Kiedy znów znalazłam się w Czarnym Powozie, na dworze panowała jeszcze ciemność, ale w powietrzu czuć już było świt, prawie tak jak smak soli w powietrzu niedaleko morza. Nie można było tego zobaczyć, ale wiadomo, że tam jest. Cieszyłam się, że zbliża się świt. Niektóre z istot obecnych na Dworze Unseelie nie mogły znieść światła dziennego, a co za tym idzie, Cel nie mógł ich wysłać za mną. Wprawdzie Doyle wątpił, by książę spróbował zrobić coś takiego jeszcze tej nocy, ale kara Cela miała rozpocząć się dopiero następnego dnia wieczorem. Nic więc dziwnego, że wszyscy moi strażnicy wsiedli do samochodu uzbrojeni. Mróz brzęczał dosłownie przy każdym ruchu. Inni byli bardziej subtelni, ale tylko trochę.
Mróz położył swój miecz – Geamhradh Po’g, czyli Zimowy Pocałunek – przy drzwiach samochodu. Był za duży, aby mógł usiąść z nim przy boku. Nie była to broń do zabijania jak Śmiertelny Strach, pozbawiała ona namiętności, pozostawiając tego, kogo Mróz nią uderzył, zimnym i pustym jak zimowy śnieg. Były czasy, kiedy wolelibyśmy śmierć niż to.
Doyle prowadził. Rhys siedział obok niego. Doyle rozkazał Rhysowi usiąść z nami z tyłu, ale Mróz nalegał, żeby to jego wpuścić na tył. Dziwne.
Teraz siedział w kącie, przyciśnięty do drzwi, wyprostowany, a jego srebrne włosy błyszczały w ciemności. Galen usiadł po drugiej stronie. Większość jego ran była już prawie wyleczona, a pozostałe schowane pod dżinsami. Pod zieloną koszulą miał biały podkoszulek na ramiączkach. Koszula była rozpięta pod szyją. Jedyną rzeczą, jaką miał na sobie podczas pobytu na dworze, były buty do kolan z miękkiej skóry pofarbowanej na zielono. Przy cholewkach zwisały dwa rzemyki, które nadawały butom wygląd indiańskich. Brązowa skórzana kurtka, którą miał od lat, była złożona na kolanach.
Było na siedzeniu miejsce dla Kitto, ale ten zwinął się na podłodze, przysuwając kolana do piersi. Galen pożyczył mu koszulę z długim rękawem. Koszula była na niego za duża, białe rękawy powiewały nad jego dłońmi. Widziałam tylko małe gołe stopy wystające spod ubrania. Wyglądał jak ośmiolatek.
Wszelkie pytania w rodzaju: „Wszystko w porządku? Na pewno?”, zbywał niezmiennym: „Tak, Pani”. Tak odpowiadał na wszystko, ale było jasne, że z jakiegoś powodu jest nieszczęśliwy, zarzuciłam próby wydobycia od niego informacji. Byłam zmęczona i bolała mnie kostka. Nie, bolała mnie prawie cała noga. Rhys i Galen na zmianę przykładali mi lód do kostki podczas zabawy, która odbyła się po kolacji. Taniec, który miał pomóc mi wybrać strażników, okazał się klęską, bo nie mogłam tańczyć. Nawet gdybym nie miała skręconej kostki, byłabym zbyt zmęczona.
Oparłam się o ramię Galena, próbując zasnąć. Podniósł rękę, żeby mnie objąć, ale zatrzymał się w pół ruchu.
– Au – poskarżył się.
– Wciąż boli? – spytałam.
Skinął głową i powoli opuścił rękę. – Tak.
– Ja nie jestem ranny – powiedział Mróz. Spojrzeliśmy na niego.
– Co takiego? – spytałam.
– Nie, jestem ranny, więc…
Przypatrzyłam się mu. Jego twarz wciąż była skryta za zwykłą arogancką maską, począwszy od niemożliwie wysoko osadzonych kości policzkowych po mocną żuchwę i mały dołeczek w brodzie. Do tej twarzy pasowałyby proste, cienkie usta. Ale jego usta były pełne i zmysłowe. Dołeczek i usta sprawiały, że twarz nie wyglądała do końca poważnie. W tej chwili była ona napięta, plecy miał wyprostowane, jedną ręką trzymał klamkę drzwi tak mocno, że widać było ścięgna na jego ramieniu. Odwrócił wzrok, ukazując mi swój profil.
