Trzy dni później stałam pośrodku biura Jeremy’ego, za cały strój mając czarny koronkowy biustonosz, takież majteczki i czarne pończochy, a mężczyzna, którego widziałam pierwszy raz na oczy, gmerał mi palcami w staniku. W normalnych warunkach musiałabym planować przespanie się z facetem, żeby pozwolić mu na obmacywanie piersi, tym razem jednak pozwalałam się obmacywać nie prywatnie, a zawodowo. Maury Klein był specem od podsłuchów i próbował właśnie umieścić cieniutki przewodzik z malutkim mikrofonikiem pod moją prawą piersią, w miejscu, gdzie Alistair Norton nie mógłby go wyczuć, gdyby przejechał ręką po moich żebrach lub piersi. Bawił się tym drutem już coś około trzydziestu minut, z czego dobry kwadrans zajęło mu szukanie najlepszego miejsca do ukrycia przewodu w miseczce mojego biustonosza.
Klęczał przede mną, z koniuszkiem języka wystającym spomiędzy zębów, z oczami skrytymi za okularami w drucianej oprawie, wpatrzony nieruchomo w swoje dłonie, jedną zanurzając prawie całkowicie w miseczce biustonosza, drugą zaś odsuwając materiał od mojej piersi, tak żeby miał do niej lepszy dostęp. Odciągając biustonosz, pokazywał mój sutek i większą część piersi wszystkim zgromadzonym w pokoju.
Jeśli Maury nie byłby tak nieświadomy zarówno mojego wdzięku, jak i tego, że nie byliśmy sami, mogłabym posądzić go, że robi to tak długo dla własnej przyjemności. Jego spojrzenie mówiło jednak, że naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Rozumiałam już teraz, dlaczego kobiety, z którymi pracował, wciąż się na niego skarżyły. Skargi dotyczyły tego, że upiera się, by robić to wszystko publicznie. Chciał mieć świadków na to, że nie przekracza granic. Chociaż szczerze mówiąc, wszyscy jego świadkowie zapewne byliby po mojej stronie. Szturchał, podnosił i na inne sposoby poniewierał moje piersi, jak gdyby one do nikogo nie należały. To, co robił, było bardzo intymne, a on zachowywał się tak, jakby nie było. Był albo wyjątkowym dupkiem, albo kimś w rodzaju szalonego profesora. Miał tylko jedną miłość: ukryte mikrofony i kamery. W Los Angeles nie miał sobie równych. Zakładał systemy ochrony gwiazdom Hollywood, ale jego prawdziwą pasją były ukryte mikrofony. Wciąż dążył do tego, by jego sprzęt był jak najmniejszy. Wiadomo: im mniejszy, tym łatwiejszy do ukrycia.
Początkowo starał się mnie przekonać, że najlepszym miejscem do ukrycia przewodu będzie wnętrze mojego ciała. Nie jestem wstydliwa, ale odrzuciłam ten pomysł. Maury pokręcił głową i wymruczał: – Nie wiadomo, jaka byłaby jakość dźwięku, ale chciałbym mieć kogoś, kto pozwoli mi spróbować.
Miał asystenta – czytaj „ciecia” – i zarazem nadzwyczajnego dyplomatę. Chris – jeśli nawet miał jakieś nazwisko, nigdy go nie poznałam – miał ostrzegać Maury’ego, gdy będzie zbyt szorstki lub niedelikatny. Patrzył na mnie wyczekująco, zanim nie powiedziałam, że wszystko gra. Stał teraz obok Maury’ego niczym pielęgniarka asystująca przy operacji, gotów w każdej chwili podać mu tajemnicze urządzenia, których będzie potrzebował.
Jeremy siedział za swoim biurkiem i oglądał całe to przedstawienie, ze splecionymi palcami i rozbawionym wyrazem twarzy. Kiedy się rozebrałam do bielizny, w jego oczach zobaczyłam uprzejmy błysk uznania, ale potem z trudem opanowywał śmiech, widząc kompletny brak zainteresowania ze strony Maury’ego Kleina. Jeremy skomplementował niewiarygodny kontrast między idealną bielą mojej skóry a czernią bielizny. Zawsze powinno powiedzieć się coś miłego, gdy widzi się kogoś pierwszy raz nago.
