19

POGROMCA ZWIERZĄT:

Wejdźcie, wejdźcie do mego zoo.

Wszyscy mogą tu oglądać życie i śmierć.


Umysł Gabriela powrócił z oneirochrononu i przejął ciało od Horusa. Gabriel poczuł na kolanach ciężar śpiącego Manfreda, dostrzegł Clancy. Czekała cierpliwie obok, na pudłowatej koi Saiga.

— Przyszłam ci powiedzieć, że wszczepianie implantu Remmy’emu poszło dobrze — rzekła.

— Nie protestował?

— Nie — odparła Clancy. — Nie sądzę, żeby się orientował, co to znaczy. Wiedział, że pozwoli mu to rozumieć demotyk, a to jest ważne dla jego… misjonarskiego powołania.

— Jeśli pokażemy mu oneirochronon, jeśli damy mu dostęp do Hiperlogosu, to może…

Clancy potrząsnęła głową.

— Musimy być bardzo ostrożni — powiedziała. — Tylko jeden krok naraz. Albo zechce w to uwierzyć, albo nie.

Gabriel zasmucił się.

— Chciałbym go uleczyć. Uleczyć nas wszystkich. Clancy podrapała Manfreda po łbie.

— Horus powiedział mi, że właśnie jesteś w Persepolis?

— Byłem.

— I…?

— Nowości? Ctesiasa trzeba było ratować przed tłuszczą, która szturmowała jego Rezydencję. Przeniesiono go na orbitę, do bezpieczniejszego miejsca odosobnienia. Demos byli oburzeni, gdy ukazały się oneirochroniczne nagrania z Terriny. Zdaje się, że bardziej się identyfikują z wygłodniałymi biedakami na Terrinie niż z Aristoi, którzy zgotowali im ten los. Te sceny ich przeraziły.

— Mogą przerazić każdego.

— Te zajścia powinny stanowić ostrzeżenie dla wszystkich, którzy uważają, że Demos są zbyt bierni i zbyt grzeczni.

— Szkoda, że wydarzyły się tak późno.

Gabriel westchnął, wytarł pot łaskoczący go w czoło.

— Spotykamy się teraz codziennie. Sesje trwają nieprzerwanie. Wyprawa ratunkowa do Sfery Gaal to niewiarygodne przedsięwzięcie logistyczne. Tysiące okrętów. Setki tysięcy nauczycieli, techników, członków personelu medycznego. Trzeba zdecydować, od czego zacząć. Kogo uczyć. Musimy skoncentrować się na dzieciach. Dorośli są przeważnie tak uszkodzeni, że już zupełnie nie można im pomóc. Ale jak zareagują, gdy odbierzemy im dzieci, lub, co gorsza, ich umysły? Bazy danych, zgromadzone przez spiskowców, są bardzo przydatne, ale… — Uniósł dłonie w górę. — Taki jestem zmęczony. Mam tego dosyć.

— Te zebrania są przynajmniej dla ciebie rutynowym działaniem. — Ujęła jego dłoń. — Też próbuję tutaj poddać się rutynie. To pomaga. Mam problemy. W jednej chwili jestem całkowicie sobą, a zaraz potem ogarniają mnie wątpliwości, przestrach, bezradność.

Gabriel wziął głęboki oddech.

— Rozumiem. Czuję się bardzo podobnie. Kiedy miałem jakieś sprawy do załatwienia, proste, oczywiste zadania… kiedy musiałem zabić Saiga i uwolnić ciebie, gdy musiałem oskarżyć i unieszkodliwić spiskowców, potem ich ścigać, działałem dość dobrze. Prócz tego nadal dominowały wtedy elementy osobowości Głosu, a Głos jest bardzo pewny siebie.

— Głos?

— Daimōn paranoiczny i psychotyczny, ale zdolny. Ukryty geniusz. Nie wiedziałem, że go posiadam. Później ci o nim opowiem. — Potrząsnął głową. — Ale teraz, gdy niewiele jest pracy i wygłaszam tylko przemówienia w Persepolis, ogarniają mnie ślepota i trwoga.

Ich wzrok spotkał się.

— Złamali nas — powiedziała po prostu.

— Tak jest. A ludzie tacy jak my to złożone maszyny i gdy nas połamią, niełatwo nas zreperować. — Odetchnął urywanie, chrapliwie.

— Trudno mi teraz stanąć twarzą w twarz z równymi sobie — rzekł. Ci arystokratyczni, zadufani w sobie ludzie i każdy tak pewny swych racji. Zastanawiam się, cóż ja wśród nich robię? Nigdy wcześniej nie doświadczałem takich wątpliwości. W ogóle nie doświadczałem wątpliwości. I to ja właśnie uważany jestem za wybawiciela.

Objęła go, położyła mu głowę na ramieniu.

— Cóż Yuan z nami zrobił? Jesteśmy jego dziełem, a on nas zniszczył.

— Niezupełnie — odparł Gabriel. — Zauważ, że to my unicestwiliśmy jego plany. My dwoje. A przede wszystkim ty, gdy przyznałaś się do dywersji i zamiast mnie ukarano ciebie. My spowodowaliśmy, że Yuan ucieka rozpaczliwie, a rozwścieczona ludzkość żąda jego krwi.

— Choć nie wiadomo, gdzie wędruje, ale na pewno nie jest taki zagubiony, jak my — rzekła Clancy.

— Nie — powiedział, wzdychając głęboko. — On nigdy, aż do śmierci, nie będzie miał wątpliwości.


— Cześć Ci, Athánatos kai Sotéhr.

Akwasibo Ariste skłoniła się głęboko, nisko opuszczając dłonie w najbardziej pełnej respektu Postawie Formalnego Szacunku. Gabriel odpowiedział mniej formalną Drugą Postawą i wyszedł ze swego mieszkania w Persepolis, zamykając za sobą nierzeczywiste jadeitowe drzwi.

Akwasibo wyprostowała się i uśmiechnęła. Jej skiagénos miał na sobie ciemnopomaranczową suknię zawiązaną na ramieniu i ciężką srebrną biżuterię. Włosy, zaplecione w warkocze, zebrane były na czubku głowy. Ujęła dłoń Gabriela i rozpoczęła spacer do Apadany. Jej ręka emanowała przyjemnym ciepłem.

Athánatos kai Sotéhr — Nieśmiertelny i Zbawca — to obecny tytuł Gabriela. Aristoi nadali mu go przed kilkoma dniami.

Za kilka minut Aristoi mieli zebrać się na kolejną sesję nadzwyczajną. Odbywali je codziennie.

— Czy słyszałeś nowiny? — spytała Akwasibo.

— To zależy.

Próbował być beztroski, okazywać wigor, którego nie czuł.

— Od czego?

— Od tego, jakie nowiny.

— Ach — znowu się uśmiechnęła. — Sprawdzaliśmy w Hiperlogosie trasy Yuana. Wszystkie były zarejestrowane, tylko skryte przed nami.

— Znaleźliście więcej ukrytych wejść?

— Tak. Choć niewielkich. Dość łatwo je znaleźć, gdy się wie, gdzie ich szukać. Ale przede wszystkim właśnie odkryłam, że majstrował przy wynikach egzaminów.

Gabriel zesztywniał ze zdziwienia.

— Bezczelność i arogancja Yuana są wręcz niewyobrażalne! — stwierdziła Akwasibo. — Naruszał podstawy naszej cywilizacji. Zaufanie do Hiperlogosu i rzetelność egzaminów to filary panującego u nas pokoju.

— W zasadzie niezbyt interesował go nasz pokój — zauważył Gabriel. — A jego arogancja okazała się korzystna, przynajmniej dla mnie. Gdyby nie był tak niesamowicie arogancki, po prostu by mnie zabił, a nie próbował nawrócić.

— Han Fu nigdy nie powinien był zostać Aristosem — ciągnęła Akwasibo. — Brakowało mu ponad czterdziestu punktów, lecz Yuan aprobował jego pomysły i wiedział, jak nim manipulować — więc dodał mu punkty i następnie zamaskował swe matactwa.