Nagle uświadomiłam sobie, że był zdenerwowany. Z mojego powodu. Tak jakby bardzo dużo go kosztowało złożenie tej propozycji.
Spojrzałam na Galena. Podniósł brwi i spróbował wzruszyć ramionami, ale nie udało mu się. Musiał się zadowolić pokręceniem głową. Najwyraźniej też nie wiedział, co się dzieje.
Nie byłam z Mrozem na tyle blisko, żeby położyć głowę na jego ramieniu, ale… ale mógł wyjść przez drzwi, uratować się, kiedy kolce mnie atakowały, a nie zrobił tego. Został z nami, ze mną. Nie miałam złudzeń co do tego, że Mróz żywi do mnie głęboką miłość, którą skrywał przez te wszystkie lata. To po prostu nie była prawda. Ale geas został zdjęty i mógł po raz pierwszy od bardzo dawna uprawiać seks. Chciał jechać ze mną z tyłu, a teraz zaproponował, żebym oparła się na jego ramieniu. Mróz swój sposób próbował się do mnie zalecać.
To było niezgrabnie słodkie. Ale sam Mróz nie był słodki. Był arogancki i pełen dumy. Musiało go to drogo kosztować. Gdybym odrzuciła ofertę, czy kiedykolwiek zaryzykowałby jeszcze raz? Czy zaproponowałby jeszcze kiedykolwiek swe usługi?
Nie mogłam mu odmówić. Wiedziałam, że znienawidziłby mnie, gdyby wiedział, że oparłam się na jego ramieniu wcale nie dlatego, że go pożądałam czy że wydawał mi się przystojny, ale z litości.
Wyciągnęłam się na siedzeniu. Był nieco wyższy od Galena, więc nie położyłam mu głowy na ramieniu, tylko na piersi.
Cienki materiał jego koszuli drapał mnie w policzek i nie mogłam się odprężyć. Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko Mroza. Dziwnie się czułam. Oboje byliśmy spięci i było nam niewygodnie. Cały czas się poprawialiśmy. Przeniósł rękę z moich pleców na talię. Próbowałam ułożyć się wyżej, potem niżej. Próbowałam przybliżyć się do niego, potem oddalić. Wszystko na nic.
W końcu roześmiałam się. Zesztywniał. Słyszałam, jak przełknął. Na Boginię, ależ on był zdenerwowany.
Zaczęłam się podnosić na kolana, ale w samą porę przypomniałam sobie o mojej kostce i podwinęłam tylko jedną nogę, uważając, żeby nie rozerwać obcasem jedynej pozostałej pończochy oraz jedwabnych majteczek.
Mróz znowu był odwrócony do mnie profilem. Dotknęłam brody i zwróciłam ku sobie jego twarz. Nawet w ciemności widziałam ból w jego oczach. Ktoś kiedyś musiał go skrzywdzić. To było widać w spojrzeniu.
I już nie chciało mi się śmiać.
– Śmiałam się – powiedziałam – bo…
– Wiem, dlaczego się śmiałaś – przerwał mi i przysunął się do drzwi samochodu, choć pozostał wyprostowany. W pewien sposób przypominał skulonego na podłodze Kitta.
Dotknęłam delikatnie jego ramienia. Opadł na nie cienki welon włosów. Były jak jedwab. Nie spodziewałam się, że są takie miękkie. Były bardziej miękkie od loków Galena. I zupełnie inne.
Patrzył, jak głaszczę jego włosy.
Spojrzałam na niego. – Jesteśmy niezgrabni niczym na pierwszej randce. Nigdy nie trzymaliśmy się za ręce, nie obejmowaliśmy się ani nie całowaliśmy, więc nic dziwnego, że nie czujemy się zbyt swobodnie w swoim towarzystwie. Galen i ja zrobiliśmy ten wstęp całe lata temu.
Odwrócił się ode mnie, sprawiając, że jego włosy wyślizgnęły się z moich dłoni, chociaż chyba nie zrobił tego z rozmysłem. Wpatrzył się w okno, mimo że było ono czarne. Widziałam w nim jego odbicie.
– Jak można przełamać tę niezgrabność?
– Przecież kiedyś musiałeś się umawiać na randki – powiedziałam.
Pokręcił głową. – Ostatni raz byłem z kobietą ponad osiemset lat temu.
– Osiemset – powtórzyłam. – Myślałam, że geas działa od tysiąca.
Skinął głową, nie odwracając się do mnie. Dalej patrzył na swoje odbicie w szybie.
