Jechali na północ. Kiedy bezpośrednie zagrożenie minęło, a mgła zaczęła ustępować miejsca mżawce, Elaine zwolniła. Billi wgramoliła się na siedzenie obok kierowcy. Oczy Elaine były czerwone od łez, ale dzielnie manewrowała starą furgonetką przez ciemne ulice. Billi spojrzała na drogowskaz.
– Stoke Newington? – upewniła się.
– To nasza kryjówka. Nikt o niej nie wie, prócz mnie. – Elaine pokręciła głową. – Przejechałam go, a on się podniósł. Niech go piekło pochłonie.
– Gdzie reszta?
Taka sytuacja wymagała obecności pozostałych templariuszy. Billi nie mogła uwierzyć, że nikt nie przybył im z pomocą. Gdzie są? Zwłaszcza teraz, kiedy Percy nie żyje.
Zadrżała.
– Elaine, wiesz, co się stało z Percym?
– Tak, widziałam. – Elaine pociągała nosem i wycierała twarz rękawem. – Jak ojciec?
Co z nim? Billi pokręciła głową, marząc, by to, czego doświadczali, okazało się tylko złym snem. Ale wszyscy w nim tkwili. Spojrzała za siebie, mając nadzieję, że ojciec wymyśli, jak ich z tego wyciągnąć.
Siedział w rogu, z kocem na ramionach. Głowę trzymał ukrytą w dłoniach i Billi dostrzegła, jaki był słaby, stary i zniszczony.
Wyglądał na… pokonanego.
Podniósł głowę i ręką wytarł twarz. Patrzył uparcie przez okno. Z rozbieganym wzrokiem, zagubiony. Wziął głęboki oddech i Billi widziała, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Jego ciało wydawało się kurczyć, gdy wypuszczał powietrze, jakby było puste. Odwrócił się i ich oczy się spotkały.
Billi spuściła wzrok, udając, że na niego nie patrzyła, że nie widziała jego słabości. To była część Arthura, której nie znała. Jego człowieczeństwo. Kiedy znowu na niego spojrzała, miał już na sobie swoją maskę. Jego twarz stężała. Słabość zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się nieczuła, zimna stal. Ojciec i córka popatrzyli na siebie przez chwilę. Potem Arthur spojrzał na Kaya.
– I jak?
Odpowiadając, Kay pisał SMS-a.
– Michael postanowił najpierw rozprawić się z nami, a potem zapolować na pozostałych. – Wyczerpany osunął się na oparcie. – Ale teraz nie zdoła tego zrobić.
– Jesteś pewny? – zapytała Elaine.
– Tak – odparł i wyrzucił komórkę za okno. – Wysłałem wszystkim kod trzynaście dziesięć.
„Oczywiście – pomyślała Billi. – Cicha ucieczka”. Po Żelaznej Nocy Arthur wprowadził nowe zasady. O poważnym zagrożeniu miał informować kod 1310, symbolizujący trzynasty października, dzień, w którym templariusze zostali oddani w ręce inkwizycji. Po otrzymaniu sygnału rycerze musieli się ukryć, po trzech w jednym miejscu, zwanym lancą. Billi i Kay mieli schronić się wraz z Percym w mieszkaniu na East Endzie. Dopiero wówczas można było myśleć o nawiązaniu łączności, ale bez pośrednictwa telefonów komórkowych. Wróg mógł wykorzystać telefony przeciwko nim. Przecież w taki właśnie sposób Michael zwabił Kaya, kiedy wysłał mu wiadomość z telefonu Billi. Dlatego rycerze mieli się spotkać we wcześniej ustalonym miejscu. Tłocznym, publicznym. Tak, aby trudno było ich złapać w pułapkę.
Billi masowała skronie. Pulsujący za oczami ból nie ustawał. Nadal czuła suche pustynne powietrze ze swej koszmarnej wizji. Spojrzała na ojca. Czy Michael zdołał się włamać do jego mózgu?
– Wszystko w porządku? – zapytała.
Ojciec otworzył oczy.
– Jeśli chcesz się dowiedzieć, czy zamienił mnie w warzywo, to odpowiedź brzmi „nie” – odparł i znowu zamknął oczy.
– Michael nic ze mnie nie wyciągnął.
– A ta wizja, z mężczyzną na wzgórzu… – Billi wciąż słyszała koszmarne krzyki dochodzące ze starożytnego miasta.
– O co w tym wszystkim chodziło?
– To wspomnienia Michaela. Z czasów, kiedy zesłał dziesiątą plagę – wyjaśnił Kay. Miał poszarzałą twarz. Psychiczny atak wiele go kosztował. – Michael miał nadzieję, że pokona Arthura, zalewając go falą własnych wspomnień, że zatopi jego mózg.
