedziałam, że magazyny wychodzą tak szybko.
– Najwyraźniej jest to możliwe – powiedział Doyle.
Spojrzałam na zdjęcie. Podpis pod nim brzmiał: „Jak kochają się sidhe. Tajemnice życia seksualnego księżniczki Meredith i jej kochanka ujawnione”.
– Powiedzcie mi, że to jedyne zdjęcie.
– Tak mi przykro – odparł Doyle.
Mróz dotknął moich dłoni, jakby chciał je uspokajająco poklepać, ale się cofnął.
– Nie sposób wyrazić, jak mi przykro, że ci to zrobił.
Spojrzałam w jego szare oczy. Zobaczyłam w nich współczucie, a nie gniew. A chciałam teraz właśnie tego ostatniego.
– Czy królowa o tym wie?
– Tak – potwierdził Doyle.
Trzymałam czasopismo w rękach, chciałam je otworzyć, zobaczyć pozostałe zdjęcia, ale coś mnie przed tym powstrzymywało. Podałam gazetę Mrozowi.
– Jak bardzo jest źle?
Spojrzał na Doyle’a, a potem na mnie. Zrzucił na chwilę arogancką maskę i ujrzałam Mroza, przy boku którego się dziś obudziłam. – Nie widać cię nagiej od przodu. Ale poza tym jest źle.
Ukryłam twarz w dłoniach, kładąc łokcie na kolanach.
– O mój Boże, jeśli Griffin sprzedał je Jenkinsowi i szmatławcom, to i wszystkim innym. – Wstałam jak pływak wychodzący z głębokiej wody. Trudno mi było złapać oddech. – W Europie są magazyny, które opublikują wszystko. Nie mam nic przeciwko rozebranym zdjęciom, ale one były robione na prywatny użytek – były przeznaczone tylko dla mnie i Griffina. Gdybym chciała, żeby opublikowali takie zdjęcia, zgodziłabym się przed laty na propozycję „Playboya”. Na Panią i Pana, jak Griffin mógł coś takiego zrobić? – Nagle do głowy przyszła mi straszliwa myśl. Spojrzałam na Mroza.
– Powiedz, proszę, że zabrałeś aparat i film temu reporterowi, którego próbowałeś udusić?
Spojrzał mi z ociąganiem w oczy.
– Przykro mi, Meredith, powinienem był myśleć przede wszystkim o aparacie, ale pozwoliłem, żeby kierowała mną złość. Zrobię wszystko, żeby ci to jakoś wynagrodzić.
– Oni opublikują te zdjęcia, rozumiesz? Będziemy na nich wszyscy troje: ty, ja i Kitto razem w łóżku. One ukażą się we wszystkich szmatławcach, a te odważniejsze – w Europie. -Chciałam krzyczeć, ale nie przychodziło mi do głowy nic, od czego poczułabym się lepiej.
– Griffin dowie się, co królowa mu zrobi – powiedział Doyle. – Będzie miał szczęście, jeśli go nie zabije.
Skinęłam głową, próbując uspokoić oddech, zmuszając się do koncentracji na wznoszeniu się i opadaniu klatki piersiowej.
Chciałam spokoju, ale nie był mi on dany. Skinęłam jeszcze raz głową. – Zanim go złapią, zrobi tyle złego, ile będzie mógł. – Nabrałam powietrza w płuca. Słychać było napięcie w moim głosie, ale jakoś się trzymałam. – Myślę, że uciekł.
– Znajdziemy go – powiedział Mróz. – Świat jest mały.
Roześmiałam się, ale śmiech przeszedł w płacz. Ześlizgnęłam się z krzesła na podłogę, pomiędzy porozrzucane fragmenty „Post-Dispatch”. Lądowanie na ziemi było bolesne. Całe ciało bolało mnie od seksu, byłam posiniaczona. Ból przypomniał mi, że nie było tak źle. Wciąż miałam dostęp do najpiękniejszych mężczyzn Dworu Unseelie. Wciąż byłam mile widziana w Krainie Faerie. Królowa dała słowo, że nic mi się nie stanie. Mogło być gorzej. Musiałam to sobie powtarzać aż do znudzenia. Uspokoiłam oddech, ale dalej byłam wściekła.
– Wczorajszej nocy nie życzyłam mu źle, ale teraz… – Złapałam magazyn Mroza i zmusiłam się, żeby spojrzeć do środka. To nie moja częściowa nagość mnie dobiła. To szczęście, które promieniowało z naszych ciał, z naszych twarzy. Byliśmy zakochani i to było widoczne. Ale jeśli mógł mi zrobić coś takiego, to znaczy, że nigdy mnie naprawdę nie kochał. Pożądał mnie, to wszystko. Ktoś, kto kocha, nie robi takich rzeczy.
Rzuciłam magazyn do góry i patrzyłam, jak jego kartki luzem opadają powoli na ziemię.
– Chcę jego śmierci. Nie mówcie królowej. Za kilka dni mogę zmienić zdanie. – Mój głos był zimny ze złości, takiej złości, która usadawia się w twoim sercu i nigdy cię nie opuszcza. Gorący gniew przebiega przez ciebie i jest bliskim krewnym namiętności, ale zimny gniew jest bliskim krewnym nienawiści. Nienawidziłam Griffina. – Nie chcę, żeby mi przysłała jego głowę lub serce w koszyku. Nie chcę tego.