— Czy ktoś jeszcze?

— Dwu osobom zmniejszył wyniki. Mari Toth i Joelowi Berlitzowi, ona zdała jedenaście lat temu, on dwadzieścia sześć. Obydwoje byli ultraortodoksyjni, a prace Mari Toth z dziedziny ewolucji szły w innym kierunku niż prace Saiga. Yuan postanowił zlikwidować zagrożenie, deprecjonując potencjalnych sprawców.

— Czy ich powiadomiono?

— Wkrótce ich powiadomią. — Głowa Akwasibo wzniosła się na zbyt długiej szyi. Taka sobie hudrauliczna kokieteria. — Gregory Bonham powinien zdać egzamin dwukrotnie. A Zhenling — ani razu, choć jej wyniki niemal wystarczały.

Gniew ogarnął Gabriela, gniew, a potem fala głębokiego smutku z powodu Zhenling.

— Łatwiej było manipulować nią niż nim — rzekł.

— Tak chyba uważał Yuan.

— I jej złość z powodu porażki Bonhama wykorzystał jako klucz do jej osobowości. Musiała wiedzieć, że Bonham jest lepszy. Że system, który promuje ją, a nie jego, ma głębokie wady.

— To bardzo utrudni jej proces — stwierdziła Akwasibo. — Jeśli oskarżymy Zhenling i Han Fu o sprzeniewierzenie się imperium Aristoi, mogą twierdzić, że przede wszystkim nie powinni być żadnymi Aristoi.

Gabriel potrząsnął głową.

— Cieszę się, że to nie ja jestem odpowiedzialny za procedury sądowe.

— Będziesz głównym świadkiem oskarżenia.

— Jeśli muszę. Ale przede wszystkim czuję dla nich litość.

Akwasibo spojrzała na niego rzeczowo.

— Gabrielu, nawet najgłupsi z Demos wiedzą, że morderstwo to czyn zły. Tamci ponoszą winę za śmierć ponad czterdziestu ludzi, z Sanjay i Cressidy. Gdy niszczyli Cressidę, myśleli, że znajdujesz się na jej pokładzie.

— Tak.

Kręciło mu się w głowie od tych rewelacji, lecz Horus pilnował, by jego skiagenotyczna twarz pozostawała beznamiętna.

Wznieśli się na wielki plac przed Apadaną. Gabriel uświadomił sobie, że szuka wzrokiem złociście połyskującego pomnika Kapitana Yuana na Górze Miłosierdzia. Pomnik zniknął. Jasny księżyc — wielki rezerwowy bank danych dla Hiperlogosu — unosił się na bladobłękitnym niebie.

Gabriel zatrzymał się na chwilę. Wspominał.

— Pamiętasz, jak byliśmy tutaj poprzednim razem? — zapytała Akwasibo. — A to był tylko początek.

— Owszem, pamiętam — odrzekł Gabriel.

Wyfiokowani Aristoi tłoczyli się w rozległym hallu Apadany. Gdy wszedł Gabriel, wszyscy odwrócili się, przyjęli Postawy Szacunku i zaczęli owacyjnie klaskać. Gabriel przybrał Postawę Poważania.

Ubrał swego skiagénosa w prosty biały chiton i sandały. Od zakończenia wojny nie nosił już wyszukanych strojów, odłożył też swą muszlowatą zbroję. Dla samoreklamy wyrafinowanie stało się teraz zupełnie bezużyteczne.

Po tym wszystkim nie muszę już prawie niczego nikomu udowadniać, pomyślał.

Pan Wengong wezwał zebranych, by się uciszyli. Tallchief złożył sprawozdanie z postępów konstrukcji habitatu dla Wielkich Przestępców, jak nazywano obecnie spiskowców Yuana. Po zakończeniu procesu i ogłoszeniu wyroku będą mieszkali wspólnie na sztucznym asteroidzie, który Talbot już przygotował. Asteroid nie miał generatorów grawitacyjnych. Będzie holowany przez dryfującą w głębokim kosmosie domenę Tallchiefa. Kryminalistom zapewni się możliwość bardzo ograniczonej, głównie biernej, interakcji z Hiperlogosem. W habitacie zmagazynuje się mataglap zabójcę w pojemnikach Zapłoniona Róża1. Zostanie wypuszczony, jeśli tylko więźniowie spróbują ucieczki.

Wierzono, że z czasem spiskowcy zrozumieją niewłaściwość swego postępowania, ukorzą się i dostaną pełne prawa obywatelskie Demos.

Gdy uzyskają zwolnienie warunkowe, pozwoli im się na korzystanie wyłącznie z technik najbardziej dobroczynnych.

Gdy Aristoi odebrali raport, o głos poprosiła Ikona Cnót.

— Chciałabym poruszyć problem bezpieczeństwa Logarchii — rzekła. — Przestępca Yuan zamierzał wyhodować w naszych obrzeżach cywilizację barbarzyńców. Zabrał plany okrętów wojennych, nierozważnie zostawione pod naruszoną Pieczęcią Hiperlogosu, i wykorzystał je, by zaatakować Cressidę. Nadal może mieć u siebie plany tych okrętów i po pewnym czasie wznowić niezdrowe i niebezpieczne dzieło.

Brzydka, w szarym nieciekawym mundurze, stała wśród krzykliwie ubranych skiagenosów pozostałych Aristoi. Nic nie mogło zgasić fanatycznego blasku w jej oczach.

— Zagrożenie dla Logarchii nie zniknęło. Nasza flota wojenna jest nieliczna. Gdy z misją ratunkową dotrzemy do Sfery Gaal, barbarzyński i agresywny materiał genetyczny stworzeń Yuana uzyska kontakt z naszą własną ludnością.

Z jej twarzy biła satysfakcja.

— Zamierzam bronić nienaruszalności i hegemonii Logarchii przez wprowadzenie tego materiału genetycznego wśród mojej ludności i przez wychowanie dzieci w ideologicznie zdrowym otoczeniu, co zagwarantuje ich lojalność. Zainauguruję również program budowy floty wojennej dla obrony Logarchii i mej własnej domeny przed spiskiem i agresją.

Hall rozbrzmiał okrzykami Aristoi, pragnącymi zabrać głos. Reakcja Gabriela była odwrotna — oniemiał. Ujrzał przerażającą wizję: Ikona Cnót doprowadza swą ludność do stanu barbarzyństwa i buduje flotę o niesamowitej potędze.

Jest takim samym fanatykiem jak Przestępcy — w uchu Gabriela ozwał się chroniony przekaz St John.

Gabriel wysłał cichy sygnał elektryczny do Pan Wengonga, że pragnie zabrać głos.

— Gabriel Aristos — rzekł Najstarszy i skinął głową. Pozostali zamilkli z szacunkiem.

Na Zimnym Podróżniku czoło Gabriela pokryło się potem. Kończyny mu drżały. Niekiedy przemawianie do zgromadzonych Aristoi przerażało go, innym razem zupełnie nie odczuwał tremy. Było to zupełnie nieprzewidywalne i właśnie to najbardziej go niepokoiło.

Horus pilnował, by skiagénos Gabriela pozostawał nieporuszony, by głos nie drżał. Jego rozterki były dla innych zupełnie niedostrzegalne.

— Szanuję i podziwiam zdecydowanie Ikony w obliczu niebezpieczeństwa — oświadczył Gabriel. — Logarchii trzeba zapewnić obronę. Chciałbym jednak zaproponować, by nie wszczynać jednostronnych akcji, lecz tu, w Persepolis, podjąć decyzję, o wspólnej obronie opartej na ogólnym i rozsądnym konsensie. Każda domena dostarczyłaby wsparcia i pewnej liczby statków, które by trzymano cały czas w pogotowiu.

„Ogólny konsens”. Jedno z ulubionych haseł Ikony, choć niechętnie je realizowała. Ale właśnie te argumenty mogły do niej przemówić.

