Rozdział 19

Młoda kobieta z włosami w kolorze złota i drobnymi, delikatnymi rękami chwyciła Billi za gardło i wyciągnęła z auta. Nie sięgała jej nawet do ramienia, a niosła ją jak lalkę, a potem rzuciła na ziemię.

– Delikatnie, Elizo – poprosił Michael. – Billi wiele dziś przeszła. – Kobieta uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. – A przecież wszystko jeszcze przed nami.

Billi leżała w kałuży i patrzyła na Percy'ego.

„To niemożliwe, że umarł. Niemożliwe”.

Czekała, całym swoim sercem, aż poruszy powiekami. Ale jego oczy nieruchomo wpatrywały się w wieczność. Jakaś niewidzialna siła gniotła jej piersi i płuca tak mocno, że trudno jej było oddychać.

Percy. Tak naprawdę nigdy nie była sama, bo zawsze miała jego. Kiedy ojciec znikał na kilka dni, Percy zawsze przy niej był. Opiekował się nią, gotował, pamiętał o urodzinach. Billi pochyliła się do przodu, tak że jej czoło dotknęło mokrej jezdni.

– Pamiętasz, co obiecano templariuszom? – Michael ukucnął obok i tak mocno pociągnął ją za włosy, że musiała odchylić głowę i na niego spojrzeć. – „Zasłużycie na obcowanie z męczennikami”. – Wstał, ciągnąc ją za sobą. Arthur i Kay leżeli na asfalcie otoczeni przez ghule, które stały w milczeniu, wpatrując się w swoje ofiary i marząc o zabijaniu.

Wygłodniałe Zjawy – to określenie tak bardzo do nich pasowało. Razem z Michaelem było ich ośmioro. Patrzyła na stojąca nad nią kobietę. Za co sprzedała swoją duszę? Bogactwo? Miłość? Za wieczną młodość i urodę? Czy było warto? Żyć tylko nocą, pijąc krew, stać się potworem? Kobieta oblizała swe ostre kły purpurowym językiem. Michael stanął na środku i zrzucił z siebie płaszcz. Nie miał podkoszulka, jego nagi tors błyszczał od skraplającej się mgły, a pajęczyna tatuaży przesuwała się i napinała na jego umięśnionym ciele. Ciernie i kolce poruszały się jak prawdziwe wokół jego serca. Wzdłuż jego pleców biegły pionowe blizny, czerwone, spuchnięte, ledwie zagojone.

Jak to możliwe? Widziała, jak ojciec odciął mu głowę. Odciął! Michael zauważył jej spojrzenie. Wyciągnął szyję, żeby mogła lepiej widzieć.

– Ani śladu szwów, co? – Roześmiał się. – Czy naprawdę wierzyłaś, że można mnie zabić bronią śmiertelników?

Billi podniosła się, walcząc z obezwładniającym strachem. Michael patrzył na nią z rozbawieniem. Uderzyła go w twarz. Nie był to najsilniejszy cios, na jaki było ją stać, ale z pewnością najbardziej obraźliwy. Czuła mdłości, nie tylko z powodu Percy'ego, ale ze złości na samą siebie. Wszystko to działo się tylko dlatego, że uległa jego czarowi. Co w nim widziała? Każda cząstka jej ciała cofała się teraz z odrazą. Michael przyłożył rękę do czerwonego policzka i oddał jej uderzenie z taką siłą, że upadła.

– Nigdy więcej mnie nie dotykaj, śmiertelniczko! – ostrzegł głosem przepełnionym jadem.

Podszedł do samochodu po miecz i kiedy wysuwał go z piersi Percy'ego, spojrzał na Billi. Dziewczyna wiedziała, że nie powinna się poddawać, nie powinna okazać żadnej słabości wobec wroga, ale sytuacja ją przerastała. Łzy ciągle płynęły jej po twarzy. Ciało Percy'ego bezwładnie pochyliło się do przodu, a jego twarz oparła się o deskę rozdzielczą. Wyglądał tak żałośnie ze swymi wielkimi brązowymi oczami. Nie mogła dłużej na niego patrzeć.

Arthur leżał na plecach. Gdzieś po drodze zgubił szpitalne kapcie i w samej piżamie i szlafroku wyglądał jak trzęsący się starzec. Nie zapięta bluza od piżamy odsłaniała bladą, zoraną bliznami klatkę piersiową. Był tak wychudzony, że spod skóry wystawały mu żebra. Billi pomogła mu się podnieść. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo jest chudy. Zawsze sądziła, że ojciec to duży i ciężki mężczyzna.

– Zostawcie nas! – Kay stanął na nogach. Próbował osłaniać Billi i Arthura, trzymając w jednej ręce flakonik ze święconą wodą, a w drugiej swój srebrny krucyfiks.