Na biurku Jeremy’ego siedział Roane Finn, nieświadomie machając nogami, i podobnie jak on, rozkoszując się widokiem. Jednak, w odróżnieniu od niego, nie musiał mnie komplementować. Widział mnie już nagą poprzedniej nocy i wiele nocy wcześniej. Jego oczy były pierwszą rzeczą, jaką się w nim zauważało: ogromne, płynnobrązowe kule, które dominowały w jego twarzy, podobnie jak księżyc dominuje na nocnym niebie. Rzecz wątpliwa, czy zauważylibyście jego ciemnokasztanowe włosy i sposób, w jaki przylegają do twarzy, opadając w lokach na tył jego kołnierzyka, albo jego usta, które są idealnie czerwone i wywijają się. Moglibyście pomyśleć, że używa szminki, by uzyskać tę barwę, ale to nieprawda. Wszystko to zawdzięcza matce naturze. Jego skóra wygląda na białą, ale taka naprawdę nie jest, a w każdym razie nie jest czysto biała. To tak, jakby ktoś wziął moją biel i dodał do niej kroplę barwy jego włosów. Kiedy nosi ubrania w kolorze brązowym lub w innych jesiennych barwach, jego skóra wygląda jeszcze ciemniej.
Był dokładnie mojego wzrostu, przez co na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie delikatnego, ale ciało, które skrywał pod czarnym strojem, było silne i muskularne. Wiedziałam, że jest silny, a zarazem gibki. Wiedziałam też, że na plecach i ramionach ma blizny po oparzeniach, jakby białe zgrubienia na gładkim jedwabiu skóry. Blizny owe były pamiątką po spotkaniu z pewnym rybakiem, który podpalił jego focze futro. Roane był bowiem roanem, człowiekiem-foką. Kiedyś potrafił przywdziać foczą skórę i stać się foką, po czym zrzucić ją i stać się na powrót człowiekiem, czy też raczej obrać ludzką formę. Pewnego dnia jednak rybak znalazł jego foczą skórę i podpalił ją. Skóra nie była tylko magicznym sposobem na zmianę kształtu. Nie była też jedynie częścią Roane’a. Ta skóra była w takim samym stopniu nim, jak jego oczy czy włosy. Roane był jedynym człowiekiem-foką, o jakim słyszałam, który przeżył zniszczenie swojego drugiego wcielenia. Przeżył, ale nigdy już nie mógł zmienić formy. Odtąd skazany był na wieczne przebywanie na lądzie, na życie w ledwie połowie swego świata.
Czasami w nocy zastawałam łóżko puste. Jeśli byliśmy w moim mieszkaniu, Roane patrzył przez okno w nicość. Jeśli byliśmy u niego, wpatrywał się w ocean lub znikał w jego falach. Nigdy mnie nie obudził i nie poprosił, bym mu towarzyszyła. To był jego własny ból; ból, którym nie zamierzał się dzielić. Nie miałam o to do niego żalu. W końcu przez dwa lata trwania naszego związku ja też nigdy w całości się przed nim nie odkryłam. Nigdy nie widział blizn po pojedynkach. Obrażeń, które wskazywały na to, że jestem kimś blisko związanym z sidhe. Mogłam być beznadziejna w ofensywnych zaklęciach, ale ledwie kilka osób na dworze było lepszych ode mnie w iluzji. Pomagała mi się ona ukryć, ale niewiele więcej. Roane nie mógł pokonać mojej osłony, ale wiedział o jej istnieniu. Wiedział, że nawet w chwili spełnienia zasłaniam się nią. Jeśli byłby człowiekiem, mógłby zapytać dlaczego, ale nie był człowiekiem i nie zapytał, podobnie jak ja nigdy nie zapytałam go o zew oceanu.
Ludzie nie potrafią powstrzymać ciekawości, ale człowiek-kochanek nie byłby też w stanie usiedzieć w miejscu, gdyby widział, że ktoś inny zabawia się moimi piersiami. Roane nie był zazdrosny. Wiedział, że to nic dla mnie nie znaczy, więc nic nie znaczyło dla niego.
Jedyną kobietą w pokoju poza mną była detektyw Lucinda – dla przyjaciół Lucy – Tate. Pracowaliśmy razem nad kilkoma sprawami, w których sprawcy nie byli ludźmi, a ich ofiary popadały w szaleństwo, ginęły albo padały ofiarami zaklęć. Wszyscy członkowie zespołu Jeremy’ego otrzymali specjalne zezwolenia na wykonywanie tego rodzaju działalności. Posiadaliśmy magiczne zdolności, które czyniły nas idealnymi do tej roboty, więc władze przymknęły oko na to, że nie spełnialiśmy wszystkich warunków formalnych i po prostu skierowały nas do pracy. Coś w rodzaju stanu wyższej konieczności. To właśnie dzięki temu zezwoleniu udało mi się zostać detektywem, ledwo zdążyłam wysiąść z autobusu, bez tych wszystkich godzin szkolenia, które trzeba zwykle przejść, żeby zdobyć licencję w Kalifornii.
