Babcia zajmowała pokoje na samej górze. W dawnych czasach, kiedy to wiktoriańskie monstrum nie sypało się jeszcze ze starości, mieściły się tam pokoje dla służby. Były zimne zimą i gorące latem. Ale klimatyzacja i centralne ogrzewanie czynią cuda. Babcia usunęła kilka ścian, tak że powstał przytulny salonik z łazienką po jednej stronie, małym pokoikiem za nią i dużą sypialnią po drugiej stronie salonu.
Salon był urządzony w kolorach białym, kremowym i różowym. Siedziałyśmy na kanapie z nadrukiem w różyczki zarzuconą ogromną ilością obszytych koronką poduszek. Zrobiłam sobie z nich po jednej stronie mały kopczyk.
Piłyśmy herbatę z serwisu w kwiatki. Filiżanka z filigranowym spodeczkiem uniosła się ze stolika i poszybowała w kierunku mojej ręki. Naczelna zasada postępowania z lewitującymi przedmiotami brzmi: jeśli chcesz coś złapać, nie możesz się ruszać. Nie próbuj złapać, bo wylejesz. Czekaj cierpliwie, a jeżeli osoba, która sprawia, że filiżanka lewituje, jest w tym naprawdę dobra, filiżanka czy cokolwiek to jest, sama dotknie twojej dłoni. Wtedy dopiero ją złap. Czasami myślę, że czekanie na nadlatującą filiżankę było moją pierwszą lekcją cierpliwości.
Bardzo się koncentrowałam. Na tym, żeby nie wylać herbaty i żeby wziąć kostkę cukru z zawieszonej w powietrzu cukiernicy. Koncentrowałam się na tym, że widzę się z babcią po raz pierwszy od trzech lat. Ale z tyłu mojej głowy kłębiły się pytania. Kto próbował nas zabić w samochodzie? Czy był to Cel? Dlaczego królowej tak bardzo zależało na tym, żebym wróciła do domu? Czego ode mnie chciała? Wyścigi konne nazywa się czasami królewskim sportem. Prawdziwym sportem królów jest jednak sztuka przetrwania i ambicja.
Głos babci przywrócił mnie do teraźniejszości. Podskoczyłam nerwowo. Lewitująca filiżanka trochę się odsunęła, niczym statek kosmiczny gotujący się do lądowania.
– Przepraszam, babciu, nie słyszałam.
– Złotko, masz nerwy jak postronki.
– Nic na to nie poradzę.
– Nie sądzę, żeby królowa ściągała cię z powrotem po to tylko, żeby twoi wrogowie cię zabili.
– Jeśli kierowałaby się logiką… Ale obie wiemy, że się nie kieruje.
Babcia westchnęła. Była jeszcze niższa niż ja, kilku cali brakowało jej do pięciu stóp. Pamiętałam czasy, kiedy wydawała mi się ogromna i wierzyłam, że nie może mi się stać nic złego, kiedy jestem w jej ramionach. Długie kręcone brązowe włosy spadały na delikatne ciało jak jedwabna zasłona – ale nie zakrywały twarzy. Jej skóra była brązowa jak orzech i trochę pomarszczona, ale nie ze starości. Jej otoczone pięknymi rzęsami oczy były duże i brązowe jak włosy. Pozbawiona była nosa i miała bardzo małe usta. Jej twarz przypominała brązową czaszkę. Tam, gdzie powinien być nos, widniały tylko dwie dziurki, zupełnie jakby nos został odcięty. Z taką twarzą się urodziła. Jej matka, moja prababcia, uważała ją za prawdziwą piękność. Również jej ojciec, mój pradziadek, powtarzał jej, gdy była małą dziewczynką, że jest piękna. Było nie było, wyglądała dokładnie tak jak jej matka, kobieta, którą kochał.
Chciałabym poznać mojego pradziadka, ale był człowiekiem i żył w siedemnastym wieku. Kilkaset lat przede mną. Poznałabym moją prababcię, gdyby nie zginęła podczas jednej z tych wielkich wojen, które toczyły się pomiędzy nami a ludźmi w Europie. Zabita na wojnie, w której, będąc skrzatem, nie musiała uczestniczyć. Ale odmowa walki uważana była za zdradę. A zdradę karano śmiercią.
To nasi przywódcy sprawiają, że przychodzimy i odchodzimy.