Michael krążył wokół nich powoli. Roześmiał się. Odwrócił się do ghuli – one również się roześmiały, choć Billi dostrzegła ich wahanie. Nie miały duszy, symbole religijne były dla nich klątwą. Tylko obecność Michaela dodawała im odwagi w obliczu krzyża. Ich przywódca potrząsnął głową i wyciągnął dłoń.

– Kay, oddaj mi to. – Śmiał się tak bardzo, że aż oczy zaczęły mu łzawić. – Stoję po prawej ręce Boga. Jestem aniołem. Archaniołem. Czy naprawdę wierzysz, że ta mała ozdóbka może cię obronić? – Wyrwał krzyżyk z rąk chłopaka i odrzucił daleko za siebie. – Bóg dał mi zadanie. Jeśli człowiek zbłądzi, mam go ukarać.

– Ty nie karzesz, ty mordujesz – zauważyła Billi, wciąż czując na swej twarzy krew Percy'ego.

Michael wzniósł ręce ku niebu.

– To sprawiedliwa kara.

Teraz to Arthur się roześmiał. Jego śmiech brzmiał jak rzężenie, dochodzące prosto z płuc i po chwili zamieniło się w napad kaszlu.

– Odrzuciłeś niebo. Obcięto ci skrzydła. To dlatego wciąż nosisz świeże blizny. Jesteś głupcem, Michaelu, aroganckim głupcem. To nie ludzkość upadła, a ty. Czy naprawdę sądzisz, że Bóg przyjmie cię z powrotem?

Michael doskoczył do Arthura i chwycił za gardło, gwałtownie go podnosząc. Jego twarz zmieniła się, nadając mu wygląd warczącej bestii, wargi się cofnęły, w dzikich oczach czaiła się furia.

– To nie ja upadłem, tylko ty! – Rzucił go na ziemię. – Kiedy już odzyskam Lustro, a wraz z nim potęgę moich braci i sióstr, poświęcę każde pierworodne dziecko i Bóg zobaczy, jak bardzo Go kocham. – Michael spojrzał w ciemną mgłę. – Wyślę mu miliony dusz, aby śpiewały na Jego chwałę.

Arthur pokręcił głową.

– Zabijanie nazywasz modlitwą? Poświęcenia dokonuje się z miłości. Wszystko, co robisz, jest napędzane nienawiścią.

Szczęki Michaela zacisnęły się mocno i przez moment Billi myślała, że rozłupie ojcu głowę, ale zamiast tego Upadły Anioł podszedł do Billi.

– Śmiesz mnie krytykować? – Przycisnął zakrwawione ostrze do policzka dziewczyny. – Mógłbym ci grozić, Arthurze. Torturować, aby zmusić do wyjawienia, gdzie ukryłeś Lustro, ale myślę, że tylko na to czekasz. – Kiwnął na ghule. – Zupełnie nie cenisz swojego życia.

Ghule chwyciły Billi. Jeden trzymał ją na wysokości klatki piersiowej, drugi za lewe ramię. Ich uchwyt był stalowy, nie pozwalał na najmniejszy ruch. Starała się bronić, ale centymetr po centymetrze jej ręka przesuwana była do przodu. Michael oparł na niej miecz, tuż nad nadgarstkiem. Odwrócił się i przez ramię spojrzał na Arthura.

– Ale co z Billi? Czy ją też gotów jesteś poświęcić? – Spojrzał na dziewczynę, jego oczy błyszczały dziką żądzą. – Poświęcisz swe ukochane dziecko?

Podniósł miecz.

Billi starała się wyrwać ramię, ale nie była w stanie wyzwolić się z żelaznego uchwytu ghuli. Patrzyła to na swą rękę, to na ostrze. Przetnie jej mięśnie i kość, jak brzytwa chusteczkę. Doskonale wiedziała, jakie jest ostre, sama o to zadbała.

– No i co, Arthurze?

Billi zamarła. Walczyła o kontrolę nad oddechem i zwinęła lewą dłoń w pięść. Pot płynął jej po plecach, a ramię drżało. Michael zabił jej matkę, a teraz zabije i ją.

„Templariusz nie drży”.

Nie mogła się powstrzymać. Nie była templariuszką, tylko przerażoną i słabą piętnastolatką. Nie potrafi być twarda, jak chciał tego ojciec. Zagryzła wargi, spojrzała na Arthura i już wszystko wiedziała. Jego wzrok był zimny i pusty. To łatwy wybór – ratować Billi czy miliony niewinnych dzieci. Arthur odwrócił się od niej. Nie zamierzał jej ocalić.

Kay zajęczał w desperacji, ale nie był w stanie nic zrobić: leżał płasko na ziemi, a jeden z ghuli trzymał stopę na jego głowie.

Michael westchnął z udawanym smutkiem.