Detektyw Tate opierała się o ścianę i kręciła głową.
– Jezu, Klein, nic dziwnego, że oskarżają cię o napastowanie seksualne.
Maury zamrugał nieprzytomnie, jakby był gdzieś daleko stąd. Tak zwykle ludzie reagowali na zaklęcie – jakby po prostu się obudzili, a sen się jeszcze nie skończył. Nie można było odmówić Maury’emu zdolności koncentracji. W końcu odwrócił się do detektyw, trzymając ręce wciąż w moim staniku.
– Nie wiem, o co pani chodzi.
Popatrzyłam na nią ponad głową klęczącego Maury’ego. – On naprawdę nie wie – powiedziałam.
Uśmiechnęła się do mnie. – Przepraszam za to miętoszenie, Merry. Gdyby nie to, że jest najlepszy w tej branży, nikt by go nie zniósł,
– Nie używamy zbyt często ukrytych mikrofonów i kamer – włączył się Jeremy – ale gdy już to robimy, chcę mieć najlepszych specjalistów.
Tate spojrzała na niego. – Mój wydział oczywiście nie mógłby sobie na niego pozwolić.
– W przeszłości zdarzało mi się pracować za darmo dla policji – powiedział Maury, nie odrywając wzroku od moich piersi.
– Doceniamy ten fakt, panie Klein. – Wyraz jej twarzy niezupełnie pasował do słów – psotne ogniki w oczach i cyniczna mina. Cynizm był nieodłącznym atrybutem tego zawodu. Psotne ogniki były jednak właściwe samej Lucy Tate. Zawsze sprawiała wrażenie, jakby kpiła sobie łagodnie ze wszystkiego. Byłam prawie pewna, że to mechanizm obronny, który pozwalał jej coś ukrywać, nie wiedziałam jednak, co takiego mogło to być. Niby nie mój interes, ale przyznaję się do pewnej ilości bardzo nieczarodziejskiej ciekawości odnośnie do pani detektyw Lucy Tate. Doskonałość jej kamuflażu polegała na tym, że nie dostrzegało się go w ogóle za tą lekko rozbawioną maską, co sprawiało, że tym bardziej chciałam go przejrzeć. Widziałam ból Roane’a i dlatego zostawiłam go w spokoju. Ale nie dostrzegałam niczego w Lucy – ba, nawet Teresa nic nie dostrzegała – co oznaczało, że detektyw Tate miała naprawdę dużą moc. W jej dzieciństwie musiało wydarzyć się coś, co ukryło jej zdolności tak głęboko, że mogła nawet nie wiedzieć, że je w ogóle posiada. Żadne z nas nie chciało jej tego ujawniać. Detektyw Tate zdawała się wieść udane życie. Wyglądała na szczęśliwą. Jeśli otworzylibyśmy jakąś dawno zagojoną ranę, wszystko mogłoby się zmienić. Mogłaby już nigdy nie podnieść się po tym ciosie. Więc zostawiliśmy ją w spokoju, choć dużo nas to kosztowało.
Maury odchylił się do tyłu, a przynajmniej zabrał ręce. – Myślę, że tutaj będzie dobrze. Położę tu kawałek taśmy dla pewności, że się nie ześlizgnie, i gotowe. – Chris podał mu kilka kawałków taśmy, jakby tylko na to czekał. Maury wziął je bez słowa. – Widzieliście, co musiałem zrobić, żeby umieścić tam mikrofon. Ten facet musiałby zrobić to samo, żeby go znaleźć. – Trzymałam stanik wywinięty, tak żeby mógł przykleić mikrofon obiema rękami. To była najprzyjemniejsza rzecz, jaką robił w ciągu ostatnich czterdziestu pięciu minut.
Wstał i cofnął się o krok.
– Włóż biustonosz tak, jak go zwykle nosisz.
Popatrzyłam na niego z dezaprobatą.
– Właśnie tak go zwykle noszę.