Billi spojrzała na ojca. Musiała to przyznać: staruszek był twardzielem.
Elaine zatrzymała się przy garażach w pobliżu Abney Park Cemetery. Wielki cmentarz pochodził z XIX wieku i miał sprostać wzrostowi liczby ludności w tamtym czasie. Teraz nekropolia była całkowicie zdewastowana i zarośnięta. Za zardzewiałym, pokrytym bluszczem ogrodzeniem znajdował się ciemny labirynt potłuczonych nagrobków, pokrytych graffiti mauzoleów, dziko porośnięty krzewami i trawą teren.
– Nie ma jak w domu – powiedziała Elaine. – Czy możesz otworzyć te drzwi? – poprosiła Billi.
Tył garażu zawalony był starymi meblami, pochodzącymi z pewnością z zagraconego lombardu. Kryjówka znajdowała się na piętrze, ale weszli tam przez boczne drzwi. Kiedy Billi wraz z Kayem dźwigała ojca, tuż obok drzwi zauważyła małą wnękę w prawej futrynie. Stała w niej czarna skrzynka. Mezuza. Elaine dotknęła jej i pocałowała palce, potem weszła do środka. Billi wiedziała, że w skrzynce znajdował się zwój z żydowską modlitwą Szema Jisrael, chroniący przed złymi duchami. Czy uchroni ich przed Michaelem i jego ghulami?
Na piętro prowadziły strome, wąskie schody. Na ścianach wisiały stare zdjęcia, ale Billi skupiła się na dźwiganiu ojca. Na górze, po prawej stronie znajdował się skromnie umeblowany salon i mała wnęka kuchenna, z kilkoma drewnianymi szafkami, kuchenką i małą mruczącą lodówką.
– Połóżcie Arthura w mojej sypialni – zarządziła Elaine, wskazując drzwi po lewej stronie. – Za chwilę obejrzę jego szwy. – Billi skinęła na Kaya i przenieśli Arthura jeszcze kilka metrów dalej. W sypialni znajdowała się szafa, biurko i kanapa, na której leżały szare wojskowe koce.
– Ojciec będzie się czuł jak u siebie – powiedziała Billi, kiedy kładli go na łóżku. Arthur zakaszlał.
– Wody – poprosił.
Kay wyszedł. Billi ułożyła nogi ojca na kanapie i rozejrzała się po pokoju.
Więc tu ukrywała się Elaine. Tybetańska mandala wisiała nad łóżkiem, a tuż obok niej zwisały z sufitu indiańskie pułapki na złe sny. Pokój wyglądał jak sypialnia hipiski. Billi zaczęła uważnie przyglądać się zdjęciom i nagle znieruchomiała.
Na jednym z nich była jej matka. Trzymała rękę na ramieniu Elaine, miała duży, ciężarny brzuch. Elaine śmiała się szeroko do obiektywu, mama tylko lekko się uśmiechała.
– Kto zrobił to zdjęcie?
Łóżko zaskrzypiało, kiedy Arthur odwracał głowę.
– Ja – westchnął. – Wieki temu.
Billi wpatrywała się w zdjęcie. Tak, musiały się przyjaźnić. Myślała już o tym, kiedy zobaczyła obrazek z arabską kaligrafią w domu Elaine nad lombardem. Obie były outsiderkami. Elaine wyglądała tak młodo, miała czarne włosy i ledwie widoczne zmarszczki. Billi wpatrywała się w matkę. Delikatny uśmiech rozchylał jej usta, ale nie rozweselał oczu. Obie patrzyły na fotografa: jej ojca. Jamila obejmowała swój brzuch. Billi zaschło w ustach. Tam była, tuż przed urodzeniem. O czym myślała mama? Czy przeczuwała dramatyczne wydarzenia? Czy myślała o tym, co czeka ją i jej dziecko? Czarne oczy niczego nie ujawniały, oczy, które Billi odziedziczyła po matce.
Do pokoju wrócił Kay, podał Arthurowi wodę i wyszedł. Ojciec opróżnił szklankę jednym haustem i odstawił ją. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć. Ale nie odezwał się, opadł na poduszki i zamknął oczy.
Co teraz zrobią? Nie mieli pojęcia, gdzie są pozostali templariusze, czy żyją. Michael mógł się już nimi zająć.
Wszystko wyglądało tak beznadziejnie. Billi wpatrywała się w śpiącego ojca i chciała, żeby odpowiedział na jej pytania. Czy miałby coś do powiedzenia? Wyszła z pokoju i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Kay wyczerpany padł na kanapę w salonie. Billi zdawało się, że jest bledszy niż zwykle. Kopnęła jego buty, a on zrobił jej miejsce obok siebie.
– Dzięki za tego ghula – powiedziała.
– Mówiłem ci, że potrafię walczyć.