– Widzisz, Billi. Przecież ci mówiłem. W ogóle o ciebie nie dba. Masz prawo go nienawidzić. – Westchnął raz jeszcze. -

Ostatnia szansa, Arthurze. Powiesz mi, gdzie jest Lustro, albo twoja córka straci rękę.

Jedynym słyszalnym dźwiękiem w ciszy, która zapadła, było dyszenie Billi. Michael spojrzał na nią.

– Niech się stanie.

„O Boże”.

Ostrze dotknęło nadgarstka i Billi krzyknęła. Szarpnęła ręką i upadła, gramoląc się na kolana. Spojrzała i zobaczyła… swoją nienaruszoną dłoń. Na nadgarstku było tylko lekkie nacięcie. Zmusiła palce, żeby się zgięły. Zrobiły to. Otwierała i zaciskała rękę. Wszystko było w porządku. Ojciec odszyfrował blef Michaela. Łzy płynęły jej po policzkach. Dzięki Bogu. Michael roześmiał się i podszedł do Arthura.

– To właśnie w tobie uwielbiam. Jesteś zimnym draniem. Takim jak ja. – Podał miecz jednemu z ghuli, wielkiemu blondynowi. – Weź to, Ryan.

Zacisnął i rozluźnił dłoń.

– Jest jeden pewny sposób, aby wydobyć z ciebie prawdę.

Położył rękę na ramieniu Arthura i zmusił go, żeby ukląkł.

Wziął jego twarz w ręce. Arthur wykrzywił się, ale nie mógł się wyzwolić z uścisku Upadłego Anioła.

– Otwórz swoje myśli! – Palce Michaela gładziły policzki Arthura. – Będziesz walczył, tego się spodziewam. Prawdę mówiąc, nie jestem tak delikatny jak twoja Wyrocznia. Nie potrafię subtelnie się wślizgnąć i bez bólu wycofać. – Jego paznokcie wbiły się w policzki Arthura i na skórze pojawiło się kilka kropel krwi. – Spustoszę twój umysł. Rozerwę go na strzępy, a kiedy skończę, będę wiedział, gdzie jest Lustro, a ty staniesz się żałosnym warzywem. – Spojrzał na Billi. – Być może to polepszy twoje relacje z córką. Bóg jeden wie. Przecież gorzej już być nie może.

Patrzyli na siebie. Rozpalone oczy Michaela, chłodne i jasne Arthura. Ojciec jęknął słabo, a po chwili całkowicie zesztywniał. Zmiana w jego wyglądzie była natychmiastowa: jego powieki w połowie opadły, a z błękitnych oczu biła wielka koncentracja. Na czole pojawiły się krople potu, jego oddech stał się bardzo wolny, jakby wpadł w trans.

Michael coraz mocniej wbijał palce w twarz Arthura.

– Otwórz się – szeptał.

Nawet Billi, która nie posiadała żadnych paranormalnych zdolności, poczuła drżenie energii pomiędzy Upadłym Aniołem a mistrzem templariuszy, toczącymi w bezruchu swoją bitwę. Drżące fale uczuć obmywały ją, obmywały wszystkich, w czasie kiedy te dwa umysły walczyły o dominację. Oddech Arthura przeciskał się z sykiem przez zaciśnięte zęby.

Siły paranormalne eksplodowały w niej jak supernowa. Billi krzyknęła, kiedy ich fala wdarła się do jej umysłu. Zmysły, paląc się, krzyczały, pozostało jedynie kryształowo czyste i przerażające wspomnienie.

W nocy wiatr na pustyni jest lodowaty, ale on delektuje się jego silnymi powiewami, które czuje na skórze. Wyciąga długie, mocne ramiona, wpatrując się w swój cień na piasku, widoczny w świetle księżyca. Nie odznacza się pychą, ale wie, że jest piękny. Cóż to za wspaniałe uczucie, mieć ciało śmiertelnika! Ludzkość naprawdę jest błogosławiona, obdarzona takim darem!

Czeka na dachu ponad miastem. Jakiś człowiek powoli zmierza ku niemu ścieżką dla kóz.

To prorok. Mojżesz.

U ich stóp miasto śpi spokojnie. Pojedyncze światła jaśnieją pomiędzy murami pałacowymi. To wojskowe patrole oświetlają sobie drogę. Miasto nękają znaki i złe wróżby.

Mieszkańcy sądzą, że najgorsze już minęło. Jakże się mylą.

Prorok zatrzymuje się w odległości kilku kroków. Ubrany w prostą ciepłą szatę, w ręku ma wysoką laskę z drzewa cedrowego. Kiedyś nosił delikatne białe stroje i złote berło, podobnie jak jego brat - faraon.

– Czy stało się? - pyta prorok. - Czy… umarli?