Poruszył nieznacznie dłońmi na poziomie moich piersi. – To znaczy, napnij miseczkę tak, żeby pasowała do drugiej.
– Napnij – powiedziałam, ale uśmiechnęłam się, ponieważ w końcu zrozumiałam, o co mu chodzi. Westchnął i zrobił krok do przodu. – Pokażę ci.
Odtrąciłam jego dłoń. – Nie potrzebuję pomocy. – Wygięłam się i potrząsnęłam prawą piersią, tak że znalazła się w miseczce biustonosza. W tym biustonoszu moje i tak ładne piersi wyglądały wręcz nieprzyzwoicie. Kiedy przebiegłam dłonią po tym miejscu, w którym powinnam czuć mikrofon, wyczułam jedynie materiał.
– Idealnie – powiedział Maury. – Jeśli nie zdejmiesz biustonosza, nigdy się nie domyśli. – Przechylił głowę na jedną stronę, zupełnie jakby o czymś właśnie pomyślał. – Jeśli jednak będziesz musiała go zdjąć, zostaw go w promieniu pięciu stóp. Im bliżej, tym lepiej. Jeśli dałbym czulszy mikrofon, łapalibyśmy bicie twojego serca i szelest ubrania. Mógłbym to przefiltrować, ale zajęłoby to trochę czasu. Zakładam, że chcecie to słyszeć „na żywo”, na wypadek gdyby facet chciał się wymknąć.
– Tak – powiedział Jeremy – miło byłoby wiedzieć, że Merry potrzebuje pomocy. – Sarkazm był zbyt łagodny, by Maury mógł go wyczuć.
– Moglibyśmy przykleić mikrofon do elastycznej góry pończochy, ale nie mogę obiecać, że pończocha się nie zsunie i nie uczyni mikrofonu widocznym. Jeśli zdejmiesz biustonosz, będziesz mogła go tak położyć, żeby mikrofonu nie było widać.
– Nie planuję zdejmowania biustonosza.
Maury wzruszył ramionami. – Staram się tylko wziąć pod uwagę każdą możliwość.
– Doceniam ten fakt – powiedziałam.
Maury skinął głową. Chris podnosił części, które były porozrzucane po podłodze.
Roane zeskoczył z biurka, zabierając z niego moją złożoną sukienkę. Podał mi ją. Kupiłam tę czarną sukienkę, bo łatwiej ukryć coś w czarnym niż w jaśniejszych kolorach. Nigdy nie chodziłam w czerni, mimo że do twarzy mi było w tym kolorze. To był ulubiony kolor Dworu Unseelie, ponieważ był to ulubiony kolor ich królowej.
Roane trzymając sukienkę za ramiączka, pozwolił, by materiał spłynął mu z rąk, po czym zaczął bardzo wolno, bardzo ostrożnie zwijać ją w swoich rękach, cały czas patrząc mi przy tym w oczy. Kiedy sukienka stała się zwitkiem materiału, uklęknął przede mną, trzymając ją tak, że mogłam wejść do środka.
Położyłam ręce na jego ramionach. Roane pozwalał sukience wyślizgiwać się z jego dłoni, podnosząc ręce w tym samym tempie, w jakim sukienka opadała wokół mnie niczym kurtyna teatralna. Kiedy wyciągnął ramiona tak wysoko, jak tylko mógł, klęcząc, sukienka była już na mojej talii. Wstał, ręce położył delikatnie na moich biodrach. Zbliżył się na odległość pocałunku. Jego oczy były dokładnie na tym samym poziomie co moje. Z nikim przed nim nie miałam takiego kontaktu wzrokowego. Nigdy przedtem nie byłam z nikim tak niskim jak ja. To czyniło pozycję misjonarską niewiarygodnie intymną.