Porcelanowy spodeczek dotknął mojej ręki. Wzięłam go ostrożnie w palce. Łatwiej by było podłożyć dłoń pod spodeczek, ale takie zachowanie nie przystoi damie. Umiałam pić herbatę według zasad etykiety, która obowiązywała przed ponad stu laty. Następne niebezpieczeństwo, jakie wiąże się z gorącym napojem lewitującym, polega na tym, że kiedy filiżanka przestaje lewitować, staje się cięższa. Na początku prawie każdy wylewa trochę herbaty. Nie ma się czego wstydzić.
Ja nie wylałam nawet kropelki. Piłam herbatę z babcią, od kiedy skończyłam pięć lat.
– Chciałabym powiedzieć ci coś o królowej, moje dziecko, ale nie potrafię. Mogę cię tylko nakarmić. Tu są, złotko, paszteciki. Trochę ciężkostrawne jak na podwieczorek, ale wiem, że za nimi przepadasz.
– Z baranim farszem? – spytałam.
– Z rzepą i ziemniakami, tak jak lubisz.
Uśmiechnęłam się.
– Na dzisiejszym bankiecie z pewnością nie zabraknie jedzenia.
– Nie sądzę, żebyś chciała tam coś jeść – zauważyła.
Miała rację. Podniosłam pasztecik. Mały talerzyk podleciał pod ciasteczko.
– Co myślisz o pierścieniu?
– Nic.
– Jak to nic?
– To znaczy, złotko, że mam tak mało informacji, że trudno mi nawet zgadywać.
– Czy to Cel próbował nas zabić? Chyba najbardziej wkurza mnie to, że ten ktoś chciał poświęcić Galena, żeby tylko rozprawić się ze mną. Zupełnie jakby Galen nie miał żadnego znaczenia.
Pasztecik pachniał smakowicie, ale głód nagle mnie opuścił. Herbata, którą wypiłam, przelewała się w moim żołądku, jakby chciała wrócić. Zawsze miałam kłopoty z jedzeniem, kiedy byłam zdenerwowana. Odłożyłam pasztecik na unoszący się obok mnie talerzyk, a on odleciał na stolik.
Babcia złapała mnie za rękę. Paznokcie pomalowane miała na kolor burgunda, o prawie takim samym odcieniu jak jej skóra.
– Nie znam się na wielkiej magii, moja magia opiera się na wrodzonych zdolnościach. Ale jeśli zamachowiec chciał cię zabić, dlaczego zostawił zielony sznurek? Kolor wierności, owocnego życia rodzinnego? Dlaczego?
– Jedynym wyjaśnieniem, jakie przychodzi mi w tej chwili do głowy, jest to, że przygotował to zaklęcie do innych celów i posłużył się nim w ostatniej chwili. Bo z jakich jeszcze powodów to zaklęcie mogło tam być?
– Nie wiem, złotko, i bardzo tego żałuję – powiedziała babcia.
Podniosłam rękę. Pierścień zabłysnął w ciężkim jesiennym świetle.
– Ktokolwiek nałożył to zaklęcie, użył pierścienia, żeby je wzmocnić. Wiedział, że pierścień tam będzie. Komu królowa ufa na tyle, żeby powierzyć mu taką informację?
– Królowa ufa niewielu, ale wielu boi się jej sprzeciwić. Mogła dać pierścień i list każdemu, wierząc, że zrobi to, co mu kazała. Nie przyszłoby jej do głowy, że strażnik może być nieposłuszny. – Babcia ścisnęła moją rękę. – Widzę, że nie masz zamiaru jeść tych pysznych pasztecików. Odeślę je na dół. Moi goście na pewno je docenią.
– Przepraszam, babciu. Nie mogę jeść, kiedy jestem zdenerwowana.
– Nie uraziłaś mnie, Merry. Jestem po prostu praktyczna. – Dała znak ręką – drzwi otworzyły się, ukazując mały korytarzyk kończący się schodami. Talerze z jedzeniem zaczęły gromadzić się za drzwiami.
– Dlaczego miałaby mnie i Galena skazywać na śmierć? – spytałam.
Talerze wciąż wirowały za drzwiami w nerwowym tańcu. Mimo że babcia odwróciła się do mnie, nie wyszła z rytmu ani nic nie wylała.
– Powinnaś raczej zapytać, dlaczego znalazłaś jej pierścień owinięty miłosnym zaklęciem przeznaczonym dla ciebie.