– Osiemset lat temu królowa wybrała mnie na swego małżonka. Służyłem jej trzy razy po dziewięć lat, a potem wybrała kogoś innego. – W jego głosie było lekkie wahanie, kiedy wypowiadał ostatnie zdanie.
– Nie wiedziałam.
– Ja też nie – dodał Galen.
Mróz po prostu wyglądał przez okno, jakby był zafascynowany odbiciem swej własnej twarzy.
– Przez pierwsze dwieście lat na dworze byłem taki jak Galen – nie stroniłem od kobiet. Potem mnie wybrała, a kiedy mnie odrzuciła, o wiele trudniej było mi się powstrzymywać niż dawniej. Wspomnienie jej ciała, tego co… – Głos mu się załamał. – Więc nic nie robię. Nikogo nie dotykam. Nie dotykałem nikogo od ośmiuset lat. Nikogo nie całowałem. Nie trzymałem nikogo za rękę. – Przycisnął czoło do szyby. – Nie wiem już, jak skończyć.
Podniosłam się na jednym kolanie, dopóki moja twarz nie znalazła się przy jego. Położyłam brodę na jego ramieniu.
– Chyba raczej nie wiesz, jak zacząć – powiedziałam. Podniósł wzrok i spojrzał na moje odbicie w szybie. – Tak – wyszeptał.
Przytuliłam się do niego, żeby poczuć jego ciało. Chciałam powiedzieć, że przykro mi z powodu tego, co mu zrobiła. Chciałam wyrazić litość, ale wiedziałam, że jeśli wyczułby ją, wszystko by się skończyło. Już nigdy więcej by się przede mną nie otworzył.
Potarłam policzkiem o jego niewiarygodnie miękkie włosy.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Przytulił głowę do mojego policzka i poczułam, że jego ramiona się rozluźniają. Objęłam go. Powoli, z wahaniem, położył ręce na moich ramionach, a kiedy się nie poruszyłam ani nie napięłam mięśni, przytrzymał moje dłonie i przycisnął do swojej piersi.
Jego dłonie były lekko spocone. Serce biło mocno. Dotknęłam ustami jego policzka, tak lekko, że nie można było tego właściwie nazwać pocałunkiem.
Westchnął przeciągle, a jego pierś uniosła się i opadła pod moimi dłońmi. Odwrócił głowę i ten mały ruch sprawił, że nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzałam mu w oczy, pieściłam jego twarz swoim spojrzeniem, jakbym starała się ją zapamiętać, i w sumie tak właśnie było. Pierwsza pieszczota, pierwszy pocałunek. Coś, co nigdy się już nie powtórzy, nigdy nie będzie takie nowe i takie pierwsze.
Mróz mógł mnie pocałować, ale nie zrobił tego. Wpatrywał się we mnie, tak jak ja w niego. Nie ruszał się. To ja musiałam zrobić następny krok. Pochyliłam się, skróciłam dystans pomiędzy naszymi ustami. Pocałowałam go, delikatnie. Jego usta były całkowicie nieruchome; tylko szaleńcze bicie jego serca mówiło, że tego chce. Zaczęłam się odsuwać, a jego ręka sunęła po moim ramieniu w górę, dopóki nie przytrzymała z tyłu mojej głowy. Zatopił dłoń w moich włosach, tak jak ja wcześniej zatopiłam swoją dłoń w jego. Oczy miał szeroko otwarte. Obniżył moją twarz do swoich ust. Pocałowaliśmy się i tym razem oddał pocałunek. Jego usta nacisnęły na moje wargi.
Otworzyłam usta, poruszając językiem. Jedną dłoń wciąż miał zanurzoną w moich włosach, drugą przebiegł po mojej talii. Całował mnie, jakby chciał mnie zjeść. Czułam mięśnie napinające się na jego szyi, zupełnie jakby jego usta i język były z nimi połączone. Obróciłam się w jego ramionach, siadając mu na kolanach. Jęknął, złapał mnie w talii i posadził na sobie, tak że otaczałam go nogami. Uderzyłam się przy tym w chorą kostkę i syknęłam z bólu.
Mróz przycisnął twarz do mojej piersi. Jego oddech był urywany. Trzymałam jego twarz przy sobie, obejmując go ramionami. Mrugałam, jakbym dopiero co się obudziła.
Galen patrzył na nas z otwartymi ustami. Bałam się, że będzie zazdrosny, ale był zbyt zdziwiony, by być zazdrosny. Jeszcze nie do końca wierzyłam, że to Mróz mnie obejmuje, że to jego pocałunki są tak gorące, że aż parzą.