Roane podniósł sukienkę nad ramionami, przeszedł do tyłu i umieścił ostatni kawałek materiału na miejscu. Zaczął zasuwać sukienkę z tyłu. W miarę jak to robił, sukienka robiła się coraz bardziej opięta, otulając szczelnie moją talię, żebra, piersi. Dekolt miał kształt litery V, co było jeszcze jednym powodem do noszenia podnoszącego biustonosza. Był to jedyny biustonosz, jaki mogłam nosić pod ubraniem tak, żeby nie wystawał. Sukienka była bez ramiączek i tak obcisła, że sprawiała wrażenie błyszczącej drugiej skóry. Czerń materiału uwydatniała biel mojego ciała. Celowo wybrałam tak obcisłą sukienkę. Jej góra wyglądała tak, jakby jej prawie nie było i wszystko, co zostawało, to widok mojego biustu, ale jeśli próbowałoby się włożyć rękę do środka, nie dałoby się tego zrobić bez rozerwania sukienki. Jeśli Alistair Norton chciałby pobawić się moimi piersiami, musiałby swoje zapędy ograniczyć do odsłoniętej góry, chyba że braliśmy pod uwagę scenariusz gwałtu, ale według Naomi fantazje o gwałcie powinny przyjść dopiero po około dwóch miesiącach, a nawet później. Pierwszy miesiąc miał być romansem idealnym. Ponieważ była to pierwsza randka, Alistair powinien zachowywać się bez zarzutu. Żeby miał szansę znaleźć mikrofon, musiałabym zdjąć sukienkę. A ja nie zamierzałam tego robić.
Roane skończył zasuwać sukienkę, po czym zapiął małą haftkę na górze. Przesunął kciukami po nagiej skórze mojego karku najintymniejszym z ruchów, po czym odsunął się ode mnie. Przebiegł kciukami po bliznach na moich plecach, których nie mógł zobaczyć ani poczuć. Skrywałam na tyle moje zdolności, że sukienka ukazywałaby blizny, gdyby nie moja osobista osłona. Były one jak zmarszczki na skórze, zamrożone na zawsze. Inna sidhe próbowała zmienić moją formę podczas pojedynku. Wiele mieszkańców Krainy Faerie mogło zmieniać swoją formę ale tylko sidhe mogły zmieniać formę innych wbrew ich woli. Nie mogłam zmienić formy ani swojej, ani nikogo innego – jeszcze jedna cecha odróżniająca mnie od reszty dworu.
– Jak ty to robisz? – spytała detektyw Tate.
Pytanie przestraszyło mnie, więc odwróciłam się do niej.
– Co robię? – spytałam.
Chris zerkał na mnie, pakując sprzęt. Maury bawił się już średniej wielkości przekaźnikiem, manipulując przy nim malutkim śrubokrętem. Reszty zgromadzonych mogło równie dobrze nie być w pokoju.
– Stoisz tutaj przez prawie godzinę w samej bieliźnie, pozwalając facetowi zabawiać się twoimi piersiami, i nie ma w tym żadnego podtekstu seksualnego. To tak jak w scenie z komedii dla dorosłych. Potem Roane pomaga ci się ubrać, nawet cię nie dotykając, tylko zasuwając ci suwak w sukience, i nagle napięcie seksualne w pokoju jest tak gęste, że można po nim chodzić. Jak, do jasnej cholery, wy to robicie?
– My w znaczeniu mnie i Roane’a czy my w znaczeniu… – zawiesiłam głos.
– Wy w znaczeniu istot magicznych – powiedziała. – Widziałam, jak Jeremy robił coś podobnego ze zwykłą kobietą. Możecie paradować przede mną na golasa i nie będę się czuła zażenowana, a potem, kiedy jesteście kompletnie ubrani, zrobić coś takiego, że nagle czuję się tak, jakbym powinna wyjść z pokoju. – Potrząsnęła głową. – Jak wy to robicie?
Roane i ja spojrzeliśmy na siebie i w jego oczach ujrzałam to samo pytanie, które musiało być i w moich. Jak wyjaśnić, co to znaczy być istotą magiczną komuś, kto nią nie jest? Oczywiście nie można. Można próbować, ale szansa powodzenia jest raczej niewielka.
Jeremy spróbował. W końcu był szefem. – Pokażę ci, na czym to polega. – Podniósł się z fotela i podszedł do niej z twarzą bez wyrazu. Wziął jej dłoń i przyłożył do niej usta. – To jest człowiek – powiedział. – A to jest istota magiczna. – Ponownie wziął ją za rękę, lecz tym razem podnosił ją o wiele wolniej, a oczy utkwił w jej twarzy z takim żarem, z jakim tylko mężczyzna nie-człowiek może patrzeć na wysoką, atrakcyjną kobietę. Samo spojrzenie przyprawiło ją o drżenie. Pocałował ją w rękę, a pocałunek ten był powolną pieszczotą ust. Górna warga przylgnęła na chwilę do jej skóry, gdy odrywał ją od jej dłoni. To był uprzejmy pocałunek, nie otwartymi ustami, bez języczka, nic nieprzyzwoitego, ale na jej policzkach pojawił się rumieniec i cały pokój wypełnił jej przytłumiony, przyspieszony oddech.
