Przybyły pozostałe gondole, pojawili się przyjaciele, Usłyszeli tragiczną historię. Wszyscy przeżyli szok.
– Nie możesz dzisiaj w nocy zostać sama, Eleno – oświadczyła Indra. – Zostanę z tobą.
– Nie, nie – zaprotestował natychmiast Jaskari. – Tego łajdaka wciąż jeszcze nie odnaleziono, Elena potrzebuje męskiego oparcia.
– Zamierzałem zostawić tutaj dwóch Strażników – zakomunikował Ram.
– To wcale niepotrzebne – rzekł Jaskari. – Bylebym tylko miał rewolwer.
Ram i Indra wymienili porozumiewawcze spojrzenia, które nie uszły uwagi Eleny, wewnętrznie się zarumieniła.
– Poradzę sobie sama.
– Wcale nie – pokręcił głową Ram. – Zgoda, Jaskari, masz tutaj rewolwer, tylko nie strzelaj na oślep, sprawdź najpierw, w kogo celujesz, sporo ludzi krąży tu dziś po nocy.
– Szkoda, że nie ma Nera – westchnęła Indra. – On świetnie umie wywęszyć wroga. Bezbłędnie oddziela ziarno od plew.
Dolg powiedział im, że Nero niecierpliwie czeka w gondoli, nie chciał zabierać ukochanego przyjaciela na spotkanie z rozwścieczonym mordercą. Wyszedł po psa.
– Będę naprawdę dobrze strzeżona – ucieszyła się Elena.
– Być może nie przed wszystkim – zauważyła Indra głosem słodkim jak miód.
Jaskari kopnął ją w kostkę.
Zostali sami, Jaskari, Elena i Nero.
– No dobrze, co teraz będziemy robić? – zapytała dziewczyna. – Grać w pokera?
Jaskari nie odpowiedział, sprawdził, czy dom jest „zamknięty na cztery spusty”. To znaczy włączył mechanizm sprawiający, że dom stał się dźwiękoszczelny i zaciemniony od zewnątrz. Niemożliwe, by ktoś wdarł się do środka.
Miłym uczuciem było patrzeć, jak to robi.
Jaskari wrócił.
– Eleno… Czy ty się w nim zakochałaś?
– Ależ skąd – odparła cierpko. – Zafascynował mnie tym, że sprawiał wrażenie, iż mu się podobam, ale nawet to nie było prawdą. Do diaska, nic nie czułam, kiedy mnie całował.
– Dlaczego więc mu na to pozwoliłaś?
– Tak trudno mi mówić „nie”, rozumiesz to chyba?
– Wcale tego nie rozumiem – zaprzeczył Jaskari z goryczą. – Czy to znaczy, że jeśli jakikolwiek facet będzie cię chciał pocałować, nie odmówisz mu, po prostu z uprzejmości?
Ostatnie słowo wykrzyczał.
– Tego… nie wiem. John był dla mnie bardzo miły.
Jaskari jęknął, a potem przez chwilę milczał.
Stali w kuchni, sprzątali ze stołu szklanki i filiżanki po licznych gościach, Nero leżał przy drzwiach wejściowych tak jak poprosił go Dolgo. Elena myślała o tym, że John musiał być w lesie sam i tylko udawał ściganego.
– A zatem gdybym ja próbował cię pocałować, to byś nie protestowała? – dopytywał się Jaskari natarczywie.
Ojej, serce podskoczyło jej w piersi na samą myśl.
– Nie wygłupiaj się – prychnęła ze śmiechem. – Między nami do takich rzeczy nie dojdzie. Dlaczegóż, u diabła, miałbyś to robić?
– Może dlatego, że miałbym po prostu ochotę. Ale za skarby nie chciałbym, żebyś ty mi się pozwoliła całować tylko dlatego, że trudno ci mówić „nie”. W takim razie wolę raczej całkiem zrezygnować.
Elena poczuła, że znajduje się na niepewnym gruncie. Wstawiała do szafki swoje najlepsze szklanki, w których podała napoje Ramowi i jego Strażnikom, i słyszała, jak delikatnie uderzają o siebie w jej drżących dłoniach. Zauważyła niepewnie:
– Ale walczyłam z nim, kiedy sprawy posunęły się za daleko, naprawdę.
Jaskari zastanowił się.
– Owszem, kiedy zrozumiałaś, że jest mordercą.
– No… nie. Już wcześniej czułam do niego niechęć. Przytrzymałam bluzkę.
– To imponujące – zauważył złośliwie. – No cóż, punkt dla ciebie.
Elena kompletnie nieprzemyślanie wyznała:
– To było całkiem co innego niż z Tsi.
Jaskari odwrócił się i popatrzył na nią wielkimi oczami.
– Byłaś z Tsi?
– Nie, nie – próbowała się usprawiedliwiać. – Nie w takim sensie jak myślisz. Chciałam powiedzieć, że w jego obecności wyczuwam bijącą z niego zmysłowość, a z Johnem wcale tak nie było, chociaż bardzo się starałam.