— Sugestia Aristosa Gabriela jest rozsądna — odparła Ikona Cnót. — Wspólnej obronie grozi jednak dywersja przy użyciu ogólnie dostępnych środków. Widzieliśmy na przykład, jak Wielki Przestępca Yuan dokonał dywersji w Hiperlogosie. Natomiast bezpieczeństwo wszystkich sił pod moją komendą zapewnię sama. I gwarantuję swym towarzyszom z Logarchii, że przyłożę się do tej sprawy z najwyższą pilnością. Ani Wielcy Przestępcy, ani ich nie wykryci współpracownicy, ani ich przyszli naśladowcy, nie zdołają się przedrzeć przez mój aparat bezpieczeństwa.

Srebrna sfera Sebastiana pływała wdzięcznymi łukami nad głowami zgromadzonych.

— Pozwolę sobie zauważyć — rzekł — że nasza kochana Ikona bardzo dokładnie przemyślała tę sprawę. Może idealną Formą naszych wspólnych środków bezpieczeństwa nie jest jakaś Forma lecz Brak Formy — każdy wystawi siły wedle swego uznania i w ten sposób zapobiegnie się skorumpowaniu całości przez Wielkich Przestępców.

Do czego zmierza tych dwoje fanatyków? Zastanawiał się Gabriel. Ta, która mówiła o wspólnocie, teraz działa w pojedynkę, ostentacyjnie budując krążowniki, a ten, który idealizował Formę, teraz opowiada się za Brakiem Formy. Wyraźnie coś we dwoje ukartowali.

Od chwili ujawnienia knowań Yuana, w Logarchii założono mnóstwo łączy tachliniowych. Umowy mogły być zawierane na osobności, bez żadnych zapisów, poza Hiperlogosem… umowy, których się nigdy nie ujawni, stracone dla historii, nigdy nie zostaną zarejestrowane w bankach danych, by stanowić przykład dla przyszłych przywódców.

„Wycofujesz się z życia obywatelskiego republiki”. Tak powiedziała Zhenling, gdy odkryła, że Gabriel buduje swą własną tachlinię.

Teraz prywatne łącza miała połowa Aristoi. Najpierw prywatne łącza, teraz prywatne krążowniki, a za życia następnej generacji, prywatne bandy barbarzyńców.

Być może wybuchnie wojna, która tak przerażała Gabriela. Może opóźnił ją tylko o jedno pokolenie.

W tej debacie nie miał nic więcej do dodania. Oczyma duszy widział zalewające Logarchię barbarzyńskie legie Ikony, hordy wychowane do posłuszeństwa i niszczenia.


— Nastąpił ogromny wzrost zainteresowania Wiarą, Athánatos Kouros — oznajmiła matka Gabriela. — Z najwyższą ostrożnością szukam właściwej doktrynalnej interpretacji ostatnich wydarzeń.

— Ufam, że to miłe zajęcie — odparł Gabriel.

Vashti Geneteira uśmiechnęła się.

— To dzieło mego życia.

Gabriel przez chwilę czuł się nieswojo.

Święte symbole w jej zebranych wysoko włosach pobłyskiwały złotem i drogimi kamieniami. W tle, za jej rzeźbioną twarzą, rozciągało się oneirochroniczne wnętrze rozległej katedry. W powietrzu, niczym anioły, unosiła się pieśń głosząca chwalę Gabriela.

— Jeśli Logarchia jako całość miała jakiegokolwiek Boga — rzekła Vashti — to był nim właśnie Yuan. Ty wyzwałeś go do niebiańskiej walki i pokonałeś dzięki wielkiemu osobistemu poświęceniu. Demos są przerażeni obrazami ze Sfery Gaal, upodleniem i nędzą zwykłych ludzi zdradzonych przez Aristoi, którzy ich stworzyli. — Duże oczy Vashti błyszczały. — Dzięki Yuanowi Kościół ma Nowego Totha. Tego mu brakowało, Kourosie. Bóstwa zła, przeciwieństwa twojej dobroci. Teraz mamy boga ciemności walczącego z naszym bogiem światła i, co więcej, można obiektywnie dowieść, że nasz bóg walczył i pokonał tego nowego Arymana. — Uśmiechnęła się. — Ludzie bardzo pragną potwierdzenia faktów. W tym przypadku fakty przemawiają na naszą korzyść. Demos zostali pokrzepieni na duchu — rzeczywiście interweniowałeś dla ich dobra. Nawet inni Aristoi namaścili cię jako Zbawcę. Nawracamy tysiące.

Westchnęła uszczęśliwiona.

— Przyniosłeś nam tyle dobra, chłopcze! Biedny Marcus i reszta zostaną oczywiście świętymi, twój nie narodzony również. — Zmarszczyła brwi. — I będziemy mieli również antyświętych. Ariste Kusicielka i Piekielny Wojownik, który zabił naszego Kourosa, ale odkrył, że w rzeczywistości jesteś nieśmiertelny.

Marcus wziął udział w wyprawie Cressidy, by nie dopuścić Vashti do nie narodzonej dziewczynki. A teraz na zawsze oboje pozostaną więźniami jej doktryny.

Pogarda wrzała w myślach Gabriela.

— Czy mogę być jeszcze w czymś pomocny? — zapytał.

Vashti miała wyrozumiałą minę.

— Wiem, że powiedziałeś to ironicznie, moje dziecko, lecz są pewne rzeczy, które możesz zrobić. Czy zachowałeś ten widelec, którym rozchylałeś tchawicę?

— Nie. Został w bazie Yuana.

— Szkoda. Byłby niezłą relikwią. — Nachmurzyła się, myślała przez chwilę. — Nie łap Yuana zbyt szybko, dobrze? Ogromnie się przydaje świadomość, że gdzieś tam daleko istnieje niegodziwy bóg i stale spiskuje przeciw pokojowi… Im więcej zaniepokojenia wśród Demos, tym bardziej szukają pocieszenia w wierze.

I gdyby Demos wiedzieli, jakie projekty snuje się w Persepolis, byliby jeszcze bardziej przerażeni.

— Nie sądzę, żeby pojmanie Yuana było bliskie — oznajmił.

Vashti uśmiechnęła się.

— Och, to dobrze. Wieczna walka jest o wiele ciekawsza od ograniczonej w czasie, nie sądzisz?


Hiperlogos rozbrzmiewał pogłoskami. Ikona Cnót budowała krążowniki, ćwiczyła wojska. Jej nerwowi sąsiedzi przygotowywali własne systemy obrony. Sebastian dotychczas nic nie zrobił, ale wszyscy wiedzieli, że na wszelki wypadek opracowuje konstrukcje rozmaitych okrętów.

Elitarna i bardzo tajna komisja powołana przez Pan Wengonga donosiła o jeszcze dwóch Mudrach Dominacji, które można by użyć przeciw Aristoi. Aristoi wezwano, by się przeciw nim uwarunkowali.

Może inni opracowali własne mudry. W tajemnicy. Nie można było niczego twierdzić z całą pewnością.


— To interesujące narzędzie — stwierdził Remmy.

Siedział w swym małym pokoju i mówił w demotyku z lekkim beukhomanańskim akcentem. Delikatne złote włosy na wierzchu dłoni pobłyskiwały w świetle podrobionych lamp naftowych.

— Lecz to oczywiście pułapka — kontynuował. — Prawdę tak przebiegle przepleciono ze złudą, że moje sądy o tym, co widzę, muszą być niezwykle wyważone.

Gabriel potrząsnął głową.

— Implant to nie pułapka. W Hiperlogosie nie ma nic fałszywego. — Jak może to nie być fałszywe? — odparł Remmy. Pochylił się, by podrapać Manfreda za uchem. — Ten „oneirochronon” — Gabriel wyraźnie słyszał cudzysłów w jego głosie — to sam fałsz. To obrazki. Są jak sny, pojawiają się w mej głowie, gdy je przywołam.

— Nie pokazałem ci nic fałszywego — oświadczył Gabriel.