– Czy to wystarczy jako odpowiedź na twoje pytanie? – spytał.
Zaśmiała się cicho, trzymając się za dłoń i tuląc ją do ciała. – Nie, ale aż boję się zapytać raz jeszcze. Nie sądzę, żebym po otrzymaniu odpowiedzi była w stanie jeszcze dzisiaj wieczorem pracować.
Jeremy ukłonił się nieznacznie. Czy Tate to wiedziała, czy nie, skomplementowała go w sposób bardzo charakterystyczny dla istot magicznych. Każdy lubi być doceniony.
– Napełniasz ciepłem serce starego człowieka.
Znów się roześmiała, głośno i radośnie. – Wszystko można o tobie powiedzieć, Jeremy, tylko nie to, że kiedykolwiek będziesz stary.
Znów się ukłonił i nagle uświadomiłam sobie coś, z czego do tej pory nie zdawałam sobie sprawy. Otóż Jeremy lubił detektyw Tate i to tak, jak mężczyzna lubi kobietę. Wszyscy dotykaliśmy ludzi częściej, niż oni dotykali się wzajemnie, a w każdym razie częściej niż robią to Amerykanie. Ale on mógł wybrać inny sposób na „wyjaśnienie” problemu Tate. Wybrał dotyk. I dotykał jej w sposób, w jaki nikt jej jeszcze nie dotykał, pozwolił sobie na to, ponieważ dała mu sposobność ku temu, dzięki czemu nie wydał się nachalny. W taki właśnie sposób flirtujemy, kiedy czujemy zachętę. Nigdy nie idziemy tam, gdzie nas nie proszą. Chociaż nasi mężczyźni popełniają czasami takie same pomyłki jak ludzie-mężczyźni, myląc niewinny flirt z zachętą seksualną, gwałt jest nam prawie zupełnie nie znany. Inna sprawa, że nasza wersja gwałtu na randce jest popularna od wieków.
Zabawne, że myśli o gwałcie na randce przypomniały mi o pracy. Podeszłam do biurka, na którym zostawiłam buty, i wsunęłam je, zyskując od razu trzy cale wzrostu. – Twój nowy partner może już wrócić – powiedziałam do Lucy.
Prośba o wyjście, gdy się rozbierasz, a w grę nie wchodzi seks, przez istoty magiczne, a zwłaszcza sidhe mogłaby zostać odczytana jako brak zaufania lub niechęć. Dlatego w takich sytuacjach publiczność po prostu musiała być. Były jednak wyjątki.
Jeden z nich zachodził wtedy, gdy ktoś nie potrafi zachować się w cywilizowany sposób. Detektyw John Wilkes nigdy przedtem nie pracował z nie-ludźmi. Ani mrugnął, gdy Maury poprosił mnie, żebym się rozebrała, ale kiedy bez uprzedzenia zdjęłam ubranie, wylał gorącą kawę na koszulę. Kiedy zaś Maury zanurzył swoją dłoń w moim biustonoszu, Wilkes wykrzyknął: – Co tu, u diabła, się dzieje? – Odparłam, że może zaczekać na zewnątrz.
Lucy zaśmiała się cicho. – Biedaczysko, kiedy ściągnęłaś sukienkę, doznał poparzeń drugiego stopnia.
Wzruszyłam ramionami. – Najwidoczniej nie widział w swoim życiu zbyt wielu nagich kobiet.
Uśmiechnęła się, potrząsając głową. – Miałam kontakty z istotami magicznymi, kilka razy nawet spotkałam sidhe, ale żadna z nich nie była tak skromna jak ty.
Spojrzałam na nią z ukosa. – Nie jestem skromna. Po prostu wydaje mi się, że jeśli na widok nagiej kobiety twój partner prawie połknął język, to nie ma zbyt dużego doświadczenia.
Lucy spojrzała na Roane’a i Jeremy’ego. – Czy ona naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wygląda?
– Nie – odparł Roane.
– Wydaje mi się, że nasza Merry dorastała gdzieś, gdzie była uważana za brzydkie kaczątko – powiedział Jeremy.
Napotkałam jego spojrzenie i serce zabiło mi mocniej. Coś się kryło za tą uwagą, to było coś więcej niż tylko zwykłe dodanie otuchy. – Nie wiem, o czym mówicie.