– Nie dajmy się ponieść emocjom. Mały nokaut nie robi z ciebie Bruce'a Lee.
Trzeba jednak przyznać, że wymagało to odwagi. Billi westchnęła i po raz pierwszy od długiego czasu rozluźniła się. Może z Kaya będzie jednak bohater?
Elaine wniosła do pokoju wielką torbę.
– Tu są prześcieradła i śpiwory. Rozgośćcie się.
– Gdzie mamy spać? – zapytał Kay.
Elaine wskazała na kanapę i podłogę.
– Do wyboru.
Zbudził ją gryzący dym z papierosa. Billi przekręciła się na bok, ostrożnie, żeby nie spaść z kanapy. Jej powierzchnia była powybrzuszana, nierówna. Materac nie miał wszystkich sprężyn, za to na środku duże wgłębienie. Teraz, po przebudzeniu, czuła, że bolą ją całe plecy. Wstała powoli i przeciągnęła się.
Zasłony zrobione były z cienkiej bawełny, podobnej do prześcieradła, i przepuszczały delikatne światło księżyca. Kay spał rozciągnięty na podłodze, z rozsuniętego śpiwora wystawała jego blada stopa. Miał na sobie czarną koszulkę, która podkreślała lodowatą biel jego twarzy.
„Śpi z otwartymi oczami”.
Odrobina błękitu przeświecała spod jego na wpół otwartych powiek. Klatka piersiowa regularnie wznosiła się i opadała, a jego oddech brzmiał jak cichy szept.
Drzwi do sypialni ojca były otwarte. Billi widziała jego sylwetkę przy biurku i czerwone, rozżarzone światełko między palcami.
„Pali. Ma przebite płuco i jara!”.
Stanęła w otwartych drzwiach.
– Nie wiedziałam, że masz zapasowe płuco – prychnęła. – Powinieneś to rzucić.
Arthur podniósł papierosa do ust, zatrzymał, a następnie odłożył do popielniczki.
– Tak jak ty?
Chciał, aby czuła się winna. Po tym wszystkim, co się wydarzyło. Chyba jednak się rozczaruje. Billi zdusiła dymiący niedopałek w popielniczce.
– Może mi powiesz, dlaczego rzuciłaś Zakon?
– Nigdy nie byłam templariuszką.
– Jesteś pewna? Wydawało mi się, że całkiem dobrze sobie radzisz.
Billi się roześmiała.
– Świetnie! Nie wspominając o tym, że po Próbie zwymiotowałam wszystkie wnętrzności. Nie wspominając o tym, że zaprosiłam Upadłego Anioła do domu. Ani o tym, że przeze mnie prawie zginąłeś. Nie wspominając o tym… – Obraz Percy'ego, jego ciało tuż obok niej, jego krew na jej twarzy. – Nie wspominając o Percym.
– Wszyscy popełniamy błędy.
– Tak, ale moje są śmiertelnie groźne. – Billi spojrzała na poszarzałą twarz ojca. – Nie mogę tego na siebie wziąć, tato. Nie chcę takiego życia. Takiej odpowiedzialności. Z powodu moich błędów Percy nie żyje. – Zakryła twarz dłońmi. – Zginął przeze mnie.
– Nie. Zginął przez Michaela. – Łóżko zaskrzypiało, kiedy ojciec próbował się podnieść. Jego gołe stopy ostrożnie dotknęły podłogi, a zza zaciśniętych zębów dobiegły wysyczane słowa: – To nie jest po prostu jakiś tam obowiązek, z którego możesz zrezygnować. To twoje życie – na dobre i na złe.
– Nie. – Podniosła głowę i stanęła oko w oko z ojcem. – To twoje życie. Nie chcę być taka jak ty. – Kiedy to powiedziała, głos uwiązł jej w gardle. Ojciec nie czuł nic, w stosunku do nikogo. Spojrzała na niewielkie przecięcie na swoim nadgarstku. Nie martwił się o nią, więc dlaczego ona miałaby martwić się o niego.
– Pewnego dnia zrozumiesz, Billi. Będziesz musiała dokonać trudnego wyboru i to życie będzie ci do tego potrzebne.
– Nie, nie będzie.
Billi podeszła do drzwi. Popatrzyła na niego – pobitego, poranionego, na jego klatkę piersiową owiniętą świeżym bandażem. Powinien już umrzeć setki razy i może gdzieś głęboko bardzo tego pragnął. Chciał siebie zniszczyć. Nie pozwoli, aby zniszczył i ją.
– Billi, wiem, że jesteś na mnie zła. Chciałbym, aby istniał inny sposób.
Billi chwyciła za klamkę.
– Nie czuję gniewu. – Otworzyła drzwi i jej wzrok znowu padł na zdjęcie matki. – Tylko litość.