Remmy i wszyscy mieszkańcy Sfery Gaal zostali ogłoszeni podopiecznymi Logarchii. Mieli podobny status prawny jak dzieci, co oznaczało, że ich korzystanie z Hiperlogosu mogło być kontrolowane. Gabriel dał mu dostęp tylko do zapisów historycznych, do scenerii odległych miejsc, do muzyki, poezji, dramatów o wyraźnej akcji. Nie dopuścił go do oneirochronicznych fantazji, które mogłyby go oszołomić i wprawić w zakłopotanie.

Remmy wyprostował się na krześle, strzepnął dłońmi.

— W jaki sposób wizja może być prawdziwa?

— Przecież nauczyłeś się mówić w obcym języku tylko w ten sposób, że Clancy włożyła ci w głowę małą maszynkę. To jest rzeczywiste. Naprawdę rozmawiamy w demotyku, w języku, którego przed kilkoma dniami jeszcze nie znałeś. Te inne obrazy to nie wizje, to obrazy rzeczy, które istnieją.

Remmy z całkowitą szczerością w oczach spojrzał na Gabriela.

— To ułudy, Gabrielu. Chcesz sprowadzić mnie z drogi cnoty.

— Doświadczenie pokaże ci, że jest inaczej. Możesz zwiedzać te miejsca, które ci pokazuję.

— Bez wątpienia, niektóre z tych rzeczy wyglądają dość realnie. — Remmy spoglądał na Gabriela z odcieniem litości. — Widziałem w Hiperlogosie, że istnieje kościół, w którym oddają ci boską cześć, lecz przyznajesz, że to fałszywy kościół, a sam jesteś fałszywym bogiem. Mógłbyś przerwać te działania, lecz tego nie robisz. Przyznajesz także, że w twej głowie mieszkają demony.

— To nie demony. Nie są z zewnątrz…

— Tak ci na pewno mówią. Jednak nie wątpię, że pochodzą one z najgłębszych czeluści Piekieł, że popychają cię, byś zwrócił się przeciw Bogu i wprowadził własną fałszywą religię, by więcej ludzi odwieść od zbawienia. Czemuż miałbym iść za tobą, kiedy me serce i mój rozum nakazują mi co innego?

Gabriel przez chwilę myślał, czyby nie skierować Remmy’ego do swej matki, by edukowała go dalej. Niech bez końca ze sobą debatują — nowy święty Paweł z nową Olimpias.

— Nadal używaj oneirochrononu — rzekł Gabriel. — Nie pokaże ci on nic fałszywego.

Remmy już zaczął szarpać podbródkiem, kiedy reno podpowiedziało mu, by skinął głową.

— Zaprawdę — rzekł — uczę się wiele.

— Nie lękaj się tego.

— Moja wiara mnie powiedzie. I będę się modlił do Iusa i jego świętych o oświecenie.

Wstali i pocałowali się na pożegnanie. W uścisku Remmy’ego nie czuło się ani krzty namiętności.

Manfred poszedł za Gabrielem. Ten udał się do kabiny Clancy, zapukał, wszedł. Clancy w długiej chińskiej sukni z białego jedwabiu siedziała na sztywnym krzesełku z fletem w dłoni.

— Byłem u Remmy’ego — oznajmił.

Smutek przemknął jej przez twarz. Gabriel pomyślał nagle, że często tam widzi smutek.

— Biedny człowiek — rzekła.

Ręce trzymała na podołku, lecz jej palce poruszały się po skali fletu.

— Przeszkadzam ci w grze? — spytał Gabriel. — Mogę sobie pójść.

Podniosła wzrok.

— Proszę cię, zostań. Grałam tylko dla rozrywki, z braku towarzystwa.

Manfred podbiegł do niej; pogłaskała go. Gabriel usiadł u jej stóp na dywanie, patrzył na nią. Na wolności, dzięki ćwiczeniom fizycznym, stopniowo wracały jej kolory. Miała znacznie zdrowszy odcień skóry, nabierała wagi.

— Wyglądasz lepiej — rzekł.

Westchnęła.

— Chyba tak. Czuję, jak umysł mi się reperuje, lecz trwa to powoli, Gabrielu, okropnie powoli…

Wszyscy Obserwatorzy spotykali się codziennie na rozmowy i ćwiczenia. Dyskutowali o tym, jak najlepiej się pozbierać po izolacji, niedostatkach i rozbiciu osobowości, które przypadły im w udziale. Gabriel i Clancy mieli dostęp do wszystkich danych psychologicznych na temat więźniów, uwarunkowań, archaicznych metod prania mózgu w złych, zamierzchłych epokach. Mogli te dane wykorzystywać.

Wszyscy z czasem ozdrowieją. Wiedzieli, jakie przedsięwziąć kroki, czego unikać, czego się spodziewać. Proces postępował wolno, lecz systematycznie. Dawał nadzieję.

Gabriel nadal miał jednak wątpliwości. Żaden Aristos nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Każdy z nich dysponował złożonym, unikalnym, nie dającym się dokładnie opisać profilem psychologicznym. Jego sylwetka psychiczna została rozbita i zmieniona. Tylko jakiś przebiegły, psychotyczny daimōn rozpoznawał go przez te zniekształcenia. Gdy umysł wyzdrowieje, czy pozostanie umysłem Aristosa?

Martwił się też o Clancy. Przedtem tak wyraźnie zbliżała się do stanu Ariste, do osiągnięcia syntetycznej jednolitości. Miał nadzieję, że ten proces tylko chwilowo poszedł w złą stronę, że nie zatrzymał się w miejscu.

— Spokój Remmy’ego jest tak nieziemski — rzekł Gabriel. — To tak do niego niepodobne. Kiedy go spotkałem — omal nie powiedział: „kiedy go znałem” — był tak pełen wątpliwości, tak niepewny. A teraz…

— Zwiedzeni zawsze są pełni bezwzględnych prawd — rzekła Clancy. — My, wszyscy pozostali, musimy żyć w niepewności.

Gabriel spojrzał na nią uważnie.

— Więc byłem zwiedziony? — zapytał. — Zawsze bowiem przepełniała mnie absolutna pewność.

Pozostawiła tę uwagę bez komentarza.

— Remmy i ja zamieniliśmy się miejscami — rzekł Gabriel. — Teraz ja wątpię, a on ma pewność.

Pogłaskała go po włosach.

— Biedny człowiek — rzekła.

— Oto co Yuan z nami zrobił — oznajmił Gabriel. — Zapytałaś mnie parę dni temu, co nam takiego zrobił, i właśnie przyszła mi do głowy odpowiedź. W ciągu ostatnich wieków Logarchia stworzyła wyższy typ osobowości, osobę wolną od niedostatku, wątpliwości, strachu… od całego upodlenia, jakie widzieliśmy na Terrinie. Ale Yuan znowu przemienił nas w tamtych pierwotnych żałosnych osobników — uczynił nas ludźmi.

Przerwał. Gładziła go po głowie, a jego palce ułożyły się w Mudrę Zaprzeczenia. Nagła pasja wypełniła mu serce.

— Nie lubię tego — rzekł. — Nie chcę być człowiekiem.

— Ani ja — przyznała. — Nie jest dobrze nim być.


— Wśród młodzieży Logarchii pojawiła się nowa moda — powiedziała Dorothy St John.

Dziś była szkarłatnym klonowym liściem unoszącym się na oneirochronicznych wiatrach pod wspaniałym dachem Apadany. — Może cię to zainteresować, Płomieniu. Ludzie każą sobie łamać nosy lub zmieniają je, by wyglądały jak złamane. Niektórzy z nich zdobią się innymi okaleczeniami. Jako biżuterię noszą na szyjach widelce lub coś, co przypomina widelec. — Klonowy liść wykonał w powietrzu koziołka, kontrastując jasnością ze złotem i cynobrem podpartego filarami sufitu. — Moda à la Gabriel. Czy nie uważasz tego za ciekawe?

— Większość z nas jest w jakiś sposób naśladowana — rzekł Gabriel.