– Wiem, że nie wiesz – powiedział Jeremy. W jego ciemnoszarych oczach zabłysło zrozumienie. Wiedziałam, że podejrzewał, kim – czy też czym – byłam. Ale nigdy o to nie zapytał. Poczeka, dopóki sama nie będę gotowa, żeby mu powiedzieć, albo kwestia ta pozostanie na zawsze nie rozstrzygnięta.
Spojrzałam na Roane’a. Był jedyną istotą magiczną, jaką znałam, która nie weszła mi do łóżka dla zaspokojenia swoich politycznych ambicji. Dla niego byłam po prostu Merry Gentry, człowiekiem z domieszką krwi sidhe, a nie księżniczką Meredith NicEssus. Teraz spoglądałam w tę znajomą twarz i usiłowałam coś z niej wyczytać. Uśmiechał się głupkowato. Albo nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogę być zaginioną księżniczką sidhe, albo domyślił się tego już dawno temu, ale miał na tyle przyzwoitości, by nigdy o tym nie wspomnieć. A jeśli Roane wie od samego początku? Czy to możliwe, że właśnie dlatego jest ze mną? Nagle całe moje poczucie bezpieczeństwa zaczęło się kruszyć.
Musiałam mieć nieciekawą minę, bo Roane dotknął mojego ramienia. Odsunęłam się od niego. Na jego twarzy pojawił się ból, zmieszanie. Nie wiedział. Przytuliłam się do niego, chowając przed nim twarz, tak że mogłam dalej widzieć Jeremy’ego.
O ile spojrzenie na twarz Roane’a uspokoiło mnie, o tyle spojrzenie na twarz Jeremy’ego mnie przestraszyło. Jeśli moje prawdziwe imię zostanie wypowiedziane po zmroku, dotrze do uszu mojej ciotki. Była ona Królową Powietrza i Ciemności, a to oznaczało, że cokolwiek wypowiedziało się w ciemności, koniec końców trafiało do niej. Pomagał trochę fakt, że zaginioną Amerykańską Księżniczkę Elfów widywano w ostatnich czasach częściej niż Elvisa. Dlatego też ciotka wciąż podążała fałszywym tropem. Księżniczka Meredith na nartach w Utah. Księżniczka Meredith na balu w Paryżu. Księżniczka Meredith w kasynie w Vegas. Po trzech latach wciąż byłam na pierwszych stronach brukowców, chociaż ostatnio w prasie zaczęły się pojawiać doniesienia, że nie żyję, podobnie jak król rock and rolla.
Jeśli Jeremy wypowie moje imię głośno w mojej obecności, słowa wzmocnią się i gdy dotrą do niej, będzie wiedziała, że żyję i że to Jeremy wypowiedział moje imię. Nawet jeśli ucieknę, weźmie go na spytki, a jeśli środki łagodnej perswazji nie przyniosą skutku, ucieknie się do tortur. Wspominałam już, że jest pomysłową kochanką. Dodać należy, że równie wielką inwencją wykazuje się jako oprawca.
Odsunęłam się od Roane’a. Postanowiłam wyznać im choć część prawdy.
– Moja matka była prawdziwą pięknością.
– Skąd wiesz? – zapytał Jeremy. Spojrzałam na niego. – Tak twierdziła.
– Czy to znaczy, że mówiła ci, że ty nie jesteś piękna? – spytała Lucy. Trzeba być człowiekiem, żeby być tak bezpośrednim.
Skinęłam głową.
– Nie zrozum mnie źle, ale niezła z niej była wiedźma.
Nie pozostało mi nic innego, jak powiedzieć: – Co racja to racja. A teraz zabierajmy się stąd.
– Nie pozwólmy panu Nortonowi czekać – dodał Jeremy.
– Wciąż żałuję, że nie ścigamy go z powodu usiłowania zabójstwa – powiedziała Lucy.
– Nie możemy przedstawić przed sądem niezbitych dowodów, że użyto zabójczego zaklęcia – odparłam.
– Ale być może dowiedziemy, że dzisiejszego wieczoru użył magii do uwiedzenia kobiety – zauważył Jeremy. – W Kalifornii uwiedzenie za pomocą magii jest równoznaczne z gwałtem. Musimy wsadzić go do więzienia, żeby był z dala od żony, a to jest najpewniejszy sposób. Nie wyjdzie za kaucją, jeśli udowodnimy mu tak ciężkie przestępstwo jak użycie magii.