– Ale ono nie musiało być przeznaczone dla mnie. W tym samochodzie mógł się znaleźć każdy.
– Nie sądzę – powiedziała babcia. Wzięła mnie za rękę i przesunęła palcem po pierścieniu. Nie odpowiedział na jej dotyk, tak jak odpowiadał na dotyk Galena. – To jest pierścień królowej, a w twoich żyłach płynie królewska krew. Gdyby Essus urodził się wcześniej, to on byłby królem. Ty zostałabyś królową, a nie Andais. I to twój kuzyn Cel byłby drugi w kolejce do tronu, a nie ty.
– Ojciec nigdy nie pochwalał tego, jak Andais rządzi dworem.
– Wiem, że byli tacy, którzy radzili mu zabić siostrę i zasiąść na tronie – powiedziała babcia.
Nie próbowałam ukryć zdziwienia.
– Nie wiedziałam, że jest to powszechnie wiadome.
– A dlaczego, twoim zdaniem, został zabity? Ktoś przestraszył się, że Essus może posłuchać rady i wszcząć wojnę domową.
Chwyciłam ją za rękę.
– Wiesz, kto kazał go zabić?
Pokręciła głową.
– Gdybym wiedziała, powiedziałabym ci. Szkopuł w tym, że ja nigdy, tak naprawdę, nie byłam częścią dworu. Ledwie mnie tam tolerowano, i tyle.
– Ale ojciec miał do ciebie inny stosunek.
– Rzeczywiście. Pozwolił mi obserwować, jak dorastasz i z dziecka zmieniasz się w kobietę. Zawsze będę mu za to wdzięczna.
Uśmiechnęłam się.
– Ja również.
Babcia wyprostowała się, dłonie złączyła na kolanach – znak, że czuła się nieswojo.
– Gdyby tylko twoja matka umiała dostrzec jego dobroć… Ale była zaślepiona faktem, że pochodził z Dworu Unseelie. Żałowała, że zgodziła się być częścią traktatu pokojowego. Król Taranis posłużył się Besabą jak przedmiotem. Nie powinien tego i obić.
– Matka chciała wyjść za księcia z Dworu Seelie. Jednak żaden z nich nie chciał jej tknąć, bo niezależnie od tego, jak wysoka i piękna była, bali się zmieszać swoją czystą krew z jej. Nie chcieli jej zwłaszcza po tym, jak jej siostra bliźniaczka Eluned zaszła w ciążę po jednej nocy spędzonej z Artaganem, zmuszając go do małżeństwa.
Babcia skinęła głową.
– Twoja matka zawsze uważała, że Eluned zniszczyła jej szanse na małżeństwo z Seelie.
– Bo tak było – powiedziałam. – Zwłaszcza kiedy urodziła się jej córka i… – spojrzałam na twarz babci – wyglądała jak ty.
Dotknęłam jej dłoni.
– Wiem, co Seelie myśląc moim wyglądzie, dziecko. Wiem też, co o tym myśli moja wnuczka.
– Matka zgodziła się odejść z moim ojcem, bo Król Taranis obiecał, że po trzech latach będzie mogła wrócić i wziąć sobie za kochanka kogoś z Dworu Seelie. Nie spodziewała się, że zajdzie w ciążę.
– Co sprawiło, że umowa na czas określony stała się umową na zawsze – powiedziała babcia.
Skinęłam głową.
– Dlatego jestem zmorą Besaby. Moje przyjście na świat przywiązało ją do Dworu Unseelie. Zawsze mnie za to nienawidziła.
Babcia pokręciła głową.
– Twoja matka jest moją córką i kocham ją, ale jest bardzo… zdezorientowana, sama nie wie, kogo kocha i dlaczego.
Pomyślałam, że moja matka po prostu nie kocha nikogo oprócz siebie, ale nie powiedziałam tego głośno. Babcia była przecież jej matką.
Słońce było coraz niżej.
– Muszę zameldować się w hotelu i przebrać na przyjęcie.
Babcia dotknęła mojego ramienia.
– Powinnaś zatrzymać się tutaj.
– Chciałabym, ale nie mogę.
– Postawiłam straże.
– Na tyle mocne, żeby powstrzymały Królową Powietrza i Ciemności? Lub kogoś innego, kto będzie próbował mnie zabić? Wątpię. – Objęłam babcię. Przycisnęła mnie do siebie z siłą, której próżno by się spodziewać po jej delikatnym ciele.