Kitto patrzył na mnie swoimi ogromnymi niebieskimi oczami i nie wydawał się zdziwiony. Był rozpalony. Przypomniałam sobie, że nie wiedział jeszcze, że nie będzie ze mną uprawiał seksu.
Galen pierwszy się opamiętał. Zaklaskał i powiedział, śmiejąc się nerwowo:
– W skali od jednego do dziesięciu macie u mnie dwanaście punktów, a przecież tylko patrzyłem.
Mróz przytulił się do mnie, wciąż dysząc, jakby przebiegł długi dystans. – Myślałem, że zapomniałem, jak to się robi – powiedział.
Roześmiałam się tym rodzajem śmiechu, który sprawiał, że faceci w barze odwracali się, gdy go słyszeli. Moje ciało wciąż pulsowało od nadmiaru krwi, nadmiaru gorąca. Tuliłam Mroza do siebie, czując ciężar jego głowy na swojej piersi. Jego oddech był tak gorący, że wydawało mi się, że wypali mi dziurę w bluzce, i bardzo chciałam, żeby te usta zeszły niżej, całując moje piersi.
– Uwierz mi, niczego nie zapomniałeś. – Znów się roześmiałam. – Jeśli kiedyś całowałeś lepiej niż teraz, to nie wiem, czy bym to przeżyła.
– Chciałbym być zazdrosny – powiedział Galen. – Chciałbym być zazdrosny, ale niech cię licho, Mróz, mógłbyś mnie nauczyć, jak to się robi?
Mróz uniósł głowę. Sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie – ten błysk satysfakcji w oczach… To uczyniło jego twarz bardziej ludzką, ale nie mniej doskonałą. Jego głos był łagodny, niski, intymny.
– A to był tylko dotyk mojego ciała. Żadnej mocy, żadnej magii.
Popatrzyłam w jego oczy i nagle to ja byłam zdenerwowana.
– To było magiczne, na swój sposób. – Nie mogłam złapać tchu.
Zaczerwienił się. Coś takiego! Pocałowałam go w czoło, po czym usiadłam z powrotem na siedzeniu. Otoczył mnie ramionami. Nasze ciała nagle zaczęły do siebie pasować.
– Widzisz, teraz jest nam już wygodnie – powiedziałam.
– Tak – potwierdził i nawet to jedno słowo miało w sobie tyle gorąca, że ścisnęło mnie w dołku.
– Musisz położyć tę nogę wyżej – włączył się Galen. – Proponuję swoje kolana.
Wyciągnęłam nogi, a on położył moje stopy na swoich kolanach. Ale było mi niewygodnie.
– Mój kręgosłup tego nie wytrzyma – powiedziałam.
– Jeśli nie uniesiesz kostki, spuchnie – zaprotestował Galon. – Trzymaj stopy na moich kolanach i połóż się. Jestem pewien, że Mróz nie będzie miał nic przeciwko temu, żebyś położyła głowę na jego kolanach. – Ostatnie zdanie wypowiedział z sarkazmem.
– To prawda – przyznał Mróz. – Nie mam nic przeciwko. – Jeśli nawet wyczuł sarkazm, nie dał tego po sobie poznać.
Położyłam się, przytrzymując sukienkę, żeby się nie podwinęła; cieszyłam się, że jest taka długa. Dzięki temu cała ta sytuacja nie była tak dwuznaczna. Byłam tak zmęczona, że potrzebowałam trochę skromności.
Położyłam głowę na udzie Mroza, skronią dotykając jego brzucha. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie w oczy. To było bardzo intymne. Przesunęłam głowę na bok, policzek przyciskając do jego uda. Wolną ręką bawił się moimi włosami.
– Mogę zdjąć ci drugi but? – spytał Galen.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Po co?
Uniósł lekko biodra i poczułam, że obcas wbija się w ciało. Za miękkie, żeby mogło być to udo.
– Wiesz, ten obcas jest trochę ostry – powiedział.
– Więc na niego nie naciskaj – odparłam.
– Nie mogę się ruszyć. Wciąż mnie boli.
– Przepraszam, możesz zdjąć but.
Uśmiechnął się. Zdjął but z mojej nogi i podniósł go do oczu, kręcąc głową. – Wyglądasz świetnie na wysokich obcasach, ale gdybyś miała płaskie buty, twoja kostka byłaby pewnie cała.