Michael wpatruje się w towarzysza. To głupie pytanie i trzeba je przemilczeć. Widzi, że Mojżesz drży, choć stara się tego nie okazać. Powinien się bać, myśli archanioł. Mojżesz jest przecież tylko człowiekiem, podczas kiedy on jest… Michaelem.

– Tak. Nie żyją. Wszystkie pierworodne dzieci, w każdej egipskiej rodzinie.

– A co z moimi ludźmi?

– Zrobili tak, jak im powiedziałeś, oznaczyli swe drzwi krwią baranka. – Michael wskazuje na niebo. – Ich ominąłem.

Prorok chowa twarz w dłoniach. To, co się stało, ciąży mu na duszy bardziej, niż się spodziewał.

A teraz? - pyta.

Michael krzyżuje ręce i spogląda na światła w domach.

– Teraz wiedzą, że należy się bać Boga Izraela.

Anioł Śmierci się uśmiecha.

Słychać pianie koguta obwieszczające wschód słońca.

Z miasta zaczynają dochodzić przeraźliwe wrzaski.

Krzyki stawał się coraz głośniejsze i Billi odwróciła głowę, aby zlokalizować ich źródło. Zobaczyła Michaela, który zaniepokojony głosami, potykając się, odszedł od Arthura. Kay nadal leżał przygwożdżony do ziemi, ale nawet ghule były otumanione siłą psychicznej napaści. Klęczała, ogłuszona nadnaturalnymi mocami, a w jej głowie łomotał najstraszliwszy ból, jaki kiedykolwiek czuła. Jakby ktoś wbijał jej gwoździe w oczy, a każde uderzenie powodowało straszliwe cierpienie. I krzyk…

Z mgły patrzyły na nią płonące białe oczy, być może należące do jakiegoś demona przebudzonego przez koszmarne wspomnienie Michaela. To on krzyczał. Inni rozglądali się, zaskoczeni siłą ataku. Płonące oczy robiły się coraz większe i jaśniejsze, a krzyk wznosił się do poziomu hałasu rozrywającego uszy.

Nagle z mgły wyjechała furgonetka. Światła reflektorów oślepiły Billi. Klakson wył, a auto jechało wprost na nich.

Billi skoczyła na równe nogi. Musi zabrać ojca!

– Kay! – wrzasnęła, z trudem przekrzykując klakson. Chłopak wykorzystał zamęt wywołany przez nadjeżdżający samochód i wyrwał się oszołomionym oprawcom.

Furgonetka się zbliżała. Billi kopnęła Michaela w klatkę. Samochód uderzył prosto w Anioła Śmierci i kilka razy podskoczył, przejeżdżając po jego ciele.

Billi chwyciła ojca. Templariusze! To muszą być oni. Przybyli z pomocą. Kierowca gwałtownie zahamował. Teraz otworzą się drzwi i rycerze wybiegną im naprzeciw.

Drzwi się otworzyły, ale nie wyłonili się z nich templariusze. Z samochodu wychyliła się dziwna postać, machając szaleńczo w ich kierunku. Jej siwe włosy były rozwiane i dzikie jak grzywa rozszalałego lwa.

– Chodźcie! – wrzeszczała Elaine. Spod kół unosił się dym, a w powietrze wzbił się zapach spalonej gumy. Furgonetka gotowa była do startu, powstrzymywana jedynie zaciągniętym hamulcem. Kay chwycił Arthura za ramię i z pomocą Billi wepchnął go do pojazdu.

– Uważaj, Billi! – wrzasnął.

Odwróciła się, instynktownie robiąc unik. Miecz Templariuszy świsnął nad jej głową, rozrywając blachę furgonetki. Jasnowłosy ghul wzniósł broń, ale zanim Billi zdołała zareagować, do akcji wkroczył Kay. Przewrócił napastnika i kopnął go w żebra. Miecz Templariuszy upadł na asfalt. Chłopak rzucił się, by go złapać, ale Billi powstrzymała go. Zjawy były za blisko. Ale gdzie Michael? Spojrzała na miejsce, gdzie został przejechany. Anioł Ciemności powoli podnosił się z jezdni. Jego klatka piersiowa była doszczętnie zmiażdżona, kości wystawały z nasiąkniętego krwią ciała. Jego twarz wyglądała jak jeden wielki siniak, głowa była zdeformowana.

„Nic go nie powstrzyma”.

Billi wskoczyła do furgonetki i zatrzasnęła drzwi. Samochód zadrżał i Elaine ruszyła z kopyta. Jeden z ghuli przylgnął do przedniej szyby, ale gwałtowny skręt zrzucił go na jezdnię. Widoczność była niemal zerowa, ale to nie przeszkadzało Elaine. Wcisnęła gaz do dechy, z wyciem silnika uciekając od krwawych wydarzeń.

Загрузка...