Billi spodziewała się, że kiedy jej dotknie, poczuje ból albo gorąco. Ale nie, jego dłoń była zupełnie zwykła, ciepła. Nic wyjątkowego.
– No i co tam, SanGreal? – Diabeł patrzył na nią. Stał po środku tego całego topiącego się bałaganu, a smugi dymu snuły się wokół jego nóg jak węże.
Billi stanęła pośrodku rotundy. Była to najstarsza część kościoła. To tutaj została wcielona do Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa. Pamiętała blask świec, dziewięć pustych krzeseł i rycerzy stojących pomiędzy kamiennymi posągami starych patronów Zakonu.
Rzeźby przetrwały diabelski atak. Na podłodze spoczywało ośmiu kamiennych rycerzy, między innymi William Marshall, Geoffrey de Manderville i Gilbert Marshall. Ale rysy ich twarzy zostały groteskowo zniekształcone, co pozbawiło figury szlachetności.
Szatan stukał swymi długimi palcami w osmoloną kolumnę.
– Wiem, że chciałeś się przedostać w trakcie rytuału. Ale portal został zamknięty. Jak się tu znalazłeś?
Diabeł narysował w powietrzu koło.
– Nie potrzebuję żadnych gadżetów, żeby dostać się na ziemię. – Oparł stopę o jeden z roztopionych posągów. – Mogę wchodzić i wychodzić, kiedy mi się podoba. Wciąż zachowałem wszystkie swe archanielskie moce, inaczej niż mój brat.
– Nie jesteś uwięziony w piekle?
– A co to piekło, SanGreal? – Diabeł rozłożył ramiona. – Piekłem jest płacz głodujących noworodków. Piekłem jest błaganie o litość. Piekłem jest zdrada pomiędzy mężczyzną i kobietą. – Złożył dłonie i uśmiechnął się szerzej. – Kłamstwa pomiędzy ojcem i dzieckiem. – Popukał się w piersi. – Piekło jest tam, gdzie serce. – Rozejrzał się po zrujnowanym kościele. – Jeśli Bóg wysłuchuje modlitw, kto słucha przekleństw? Krzyków bólu? Gorzkich kłamstw? My. W końcu nieszczęścia stają się tak wielkie, że Królestwo Nieziemskie zostaje otwarte i diabeł wkracza do materialnego świata.
– Kłamiesz. Jeśli byłoby to prawdą, ulice roiłyby się od diabłów.
– A skąd wiesz, że tak nie jest? – zapytał, unosząc brwi.
Billi cofnęła się, ale nie miała dokąd uciec. Gdy weszła do prezbiterium, szatan zaczął się do niej zbliżać. Nagle poczuła, że za plecami ma ołtarz. Diabeł się zatrzymał.
– Przyszedłem ci pomóc.
– Jak?
Pokazał na ołtarz. W marmurową bryłę wbity był miecz. Wyglądał dumnie, jasny i długi.
Dwumetrowe ostrze miało szerokość kciuka. Wyglądał tak, jakby miał pęknąć pod najmniejszym naporem. Jego rękojeść była elegancko owinięta srebrnym drutem i na tyle długa, że można było ją chwycić w obie dłonie. Głowica miała zwykły zaokrąglony kształt. Światło błyskało na krawędzi ostrza jak rtęć.
– Co to jest? – zapytała, nie mogąc oderwać wzroku od tej niezwykłej broni.
– Srebrny Miecz.
– Kto go zrobił? – Podeszła bliżej, zachwycona jego pięknem.
– Ja. Podczas rebelii.
Rebelia. Niebiańska Wojna.
– Ten miecz zabija wszystkie nieziemskie byty. Gwarantuję – powiedział.
Billi wspięła się na ołtarz. Miecz nie miał ozdób, ale był bardzo elegancki. Żadnych drogocennych kamieni, żadnych napisów runicznych. Ale promieniowała od niego czystość przeznaczenia, której inne miecze były pozbawione. Pierwotna, perfekcyjna broń.