– Masz szczęście, że jest tylko skręcona – powiedział Mróz. – To było silne, choć kiepsko przygotowane zaklęcie.
Skinęłam głową.
– To tak, jakby strzelać do wiewiórek z armaty. Zabija się je, ale nie zostaje zbyt dużo mięsa.
– Cel ma moc, ale nie w pełni ją kontroluje – powiedział Mróz.
– Tacy jesteście pewni, że to był Cel? – spytał Galen.
Oboje spojrzeliśmy na niego.
– A ty nie? – spytałam.
– Myślę, że nie powinniśmy wszystkiego przypisywać Celowi. Jest twoim wrogiem, ale być może nie jedynym. Nie chcę, żebyśmy patrzyli tylko na niego i przegapili coś ważnego.
– Dobrze powiedziane – stwierdził Mróz.
– Rany koguta, to było prawie mądre – stwierdziłam.
Galen klepnął mnie delikatnie w stopę.
– Tego rodzaju komplementy nie przybliżą cię do mego ciała.
Pomyślałam przelotnie o tym, żeby nacisnąć stopą na jego krocze, na dowód tego, że już byłam blisko jego ciała, ale nie zrobiłam tego. Był zbyt obolały.
Kitto obserwował nas bacznie swoimi niebieskimi oczami. Miał coś takiego w twarzy, że byłam pewna, że powtórzyłby dokładnie wszystko, co mówiliśmy. Czy powie to Kuragowi? Jak bardzo można było na nim polegać?
Gdy zauważył, że mu się przyglądam, spojrzał mi prosto w oczy. To spojrzenie nie było bojaźliwe. Wręcz przeciwnie. Od mojego pocałunku z Mrozem sprawiał wrażenie bardziej rozluźnionego. Nie bardzo wiedziałam dlaczego.
Mój wzrok chyba go ośmielił, bo podpełzł do mnie. Spojrzał na Galena, a potem na Mroza. W końcu ukląkł na podłodze.
Mówił bardzo ostrożnie, delikatnie otwierając usta, żeby ukryć kły i cienki język.
– Pieprzyłaś się dzisiaj z zielonowłosym sidhe.
Zaczęłam protestować, ale Galen dotknął mojej nogi, lekko ją ściskając. Miał rację. Nie wiedzieliśmy, jak bardzo możemy zaufać goblinowi.
– Całowałaśśś śśsię… – Przerwał, jakby zawstydzony swoim syczeniem, po czym zaczął od nowa. – Przed chwilą całowałaś się ze srebrnowłosym sidhe. Chciałbym nieśmiało przypomnieć o sobie. Dopóki nie podzielimy się ciałem, układ pomiędzy tobą a moim królem jest nieważny.
– Powstrzymaj swój język, goblinie – powiedział Mróz.
– Nie trzeba, wszystko w porządku – uspokoiłam go. – Kitto jest bardzo grzeczny, jak na goblina. Oni są bardzo bezpośredni w sprawach seksu. Poza tym ma rację. Jeśli cokolwiek mu się stanie, zanim podzielimy się ciałem, układ będzie nieważny.
Kitto ukłonił się tak nisko, że dotknął czołem siedzenia. Poklepałam go po głowie.
– Tylko nie myśl sobie, że zrobimy to w samochodzie. Nie jestem zwolenniczką seksu grupowego.
Podniósł się wolno, wbijając we mnie spojrzenie swoich niebieskich oczu.
– Kiedy będziemy w hotelu? – zapytał.
– Ona jest ranna – zaprotestował Galen. – To chyba może zaczekać.
– Nie – powiedziałam. – Potrzebujemy goblinów.
Czułam, jak ciało Galena się napina.
– Nie podoba mi się to.
– Wcale nie musi ci się to podobać. Po prostu przyjmij to do wiadomości.
– Też mi się nie podoba, że goblin będzie cię dotykał – powiedział Mróz. – Ale goblina zabija się o wiele łatwiej niż sidhe. Zwłaszcza za pomocą magii.
Popatrzyłam na delikatne ciało Kitta. Wiedziałam, że mógł dużo znieść, ale magia… To nie była silna strona goblinów.
Byłam zmęczona, bardzo zmęczona. Ale pracowałam ciężko na ten układ z goblinami. Nie mogłam go stracić z powodu czyichś grymasów. Pytanie brzmiało: w jakiej części mojego ciała miał zatopić swoje kły? Miałam zamiar stracić tylko malutki kawałeczek ciała. Ale który?