Och, użyła tego samego wyrażenia, jakim posłużyli się Móri i Tsi, mówiąc o niej. Ciekawe, co na ten temat sądzi Jaskari?
Oczywiście on nie wyczuwał nic takiego w jej obecności, byli sobie jedynie „miłymi wrogami”.
Jaskari odłożył ścierkę, którą wycierał filiżanki, ujął głowę dziewczyny w dłonie, pogładził kciukami po skroniach i popatrzył na nią ze współczuciem.
– Eleno, Eleno, gdzieś ty się taka uchowała? Co się z tobą stało, że jesteś taka uległa? Tak przeklęcie, tak głupio uległa wszystkim?
Elena nie była w stanie patrzeć mu w oczy, spuściła wzrok.
– Matka zawsze mi powtarzała: jeśli będziesz dobra i posłuszna, wszyscy będą cię lubić.
Jaskari westchnął, puścił ją – niestety, zorientowała się Elena – i objąwszy za ramiona poprowadził do salonu.
– Twoja matka miała niesłychanie ciężkie dzieciństwo, podobnie jak wuj Rafael, całe ich życie polegało na rym, żeby być dobrym i posłusznym, aż do czasu gdy zabrali ich do siebie twoi dziadkowie, Theresa i Erling. To jednak, co przeżywa się w najwcześniejszym dzieciństwie, często potrafi głęboko utkwić w człowieku. Danielle pragnęła wyłącznie twego dobra, ogromnie się o ciebie bała, nie chciała, by ktokolwiek cię zranił, w ten sposób pragnęła cię chronić, nauczyć bycia grzeczna, i dobrą dziewczynką, to niestety teraz wychodzi.
– Czym skorupka za młodu nasiąknie… – uśmiechnęła się drżąco, gdy usadowili się na jej jasnej sofce, na której przedtem siedziała z Johnem. Teraz wszystko wydawało się jakieś inne. – Ojciec wychowywał mnie podobnie. „Nigdy nikogo nie rań, bez względu na to, co robisz”, tak brzmiało jego credo.
– Twój ojciec, Leonard, to dobry człowiek, Eleno. Pamiętaj jednak, że ożenił się o niebo wyżej ponad stan. Znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji, z którą jednak dobrze sobie poradził. Mimo to potrafię sobie wyobrazić, że podświadomie wbijał ci do głowy pokorę i troskę o innych, a ty z tym przesadziłaś.
Elena z rezygnacją pokiwała głową. Płacz rozsadzał jej piersi.
– Nie mogę zrozumieć, dlaczego ty zawsze tak źle o mnie myślisz?
– Przecież wcale tak nie jest.
– Staram się we wszystkim ci nadskakiwać, ale ty zawsze prychasz na mnie, bez względu na to, jak bardzo się wysilam.
– Przecież właśnie dlatego prycham. Dlatego, że jesteś nieznośnie uległa i słaba. Przecież ja absolutnie nic o tobie nie wiem, bo zawsze mówisz tak jak inni. Gdzie twoja wola, twoje opinie? Chciałbym zobaczyć prawdziwą Elenę, nie rozumiesz tego? Podobnie jak za sprawą nożyczek Indry z tych zarośli wyjrzała twoja twarz, tak samo ja chciałbym dotrzeć do twojej duszy, ale tego niestety nie da się uczynić w tak radykalny sposób jak obcięcie włosów.
– Przepraszam – szepnęła nieśmiało, a Jaskari słysząc to jeszcze raz jęknął z rezygnacją.
Znów ujął jej twarz w dłonie. Aż dziwne, jak wielką sprawiło jej to przyjemność.
– Od dawna się tobą zachwycam, Eleno. Powinnaś to zauważyć, i fakt, że w obciętych włosach wyglądasz o wiele ładniej, nie ma z tym nic wspólnego. Wcześniej także mi się podobałaś, masz w sobie dużą siłę przyciągania…
Proszę, proszę, a więc i on także, ach, jak cudownie!
– Ale, moja mała stokrotko, nie mam zamiaru starać się o ciebie, jeśli wolno mi użyć takiego staromodnego określenia. Boję się, bo nigdy nie można mieć pewności, kiedy mówisz o czymś z głębi serca, a kiedy po prostu ulegasz moim pragnieniom. O, nie, kochana, sama będziesz musiała do mnie przyjść, jeśli kiedykolwiek się mną zainteresujesz.
Przecież już tak jest, chciała powiedzieć Elena, rozumiała jednak, że i tak by jej nie uwierzył. Zwłaszcza że w tym tygodniu był już i Tsi-Tsungga, i John.