– Jezu! – powiedziała.
– Jego też.
Chwyciła rękojeść i poczuła falę energii, która poraziła jej ciało. Zatrzęsła się z bólu, kiedy ogień przeniknął jej serce, ale potem czuła tylko rozsadzającą ją moc. Zacisnęła dłoń i wyciągnęła miecz. Sądziła, że będzie niewygodny z powodu swych dziwnych proporcji, ale leżał w jej dłoni jak leciutki pędzel. W powietrzu wycięła swe imię. Miecz odpowiadał na najlżejszy ruch nadgarstka.
– Ten miecz sprawi, że Michael nie będzie w stanie cię pokonać.
– Dajesz mi go?
– Nie, wymieniam. Zawrzemy układ.
– Stawką jest moja dusza?
Diabeł się uśmiechnął. Stał blisko i czuła odór starego, zepsutego mięsa, który wydobywał się z jego ust. Ruszył w kierunku drzwi.
– Chodź za mną – powiedział.
We mgle przed kościołem stał stary zardzewiały samochód, prawdopodobnie czarny, ale ponieważ pokrywała go gruba warstwa brudu, trudno było to stwierdzić na pewno. Lakier pokrywający karoserię łuszczył się, a silnik wył jak ryczący potwór. Billi czuła jego wibracje. Kierowcę okrywały jakieś szmaty i przypominał pokryty skórą szkielet. Jego oczy, usta i uszy były zaszyte. Zakrzepła krew oblepiała jego porozrywaną skórę.
Ręka Billi zacisnęła się na Srebrnym Mieczu.
Diabeł usadowił się na pocerowanym skórzanym siedzeniu.
– Nie zrobię ci krzywdy, SanGreal.
To właśnie mówiła Elaine. Diabeł nie mógł bezpośrednio skrzywdzić człowieka, ale Billi wiedziała, że grozi jej niebezpieczeństwo. Światła we wnętrzu samochodu rzucały ciepły złoty blask, silnik delikatnie warczał, a na zewnątrz było bardzo zimno.
Wsiadła. Diabeł westchnął, kiedy zamknęła drzwi.
Obserwowała miasto za szybą, oświetlone pomarańczowym światłem lamp ulicznych, zagubione we mgle. Ciemność snuła się pod mostami, w pustych przejściach i w ciasnych ulicach. W ciemnej alejce Billi zauważyła młodą dziewczynę, niewiele od niej starszą, skuloną w podartym śpiworze. Zaczęła się zastanawiać, czy dziewczyna jeszcze tam będzie o poranku, czy Ciemność upomni się o swoje. Może diabeł miał rację i piekło było na ziemi, po drugiej stronie okna.
Samochód przejeżdżał pustymi ulicami i wydawało się, że światło ucieka przed jego maską. Ciemność otulała koła pojazdu, a w oddali Billi wyczuwała chłód, być może powodowany przez diabły przechadzające się nocą, odpowiadające na rzucane przekleństwa i obietnice potępienia. Jeśli tam były, pozostawały niewidzialne dla jej wzroku.
Nagle samochód stanął i drzwi się otworzyły. Kierowca zgiął się wpół, kiedy szatan wysiadał z auta. Billi również wyszła na zewnątrz i rozejrzała się wokół.
Znajdowali się przed kryjówką Elaine.
– Dlaczego tu przyjechaliśmy?
Okna na piętrze były ciemne. Wszyscy jeszcze spali.
– Żebyś mogła się wywiązać ze swojej części umowy. Chciałabyś dostać Srebrny Miecz, prawda? – Czekał na jej odpowiedź, niedbale opierając miecz na ramieniu.
– Chcesz mojej duszy? – Spojrzała w górę, pragnąc, by ktoś wyjrzał i ich zobaczył.
Szatan roześmiał się i pokręcił głową. Dotknął drzwi, które natychmiast się otworzyły. Wskazał na schody.
– Chcę, żebyś zabiła ojca – powiedział.