— Przeważnie nie utożsamiają się z naszym bólem — rzekła Dorothy St John; potem w jej głosie zabrzmiała nuta zadumy. — Ale przecież my przeważnie nie doznajemy bólu.

Gabriel obserwował, jak zatacza w powietrzu wdzięczne kręgi. Aristoi nadal wchodzili do Apadany, odbierając i przekazując formalne pozdrowienia. Na Zimnym Podróżniku, Gabriela dopadły dreszcze. Pot zmoczył mu ubranie.

Horus utrzymywał skiagénosa w postawie zadumy, głosowi nadał równy, refleksyjny ton.

— Miejmy nadzieję, że ból pozostanie dla nich tylko modą — rzekł. — A nie rzeczywistością.

Liść pokiwał się jak mędrzec.

— A propos bólu, Tunku Iskander napisał o tobie utwór dramatyczny. Rodzaj antydramatu — nazywa się Męka Pańska. Jesteś przedstawiony niczym Chrystus. Język cechuje niewiarygodna moc i ekspresja, choć akcja jest trochę monotonna — niekończące się tortury, a potem twoja gwałtowna zemsta.

— To nie po Chrystusowemu z mojej strony. Mam nadzieję, że moja matka się o tym dramacie nie dowie, gdyż zaczęto by go podle grywać po kościołach.

Nastąpiła chwila milczenia.

— Ile cierpienia doznałeś, Płomieniu? — Klonowy liść zatrzepotał i zawisł przed okaleczoną twarzą Gabriela. — Czy tyle, ile przedstawia ta sztuka?

— Nie widziałem sztuki. Ale Yuan wszystko rejestrował. Obejrzyj sama.

— To nie ujawni, co wydarzyło się w twoim wnętrzu.

Stałem się człowiekiem, pomyślał.

— Może kiedyś ci o tym opowiem — obiecał.

W Zimnym Podróżniku Gabriel wezwał Wiosenną Śliwę, by śpiewała uspokajające sutry.

Klonowy liść zawirował na wietrze i przeszedł do innych, weselszych tematów.

Pan Wengong rozpoczął sesję i złożono sprawozdania. Mari Toth, Ariste, której promocja nie doszła do skutku przez matactwa Kapitana Yuana, zgodziła się uczynić Sferę Gaal swą domeną osobistą i kierować akcjami humanitarnymi Logarchii w tamtym rejonie. Wygenerowane dane, zakończyła, będą pomocne w jej pracy nad ewolucją. Gorąco jej pogratulowano.

Inny nowy Aristos, Joel Berlitz, który postanowił przybrać królewskie imię Huan Jiang — w języku mandaryńskim Opóźniona Nagroda — miał przejąć domenę Zhenling. Domeny Han Fu i Ctesiasa zostaną rozczłonkowane przez sąsiadów, każdy wchłonie jeden czy dwa gwiezdne układy.

Sebastian, wisząca kula, ogłosił, że będzie wspierał wprowadzenie barbarzyńskiego materiału genetycznego wśród ludności swej domeny.

— Ideał Logarchii pokojowej, nie jest tożsamy z Ideałem Logarchii zagrożonej z zewnątrz — skomentował.

Gabriel żałował, że nie wie, co przez swe prywatne tachlinie ustalili Sebastian z Ikoną Cnót. Szkoda, że nie mógł przede wszystkim udzielić im napomnienia, iż używają prywatnych tachlinii.

Wiedział jednak, że prywatne tachlinie są niezbędne do czasu, aż Hiperlogos zostanie całkowicie uwolniony od zarazy. Do tej chwili Aristoi będą mieli wszelkie możliwe usprawiedliwienia, by życie obywatelskie Logarchii traktować z dystansem.

Należało to koniecznie opanować. Gabriel dał znak, że pragnie zabrać głos.

— Jak dawno wykryto ostatnie nielegalne wejście do Hiperlogosu? — zapytał.

Pytanie było retoryczne: wszyscy — osobiście lub ich reno — wiedzieli, że upłynął już prawie tydzień.

— Autokracja zbiorowa jest gwarantowana autokracją indywidualną — oświadczył Gabriel. — Doceniam energię, jaką wykazali Sebastian oraz Ikona Cnót, podejmując kroki zabezpieczające przed Wielkimi Przestępcami. Chciałbym jednak wszystkim przypomnieć, że Wielcy Przestępcy osiągnęli swój sukces dzięki dywersji w Hiperlogosie, która trwała przez tysiąclecia. Najważniejszą naszą obroną pozostaje nie siła militarna, lecz zgromadzona mądrość — wolny bezwarunkowy dostęp do wszelkiej informacji, pozwalającej kierować państwem racjonalnym i dobroczynnym, a także jak najlepiej się bronić. Dlatego wzywam do poświęcenia naszego wysiłku przede wszystkim na oczyszczenie Hiperlogosu ze wszelkich wpływów zewnętrznych.

— To właśnie robimy — zauważył Pan Wengong z aprobatą.

— Skąd to możemy wiedzieć? — spytała Ikona Cnót. — Jak możemy mieć pewność, że nie istnieją jakieś inne przestępcze sposoby złamania Pieczęci?

— Gdy nie mieliśmy powodów, by podejrzewać nadużycia, nie poszukiwaliśmy intruzów — wyjaśnił Pan Wengong. — Teraz będziemy stale obserwować całe oprogramowanie Hiperlogosu, by mieć pewność, że nikt nim nie manipuluje lub nie korzysta z niego bez upoważnienia.

Gabriel dał znak, że znowu chce mówić. Daleko, na Zimnym Podróżniku, Cyrus przejął komendę nad oddechem Gabriela, by uchronić go od hiperwentylacji.

— Gdy Hiperlogos zostanie odtworzony — rzekł — załaduję do niego wszystkie pliki z mojej prywatnej linii łączności, a potem albo zniszczę swój osobisty system komunikacyjny, albo oddam go do dyspozycji Logarchii, zależnie od decyzji tego zgromadzenia. Uważałbym to za dziwne i paradoksalne, gdyby ci sami, którzy powierzali swoje chronione Pieczęcią dane Hiperlogosowi zainfekowanemu, odmawiali powierzenia ich Hiperlogosowi oczyszczonemu i zabezpieczonemu przed niepożądanym wtargnięciem!

Nastąpiła chwila ciszy — komentarz był niezwykle ostry — a potem brawa. Kiedy ustały, nad zgromadzonymi popłynął gładki głos Sebastiana.

— A twoja flota, Aristosie? Co z nią poczniesz?

— Gdy minie obecne zagrożenie, pozbędę się okrętów w taki sposób, jak zdecyduje Logarchia — wyjaśnił Gabriel.

— A tymczasem będziesz je trzymał?

Wokół rozległy się głosy potępienia. Najgłośniej wyrażała je Dorothy St John.

— Czy sugerujesz, że po tym wszystkim, co uczynił dla nas Gabriel Aristos, zrobi coś niestosownego ze swą eskadrą?

— Nic nie sugeruję — rzekł Sebastian. — Chciałbym tylko uzyskać informację.

Poprzedni przypływ energii opuścił Gabriela i ogarnęła go zimna trwoga. Wiedział, że jego nastrój staje się niestabilny, nieśmiałość przeplata się z porywami gniewu.

Mogłem rozegrać to lepiej, pomyślał.

I natychmiast do głowy przychodziły mu nowe sposoby wykorzystania okrętów. Daimony zaśpiewały unisono.

Tak. — Nawet Głos, milczący od tygodni, wyraził teraz swą opinię.

Po raz pierwszy od długiego czasu znowu poczuł się Aristosem, jego wszystkie tożsamości zjednoczyły się w transcendentną całość. Jego ciało — setki lat świetlnych od Persepolis — zalała fala energii i potęgi.

Poprosił o głos, uniósł dłoń w mudrze nauczającej.