– I tak może chcieć go zabić – powiedział Doyle.
– Tak, ale przynajmniej nie będę go miała na sumieniu. Nie będę prosiła o jego śmierć. Niech sama wpadnie na ten pomysł.
Mróz uklęknął koło mnie, patrząc na mnie szarymi oczami. Wziął moje ręce w swoje. Były ciepłe, co oznaczało, że moje musiały być zimne. Może byłam bardziej zdenerwowana, niż myślałam, może byłam w szoku.
– Jestem pewien, że królowa już zdecydowała o jego losie – powiedział.
– Nie – odparłam. Wstałam i odwróciłam się od niego. Objęłam się ramionami, bo wiedziałam, że mogę im zaufać; zaczęłam mieć wątpliwości co do wszystkich innych. – Jeśli królowa złapie go od razu, pewnie go zabije. Ale im dłużej pozostanie na wolności, tym bardziej wymyślne tortury będzie obmyślać.
Mróz wciąż klęczał, patrząc na mnie.
– Na jego miejscu wolałbym to pierwsze.
– Ucieknie – powiedziałam. – Ucieknie tak daleko i szybko, jak to tylko możliwe. Będzie miał nadzieję, że jakimś cudem się uratuje.
– Znasz go tak dobrze? – spytał Mróz.
Popatrzyłam na niego i roześmiałam się. Było w tym śmiechu coś dzikiego.
– Tak mi się kiedyś wydawało. Ale może nigdy go nie znałam. Może wszystko to były kłamstwa. – Patrzyłam na Mroza i cieszyłam się, że go nie kocham. Ufałam bardziej pożądaniu niż miłości.
Doyle wstał i wziął mnie delikatnie za ręce.
– Nie pozwól, żeby Griffin sprawił, że nie będziesz ufać sobie, Meredith. Nie pozwól, żeby sprawił, że nie będziesz ufała nam.
Spojrzałam mu w oczy.
– Skąd wiesz, że o tym właśnie myślałam?
– Bo o tym właśnie myślałbym na twoim miejscu.
– Nie, ty zastanawiałbyś się, jak go zabić.
Doyle przytulił mnie. Nadal byłam napięta, ale nie wyrwałam się.
– Powiedz, że chcesz jego śmierci, a tak się stanie. Wybierz jakąś część jego ciała, a przyniosę ci ją.
– Przyniesiemy – poprawił go Mróz, wstając.
Odprężyłam się na tyle, żeby objąć Doyle’a w pasie. Wtuliłam się w jego jedwabną koszulę. Słyszałam bicie jego serca, miarowe, ale nieco szybkie.
Ktoś zapukał do drzwi. Doyle skinął głową i Mróz poszedł otworzyć. Doyle wyciągnął pistolet, potem przesunął mnie na bok, wciąż obejmując, tak że zasłaniał mnie swoim ciałem.
– To ja, Galen, otwórzcie.
Mróz spojrzał przez judasza. W ręce miał dużą czterdziestkę czwórkę. – To on i Rhys.
Doyle skinął głową, opuścił pistolet, ale go nie odłożył. Napięcie było duże, bardzo duże. Myślę, że wszyscy oczekiwaliśmy kolejnego ataku Cela i spółki. Ja na pewno, a ja byłam paranoiczna z konieczności. Strażnicy – z zawodu.
Za strażnikami wszedł Kitto. Był ubrany w ciemne dżinsy, bladożółtą koszulkę polo z małym aligatorem z przodu i białe buty sportowe. Wszystko wyglądało na dopiero co kupione.
Galen spojrzał na gazety, potem na mnie. – Tak mi przykro, Merry.
Doyle pozwolił mi się wyślizgnąć ze swoich objęć, tak żebym mogła podejść do Galena. Przytuliłam twarz do jego piersi, objęłam go w pasie i trzymałam. Byłam bezpieczna z Doyle’em, namiętna z Mrozem, ale tylko z Galenem rozluźniona.
Chciałam tak go trzymać, zamknąć oczy i się do niego tulić. Ale zaplanowano konferencję prasową, a królowa chciała, żebyśmy wcześniej spotkali się i uzgodnili, której wersji prawdy będziemy się trzymać. Od dziecka uczestniczyłam w konferencjach prasowych i nigdy nie byłam na takiej, na której powiedziano by prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, tak mi dopomóż Bogini. Nie było sposobu, żeby usunąć bałagan, którego narobił Griffin. Mógł zostać ukarany, ale zdjęcia już ujrzały światło dzienne i nic tego nie zmieni. Wciąż nie miałam pojęcia, jaką bajeczkę wymyślić w związku ze zdjęciami przedstawiającymi Mroza, Kitta i mnie nago w łóżku. Ale jeśli ktokolwiek mógł wymyślić jakieś rozwiązanie, to tylko moja ciotka. Andais, Królowa Powietrza i Ciemności, potrafiła tak wszystko poprzekręcać, że dziennikarze dawali się na to złapać. Będąc pod jej urokiem, pisali to, co im kazała, choć zatuszowanie tego skandalu będzie trudne nawet dla niej. Kiedyś miałam nadzieję, że jej się wreszcie nie powiedzie. Teraz miałam nadzieję, że się uda. Czy byłam hipokrytką? Niewykluczone. A może po prostu byłam praktyczna?