Jaskari ciągnął:
– Będziesz mogła przyjść i błagać mnie na kolanach, no prawie, aż tak brutalny nie jestem, ale musisz wiedzieć, czego chcesz, i ja muszę wiedzieć, że mówisz to naprawdę szczerze. Dopóki tak się nie stanie, pozostaniemy przyjaciółmi. Nie będę się więcej na ciebie irytował, ale zacznę cię przywoływać do porządku, jeśli powrócisz do swych obyczajów zahukanej dziewczynki. Wiem, że podejmuję ryzyko, iż zakochasz się w kim innym, kto być może obdarzy cię banalnym komplementem, ale muszę spróbować. Czy to dla ciebie jasne?
– Tak jest, generale – uśmiechnęła się Elena. – Cieszę się, że mi to wszystko powiedziałeś, być może dzięki temu popatrzę na siebie i na świat z właściwszej perspektywy. Ażeby pokazać ci, że czegoś się nauczyłam, postanawiam, że ty będziesz spał na kanapie, a ja w sypialni.
– Tak powinno to brzmieć – rzekł z zadowoleniem Jaskari. – Musisz domagać się swoich praw.
Przez cały czas nie odsuwał rąk od jej głowy. Nagle pochylił się i ją pocałował. Delikatnie, czule i długo. Kiedy wreszcie ją puścił, Elena westchnęła.
– Ojej, poczułam to, naprawdę, całą sobą.
Jaskari nie musiał mówić, że i na nim pocałunek zrobił wrażenie. Jego zakłopotana twarz jaśniała.
– To bardzo dobrze – wydusił z siebie. – A teraz dobranoc, zostawię Nera na straży przy drzwiach twojej sypialni, żeby przypadkiem coś nie strzeliło mi do głowy.
Kiedy każde oddzielnie rozbierało się do snu, zadzwonił telefon. Na życzenie Eleny odebrał go Jaskari.
Dzwonił Ram z informacją, że złapali Johna. Miał teraz dostać „nową szansę”, jak wyraził się Ram.
– Czy to właśnie nazywacie filtracją? – dopytywał się Jaskari.
Ram zwlekał z odpowiedzią.
– W pewnych przypadkach tak, mamy różne rodzaje filtracji, w zależności od tego, na co zasłużyła dana osoba
– „Nowa szansa” to jedna z ostrzejszych kar, prawda?
– Rzeczywiście, tak można powiedzieć.
Jaskari zakończył rozmowę. Położyli się spać w oddzielnych pokojach, z Nerem pełniącym rolę czujnej przegrody.
John przyglądał się swoim Strażnikom z nie skrywaną pogardą.
Jak dalece można okazać się głupim?
Mieli wszak możliwość wtrącenia go do więzienia, zgładzenia czy też wymyślenia jakiejś strasznej kary. Zamiast tego chcieli dać mu nową szansę, jak się wyrazili.
I rzeczywiście zamierzał ją wykorzystać, co oni sobie wyobrażają?
Miał znaleźć się poza Królestwem Światła, słyszał oczywiście, że tam jest niebezpiecznie, mieszkają dzikie plemiona, a z oddali, od strony Czarnych Gór, dochodzą krzyki. Ale upiorne dźwięki na pewno są tylko ułudą.
Nie znali podpułkownika Johna, potrafił zapanować nad całym pułkiem, czymże w porównaniu z tym są jacyś prymitywni dzicy? Zapanuję nad nimi, wydając odpowiednie rozkazy, a potem oni wskażą mi powrotną drogę na powierzchnię Ziemi.
Strażnicy przyczyniają się w zasadzie do spełnienia jego pragnień, wróci do Doris, która nareszcie poniesie zasłużoną karę. Ona i jej kochanek.
Zwycięstwo będzie słodkie, myślał John, nie zastanawiając się, że upłynęło już ponad sto lat.
Stanęli przy murze. Kilkoma ruchami ręki i prostymi słowami Strażnicy otwarli niewidzialne drzwi. Szkoda, że ludzie nie mają pojęcia, że w tym miejscu jest przejście. On już teraz wie, to dobrze, na wypadek gdyby chciał tam wrócić, to jednak mało prawdopodobne.
Znalazł się na zewnątrz, drzwi zamknęły się za nim bez słowa pożegnania czy życzenia powodzenia. On także się nie odezwał, dlaczego zresztą miałby coś mówić, skoro w Królestwie Światła tak niegodziwie go potraktowano? Jego, podpułkownika!
Podpułkownik radził sobie w Ciemności przez dziesięć minut, potem wyszedł wprost na potwory. Co to takiego? Jak rozmawiać z tymi tutaj? Nie mógł się z nimi porozumieć, w ogóle go nie słuchały, wiele też powiedzieć nie zdążył, otoczyły go ze wszystkich stron. Dzika bestia, niepodobna ani do człowieka, ani do zwierzęcia, wbiła mu kły w ramię i wyszarpała kawałek ciała, Był to sygnał do ogólnej walki o smaczne kąski.
Początkowo oburzony, później śmiertelnie przerażony krzyk Johna prędko umilkł.