— Pozwolę sobie nie zgodzić się z naszą szanowną Ikoną i czcigodnym Sebastianem, co do tego, że ponowne wprowadzenie wśród ludzi barbarzyńskiego materiału genetycznego jest najlepszym sposobem zapewnienia obrony przeciw atakom barbarzyńców spoza naszej sfery. Wierzę, że nasz system jest lepszy niż system Wielkich Przestępców, że rozciągnięcie kontroli nad ewolucją i rozmnażaniem było wspaniałym posunięciem, że ludzkość racjonalna, władająca swoim losem i pragnieniami jest lepszą ludzkością niż ta, która działa tylko instynktownie i brutalnie.

Jeśli naprawdę jesteśmy lepsi — my Aristoi — wówczas barbarzyńcy nie stanowią dla nas zagrożenia.

Przerwał, spojrzał na pomieszczenie — kolorowy wizerunek Aristoi pod złotymi i cynobrowymi filarami.

— Sądzę, że Wielki Przestępca Yuan, któremu tym razem pokrzyżowano plany, nie ustanie w swych wysiłkach stworzenia alternatywnej Logarchii — oznajmił. — Niewątpliwie, ucieknie daleko, tam gdzie według niego jest bezpiecznie, i ponownie zacznie swój wielki eksperyment w jakimś odległym odpowiedniku Sfery Gaal.

— Właśnie dlatego — oświadczyła Ikona — pragnę uzbroić Logarchię i zapewnić nam obronę.

Gabriel rozłożył ramiona.

— Dlaczego działać defensywnie? — zapytał. — Dlaczego oddać inicjatywę największemu kryminaliście w historii ludzkości? — Uniósł ramiona. — Proponuję, by znaleźć Wielkiego Przestępcę Yuana, bez względu na to, gdzie się przyczaił. Przeszkodzić jego knowaniom i albo go zniszczyć, albo sprowadzić do Persepolis na proces!

Ozwały się okrzyki — aprobata, szok, zdumienie.

Płomieniu, to może trwać stulecia! — odezwała się Dorothy St John w prywatnym kanale komunikacyjnym.

Gabriel strzepnął dłońmi terrińskim gestem.

Niech więc potrwa wieki — oświadczył. — Niech trwa tak długo, jak będzie trzeba.

— Może nie starczyć ci życia.

Yuan znalazł sposób na przeżycie tysięcy lat. Czy sądzisz, że nie potrafię dokonać tego, co on?

W jej głosie pobrzmiewał sceptycyzm, lecz również podziw.

Mniemam, że również znajdziesz jakiś sposób — rzekła.


Rezydencji na Brightkinde, zbudowanej w pierwszych dniach po zasiedleniu planety, prawie nie wykorzystywano od tamtego czasu. Gabriel zamierzał mieszkać tam podczas wyborów i wydania proklamacji, która kończyła jego bezpośrednią władzę nad planetą, lecz przeszkodziły mu okoliczności.

Jak na pałace Gabriela, rezydencja była niewielka. Od georgiańskiego portyku z kolumnami odchodziły na obie strony małe skrzydła, ponad częścią centralną wznosiła się wdzięczna kopuła ze szkła i kutego żelaza, wpuszczająca światło do otoczonego pojedynczym rzędem kolumn arboretum, gdzie wśród miniaturowych drzew owocowych stały rzeźby z bursztynowego marmuru. Budowlę otaczały rozległe, piękne trawniki, a w odległości kilometra, w otoczonym drzewami amfiteatrze, który sprawiał wrażenie naturalnego, choć nie był naturalny, znajdowała się muszla koncertowa. Można tam było pod gwiazdami grywać muzykę.

Ten dom Gabriela znajdował się najbliżej Sfery Gaal. Leciał do niego statkiem trzy miesiące, trzy miesiące w ciemnych, ciasnych pomieszczeniach.

Gdy dotarł na miejsce, wiele jego planów było w stadium realizacji. Flota przybrała realny kształt, krążowniki, statki zwiadowcze i samomnożące się sondy, które wachlarzem miały polecieć we wszystkich kierunkach i zbadać wszystkie gwiazdy Drogi Mlecznej. Wszystkie gwiazdy, wszystkie planety i każdą latającą skałę, wszystko w galaktyce i sąsiadujących skupiskach gwiezdnych. Każda sonda będzie szukać Yuana lub śladów jego pracy.

Większość okrętów zostanie zbudowana poza Logarchią, by nie wzbudzać obaw, że ktoś użyje ich przeciw Persepolis.

Hiperlogos rozszerzano, całe księżyce poświęcono, by obrabiały i klasyfikowały gigantyczną masę danych, których te wyprawy miały dostarczyć. Zaplanowano olbrzymie generatory i przekaźniki tachlinii, rozciągnięte wzdłuż ramion galaktyki. Dodatkowy mały księżyc oddano na magazyn danych o Yuanie, by zbudować model jego umysłu, w nadziei, że w ten sposób uda się przewidzieć jego postępowanie.

Trasę ucieczki, miejsce ukrycia, teren działania.

Ale wszystko we właściwym czasie. Dzisiaj odbywa się premiera nowej opery Gabriela. Dziś wieczorem Lulu zaśpiewa, zniszczy i umrze, a Luisa zatańczy, spustoszy serca i utonie w dżinie.

Na premierę Gabriel przetransportował na Brightkinde swoją illyriańską orkiestrę. Próby odbywały się najpierw w oneirochrononie, a później, po przybyciu Gabriela, w amfiteatrze. Ultrasoprany nie były jeszcze gotowe — Gabriel rozważał, czyby nie przyśpieszyć ich wzrostu i przepchnąć je na siłę przez okres młodzieńczy do dojrzałości. Nie wystarczyłoby jednak czasu, aby wyszkolić te głosy do wykonywania bardziej złożonych partii. Musiał więc poprzestać na zwykłych wokalistach, śpiewających przez filtry. Z wyjątkiem tej sprawy, wszystko inne poszło, jak sobie zaplanował.

Gabriel dyrygował, a muzyka wznosiła się wokół niego. Słyszał jak brzęczy w jego kościach. Szaleństwo maszerowało ramię w ramię z człowieczeństwem. Schön zginął, Hrabina zmarła, Lulu padła, obejmując błyszczący nóż niczym kochanka; Pepi Lederer zmarł, a Pabst skurczył się pod naporem Trzeciej Rzeszy i sczezł; Luisa prowadziła życie płytkie, wyprzedając resztki swojej niegdysiejszej sławy, do końca pozbawiona skrupułów manipulowała innymi, wreszcie umarła. Wszyscy — przecież to ludzie zaledwie — umarli, ich głosy przeszły w zakres ultradźwięków, ostatni akord zadrżał i zamilkł. Pieśń żałobna po straconej ludzkości. Tak będzie z Yuanem, pomyślał Gabriel.

Uczłowieczy Yuana, zabijając go.

Publiczność była wstrząśnięta, porażona dziełem; rozbrzmiały rozproszone oklaski, jednoczyły się i mnożyły, niosły echem po Hiperlogosie, gdy miliardy, na żywo oglądające i słuchające, napełniły eter owacjami. Gabriel się kłaniał, kłaniała się orkiestra, obsada wychodziła przed kurtynę, a gdy umilkły bisy, Gabriel wystąpił na scenę z Obserwatorami, ocalałymi członkami załogi Cressidy, wszyscy koledzy-zbawcy… Chciał, by razem z nim dzielili sukces jego Lulu, gdyż przeszli razem z nim przez to podstawowe odrażające doświadczenie bycia człowiekiem; i przeżyli je, i teraz już nie muszą nigdy być ludzcy.

Jeśli Gabrielowi uda się jego dzieło, nikt w Logarchii nigdy już nie będzie musiał być ludzkim.

Gabriel zobaczył, że nawet Remmy przyszedł na przedstawienie i klaskał. Zrozumiał nawet przez mgiełkę swoich nabożnych iluzji, istotę dzieła. Remmy mieszkał teraz w Rezydencji i codziennie podróżował do miasta, by wygłaszać kazania i nawracać. Dotychczas nie nawrócił nikogo i nigdy nie nawróci, myślał Gabriel.

