– Trafię do domu. Nie jestem bezbronną panienką, która potrzebuje opiekuna – powiedziała Billi, idąc obok Mike'a wzdłuż Strandu. Ulica była pusta, pomijając śmieciarkę, która zbierała worki sprzed sklepów.
– Ja natomiast nie jestem rycerzem na białym koniu – odparł Mike – ale mam po drodze.
Billi zatrzymała się przed bramą, w której znajdowała się furtka prowadząca na ulicę Middle Tempie Lane.
– Tutaj mieszkasz? Sądziłem, że to tylko dla prawników i takich tam.
– Skąd wiesz, że mój ojciec nie jest jednym z nich?
Mike się zaśmiał.
– Żaden prawnik nie ma córki, która by się tak biła.
Billi wyjęła klucz.
– Ojciec jest dozorcą. Dzięki temu mamy tu mieszkanie, bo musi być pod ręką, kiedy jakiemuś prawnikowi zabraknie ginu albo czegoś takiego.
Odwróciła się i wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
– W każdym razie dzięki.
Mike nie odwzajemnił jej gestu.
– Billi to skrót od jakiego imienia?
– Bilqis. Moja mama była Pakistanką.
– Była?
– Umarła, kiedy miałam pięć lat. – Potrząsnęła głową, aby odpędzić wspomnienia. – Nie pamiętam jej. – Zaczęła powoli otwierać furtkę. – Słuchaj, naprawdę doceniani, co dla mnie zrobiłeś, ale już jest wszystko w porządku. Mój dom znajduje się tuż obok.
Mike spojrzał na furtkę.
– Czyli się żegnamy. – Uśmiechnął się szybko. – Do zobaczenia. – Odwrócił się i odszedł.
Billi obserwowała, jak się oddala, rozdarta, nie wiedząc, co powinna zrobić. Chłopak uratował jej życie.
Nigdy nie zapraszała nikogo do domu. Przez lata. Za dużo tajemnic, za dużo kłamstw, aby utrzymać pozory normalnego życia. Tego uczył ją ojciec. Była templariuszką. Przyjaźń stanowiła niebezpieczny luksus.
– Poczekaj! – Pobiegła za Mikiem, łapiąc go za rogiem, za nim zdołał zniknąć na zawsze. – Poczekaj.
Zatrzymał się, a Billi stanęła tuż przed nim.
– Przepraszam – wyrzuciła z siebie. A teraz co? „Och, powiedz coś, Billi. Nie stój tu jak głupek". – Przepraszam… ale pada.
– To chyba nie twoja wina.
– Co? – „O rany, to był żart. Cholera. Należało się zaśmiać". – Wzięła głęboki oddech. – Wejdź na chwilę. Winna ci jestem co najmniej herbatę.
To nie było takie trudne. Oczy Mike'a zwęziły się, a usta skurczyły. Śmiał się z niej, czy co?
Pokiwał głową.
– Dzięki, chętnie się napiję.
Billi przeprowadziła go ciemnym, podobnym do tunelu przejściem. Wyglądało to tak, jakby zostawiało się za sobą jeden świat i wkraczało w zupełnie inny. Minęli dziedziniec przy Middle Tempie Hall i znaleźli się przed drzwiami jej domu. Serce zaczęło jej walić jak szalone, kiedy przekręcała klucz w zamku. W środku panowała ciemność, a na wieszaku nie było ciężkiej kurtki Arthura. Jeszcze nie wrócił. Odetchnęła z ulgą.
– Kuchnia jest na górze – powiedziała.
Mike dokładnie obejrzał rząd obrazów przedstawiających bitwy i rycerzy. Przed jednym się zatrzymał.
– Co to?
– Waterloo. Jeden z przodków tam walczył. – Wskazała na tłum obleganych żołnierzy w niebieskich mundurach. – Za Napoleona.
– Rodzinni bohaterowie?
– Raczej szlachetni straceńcy.
Kiedy dotarli do kuchni, Billi nalała wody do czajnika. Czuła wzrok chłopaka na swoich plecach i trudno jej było zachowywać się swobodnie. Dlaczego nagle zapomniała, gdzie co się znajduje? Przeszukała większość szafek, zanim w końcu znalazła kubki, wyjęła dwa niewyszczerbione. W pudełku było jeszcze kilka torebek herbaty i wystarczająco dużo mleka w kartonie. Powąchała je dyskretnie, było w porządku. Musiała jeszcze tylko wyskrobać cukier z dna cukiernicy, używając do tego noża, ale w końcu woda się zagotowała i Billi postawiła dwa parujące kubki na stole.
Wyciągnęła stołek i usiadła. Nagle zaczęło jej bardzo przeszkadzać, że obrus jest wypłowiały, kafelki zabrudzone, a kredens krzywy. Linoleum przykrywające częściowo podłogę było poszarpane i odkrywało stare, wypaczone deski. A pod jedną nogę stołu został wetknięty złożony papier, zabezpieczając go przed chybotaniem.
– Przepraszam za nieporządek – wymamrotała zawstydzona.
– Trochę świeżej farby i będzie w porządku – powiedział grzecznie Mike. – Twój ojciec z pewnością nie jest złotą rączką.
Niestety nie była to kwestia farby. Nikt nie traktował tego domu jak swojego. Było to miejsca do użytku templariuszy, a ona tylko tu sypiała. Spojrzała na ściany. Co się stało ze zdjęciami? Nawet nie pamięta, kiedy zostały zdjęte. Było ich tak dużo – zdjęcia jej, ojca, mamy. Wszystkie gdzieś przepadły.
– Tak, ojciec raczej nie pomaga w domu – wyrwało się Billi. Podniosła oczy na Mike'a i zobaczyła w jego twarzy coś dziwnie znajomego, jakby już się kiedyś spotkali.