Lucy kiwnęła głową. – Zgadzam się, że jest to świetny plan dla pani Norton, ale co z Merry? Co jeśli ten facet wyciągnie jakiś magiczny afrodyzjak, który wypróbował już na innych kochankach, tych, które inaczej by na niego nie poleciały, tak jak to było w przypadku Naomi Phelps?
– Właśnie na to liczymy – powiedziałam.
Spojrzała na mnie. – A co jeśli on zadziała? Co jeśli zaczniesz dyszeć do mikrofonu?
– Wtedy Roane rozwali drzwi, odgrywając zazdrosnego kochanka, i mnie uwolni.
– A jeśli będę miał kłopoty z wyrwaniem jej z jego łap, wtedy wkroczy Uther jako mój przyjaciel i pomoże zabrać moją kobietę do domu.
Lucy przewróciła oczami. – Co Uther chce, Uther dostaje. – Uther miał trzynaście stóp wzrostu, głowę bardziej świńską niż ludzką i dwa zakrzywione kły po każdej stronie ryja. Był trollem. Nazywał się Uther Sauarefoot. Nie był zbyt dobry w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, ale nie miał sobie równych, gdy trzeba było posłużyć się mięśniami.
Uther sam wyszedł z pokoju, gdy zaczęłam zdejmować sukienkę. Powiedział tylko: – Nie zrozum mnie źle, Merry, ale lepiej nie patrzeć na rozebraną atrakcyjną kobietę, jeśli nie ma się widoków na to, że myśli, które przychodzą do głowy, kiedyś staną się rzeczywistością. – Dopiero gdy skierował się do drzwi i pochylił, żeby zmieścić się w futrynie, zdałam sobie sprawę z czegoś, czego do tej pory sobie nie uświadamiałam. Uther miał trzynaście stóp wzrostu, był rozmiarów sporego ogra lub nawet olbrzyma. Jak wiele kobiet w Los Angeles było jego wzrostu? Niezbyt wiele. A był tutaj około dziesięciu lat. Tyle czasu bez dotyku czyjegoś nagiego ciała. Jak przeraźliwie samotny musiał być!
Jeśli nikt nie odgadnie, kim naprawdę jestem, i jeśli nie zostanę pozbawiona zmysłów zaklęciem Alistaira Nortona, pomyślę o spiknięciu z kimś Uthera. Nie był jedyną gigantycznych rozmiarów istotą magiczną znajdującą się poza dworem, co najwyżej jedyną w najbliższej okolicy. Jeśli nie uda nam się znaleźć nikogo jego wzrostu, może poszukamy innego rozwiązania. Seks nie musi oznaczać od razu stosunku. Są kobiety, które gotowe są zrobić dosłownie wszystko za kilkaset dolarów, szczególnie jeśli ich normalną stawką jest dwadzieścia. Jeśli byłabym stuprocentową sidhe, sama bym to z nim zrobiła. To jest to, co prawdziwy przyjaciel powinien zrobić. Ale w wieku od sześciu do szesnastu lat żyłam pośród ludzi. A to oznaczało, że niektóre moje poglądy były bardzo ludzkie.
Nie jestem w pełni człowiekiem. Ale nie jestem też w pełni sidhe. W pewnej mierze przynależę zarówno do Dworu Unseelie, jak i do Dworu Seelie, ale tak naprawdę żaden z nich nie uznaje mnie w pełni za swoją. Zawsze stałam na zewnątrz, z nosem przylepionym do szyby i nigdy nie byłam zapraszana do środka. Pogodziłam się z izolacją i samotnością. Dzięki temu mogłam zrozumieć ból Uthera. Żałowałam, że nie mogłam mu pomóc małym, przyjacielskim, niezobowiązującym numerkiem. Ale nie mogłam i już. Jak zwykle, byłam sidhe na tyle, by widzieć problem, ale jednocześnie za bardzo człowiekiem, by go rozwiązać. Oczywiście, jeśli byłabym stuprocentową sidhe z Dworu Seelie, nie dotknęłabym Uthera za żadną cenę. Nawet bym go nie zauważyła. Sidhe z Dworu Seelie nie pieprzą się z potworami. Sidhe z Dworu Unseelie… cóż, zależy, co się rozumie przez słowo „potwory”.
Uther nie był potworem, jeśli przyjąć standardy Dworu Unseelie, ale Alistair Norton mógł być. Albo potworem, albo bratnią duszą ciemności.