Później odbyło się olbrzymie przyjęcie. Goście wypełnili publiczne obszary rezydencji i wylali się na trawniki. Gabriel płonący energią, którą muzyka wlała w jego duszę, wytrwał do końca przyjęcia. Gdy zalesione wzgórza parku Rezydencji zabarwił perłowy świt, i wysunęły się panele baterii słonecznych budynku, została tylko garstka gości. Rosamunda o czystych kocich oczach, Clancy, kilku innych. Pijani muzykanci zgromadzili się wokół antycznego fortepianu o klawiaturze z kości słoniowej.

Rosamunda wspaniale przedzierzgnęła się w postać Lulu, lecz w głębi duszy była płytkim stworzonkiem, pustą łupinką, napełnioną duchem muzyki Gabriela, i po odegraniu roli nie miała nic interesującego do powiedzenia. Gabriel więc ucałował ją, popieścił i wysłał do łóżka, które dzielił z nią przez ten krótki czas. Wziął za rękę Clancy; opuścili budynek i żwirowaną ścieżką poszli ku świtowi.

Spojrzał w górę, przez ustępującą noc, na niewidzialne statki i stacje krążące wokół Brightkinde.

— Następne będzie Illyricum — rzekł. — I latające nanolaboratorium czekające na twe rozkazy.

Zbudował je zdalnie podczas wielomiesięcznego pełznięcia z Terriny.

— Jeśli nadal zamierzasz powierzyć mi inne obowiązki, nie będę miała zbyt wiele czasu, by je wykorzystywać — oznajmiła Clancy.

Tren jej długiej jedwabnej sukni ciągnął się po ścieżce, z cichym grzechotem przesuwając kamyki. Dookoła ptaki wyśpiewywały poranną pieśń.

— Protarchōn Hegemon — rzekł Gabriel, pozdrawiając ją. — Władca mej domeny podczas mojej nieobecności.

— Nie czuję się dobrze w tej roli, Burzycielu — odparła. — To twoja domena, nie moja…

— Możesz nie czuć się dobrze w tej roli, Zapłoniona Różo, lecz poczujesz się dobrze w tej pracy. Traktuj ją jako trening. Kiedyś będziesz kręciła własnym interesem… — Uśmiechnął się. — Ariste — dodał.

Skrzywiła się.

— To nie dla mnie — rzekła.

— Chcesz powiedzieć „jeszcze nie dla mnie”. — Uniósł dłonie, jak gdyby powierzając jej błogosławieństwo aureoli, tak jak kiedyś w oneirochrononie. — Dokonasz tego. Zwiodłaś Yuana, a z tym nie poradziłaby sobie zwykła osoba. Jesteś wspaniała i im prędzej zdasz sobie z tego sprawę, tym lepiej.

— Tym lepiej dla ciebie.

— Tym lepiej dla nas wszystkich.

Stanął na chwilę w pstrym promieniu porannego światła, pławił się w cieple złotej poświaty. Przytuliła się do niego delikatnie, a on oglądał z satysfakcją różowawe refleksy słońca na jej czerwonozłotej skórze.

— Stałeś się taki bezlitosny — rzekła. — Wykorzystujesz mnie, wykorzystujesz innych. Rosamundę traktujesz jak domowe zwierzątko… Ciekawe, jak traktujesz swych kolegów Aristoi w Persepolis?

— Mogą jeszcze pożałować tego tytułu Sotéhra.

— Ta bezwzględność zawsze w tobie istniała. Jednak kiedyś działałeś z większym wdziękiem.

— Teraz mam na to mniej czasu.

— Jesteś całkowicie skupiony na walce z Yuanem, choć nie wiesz, gdzie on przebywa.

— Badam i modeluję jego umysł, tak jak on robił z moim. Mam pewien pomysł, gdzie go szukać. I wtedy…

— We dwójkę zdecydujecie o losie cywilizacji.

— Można to tak nazwać.

Zdawało się, że purpurowy dysk słońca, który rozerwał ostatnie wąziutkie połączenie z horyzontem, skoczył w górę. Gabriel zamknął oczy i wchłaniał ciepło, chwilę, ciszę. Spokój był idealny.

Byłby idealny, gdyby nie ta daleka szydercza obecność Yuana. Wyegzorcyzmować tego ducha, myślał Gabriel, a jeszcze lepiej, wepchnąć go w jakieś ciało i zniszczyć raz na zawsze.


Rezydencja na Illyricum. Pokój Psyche w Jesiennym Pawilonie. W którymś z następnych świtów płaczą nuty. Gabriel gra na kości podudzia swego ojca.

Skończył ostatnie akordy, odłożył kościany instrument do wyłożonego aksamitem futerału. Zabierze go na swój okręt flagowy, na nową Cressidę, i wyruszy za Yuanem. Umieści tam również sanktuarium. Szczątki Wissariona na honorowym miejscu wśród pamiątek po załodze pierwszej Cressidy.

Wstał z ceramicznej ławy z miękkiego kryształu, odłożył futerał z instrumentem, potem poszedł w dół, po opałowych stopniach, w ciche powietrze świtania. Wspomniał fruwające pyłki dziewann, unoszące się wtedy w umyśle słowa Safony, kwiatowe zapachy w powietrzu.

Ochroniarze, ludzcy i mechaniczni, przepływali dyskretnie po murawie przez park. Gabriel wiedział, że maszyny nie zareagują na jakieś nieznane Mudry Dominacji.

Na ścieżce czekała Zhenling, wśród pełnego szacunku, oddalonego, lecz większego niż zwykle wianuszka ochroniarzy. Gabriel zbliżył się do niej, pozdrowił.

— Dano mi do zrozumienia, że jesteś teraz zbawcą — rzekła.

— Nie, jeszcze nie jestem.

— Dopóki nie zabijesz Yuana Aristosa.

— Lub sprowadzę go z powrotem, jeśli Yuan się podda, co jest mało prawdopodobne.

Mierzyła go ciemnymi oczyma. Ubrana była w sztruksowe spodnie, białą koszulę, zieloną bluzę z czarną taśmą i srebrnymi guzikami. Skórę miała napiętą, pergaminową — nie zauważył tego nigdy w oneirochrononie — cała wydawała się krucha. Może jej skiagénos był pozłacaną lilią. A może nie była wtedy taka wymizerowana.

— Przespacerujemy się? — zapytał.

— Chciałabym zobaczyć twoje zoo — rzekła. — Prawdopodobnie tam gdzie jadę, nie będę oglądała zbyt wielu zwierząt.

— Jak sobie życzysz.

Poszli po ścieżce; ochroniarze krążyli wokół jak dalekie małe księżyce. Zhenling szła wyprostowana, z ramionami do tyłu, nie rozglądając się ani w lewo, ani w prawo. Jak żołnierz, pomyślał Gabriel, lub jak najdumniejszy więzień świata.

— Chyba powinno mi to pochlebiać, że zapewniono mi tych wszystkich strażników — rzekła. — Czy według ciebie stanowię aż takie zagrożenie?

— Będąc na twoim miejscu, na pewno stanowiłbym zagrożenie odparł Gabriel. — To komplement, że traktuję cię poważnie, lecz strażnicy, przyznaję, są po to, by uspokoić Persepolis, a nie mnie. Oni nie chcieli, żebyś w ogóle tutaj przylatywała. Skoro jednak zgodziłaś się poddać dobrowolnie, zdołałem przekonać ich, by zamknęli cię w areszcie… na mój sposób.

— Dziękuję za grzeczność.

Mnie takiej grzeczności spiskowcy nigdy nie okazali, pomyślał Gabriel. Nie złamano jej nóg, nie zmuszono do chodzenia w kółko bez snu i bez jedzenia przez całe dnie, ani też nie pozbawiono jej towarzystwa własnych daimonów.

Urządzi się jej sprawiedliwy pod każdym względem proces i uwięzi na holowanym asteroidzie, prawdopodobnie na zawsze. Może wolałaby to pierwsze wyjście.

— Dostęp do wiadomości miałam dość ograniczony — rzekła. Wnioskuję, że ujęto mnie jako ostatnią?