– Brzmi nie najlepiej – westchnął. – Wiem, co czujesz.
Billi spojrzała na Mike'a, który patrzył przed siebie.
– Mój ojciec jest daleko stąd. Opuściłem dom wieki temu.
– Tęsknisz?
– Codziennie. – Było w tym stwierdzeniu coś dobrze jej znanego i smutnego. Zapragnęła nagle wyciągnąć rękę i pogłaskać go po twarzy.
Nagły huk sprawił, że Billi skoczyła na równe nogi, rozlewając herbatę. Podniosła oczy i zobaczyła Arthura stojącego w drzwiach kuchni. Ciężki wojskowy plecak leżał u jego stóp.
– Kto to jest? – Jego oczy rzucały błyskawice.
Walczył. Wzdrygnęła się na myśl, co może się znajdować w plecaku. Musiała szybko pozbyć się Mike'a.
Ale ten już się podniósł. Przeszedł przez kuchnię i wyciągnął dłoń w kierunku jej ojca.
– Mike Harbinger.
Arthur całkowicie go zignorował. Podszedł do zlewu i zaczął myć ręce.
– Jest późno, Billi. Musimy porozmawiać.
Była przerażona. Wiedziała, że tak będzie.
– Dzięki za herbatę. – Mike uśmiechnął się, nie przejmując się arogancją ojca.
– Odprowadzę cię – szybko powiedziała Billi.
Zeszła z nim na dół, do drzwi wejściowych. Sprawdziła, czy ojciec słyszy.
– Bardzo mi przykro. Mój ojciec zachowuje się nieswojo przy dziwnych nieznajomych. – Mike uniósł brwi i do Billi dotarło, co właśnie powiedziała. – Och, nie, ty w ogóle nie jesteś dziwny. – „O Boże, co się ze mną dzieje? Lekki wstrząs mózgu, po walce. Na pewno".
– Ty natomiast jesteś dziwna, Billi – stwierdził Mike. – Większość dziewcząt byłaby przerażona po takiej nocy. Na pewno wszystko w porządku?
Deszcz padał coraz mocniej. Billi zauważyła, jak jedna z kropel spływa po szyi Mike'a, gdzieś pomiędzy jego wytatuowane ciernie.
– O, tak. Zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział, jak potrafią, się zachować tutejsi prawnicy. – Przestępowała w zakłopotaniu z nogi na nogę. – Dzięki za wszystko. No wiesz, uratowałeś mi życie.
„O nie, to było całkowicie beznadziejne. Przestań gadać. Natychmiast".
Mike się uśmiechnął.
– Szkoda, że nie udało mi się wypić herbaty – westchnął i spojrzał na piętro, w oświetlone kuchenne okno. – Może spróbujemy jeszcze raz, gdzie indziej?
„Czy on próbuje się ze mną umówić?". Tak jej się wydawało. Chłopcy, co nie dziwiło, raczej nie zbliżali się do Billi, nie mówiąc już o umawianiu się. Reputacja ojca bardzo w tym pomagała.
Nie wiedząc, jak ma odpowiedzieć, po prostu pokiwała głową. Mikę podał jej komórkę, żeby wpisała swój numer, a Billi znowu poczuła dotyk jego dłoni, niezwykle ciepłej pomimo deszczu.
Palce Billi niezdarnie stukały w klawiaturę i musiała wziąć głęboki oddech, żeby poprawnie wpisać tych kilka głupich cyfr. Mikę spojrzał na ekran, zanim zamknął telefon.
– Może wkrótce się spotkamy?
– Tak, może. – Tylko tyle zdołała wypowiedzieć.
Pomachał jej, zanim zniknął w ciemnościach, jego sylwetka rozmazywała się pomiędzy pomarańczowymi słupami światła lamp ulicznych.
Billi jeszcze przez chwilę stała w drzwiach, obserwując błyszczące krople deszczu, które łapiąc światło, spadały jak złoto na Kulkowaną ulicę.
Kiedy wróciła do kuchni, ojciec rozpakowywał plecak. Na przykrytym gazetami stole wycierał groźnie wyglądający ciężki, zakrzywiony nóż kukri. Obok stał kubek z gorącą herbatą.
Billi ledwie mogła na niego patrzeć.
– Poszedł sobie, dzięki tobie.
– Ludzie tacy jak on tylko wszystko komplikują.
– Jacy ludzie?
– Tacy jak on. Chłopcy.
Billi odwróciła się gwałtownie, mając nadzieję, że ojciec nie zauważył śladów walki na jej twarzy.
– To tylko kolega.
Arthur spojrzał na nią.
– Elaine powiedziała mi, co się stało. – Odłożył nóż. – Wszystko w porządku?
Billi mało nie padła z wrażenia. Ojciec wykazywał troskę? Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Pokiwała tylko głową.
– To dobrze. Musisz się skupić, mam dla ciebie zadanie – poinformował.
Jakże była głupia. To żadna troska. Martwił się tylko, że nic będzie zdolna do walki.
– Nic dla ciebie nie jest ważne, prócz tego cholernego Zakonu! – Billi chwyciła za krawędź zlewu, mocno zaciskając na niej palce, starając się powstrzymać wybuch. – Nie chcesz, żebym miała cokolwiek swojego, prawda?
Twarz Arthura pozostała obojętna. Nawet nie drgnęła mu powieka.
Billi ruszyła do drzwi, czuła się bardzo zmęczona.
– Nie wybrałam sobie takiego życia – powiedziała, ale zanim zdążyła wejść do sypialni, usłyszała:
– Nikt z nas nie miał wyboru.