– Bądź ostrożna. Nie zniosłabym, gdyby ci się coś stało.
Pogładziłam ją po tych jej cudownych włosach i zobaczyłam nad jej ramieniem zdjęcie. Przedstawiało ją i Uara Okrutnego, jej byłego męża. Był wysoki i muskularny. Siedział na krześle. Ona stała obok. Trzymała rękę na jego ramieniu. Włosy spadały wokół niego złotymi falami. Miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego. Nic, jeśli nie liczyć twarzy. Miał bardzo jasną karnację. Jego oczy zaś były niebieskimi kręgami. Był dokładnie tym, czego pragną kobiety. Szkopuł w tym, że nie nazywano go „okrutnym” tylko dlatego, że spłodził trzech synów potworów.
Bił moją babcię, bo była brzydka. Bo nie była królewskiej krwi. Bo urodziła mu bliźniaczki, co oznaczało, że ich małżeństwo miało trwać tak długo, jak będzie chciała. W tym przypadku „na zawsze” znaczyło dosłownie na zawsze.
Pozwoliła mu odejść dopiero trzy lata temu, niedługo po tym, jak opuściłam dwór. Zastanawiałam się, czy nie zrobiła tego po to, żeby wstawił się za mną u Andais. Był silny, Andais czuła przed nim respekt. Nie twierdzę, że jej groził. Nie, to byłoby niemądre. Ale mógł zasugerować, żeby pozwoliła mi iść własną drogą.
Nigdy o to nie pytałam. Spojrzałam w duże brązowe oczy babci, tak bardzo podobne do oczu mojej matki.
– Dlaczego dałaś mu rozwód dopiero trzy lata temu? Dlaczego właśnie wtedy?
– Bo był już najwyższy czas, moje dziecko, żeby pozwolić mu odejść.
– Ale nie rozmawiał o mnie z Andais, prawda? To nie pod tym warunkiem się z nim rozwiodłaś?
Śmiała się długo i głośno.
– Dziecko drogie, naprawdę myślisz, że ten stary pierdziel rozmawiałby z Królową Powietrza i Ciemności? Wciąż się jeszcze nie pozbierał po tym, jak jego trzej synowie zostali wyrzuceni z dworu i zmuszeni do zostania ludźmi Andais.
Skinęłam głową.
– Moi wujowie nie są tacy źli. Nowoczesne rękawice chirurgiczne są tak cienkie, że prawie ich nie czuć. Już nie trują ludzi przez przypadek swoim dotykiem.
Babcia znowu mnie przytuliła.
– Ale trucizna, która sączy się z rąk, nie pozwala zostać pełnoprawnym strażnikiem królewskim, prawda?
– No cóż… tak. Mimo to znalazłyby się kobiety, które chętnie…
– Chyba na Dworze Unseelie.
Spojrzałam na nią.
Miała na tyle przyzwoitości, by wyglądać na zażenowaną.
– Przepraszam, Merry. To było niepotrzebne. Przepraszam. Powinnam wiedzieć, że dla ciebie nie ma zbyt wielkiej różnicy pomiędzy tymi dwoma dworami.
– Muszę iść do hotelu, babciu.
Odprowadziła mnie do drzwi, z ręką na mojej talii.
– Bądź dziś wieczorem ostrożna, moje dziecko. Bardzo ostrożna.
– Będę. – Stałyśmy, patrząc na siebie jeszcze kilka chwil, ale co miałyśmy powiedzieć? Co można powiedzieć w takiej chwili? – Kocham cię, babciu.
– A ja ciebie, moje dziecko.
W jej uroczych brązowych oczach pojawiły się łzy. Pocałowała mnie wąskimi ustami, które zawsze dotykały mnie z większą delikatnością niż piękne wargi mojej matki czy jej liliowobiałe dłonie. Poczułam jej gorące łzy na moim policzku. Objęła mnie, kiedy zaczęłam iść po schodach. Gdy oderwałyśmy się od siebie, palce drżały nam od ostatniego dotyku.
Wiele razy spoglądałam w przeszłość, żeby popatrzeć na tę małą brązową postać na szczycie schodów. Mówią, że nie należy oglądać się za siebie. Jeśli jednak nie wiesz, co cię czeka w przyszłości, co innego możesz robić, jak nie wracać myślą do tego, co już było?