— Jeśli nie liczyć Yuana. Pozostali nie przebywali długo na wolności.

— Czy mogę spytać, jak im się wiedzie?

— Ctesias wybrał poezję, rzeźbę, rezygnację. Han Fu złożył propozycję współpracy: będzie na was wszystkich donosił, opowie nam o wszystkich waszych tajemnicach. Rozpaczliwie pragnął nas zadowolić. Nie przyjęto jednak jego propozycji, gdyż sami wszystko nagraliście i mamy dostęp do wszystkich waszych uczynków.

— Biedny człowiek — powiedziała cicho. Potrząsnęła głową, westchnęła. — Cieszę się w takim razie, że postanowiłam się poddać. Chciałabym, by nasze intencje zostały przedstawione jasno, by je zarejestrowano. Chciałabym, by Logarchia zrozumiała, że nie zamierzaliśmy robić komukolwiek krzywdy, że chcieliśmy tylko dostarczyć ewolucyjną alternatywę. Że uczyniliśmy, to co uczyniliśmy, dumnie, fachowo, starannie, dla dobra wspólnego.

— Astoreth utrzymuje, że nigdy się z wami w żadnej sprawie nie zgadzała, że nigdy nie znała dobrze nikogo z was, nie mówiąc o tym, że nigdy nie widziała niczego złego w Logarchii. Wszyscy jesteśmy bardzo grzeczni i udajemy, że nie pamiętamy, iż było inaczej.

Zhenling nie odpowiedziała. Jej buty bezdźwięcznie stąpały po żwirze.

— Jestem dumna z tego, co uczyniłam — rzekła po chwili.

— Ze wszystkiego?

Popatrzyła na niego.

— To wszystko było niezbędne — rzekła.

— Przy waszych założeniach, niewykluczone.

Grupa goryli górskich wyszła marszem z bambusowych zarośli i przecięła ścieżkę. Dorosłe zignorowały Gabriela, lecz dzieci na plecach matek spoglądały na niego ciekawie. Białe budowle zoo zaczęły wyłaniać się zza drzew.

Gabriel obserwował goryle, dopóki nie zniknęły, a potem zwrócił się znów do swej towarzyszki.

— Oczywiście wiesz, że Bonham zdał egzaminy, lecz Yuan sfałszował wyniki i zamiast niego promował ciebie.

— Mówiono mi o tym. Nie wiem, czy to prawda.

— Dlaczego mieliby ci mówić nieprawdę?

— Persepolis chcąc zdyskredytować moje idee, zdegraduje mnie.

— Ale czemu mieliby podnosić znaczenie twego partnera Bonhama?

Wzruszyła tylko ramionami. Białe budynki były już bliżej. Gabriel usłyszał krzyk wyjących małp.

— Ciągle jednak myślę o jednym — rzekł Gabriel. — Czy gdyby Gregory Bonham został Aristosem, poszedłby za Yuanem?

Zerknęła na niego.

— Czy może to mieć jakiś związek z prawnym wynikiem procesu?

— Wątpię. Zresztą twoja opinia nie jest żadnym dowodem.

— W takim razie, nie rozumiem, jakie znaczenie ma moja odpowiedź. — Gabriel w milczeniu szedł obok. Zhenling niechętnie przerwała ciszę. — Chciałabym myśleć, że Gregory sam dołączyłby do naszej grupy — dołączył przecież dość chętnie, gdy go poprosiłam jednak nie mogę twierdzić tego na pewno.

Jeszcze trochę danych, pomyślał Gabriel, dla mego modelu umysłu Yuana.

Małpy nadal wyły. Gabriel i Zhenling przeszli pod łukiem, na którym rzeźbione ptaki i zwierzęta sunęły jak rzeka, i weszli do właściwego zoo. Serce Gabriela ścisnął smutek na wspomnienie spacerów z Rubensem, z Marcusem.

— Lubię wielkie koty — rzekła Zhenling. — Zacznijmy od nich.

Zwierzęta trzymano na obszernych wybiegach pod gołym niebem, w warunkach jak najbardziej zbliżonych do ich rodzinnego środowiska. Gepardy miały przestronny wybieg, pantery — drzewa do wspinania i odpoczynku. Nad wybiegami wznosiły się łukowe kładki i tylko dzięki temu dawało się zwierzęta zlokalizować.

Gabriel znał imiona wszystkich zwierząt. Pokazywał je po kolei i opowiadał ich historie. Zhenling posmutniała, patrząc na towarzyszy więziennego losu.

— „Ma wrażenie, że tu tysiąc sztab, a za sztabami nie ma świata”. — Gabriel wiedział, że to Rilke. — Chodźmy stąd — rzekła. — To była pomyłka.

— Jak sobie życzysz.

Gdy opuszczali kładkę, obejrzała się przez ramię na panterę śpiącą na konarze drzewa.

— Biedny ewolucyjny ślepy zaułek — rzekła.

— Ona ma tu lepiej niż na wolności. Będzie żyła dłużej, lepiej jadła.

— Nie będzie miała tylu młodych.

— Ale większy procent młodych przeżyje. To dla ciebie są zalety cywilizacji.

— Na wolności byłaby sobą. Teraz jest domowym zwierzątkiem Aristosa.

— Znam kondycje znacznie nędzniejsze.

Zerknęła na niego. W jej oczach pozostał niemy ślad smutku. Stanęła, westchnęła.

— Wolność — powiedziała — kiedy trwa.

Potem zmusiła się do uśmiechu.

— Czy pomyślałeś o tym — rzekła — że może właśnie realizujesz plan Yuana? On pragnął wstrząsnąć Logarchią, zmusić ją, by na siebie spojrzała z innego punktu widzenia… znowu spowodować ruch.

— Zawsze panował ruch. Ale Yuana najbardziej trapił fakt, że nie on znajdował się w jego centrum.

— To ty jesteś w ruchu. I poruszasz się ku Yuanowi. Floty, systemy łączności, sondy eksplorujące cały wszechświat. To wyprawa badawcza, Gabrielu! Wymaga sprytu i wiedzy. A stawką jest przyszłość ludzkości! I nawet, jeśli go nie znajdziesz, twoje sondy znajdą inne rzeczy. Aristoi będą chcieli je studiować, wyjść poza swą malutką uporządkowaną Logarchię. — Zatrzymała się na chodniku, zaśmiała. — Tego właśnie chciał Yuan! Wreszcie szansa na coś prawdziwie wspaniałego! — Spojrzała na niego płonącymi oczyma. — A w końcu…

— „Czyż to nie wspaniałe być Królem i wjeżdżać w triumfie do Persepolis?”

Uśmiech naciągnął jej pergaminową skórę.

— Plan Yuana wypełniony. I robisz to w imię opozycji przeciw niemu.

Gabriel spojrzał na nią.

— Kiedy go znajdę, zobaczymy, czyj plan wypełniono.

— To najwspanialszy umysł w historii. Niełatwo go pokonać. — Popatrzyła na niego uważnie. — Aby go pokonać, sam będziesz się musiał nim stać. Potrzebna jest aż taka bliskość. A kiedy już nim się staniesz, nie ma znaczenia, który z was rzeczywiście zwycięży.

Gabriel potrząsnął głową.

— Gdybym sądził, że nie ma to znaczenia, nie trudziłbym się organizowaniem tej całej wyprawy.

— Za następne dziesięć tysięcy lat dowiemy się, czy miałeś rację.

Skinął głową.

— Za dziesięć tysięcy lat. W Persepolis.

— „Dziesięć tysięcy lat! Dziesięć tysięcy światów! Persepolis!”. — Ogarnęła ją fala niewytłumaczalnej radości. Obróciła się na pięcie, znowu skierowała do zoo. — Do diabła z tym, Gabrielu — rzekła. — Rzucę okiem na moich kolegów więźniów.

Ruszyła ku klatkom długimi krokami.

Uświadomił sobie, że jego kroki muszą być znacznie dłuższe.

Загрузка...